Trudno powstrzymać wyobraźnię, myśląc o tym, jak w poniedziałkowe popołudnie Rada Mediów Narodowych zwolniła z funkcji prezesa TVP Jacka Kurskiego. Prezes opuszcza zdalne posiedzenie Rady, z samochodu próbuje połączyć się na nowo i wtedy dowiaduje się, że już nie może. Wyobraźnia podsuwa wtedy linki do filmów o niedziałających hasłach do maili zwolnionych menadżerów z Wall Street, do zdjęć Stalina z pustym miejscem po Trockim, albo, by nie szukać za daleko, do okolicznościowego albumu wydanego na dziesięciolecie PiS-u, w którym na żadnym zdjęciu nie ma Ludwika Dorna.

Jacek Kurski zniknął nagle z okienka w komunikatorze – oraz z fotela prezesa. Nie wiadomo jednak, czy za chwilę gdzieś się nie pojawi w nowej odsłonie.

Prezes prezesowi wilkiem

Na razie dziennikarze docierają do polityków PiS-u, którzy mówią anonimowo, jak Jarosław Kaczyński na oczach całej Polski grilluje Kurskiego. Czyta się to ekscytująco, na przykład w tekście Agaty Kondzińskiej na Wyborcza.pl: „W partii zmiana w Telewizji Polskiej wielu zaskoczyła. – I o to też chodziło, to był sygnał dla całego naszego obozu. Nikt nie może się czuć pewnie, każdy jest do zmiany – słyszymy na Nowogrodzkiej”.

„Nasz rozmówca z Nowogrodzkiej wylicza: – Posłowie PiS żalili się, że ich kosztem promowani są w TVP politycy Solidarnej Polski […]”. „– [Kurski] Chciał odejść z TVP, ale na własnych warunkach, po wskazaniu swojego następcy. Takiego ciosu się nie spodziewał, a powinien”.

To jest brutalna polityka, darmowe widowisko w postaci pozbawienia władzy prezesa telewizji, który nie liczył się z niczym, nie wykazywał jakąkolwiek przyzwoitością, manipulując odbiorcami. Pomagał PiS-owi wygrywać wybory, utrzymywać notowania, robić wrogów publicznych z najważniejszych przeciwników politycznych, promować politycznych kumpli. Cynicznie, bezwstydnie, publicznie uprawiał brudną politykę w publicznym medium. Dlatego jego upokorzenie jest tak efektowne, zabawne, satysfakcjonujące. Kurski już nie bezkarny, tylko „na kolankach”, jak śpiewał Kazik o zwyciężonym przeciwniku Andrzeja Gołoty, daje uczucie wytchnienia, przez które zapominamy, że powinno to wyglądać inaczej.

W swoje szachy, czy też sumo, a może MMA, politycy partii rządzącej grają za nasze, obywateli, pieniądze i robią to kosztem sprawnego zarządzania naszym państwem. Sytuacja, która prowokuje do żartów, jest poważna. To, że oficjalnie nie podano powodów nagłego odwołania Kurskiego, że nie odegrano przed obywatelami żadnego przedstawienia, które uzasadniałoby tę decyzję, pokazuje, że władza nie stara się nawet tworzyć pozorów działania na rzecz dobra wspólnego. Przecież my, obywatele, moglibyśmy pomyśleć, że Kurski zrobił coś, za co powinien odpowiadać, albo że ponosi odpowiedzialność za karygodny sposób zarządzania publicznym medium. Jednak nie przychodzi nam to do głowy, wydaje się oczywiste, że usunięcie Kurskiego z telewizji to polityczna decyzja prezesa. I nie protestujemy, że w ten sposób prezesów nie powinno się usuwać.

Upolitycznianie instytucji stało się już dla nas normą, a władza nawet nie kryje, że kieruje się w swoim działaniu wyłącznie korzyścią polityczną. Kaczyński, bo co do tego, że on za tym stoi, chyba nikt nie ma wątpliwości, znienacka pozbawia Kurskiego publicznej funkcji, jakby to był jego folwark. Do tego są instytucje działające za pieniądze publiczne, czyli nasze, żeby politycy mogli osiągać swoje cele w sposób dla siebie najwygodniejszy.

Kwiatkowski jak kryształ

Okoliczności odwołania Kurskiego mogłyby być inne. Wniosek mógłby zostać złożony z wyprzedzeniem, członkowie Rady Mediów Narodowych mogliby przedstawić argumenty na rzecz swoich decyzji. W końcu telewizja publiczna to nie agencja wywiadu, nie musi wszystkiego utajniać. A charakter spółki, która zajmuje się między innymi nadawaniem programów informacyjnych, wymaga wiarygodności.

W tej sytuacji na wzór transparentnego działania wyrasta członek RMN Robert Kwiatkowski, który opowiada o tym, że głosował za odwołaniem Kurskiego, chociaż był zaskoczony wnioskiem. Jako były prezes TVP staje się też nagle wzorem zgodnego ze standardami zarządzania tą instytucją, chociaż była ona pod jego rządami upolityczniona. Jednak nigdy nie do tego stopnia, jak za prezesury Kurskiego, dlatego złe przykłady z przeszłości blakną.

Telewizja to symboliczny przykład działania całego państwa PiS-u – sprywatyzowanego przez polityków, którzy są już tak zepsuci, że nawet nie próbują ukryć swoich motywacji. W tej sytuacji nie ma wprawdzie sensu bronić Kurskiego, ale już stanowiska, które zajmował przed sprowadzaniem do roli stołka w folwarku – tak. Oczywiście w obecnej sytuacji nie przyniesie to żadnych skutków, chodzi o to, żeby do czasu, aż władza się zmieni, obywatele nie zapomnieli, jakie są standardy demokratycznego państwa.