Kiedy przed sądem stają oskarżeni o ludobójstwo starcy, mamy na ogół do czynienia z ludźmi, którzy swych zbrodni mieli się dopuścić w młodości, przymusowo zwerbowani przez upadającą III Rzeszę do obsługi jej machiny zagłady. Trudno jest, w niemal osiemdziesiąt lat po wojnie, oceniać ich ówczesny stan świadomości i realne możliwości wyboru, jest też coś immanentnie niesprawiedliwego w założeniu, że czyn popełniony w wieku 18 lat przekreślać ma całe późniejsze życie.
Kontrargumentem jest to, że udział w ludobójstwie jest czynem tak przeraźliwym, że istotnie przekreśla całe późniejsze życie – bo ofiary ludobójstwa, czy miały rok, czy sto, całego tego późniejszego życia pozbawiono. To dlatego ta zbrodnia nie podlega przedawnieniu. A jednak procesy starców za czyny popełnione, gdy byli młodzieńcami, budzą moralny niepokój, niezależnie od tego, czy skłaniamy się ku karaniu, czy ku odstąpieniu od kary.
Inaczej jest jednak, gdy w ludobójstwie uczestniczył ktoś w sile wieku, a to, że staje przed sądem jako 87-letni starzec, wynika jedynie z tego, że skutecznie się przez następne ćwierć wieku ukrywał przed sprawiedliwością – i gdy czyny, które mu się zarzuca, nie ograniczają się do pracy urzędnika, choćby i w Auschwitz.
581 ton maczet z „najprzedniejszej brytyjskiej stali”
Prokuratura międzynarodowego trybunału w Hadze, który przejął funkcję Trybunału z Aruszy do spraw zbrodni w Rwandzie, zarzuca Felicjanowi Kabudze, którego proces rozpoczął się w czwartek, że jako założyciel i dyrektor Radio Mille Collines w Kigali odegrał kluczową rolę w organizowaniu rwandyjskich Hutu do udziału w ludobójstwie Tutsich w 1995 roku i motywowaniu ich do trwania w tym zbrodniczym dziele.
Zarzuca mu się też, że z własnej kieszeni zakupił, za 95 milionów franków rwandyjskich, w firmie Chillington 581 ton maczet „z najprzedniejszej brytyjskiej stali”, opatrzonych firmowym znakiem krokodyla. Posłużyć miały one, wraz z innymi, sprowadzonymi z Chin, jako główne narzędzie rzezi. Chillington, który udzielił zniżki na ten ogromny hurtowy zakup, chwalił się potem, że w lutym 1994 roku sprzedał do Rwandy więcej maczet niż w roku poprzednim na całym świecie.
Ale Kabuga do biednych nie należał, stać go było. Choć sam pochodził z ludu i fortuny dochrapał się ciężką pracą, stał się jedną z najważniejszych osób w państwie, zausznikiem prezydenta Juvenala Habyaramany, którego synowie poślubili dwie jego córki.
Gdy 14 kwietnia 1994 roku nieznani do dziś sprawcy zestrzeli podchodzący do lądowania prezydencki samolot, rządzący w Kigali hutyjscy ekstremiści o zbrodnię oskarżyli prześladowaną tutsyjską mniejszość. Reżim przegrywał wojnę z reprezentującą i Tutsich, i jego hutyjskich przeciwników partyzantką RPF, z którą prezydent zawarł, pod auspicjami ONZ, kruchy rozejm. Wielu u władzy miało mu to ustępstwo za złe, pragnęli rozprawić się z wrogami raz na zawsze – stąd maczety. Gdy spadł samolot, można ich było wreszcie użyć.
Ludobójstwa nie da się zaimprowizować
Ale ludobójstwa nie da się zaimprowizować. Powszechnie słuchane radio RMC w pełni poparło kampanię „Zetnijcie wysokie drzewa” (Tutsi byli z reguły wyżsi niż Hutu). Jego reporterzy śledzili konwoje uciekających przed maczetami wrogów i podawali ich położenie. Popularne prezenterki szydziły z gmin, gdzie wskaźnik ściętych drzew był niski: „Co to, mężczyzn u was nie ma?”. Nieliczni, którzy przeżyli, opowiadali potem, że RMC była jak sieć, z której nie można było się uwolnić.
A świetne, wpadające w ucho piosenki o tępieniu inyenzi („karaluchów” – tak Hutu nazywali Tutsich) czyniły z ludobójstwa i obowiązek, i wspaniałą zabawę, którą szkoda byłoby ominąć. W sześć tygodni wymordowano 800 tysięcy ludzi. Nawet niemieckie krematoria nigdy nie osiągnęły takiej wydajności.
Gdy RPF zdobył Kigali, Kabuga uciekł – i po początkowej tułaczce osiadł, przez nikogo nie niepokojony, mimo międzynarodowych listów gończych, pod własnym nazwiskiem pod Paryżem – i przeżył tam w spokoju następne 23 lata. Proces powinien pozwolić ustalić, kto mu w tym pomagał i jak to się stało, że w 2022 roku sprawiedliwość go jednak znalazła.
Na razie jednak obrona odrzuca zarzuty aktu oskarżenia. Maczety były kupione dla usprawnienia produkcji rolnej, jako dyrektor RMC Kabuga nigdy nie ingerował w linię programową radia, a cały proces to jedynie dręczenie 87-letniego starca.
Ofiary czekają na proces od 25 lat
Sam oskarżony sprawę bojkotuje, bo żąda zmiany adwokata, wyznaczonego mu przez sąd: prokuratura zajęła mu konta i nie stać go na prawnika, a przyjęta linia obrony mu nie odpowiada. Odmrożenia kont domaga się też rodzina Kabugi, bo z nich się głównie utrzymuje.
Sąd jest zdania, że mecenas Emmanuel Altit, czołowy francuski obrońca, jest jak najbardziej kompetentny, a zmiana adwokata opóźniłaby o całe miesiące proces, na który ofiary czekają od ponad ćwierć wieku. Te, które przeżyły, oczywiście.
Z moją rwandyjską przyjaciółką Assumptą Muginarezą i kilkoma ocalałymi członkami jej rodziny byłem w rocznicę ludobójstwa na grobie jej matki w ich rodzinnej wiosce. Dziś mieszkają w niej już tylko Hutu i jeden z nich przyznał się, gdzie wrzucił ciało jej matki (do latryny). Assumpta mogła wydobyć i godnie pochować szczątki. Modlitwy zakłócił zgrzyt: to sąsiad ostrzył maczetę na osełce. O dobrą brytyjską stal należy dbać, zwłaszcza że teraz istotnie służy ona jedynie pracom rolnym.