Spór starych z młodymi na temat pracy przypomina czasami „Satyrę na leniwych chłopów”. Autor tego średniowiecznego utworu opisuje, jak chłopi wykorzystują okazje, by odetchnąć od pańszczyźnianych obowiązków. Tak samo brzmią narzekania autorów sukcesów osiągniętych na przełomie lat dziewięćdziesiątych i wczesnych dwutysięcznych na dzisiejszą młodzież. Milionerzy i medialne gwiazdy dziwią się w mediach, że ich młodzi podwładni nie chcą pracować po 16 godzin, tak jak robili to oni. Młodzi odpowiadają – nie chcemy pracować w ten sposób na was. Czyli jak chłopi na pana.
Czy to oznacza, że młodzi są leniwi, roszczeniowi, rozpieszczeni? Czy eksploatowane do bólu sformułowanie „płatki śniegu” trafnie opisuje pokolenie, które oczekuje przestrzegania jasnych zasad pracy? Wygląda na to, że spór starych z młodymi dotyczy czegoś więcej, niż pokazują to nacechowane emocjonalnie argumenty o wyzyskiwaczach i leniach. Jest to spór o kulturę pracy, której starsze pokolenie nie nauczyło się, bo nie miało za bardzo gdzie – i dlatego nie przekazuje jej młodym.
W rzeczywistości przedstawiciele „kultury zapierdolu” nie zawsze pracowali 16 godzin dziennie, by zostać milionerką, gwiazdą telewizyjną czy partnerem w kancelarii prawniczej. Efekty ich pracy były skromniejsze. Pracowali za dużo, pozwalając na nadużycia wobec siebie, bo bali się utraty pracy. Były to nie tylko czasy błyskotliwych karier. To także czasy, w których łatwo było stracić pracę i trudno znaleźć nową, więc była ona dobrem, dla którego wiele się poświęca.
Aby sprowadzić dyskusję na właściwe tory, powinniśmy sobie zadać następujące pytanie: jaka praca jest wartością? Nowość, którą przyniosły dzisiejsze czasy, wraz z niższym bezrobociem, a także podejściem nowego pokolenia, polega na tym, że możemy krytycznie spojrzeć na wartość pracy i zastanowić się nad tym, jakie relacje w pracy byłyby lepsze.
W tej chwili coraz wyraźniej widzimy nadużycia dawnego podejścia, ale warto, byśmy dostrzegli więcej – to, że lepszą kulturę pracy trzeba umieć zbudować. To jest wyzwanie na współczesne czasy, w którym spotykają się na rynku pracy pokolenia z różnym podejściem i doświadczeniem. Warto przyjąć standardy, które pozwolą pracować efektywnie, wartościowo, ale i tak, by zachować równowagę między pracą a życiem prywatnym.
W najnowszym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o zmieniającej się kulturze pracy i o tym, co doskwiera w pracy młodym i starszym.
Karolina Wigura, współzałożycielka „Kultury Liberalnej” opisuje, jak wpłynęły na nią antyprzykłady kultury pracy, których doświadczyła w swoich pierwszych redakcjach. „Jako członkini grupy ludzi, którzy ponad 10 lat temu zakładali «Kulturę Liberalną», wiedziałam, czego nie chcę w kulturze miejsca pracy, które sama buduję. Wiedziałam, że nie chcę, aby struktura wymagała od ludzi poświęcenia własnego życia. Wiedziałam, że chcę, żeby prawa pracownicze każdej osoby były respektowane. Wiedziałam, że chcę budować kulturę pracy, w której ważne spotkania nie rozpoczynają się po godzinie 17” – pisze. „Praca sama w sobie – aby zacytować mojego redakcyjnego kolegę, Tomasza Sawczuka – nie jest wartością. Wartością jest praca wartościowa. Taka, w której ludzie mają poczucie wspólnoty, ważnego celu, społecznego znaczenia tego celu, ale też bezpieczeństwa i solidarności. Taka, wreszcie, w której ludzie wiedzą, że są słuchani, że mają wpływ, że szanowane jest to, co robią”.
„W dyskusję o «kulturze zapierdolu» wpisana jest pewna iluzja dotycząca sukcesu. Mówi się, że ludzie, którzy osiągnęli sukces dzięki ciężkiej pracy (a czasem pierwszemu milionowi, nawet symbolicznemu), oczekują teraz takiego samego poświęcenia od młodych podwładnych, jednak oni nie mogą już osiągnąć takiego samego, bo miejsca na górze zajmuje starsze pokolenie” – pisze dziennikarka „Kultury Liberalnej” Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin. „Oczywiście tak też jest, ale nie wyłącznie. Sukces nie jest jedynym motywem, wokół którego kręci się ta «kultura». Jest to zjawisko bardziej demokratyczne. Zetknął się z nim Tomasz Lis, który w młodzieńczym wieku został gwiazdą telewizyjną, korzystając z dobrego momentu, jak również pracownik agencji pracy tymczasowej, który pracował dużo, za małe pieniądze, a przede wszystkim bez żadnych praw pracowniczych. «Kultury zapierdolu» nie nakręcało w tym wypadku dążenie do sukcesu albo konieczność pracy na cudzy sukces, lecz bezrobocie”.
„Przecież pracujemy równie ciężko!”, piszą przedstawiciele najmłodszego pokolenia w zespole „Kultury Liberalnej”, dwudziestolatkowie plus – Zofia Majchrzak i Adam Józefiak. „Taka jest nasza odruchowa reakcja, gdy słyszymy opowieści o poświęceniach Kulczyk, Lisa, Matczaka czy Żakowskiego i ich paternalistyczne wypowiedzi pod adresem «młodych». Ale po chwili dociera do nas, że w rozmowie o polskiej kulturze pracy chodzi o coś zupełnie innego. Polskie społeczeństwo nie jest już jak start-up. Od początku transformacji minęło ponad trzydzieści lat. […] Dzisiejsi „boomerzy”, którzy pouczają młodych, że nie chce im się pracować, korzystają z przywilejów pozycji i doświadczenia. A jednocześnie tłumaczą własne błędy stylem pracy i zarządzania wyniesionymi z młodości – z czasów, których już nie ma”.
Czy jako społeczeństwo jesteśmy gotowi do przyjęcia nowej kultury pracy?
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”