Każdego roku trafia się przynajmniej jeden taki nowy serial, którego nagły sukces jest całkowitym zaskoczeniem dla wszystkich, z jego twórcami włącznie. Na papierze „The Bear” [FX, 2022–, w Polsce na Disney+] to kolejny półgodzinny komediodramat, tym razem osadzony w chicagowskiej restauracji z kanapkami. Nie jest to adaptacja znanej książki ani część franczyzy, a w obsadzie nie ma nawet żadnego stand-upera, który swoją osobowością i unikalną perspektywą mógłby przyciągnąć przynajmniej swoich fanów (tak jak w przypadku tytułów takich jak „Ramy” [Hulu, 2019–) czy „Mo” [Netflix, 2022–]). Mimo to amerykańscy widzowie i krytycy przyjęli „The Bear” z otwartymi ramionami, a serial szybko stał się wakacyjnym hitem oraz przedmiotem żywych dyskusji.
Sztuka stand-upu miała jednak pewien wpływ na ostateczny kształt „The Bear”. Jego twórca, Christopher Storer, wielokrotnie współpracował z komikami (między innymi Bo Burnhamem i Hasanem Minhajem) jako producent i reżyser, a razem z Ramym Youssefem współtworzy serial „Ramy”, gdzie proporcje pomiędzy komedią a dramatem często odbiegają od przyzwyczajeń widzów. Storer ma na swoim koncie także dokument „Sense of Urgency” [2013], opowiadający o szefie kuchni Thomasie Kellerze, właścicielu znanej restauracji The French Laundry w Kalifornii. „The Bear” łączy dotychczasowe doświadczenia i zainteresowania jego twórcy, dzięki czemu powstał specyficzny serial o branży gastronomicznej, w którym nie brakuje charakterystycznej dla stand-upu gotowości na improwizację, gdy coś pójdzie nie tak. Podczas gdy inny tegoroczny tytuł, „Rozdzielenie” [Apple TV+, 2022–], prowokował do przemyślenia roli zatrudnienia w naszym życiu za pomocą dystopijnej wizji, „The Bear” stawia na bezpośredniość i wrzuca nas w sam środek chaotycznej kuchni, pokazując brutalne kulisy pracy w chicagowskiej restauracji.
Na rozgrzanej patelni
„The Bear”, zgodnie z realiami, które przedstawia, nie traci czasu. Odcinki są krótkie, dynamiczne i pełne detali, które łatwo przegapić, ale twórcy w żadnym momencie nie prowadzą nas za rękę. Jednak nawet kiedy nie dostrzegamy wszystkich szczegółów, które przyprawiają widzów z doświadczeniem w gastronomii o palpitacje serca, serial i tak wciąga nas w swój intensywny świat. Akcja rozpoczyna się in medias res: główny bohater, młody szef kuchni Carmy Berzatto (Jeremy Allen White), od dwóch tygodni prowadzi lokal swojego brata, który ten zostawił mu w spadku po swojej samobójczej śmierci. Restauracja The Original Beef of Chicagoland, serwująca popularne w mieście kanapki Italian beef, jest zadłużona, a jej pracownicy niechętni jakimkolwiek zmianom. Niemal wszystko stanowi źródło stresu – brak pieniędzy, bałagan w rachunkach czy psująca się toaleta.
Główny bohater nie jest zresztą żadnym ideałem – to chodzący kłębek nerwów, wymiotujący z nadmiernego stresu. Carmy ma do przepracowania swoje własne traumy, które dręczą go w koszmarnych snach – nowojorski świat spod znaku gwiazdek Michelin nie pozostawił go bez psychicznych blizn. | Karol Kućmierz
Carmy to utalentowany kucharz, który pracował w najlepszych nowojorskich restauracjach. Jego sława i umiejętności jednak nie imponują nikomu w Chicago, a na pewno nie jego przyszywanemu kuzynowi Richiemu (Ebon Moss-Bachrach), z którym Carmy ściera się na każdym kroku. Główny bohater nie jest zresztą żadnym ideałem – to chodzący kłębek nerwów, wymiotujący z nadmiernego stresu. Carmy ma do przepracowania swoje własne traumy, które dręczą go w koszmarnych snach – nowojorski świat spod znaku gwiazdek Michelin nie pozostawił go bez psychicznych blizn. Nie ma jednak czasu na terapię, bo jest zbyt zmęczony, a czeka go kolejny pełen napięcia dzień w kuchni z niesforną załogą.
W pogoni za realizmem
Twórcy „The Bear” nie dysponowali wysokim budżetem, ale wszystkie dostępne środki wykorzystano, żeby osiągnąć jak najwyższy poziom autentyczności. Inspiracją dla głównego miejsca akcji serialu – The Original Beef of Chicagoland – jest prawdziwa restauracja The Beef, która działa w Chicago od 1978 roku, a jej obecnym właścicielem jest Christopher Zucchero, przyjaciel Christophera Storera z dzieciństwa. Pierwszy odcinek został sfilmowany właśnie w tej kuchni, a w kolejnych wiernie odtworzono jej ciasne kąty w studiu filmowym (z dodatkowym miejscem na kamery). Podczas realizacji serialu twórcy konsultowali szczegóły z doświadczonymi szefami kuchni – siostrą głównego scenarzysty Courtney Storer oraz znanym kanadyjskim kucharzem Mattym Mathesonem, który także pojawia się w roli Neila, przyjaciela z dzieciństwa Carmy’ego i Richiego, wspierającego restaurację jako złota rączka.
Duża odpowiedzialność za stworzenie iluzji prawdziwej kuchni spoczywała na barkach aktorów. Jeremy Allen White oraz Ayo Edebiri, grająca Sydney (stażystkę, a później sous-chef – prawą rękę Carmy’ego), uczestniczyli w dwutygodniowym kursie w prestiżowej szkole kulinarnej w Pasadenie, ponadto White szlifował swoje umiejętności między innymi w znanym bistro Pasjoli w Santa Monica, gdzie ćwiczył krojenie i podglądał gesty profesjonalistów. Z kolei Lionel Boyce, grający Marcusa, aspirującego cukiernika, uczył się odpowiednich technik w Hart Bageri w Kopenhadze. Eksperci prawdopodobnie rozpoznają pojedyncze fałszywe nuty w ruchach aktorów, ale powierzchowne wrażenie jest imponujące. W serialu nie korzystano z dublerów dłoni, więc widzimy wytatuowane ręce Jeremy’ego Allena White’a szatkujące cebulę i seler naciowy, podczas gdy aktor jednocześnie wymienia kąśliwe uwagi z resztą obsady.
„The Bear” nie idealizuje w żaden sposób pracy w kuchni i pokazuje, jakie są jej prawdziwe koszty – finansowe, psychiczne i fizyczne. | Karol Kućmierz
Mieszkańcy Chicago nie omieszkali skrytykować „The Bear” za nie do końca wierny portret ich miasta – nieudane akcenty, nieaktualny slang i niezgodności geograficzne (dzielnica pokazywana w serialu jako niebezpieczna, jest tak naprawdę dawno zgentryfikowana), ale profesjonaliści z branży kulinarnej prawie jednogłośnie chwalą twórców za realistyczne przedstawienie warunków pracy w restauracji. Niektórzy nie potrafią nawet przebrnąć przez cały serial, ponieważ ten przywołuje ich osobiste traumatyczne przeżycia i wspomnienia. „The Bear” nie idealizuje w żaden sposób pracy w kuchni i pokazuje, jakie są jej prawdziwe koszty – finansowe, psychiczne i fizyczne. W jednej krótkiej retrospekcji na początku drugiego odcinka oglądamy, jak Carmy jest werbalnie dręczony przez swojego szefa w modnej nowojorskiej restauracji, co, jak przyznają kucharze, wciąż bywa doświadczeniem wielu z nich. Toksyczność zachowań w branży gastronomicznej to cały czas poważny problem – oddalamy się co prawda od stereotypu charyzmatycznego, krzyczącego na wszystkich szefa kuchni pokroju Gordona Ramsaya, ale do zupełnie zdrowego środowiska pracy jeszcze daleko. I nie chodzi tutaj tylko o prestiżowe restauracje – lokale z kanapkami, takie jak ten w „The Bear”, również przenika podobna atmosfera, wzmacniana przez wszechobecny stres.
Sytuacja branży gastronomicznej jest szczególnie trudna po pandemii – wielu pracowników odchodzi, rozczarowanych nieustanną presją, przepracowaniem i niską płacą (w USA między 2019 a 2021 z pracy zrezygnowało ponad milion pracowników). Jednak pojawiają się też nadzieje na zmiany – niektóre stany walczą o ustanowienie płacy minimalnej na takim poziomie, żeby pracownicy nie musieli polegać wyłącznie na napiwkach. „The Bear” również pokazuje, że pewne zmiany na lepsze są możliwe, pomimo licznych trudności. Carmy, Sydney i Richie próbują wspólnie stworzyć takie warunki pracy, żeby na pierwszy plan wysunęły się jej pozytywne aspekty: satysfakcja z tworzenia potraw, które przynoszą ludziom radość, poczucie wspólnoty, rozwijanie swoich umiejętności. Jednak pomimo podobnych celów pole do konfliktów jest wciąż duże – co doskonale widać w co drugiej scenie „The Bear” – wyszkoleni w toksycznych warunkach kucharze wciąż muszą zrzucić wiele emocjonalnego bagażu, żeby móc zacząć budować od nowa. Mimo to serial Christophera Storera zmierza razem z bohaterami w kierunku, w którym widać światełko w mroku.
Temperatura wrzenia
„The Bear” przykuwa uwagę widza już od pierwszej sekwencji, w której nasza wiedza o bohaterach i świecie przedstawionym jest jeszcze nikła. To zasługa przemyślanej warstwy wizualnej i dramaturgii – klarownej i skupionej na przekazywaniu istotnych informacji w nienachalny sposób. Wystarczy uważnie obserwować zachowania postaci, żeby zrozumieć ich charaktery, motywacje, słabe punkty i zalety. Z tempa krojenia warzyw i obsesyjnego dbania o czystość stanowiska pracy za pomocą szczoteczki do zębów można wiele wywnioskować. Podobnie jest z dialogami – większość rozmów dotyczy praktycznych spraw restauracji, na przykład ostrości noży czy nalepek na pojemniki, które zatykają zmywarkę, ale z każdej takiej wymiany zdań dowiadujemy się czegoś nowego o bohaterach i co jest dla nich ważne.
Odbiór „The Bear” może być bardzo stresującym doświadczeniem, chociaż dramaturgia serialu opiera się na zupełnie przyziemnych problemach. Może właśnie dlatego produkcja odniosła taki sukces – bez wydumanych zwrotów akcji i sensacyjnego naddatku widzowie mogli się bezpośrednio zidentyfikować z sytuacją bohaterów. | Karol Kućmierz
Chociaż akcja rozgrywa się współcześnie, styl wizualny serialu mocno nawiązuje do amerykańskiego kina lat siedemdziesiątych, w którym zawsze dużo dzieje się w kadrze – skojarzenia z twórczością Sidneya Lumeta („Pieskie popołudnie” [1975]) są jak najbardziej uzasadnione. Christopher Storer i Joanna Calo, którzy reżyserowali poszczególne odcinki, zadbali o szybkie tempo akcji oraz interesujące, asymetryczne ujęcia, a kiedy sceny tego wymagają, kamera zatrzymuje się na dłużej przy twarzach bohaterów, cierpliwie śledząc ich reakcje i emocje, jak podczas poruszającego monologu, w którym Carmy opowiada o relacji ze swoim zmarłym bratem na spotkaniu anonimowych alkoholików. W sekwencjach, w których chaos i emocje narastają z każdą sekundą, jak w odcinku siódmym, sfilmowanym w jednym 18-minutowym ujęciu, trudno nie pomyśleć też o niezwykle intensywnym kinie braci Safdie („Good Time” [2017], „Nieoszlifowane diamenty” [2019]). Podobnie jak ten reżyserski duet, twórcy „The Bear” doskonale wiedzą, kiedy maksymalnie podkręcić tempo, a kiedy nieco zwolnić i dać widzom chwilę na dłuższą refleksję. To ciągłe balansowanie na granicy wrzenia sprawia, że serial ogląda się z nieustającym zaangażowaniem.
Dramat bez ulepszaczy
Odbiór „The Bear” może być bardzo stresującym doświadczeniem, chociaż dramaturgia serialu opiera się na zupełnie przyziemnych problemach. Może właśnie dlatego produkcja odniosła taki sukces – bez wydumanych zwrotów akcji i sensacyjnego naddatku widzowie mogli się bezpośrednio zidentyfikować z sytuacją bohaterów. To właśnie wyróżnia „The Bear” na tle innych seriali, których akcja rozgrywa się w miejscu pracy. Dramat rodziny Carmy’ego, związany z samobójstwem jego brata, to element emocjonalnego tła, który tylko w kluczowych momentach wychodzi na pierwszy plan – na przykład we wzruszającej retrospekcji z odcinka szóstego, w której po raz pierwszy widzimy Michaela (Joe Bernthal), kiedy ten uczy swojego młodszego brata Carmy’ego, jak we właściwy sposób przyrządzić braciole (zrazy wołowe po włosku). Poza tym wątkiem dramaty bohaterów „The Bear” najczęściej bezpośrednio dotyczą ich pracy: relacji interpersonalnych, zdobywania pieniędzy na kolejne dostawy (Carmy sprzedaje w tym celu swoje vintage’owe kurtki jeansowe), przyciągania nowych klientów (założenie systemu zamówień online), wdrażania francuskiej hierarchii brigade de cuisine pomimo niechęci załogi.
Scenarzyści nie forsują żadnych wątków romantycznych, życie osobiste bohaterów jest sygnalizowane jedynie po to, żeby uzupełnić charakterystykę danej postaci, a problemy, które przychodzą z zewnątrz, to na przykład inspektor sanitarny, który wystawia negatywną opinię. | Karol Kućmierz
Konflikty w świecie „The Bear” biorą się z jednego prostego założenia: większość bohaterów w gruncie rzeczy dąży do tego samego – dobrej, sprawnie działającej restauracji – ale każdy nieco inaczej widzi drogę do tego celu. Carmy pragnie profesjonalizmu i kulinarnej perfekcji, Richie chce, żeby wszystko zostało mniej więcej po staremu, Sydney potrzebuje wzajemnego szacunku, partnerstwa i możliwości rozwoju, Marcus – mentorskiego wsparcia i przestrzeni do eksperymentów z wypiekami. Dobrze rozumiemy każdego z bohaterów i razem z nimi przeżywamy trudne momenty, kiedy brak odpowiedniej komunikacji prowadzi do nieuniknionych konfliktów. Każdy z nich przechodzi także pewną przemianę, co można zaobserwować na podstawie subtelnych zmian w ich zachowaniu. „The Bear” dowodzi, że to w zupełności wystarczy, żeby z takich składników powstał wciągający i emocjonujący serial. Scenarzyści nie forsują żadnych wątków romantycznych, życie osobiste bohaterów jest sygnalizowane jedynie po to, żeby uzupełnić charakterystykę danej postaci, a problemy, które przychodzą z zewnątrz, to na przykład inspektor sanitarny, który wystawia negatywną opinię. To wszystko oczywiście nabiera życia dzięki zaangażowaniu świetnej i doskonale zgranej obsady. Przeszkoleni w kuchni aktorzy sprawiają, że specyficzne dla The Original Beef of Chicagoland problemy wydają się po prostu uniwersalne.
Praca w restauracji ukazana w „The Bear” to być może najbardziej autentyczny portret tego środowiska od czasu „Treme” [HBO, 2010–2013] Davida Simona, gdzie w jednym z wątków śledziliśmy losy Janette (Kim Dickens), szefowej kuchni z Nowego Orleanu. Sukces takich seriali jak „The Bear” (inny przykład to „Będzie bolało” [BBC, 2022–], gdzie bez upiększeń pokazano funkcjonowanie brytyjskiej służby zdrowia) daje nadzieję na to, że widzowie potrzebują także takich produkcji. Realistycznych, przyziemnych, dotyczących problemów ludzi pracujących w branżach, które znamy – albo wydaje nam się, że znamy – z codziennych doświadczeń. Być może seriale tego rodzaju staną się inspiracją do rzeczywistych zmian lub będą źródłem większej empatii dla pracowników. Na razie wystarczy chociaż to, że po obejrzeniu „The Bear” wielu widzów spojrzy nieco inaczej na swoje ulubione restauracje.
Serial:
„The Bear”, twórcy: Christopher Storer, Joanna Calo, USA 2022.
*Źródło zdjęcia użytego jako ikona wpisu: © 2022 FX PRODUCTIONS, LLC.