Brama Uniwersytetu Warszawskiego, słabo czytelne transparenty i trzech chojraków, którzy wdrapali się na samą jej górę. Wygląda na manifestację, ale o co właściwie chodzi tym retro studentom? – można spytać, patrząc na fotografię z listopada 1936 roku. Uważne przyjrzenie się zdjęciu powoli odkrywa tajemnicę. Transparenty głoszą: „ŻĄDAMY GHETTA DLA ŻYDÓW i OBNIŻKI OPŁAT!”, „BLOKADA AŻ DO ZWYCIĘSTWA!”, „ŚMIERĆ ŻYDO-KOMUNIE!”, obok zaś widnieje tablica  z napisem: „Blokada Uniwersytetu. Niech żyje Wielka Polska!” z dumnie podniesioną w górę ręką z mieczem, symbolem młodzieży nacjonalistycznej. Wikipedia niezbyt precyzyjnie podpowiada, że to pikieta UW zorganizowana przez studentów, członków Obozu Narodowo-Radykalnego. A tymczasem to nie zwykła pikieta, a największa polityczna demonstracja studencka na UW okresu międzywojennego. Strajk okupacyjny  w dniach 23–25 listopada, w którym uczestniczyć miało około tysiąca osób (na 9378 wszystkich studiujących). Kierowały nim Sekcja Akademicka Stronnictwa Narodowego i Obóz Narodowo-Radykalny „Falanga”, a jednym z głównym żądań było wprowadzenie getta ławkowego dla studentów żydowskich – czyli systemu segregacji etnoreligijnej. 

Zdjęcie: Blokada Uniwersytetu Warszawskiego w listopadzie 1936 roku. Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego.

Blokada zakończyła się szturmem specjalnych oddziałów policji na Auditorium Maximum, z którego studenci uczynili ostatni bastion swojej obrony. Prowodyrów strajku aresztowano, a przed sądem dyscyplinarnym stanęło 252 studentów i studentek, którzy przebywali na terenie UW do samego końca akcji. Pomimo jednak nienawistnych haseł, wystąpienia przeciwko porządkowi i rektorowi, aktów przemocy i terroru zaprowadzonego przez młodzież na terenie okupowanego kampusu, pomimo zablokowania na dwa dni pracy uczelni i zdemolowania gmachu AudiMaxu, wyroki zapadły nader łagodne. Relegowano zaledwie 13 osób, a jedną pozbawiono prawa studiowania, ponad 77 procent uczestników otrzymało po prostu upomnienie lub naganę, część z nich pozbawiono na pewien czas praw akademickich, co trudno uznać za dotkliwe kary. W odniesieniu do większości władze akademickie potraktowały udział w blokadzie jako kolejny studencki wybryk, po którym nie pozostanie wiele śladów.

Ślady jednak pozostały – żądanie studenckie zostało bowiem zrealizowane na uczelniach międzywojennej Polski, tylko w naszej pamięci jest to dziś słabo obecne. Nawet wśród studentów historii hasło „getta ławkowego” pozostaje zagadką, a uniwersyteckie społeczności niechętnie zaglądają do tej części swojej przeszłości. Sytuacja powoli się zmienia, powstają opracowania historyczne, a Uniwersytet Adama Mickiewicza powołał nawet komisję i zrealizował projekt o antysemityzmie. Na warszawskiej uczelni z kolei od kilku lat Studencki Komitet Antyfaszystowski organizował oddolne obchody i zabiegał o tablicę upamiętniającą ofiary getta ławkowego, której zawieszenie właśnie zapowiedziano. Nader często jednak pozostajemy w objęciach nie-pamięci. A przecież namysł nad tym, czym dziś powinien być uniwersytet i na jakich zasadach powinna funkcjonować akademicka wspólnota, jest wielce aktualny.  Krytyczna refleksja nad trudną przeszłością, doświadczeniami wykluczenia i dyskryminacji może przynieść bardzo przydatną lekcję, jak dziś budować społeczność inkluzywną, otwartą na każdego Innego. Przypomnienie historii „getta ławkowego” może być pierwszym krokiem w tym kierunku. Wróćmy więc jeszcze do lat trzydziestych ubiegłego wieku. 

W trakcie strajku władze akademickie żądania studenckie odrzuciły, jednak niecały rok później postulat ten został, jak już wspomniałam, spełniony przez profesora Włodzimierza Antoniewicza, rektora Uniwersytetu Warszawskiego noszącego w tym czasie imię Józefa Piłsudskiego, rękę w rękę z innymi rektorami polskich uczelni. Liberalizacja ustawy o szkołach akademickich dokonana przez ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego w lipcu 1937 roku pozwoliła na wprowadzenie „zarządzenia o porządku zajmowania miejsc”. Nowe prawo wpisywało się w politykę obozu sanacyjnego grającego na przyciągnięcie do siebie młodzieży nacjonalistycznej i odzwierciedlało faszystowskie tendencje w łonie Obozu Zjednoczenia Narodowego. I tak getto ławkowe wprowadziły kolejne uczelnie:

2 października 1937 – Politechnika Warszawska,

5 października 1937 – Uniwersytet Józefa Piłsudskiego w Warszawie,

6 października 1937 – Szkoła Główna Handlowa w Warszawie,

13 października 1937 – Akademia Stomatologiczna w Warszawie,

26 listopada 1937 – Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie,

9 grudnia 1937 – Politechnika Lwowska,

9 stycznia 1938 – Akademia Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie,

12 stycznia 1938 – Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie,

i na końcu 6 listopada 1938 – Uniwersytet Jagielloński [1].

Rozwiązania szczegółowe wyglądały różnie. Na UW zarządzenie oznaczało obowiązkowy podział miejsc w salach wykładowych na parzyste przeznaczone dla studentów chrześcijańskich, nieparzyste – dla studentów wyznania mojżeszowego oraz nienumerowane, w których można było zasiadać dowolnie. Przydział był ustalany na podstawie kwestionariuszy uniwersyteckich, a do legitymacji wbijano stygmatyzującą pieczątkę. Na Uniwersytecie Stefana Batorego studentki i studenci żydowscy mieli zasiadać po lewej stronie sal wykładowych, a studenci-chrześcijanie po ich prawej stronie. 

Rektorzy mieli nadzieję, że w ten sposób zaprowadzą w swych szkołach ład i porządek, odzyskają święty spokój oraz zahamują falę przemocy antysemickiej i politycznej. Okupacja UW nie była bowiem zwykłym wybrykiem ani wydarzeniem odosobnionym. Wpisywała się w długoletnią kampanię organizacji skrajnie prawicowych, takich jak Młodzież Wszechpolska, Obóz Wielkiej Polski i Ruch Narodowo-Radykalny, wymierzoną w studentów i studentki żydowskie i prowadzoną na wszystkich uczelniach międzywojennej Polski. Żądaniom ograniczenia liczby studentów żydowskich przyjmowanych na studia (postulat numerus clausus) lub zupełnego ich wykluczenia z dostępu do studiów wyższych (numerus nullus) towarzyszyło wprowadzanie „paragrafu aryjskiego” w stowarzyszeniach akademickich oraz powtarzające się każdego roku akty przemocy – pobicia, napaści, spychanie ze schodów, zakłócanie zajęć i wyrzucanie Żydów z sal wykładowych. 

W marcu 1936 roku protest w sprawie opłat za czesne i egzaminy (które stanowiły kolejny zapalnik nastrojów wśród akademików) skończył się wtargnięciem studentów do gmachu głównego oraz zdemolowaniem kwestury. Na korytarzach pojawiły się gazy łzawiące i cuchnące bomby, a frustracja ekonomiczna znalazła swe ujście w przemocy antyżydowskiej. Zaczęto usuwać Żydów z aul, na terenie uniwersytetu pojawiły się bojówki, a czterech studentów żydowskich odwieziono do szpitala. Przemocy tej przeciwstawiały się – oprócz syjonistów – również organizacje demokratyczne i lewicowe, jak chociażby Związek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej związany z PPS. Jednak to skrajna prawica dzierżyła na uniwersytetach inicjatywę i rząd dusz. Panowała w większości Bratnich Pomocy, czyli w stowarzyszeniach samopomocowych odgrywających też rolę samorządów studenckich. Bratniaki, jak popularnie zwano te organizacje, zapewniały wsparcie finansowe, a przez to tworzyły rozległą sieć klientów i kształtowały wyobrażenia o obywatelskich i patriotycznych rolach studentów i studentek w społeczeństwie.  Przez kadrę akademicką często były zaś taktowane jako zbiorowi wyraziciele głosu młodego pokolenia.

„Zarządzenie porządkowe” z jesieni 1937 roku nie zahamowało jednak antysemickiej fali. Od tej pory  nacjonaliści nie tyle domagali się getta ławkowego, co stali się gorliwymi strażnikami „porządku”, dając sobie prawo do brutalnego zmuszania studentów do podporządkowania się nowym przepisom. Jak zmienił się układ sił i jak zniknęły jakiekolwiek pozory bezpieczeństwa na uniwersytecie, dobrze pokazuje wspomnienie studenta polonistyki, który interweniował, gdy woźny, wezwany przez zwolennika prawicy, chciał zmusić jego koleżanki z roku, Żydówki, do zajęcia miejsc po lewej stronie sali. Na polonistyce silnie obsadzonej przez lewicę zarządzenie często było bowiem lekceważone. Studentki usiadły, gdzie chciały, a roszczenia woźnego zostały odparte, jednak po zajęciach młodemu poloniście  i koleżankom ukazał się taki widok: „O dziesiątej skończyły się ćwiczenia. Przy drzwiach czekał już na mnie ten sam woźny w asyście dwóch innych stróżów porządku oraz całej paczki pałkarzy-prawników. […] Woźny zakomunikował, że wzywa mnie audytor, urzędnik od uniwersyteckiego porządku. W asyście woźnych i pałkarzy maszerowaliśmy – dwie koleżanki również zostały wezwane – w szpalerze studentów syczących przeciw nam groźnie” [2]. Cała trójka została przesłuchana i zmuszona do złożenia wyjaśnień, a autorowi wspomnień po dwóch tygodniach udzielono nagany rektorskiej.  W ten sposób przemoc i dyskryminacja zyskiwały majestat prawa.

„Zarządzenie porządkowe”, które miało zaprowadzić spokój na uczelniach, w istocie przyczyniło się więc do dalszej eskalacji przemocy. Zwiększyło również presję na tych wykładowców, którzy nie dopuszczali do rozdziału miejsc na swoich zajęciach, jak filozof profesor Tadeusz Kotarbiński czy socjolog profesor Stefan Czarnowski. Protesty części kadry akademickiej nie mogły zmienić sytuacji. Pojawił się „dzień bez Żydów” i „tydzień bez Żydów”, a bojówki prawicowe z lubością legitymowały wchodzących na teren kampusu, żeby nie dopuścić do uczelni studentów żydowskich. Chwilę po zaprowadzeniu segregacji miejsc w audytoriach pojawiło się bowiem kolejne roszczenie, czyli realizacja hasła numerus nullus oraz coraz silniej były podnoszone hasła, żeby usunąć wykładowców pochodzenia żydowskiego. Próba ugłaskania narodowych radykałów przyniosła jedynie dalszą radykalizację i budowała instytucjonalne wykluczenie.

Dlatego też trudno uznać wydarzenia na uniwersytetach międzywojennych jedynie za problem studenckiego radykalizmu i zacietrzewienia. Bezradność, bezczynność, oportunizm, asekuranctwo, ciche sprzyjanie, a niekiedy jawne uprzedzenia władz akademickich odgrywały w nich zbyt dużą rolę, by móc je po prostu przemilczeć i pozostawić w obszarze nie-pamięci. Ale dlatego też mogą być tak dobrym punktem odniesienia przy myśleniu o dzisiejszym społeczeństwie obywatelskim, o niebezpieczeństwach płynących z języka nienawiści i o hasłach podburzających do przemocy wobec grup wykluczonych czy Innych/Obcych. O sytuacjach, gdy prawo państwowe staje w poprzek praw człowieka i gdy instytucje zaczynają tę przemoc firmować. W momencie, gdy dynamicznie zmienia się struktura wyznaniowa i narodowościowa naszego społeczeństwa po napływie uchodźców z Ukrainy, a na granicy polsko-białoruskiej trwa kryzys humanitarny, pytania o to, jak powinna wyglądać szkoła, uniwersytet i wspólnota, nie mogą pozostać bez odpowiedzi.

Przypis:

[1] Kalendarium opracowane i upowszechniane przez dr Natalię Judzińską, zob.: N. Judzińska, „Proces instytucjonalizacji >getta ławkowego< w Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie w dwudziestoleciu międzywojennym”, Instytut Slawistyki PAN, 2022, s. 312–313.

[2] Kazimierz Koźniewski, „Różowe cienie”, Iskry, Warszawa 1960, s. 406–407.

***

Odpowiedzi tych – o przeszłość i przyszłość – szukać będziemy też na konferencji „Getto ławkowe. Struktury wykluczenia na uczelniach międzywojennej Polski w kontekście środkowoeuropejskim”, którą mam honor współorganizować na Wydziale Historii UW w dniach 22–23 listopada 2022 roku. Program oraz formularz rejestracyjny znajdą Państwo tutaj: https://historia.uw.edu.pl/getto-lawkowe/

Tekst opiera się na badaniach własnych do pracy doktorskiej „Uniwersytety w cieniu kryzysu. Radykalizacja polityczna studentów Uniwersytetów Warszawskiego i Wiedeńskiego w okresie międzywojennym”.

Tekst zmodyfikowany 16.11.2022.