Myśli Mahatmy Gandhiego są w Indiach przywoływane nieustannie. Rocznica urodzin Ojca Narodu, jak lubią podkreślać Indusi, świętowana jest rokrocznie. Niemal każdy indyjski polityk nie omieszka w oficjalnym przemówieniu przypomnieć myśli tego wielkiego Indusa. Czy zatem uzasadnione jest twierdzenie, iż gandyzm – rozumiany jako filozofia i sposób uprawiania polityki oraz organizowania życia społecznego, a także budowania relacji pomiędzy różnymi narodami i etnosami – jest w odwrocie? 

Istotą gandyzmu było kierowanie się racjami moralnymi i etycznymi we wszystkich dziedzinach życia. Zarówno życia indywidualnego, jak i życia zbiorowego. Idee gandyjskie opierają się na trzech filarach. Są to: ahinsa, czyli nieczynienie zła, powstrzymanie się od przemocy i działań wojennych; równość, czyli przekonanie o jednakowej wartości każdego życia ludzkiego; wreszcie asceza, czyli umiejętność samoograniczania się w swoich dążeniach, przede wszystkim materialnych, ale także związanych ze sprawowaniem władzy, czy próbą kontrolowania innych. 

Gandyzm czerpał inspirację z ogromnego dziedzictwa myśli hinduistycznej, buddyjskiej, a także chrześcijańskiej. W swojej „Autobiografii” Mahatma kilkakrotnie wspomina, iż czas spędzony w Europie sprawił, że wartości chrześcijańskie stały mu się bliskie, choć nigdy nie porzucił tradycji hinduistycznej.

Teoria i praktyka

Te encyklopedyczne uwagi na temat zasad będących podstawą idei gandyzmu warto skonfrontować ze sposobem uprawiania polityki przez przywódców indyjskich w obecnej, jakże złożonej sytuacji geopolitycznej.

W ciągu bieżącego roku indyjski minister spraw zagranicznych Subrahmaniam Jaishankar spotykał się już pięciokrotnie z szefem rosyjskiej dyplomacji Ławrowem. Podczas tych spotkań zabrakło ze strony New Delhi jakiejkolwiek krytyki, nie mówiąc już o potępieniu rosyjskiego ataku na Ukrainę. Brak potępienia agresywnych działań Moskwy przez szefa dyplomacji wpisuje się w całokształt indyjskiej polityki wobec wojny Rosji z Ukrainą.

Zasadniczym rysem tej polityki jest niechęć do jasnego wyrażenia własnego stanowiska oraz określenia, kto jest napastnikiem, a kto musi się przed napaścią bronić. Przykładem mogą być głosowania podczas obrad ONZ, gdy na forum tym przegłosowano rezolucję potępiającą rosyjski atak. Indie wstrzymały się wówczas od głosu. Podobnie było podczas szczytu G20 na Bali w Indonezji.

Co prawda podczas szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Samarkandzie w Uzbekistanie indyjski premier Narendra Modi powiedział Putinowi, iż „to nie jest czas na wojnę”, ale jednocześnie z New Delhi popłynęły sygnały, iż Moskwa „jest podstawowym filarem indyjskiej polityki zagranicznej ze względu na jej strategiczne partnerstwo na rzecz bezpieczeństwa narodowego”. 

Za tym nieco enigmatycznym sformułowaniem kryje się oczywiście zależność Indii od dostaw rosyjskiego uzbrojenia i rosyjskich technologii militarnych. Mimo zakupów zbrojeniowych na rynku zachodnim Indie w dalszym ciągu posiadają w swoich arsenałach przede wszystkim broń posowiecką lub rosyjską, a także produkowaną we współpracy z Rosją.

Okazuje się, że z punktu widzenia New Delhi warto rozwijać współpracę i handel z Rosją również w tak wrażliwych obecnie sektorach jak surowce energetyczne. Indie nie przyłączyły się bowiem do żadnych sankcji obejmujących rosyjski eksport tych surowców. Indie kupują je mimo świadomości, że to właśnie dzięki dolarom płynącym ze sprzedaży ropy, gazu i węgla Putin jest w stanie finansować wojnę z Ukrainą.

Obowiązki wobec indyjskiego konsumenta

A kupują, bo jak otwarcie wyjaśniał to po spotkaniu z Siergiejem Ławrowem szef indyjskiej dyplomacji Subrahmaniam Jaishankar, jest to dla Indii bardzo opłacalne. „Indie będą nadal kupować rosyjską ropę, ponieważ jest to korzystne dla kraju” – nie omieszkał zauważyć Jaishankar. I jakby dla usprawiedliwienia dodał: „Naszym podstawowym obowiązkiem jest zapewnienie indyjskiemu konsumentowi możliwie najlepszego dostępu do międzynarodowych rynków ropy i gazu na jak najkorzystniejszych warunkach”.

Realizując ten obowiązek wobec indyjskiego konsumenta Indie zwiększyły znacząco udział rosyjskich surowców energetycznych na swoim rynku. Na początku tego roku udział Rosji w imporcie ropy do Indii stanowił jedynie 2 procent. Wraz z atakiem na Ukrainę i sankcjami zachodnimi nałożonymi na dostawców rosyjskich zwiększał się w kolejnych miesiącach i we wrześniu stanowił już 23 procent. 

W październiku Rosja stała się już największym dostawcą ropy do Indii, odbierając palmę pierwszeństwa Irakowi, Arabii Saudyjskiej i ZEA. Notabene nie pierwszy to przypadek, gdy Indie kupują ropę od kraju obłożonego sankcjami. Kilka lat temu sprowadzały ropę z Iranu, wspierając w ten sposób rząd w Teheranie. Indie zwiększają również import rosyjskiego węgla, co stanowi kolejny przykład finansowego wspierania Moskwy.

Pomocna dłoń dla Moskwy

Od chwili wybuchu kolejnego etapu wojny z Ukrainą Indie odnotowały stuprocentowy wzrost rosyjskiego importu. Zachodnie sankcje, które miały odciąć rosyjski reżim od wpływów z handlu zagranicznego i w rezultacie ograniczyć możliwości finansowania przez Moskwę wojennego szaleństwa, zderzyły się z egoistyczną polityką Indii. Oczywiście nie tylko Indii, ale to w New Delhi mówi się często o konieczności realizowania we współczesnym świecie idei gandyjskich…

Władcy Kremla gorączkowo szukają możliwości finansowania swej wojennej zawieruchy. Odcięci, przynajmniej częściowo od wpływów płynących z handlu z zachodnimi partnerami, szukają takich możliwości w krajach, z którymi od lat utrzymywali dobre relacje. Chcąc zdobywać środki na prowadzenie wojny, sprzedają surowce po tak zwanych cenach preferencyjnych. Indie, choć nie tylko one, na tym korzystają. 

Ale ta korzyść to jednocześnie dla Moskwy szansa na dalsze finansowanie ataków na ukraińskie miasta. Podobnie jak zapowiedź płynąca z ust Siergieja Ławrowa, że wymiana handlowa pomiędzy Rosją i Indiami osiągnie wkrótce 30 miliardów dolarów rocznie. 

Skompromitowane idee

Szef rosyjskiej dyplomacji podkreśla przy tym, iż oba kraje będą kontynuowały prace nad wspólną produkcją zaawansowanych technologicznie rodzajów broni oraz rozwojem technologii nuklearnych. Czy chodzi jedynie o pociski z rodziny BrahMos, czyli ponaddźwiękowe pociski manewrujące produkowane wspólnie przez Indie i Rosję? Ich nazwa pochodzi od rzek Brahmaputra i Moskwa, a państwowa firma indyjska Defence Research and Development Organization – Organizacja Badawczo-Rozwojowa Obrony (DRDO), podległa indyjskiemu ministerstwu obrony, ma w konsorcjum BrahMos 50,5 procent udziałów, Rosjanie dysponują 49,5 procent udziałów. 

Czy moralne jest wspieranie kontraktami handlowymi i współpracą technologiczną napastnika? Czy interes narodowy może być ważniejszy od gandyjskiego wskazania, iż polityka powinna być etyczna i moralna? Czy unikanie jasnej deklaracji, kto w tej wojnie jest napastnikiem, a kto został zaatakowany, jest zgodnie z ideą gandyzmu?

 

*Źródło ikony wpisu: Creative Commons. Narendra Modi and Vladimir Putin shake hands in New Delhi in 2014. Fot. Presidential Press and Information Office.