Wydany nakładem Kolegium Europy Wschodniej „Żółty książę” Wasyla Barki jest bodaj jedynym dostępnym po polsku ukraińskim dziełem, które językiem prozy opisuje Hołodomor. Nie ma tu jednak moralizowania. Sama akcja przejmująco oddaje tragedię stalinowskiej zbrodni lat 1932–1933 – systemowego morzenia głodem milionów ludzi.

„Pogrążone w ruinie chaty ciemniały resztkami kominów i ścian. Diabelski orkan przeszedł przez wieś i żywy obraz uczynił martwym”, opisuje spacer pomiędzy ukraińskimi chutorami jeden z głównych bohaterów „Żółtego księcia” – Myron Jasenec. Barka, opisując na emigracji dramat Ukraińców sprzed wieku, posiłkował się własnym doświadczeniem, a także zbieranymi przez lata relacjami.

Powieść Barki to trudna lektura. „Żółty książę” napisany jest przyciężkawym językiem, po to jednak, by oddać tragizm wydarzeń. Pełno tu chłopskiego uduchowienia, które przenikają spazmy głodowych halucynacji, co stanowi trudny do przetłumaczenia językowy koktajl – stąd szczególne uznanie należy się tłumaczowi Maciejowi Piotrowskiemu. Akcję, w której rodzina drobnych rolników Jaseneców próbuje związać koniec z końcem, przerywają długie opisy skutków niedożywienia. Kolory powieści stają się wówczas coraz ciemniejsze.

Car-nędza

Czytelnik mimowolnie staje się świadkiem obumierania Klenotoczy, rodzinnej wsi Jaseneców. Obserwuje nie tylko to, jak z dnia na dzień członkowie rodziny nikną w oczach, ale doświadcza poczucia wszechogarniającej beznadziei, płynącej z bezsensu podejmowania jakichkolwiek prób ratunku. Pozyskanie zboża, zabieranego przez aparatczyków i wysyłanego do ludzi „mówiących obcym językiem”, graniczy z niemożliwością. Jasenecom zostają łupiny i schowana pod lodem chuda konina.

O ile daremność wysiłków bohaterów jest widoczna od samego początku – pokazuje ją chociażby reakcja lokalnego partyjniaka na rozkaz dalszego prowadzenia polityki zabierania rolniczych płodów – o tyle zmiany zachowania mieszkańców dotkniętej głodem wsi poznajemy stopniowo wraz z upływem czasu. I nie chodzi tu wyłącznie o proces pustoszenia domostw. Z początku ukraińscy chłopi są jeszcze skorzy do prób oporu lub działań mających na celu zachowanie swojej tożsamości, co obrazuje sprzeciw wobec nacjonalizacji cerkwi. Ba, chłopom nieobcy jest także humor. Sąsiad Myrona żartuje, że zrobiony chałupniczo w czasie głodu w Klenotoczy młynek do ziarna powinien stanowić egzemplarz ilustrujący „ostatnie stadium leninizmu”. Jest to „car-nędza”, która może stanąć w szranki z pozostałymi zdobyczami techniki: „car-puszką” i „car-kołokołem” (odpowiednio armatą i dzwonem z czasów carskich).

W miarę tego, jak głód się pogłębia, humoru i chęci do buntu jest coraz mniej. Myśli Jaseneców krążą wokół tego, jak przetrwać najbliższe dni, tygodnie czy miesiące – czy postarać się nielegalnie wyjechać do miasta i oddać ostatnie kosztowności za woreczek mąki, czy może wybrać się na polowanie na wróble. Opór jest bezcelowy, tym bardziej że brakuje już sił. Co rusz pojawia się osamotniony skowyt, wołanie o pomstę do najwyższej instancji – bowiem ci, którzy przyszli i którzy sprowadzili na nich cierpienia, są w rozumieniu Jaseneców wysłannikami diabła.

„Czego chcą od nas ci burzyciele, którzy każą się nazywać budowniczymi nowego świata? Same przybłędy, opłaceni, by nas zamęczyć”, woła w głębi swojej duszy Myron. „A ty, rolnik z dziada pradziada, musisz zgnić, bo kowale grzechu nakazali każdemu z wykonawców: zabij duszę!” [s. 209–210]. Inność przybyszy objawia się nie tylko w braku poszanowania dla ludzkiego życia i miejscowych zwyczajów, ale także w czymś o wiele bardziej wyrazistym – nazwiskach, brzmiących obco, z rosyjska.

Klenotocz jak plantacja niewolników

„Burzyciele” ukraińskiej wsi wprowadzają porządki, które są niezrozumiałe dla autochtonów. Ci, dzieląc trud wspólnotowości i pracując dotychczas na własny urobek, stają się czymś zbędnym: reakcją o kułackich naleciałościach. Są przeszkodą dla wypełnienia planów kolektywizacji, które, w myśl stalinowskiej frazy, bijącej z partyjnych transparentów w miastach, mają doprowadzić do tego, aby „życie stało się weselsze”. 

Barka opisuje, jak rolnicy przeistaczają się w ciemne sylwetki, co przywodzi na myśl figurę cienia, jaką opisywał w kontekście niewolniczej plantacji kameruński filozof, historyk i teoretyk polityki myśliciel Achille Mbembe. Podobnie jak wyzyskiwani czarnoskórzy, morzeni głodem Ukraińcy na kartach „Żółtego księcia” doświadczają trojakiej straty: „utraty domu, utraty prawa do własnego ciała i utraty statusu politycznego” [1]. Mieszkanie Jaseneców przeistacza się z domostwa w umieralnię. Stąd próby wyjazdu za chlebem – czy to na Kaukaz, czy do Białorusi. Głód powoduje, że ciało odmawia posłuszeństwa, a codzienna próba uzyskania pożywienia jest ponad wątłe ludzkie siły. Bez legitymacji partyjnej i umocowania w kołchozie człowiek jako podmiot polityczny nie istnieje.

W opustoszałych chatach społeczny uwiąd jest widoczny gołym okiem. Idylliczna wiejska wspólnota zamienia się w archipelag odseparowanych od siebie nieufnych wysp wzajemnie zagrażających sobie indywiduów. To arena bezprawia, pełna przemocy i aktów łamiących kolejne tabu żywnościowe. Sytuacja przypomina tu stan oblężenia, porównywany przez Mbembego do kolonialnej okupacji: „Ruch między poszczególnymi komórkami terytorialnymi wymaga urzędowych pozwoleń. Miejscowe instytucje obywatelskie są systematycznie niszczone. Oblężona zbiorowość pozbawiona jest źródeł dochodu. Do jawnych egzekucji dołącza niewidzialne zabijanie” [2]. 

Morderstwa dokonywane są głównie bez udziału przemocy fizycznej – umiera się cicho, często w swoim własnym domu bądź przy płocie zbudowanym wzdłuż drogi. We wsiach roi się od grabarzy, którzy zbierają trupy, pieszczotliwie zwane „snopami”. Składają je równo w dole, a następnie przysypują wapnem, żeby zmieściły się następne. 

Hołodomor, czyli wielkoruskie ujarzmianie Ukrainy

Cytowanie prac kameruńskiego badacza kolonializmu w kontekście „Żółtego księcia” i tematu Hołodomoru nie jest bezpodstawne. Szczególnie teraz. Pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę wznieciła zarówno wśród badaczy, jak i samych Ukraińców szerszą dyskusję na temat dotychczasowych relacji rosyjsko-ukraińskich. Pojawiło się pytanie, czy można je określić mianem kolonialnych.

Na to wszystko nakłada się także setna rocznica ludobójczego Wielkiego Głodu z lat 1932–1933. Z zastrzeżeniem, że te dwa lata należy traktować rozłącznie: pierwszy głód w roku 1932 był pośrednim efektem kolektywizacji i dotknął wszystkich terenów Związku Sowieckiego (najwięcej ofiar zmarło z głodu w Kazachstanie), zaś ten, który nastąpił rok później, był z inspiracji Stalina wymierzony bezpośrednio w Ukraińców [3].

Dlaczego akurat Ukrainę morzono głodem? Jedną z przekonujących tez stanowi ta, według której Stalin ciężko przeżył bolszewickie porażki w tym kraju podczas tak zwanej wojny domowej w latach 1917–1922. Ta trauma oraz dalszy opór Ukraińców przed kolektywizacją miał przesądzić o decyzji „gospodarza” (jak nazywają go bohaterowie „Żółtego księcia”) o odegraniu się na ukraińskim chłopstwie. Hołodomor, ujęty w takich ramach, spełnia wszystkie przesłanki, by mógł zostać określony zbrodnią ludobójstwa według definicji Rafała Lemkina, a więc celowym wyniszczeniem całej lub części grupy narodowej jako takiej.

Dodając do tego eksploatację mordowanej społeczności, tożsamą z grabieżą, można pokusić się o wykorzystanie optyki kolonializmu. Chcąc nie chcąc, daje temu nieświadomie wyraz Barka, kiedy opisuje opowieści ukraińskich chłopów o luksusowym wnętrzu pociągu sowieckich oficjeli czy ogromną ilość magazynowanego zboża przeznaczonego na transport „na północ”. Urobek ukraińskich chłopów gnije, bo nie ma go komu wieźć – a jego dostarczyciele, niepotrzebni, umierają z głodu. „Jednak nie – i pożywienie, i ludzie marnieją. Kto to wymyślił?”, uskarża się główny bohater. Sięgnąć po zboże nie jest w stanie, bowiem czuwają nad nim obcy gwardziści. „Każdy ze strażników trzymał strzelbę i mówił w obcym języku” [s. 237], zauważa Myron.

Lektura „Żółtego księcia” odsyła zatem, choć robi to nie wprost, do rozważań nad istotą rosyjskich prób ujarzmienia Ukraińców. Szczególnie tej obecnej, która, zupełnie tak jak Hołodomor, podjęta została z polecenia jednego człowieka. Jest ona kolejną odsłoną tego wiekowego konfliktu.

Dla polskiego czytelnika powieść Barki jest również istotna z innego powodu. Umożliwia ona zapoznanie się z ukraińską, prozatorską wizją tych wydarzeń. Do tej pory chyba najbardziej rozpowszechnionym obrazem tychże była napisana przez Rosjanina, Wasilija Grossmana, powieść „Wszystko płynie”. Wydany przez Kolegium Europy Wschodniej „Żółty książę” spełnia większe zadanie. Jest wyrazem tego, co przyświecało Barce podczas pracy nad powieścią – aby „oddać głos śmiertelnie skrzywdzonym”, swoim rodakom z Ukrainy.

Przypisy:

[1] Zob. A. Mbembe, „Nekropolityka”, Wydawnictwo Karakter, tłum. Katarzyna Bojarska, 2019, s. 222.

[2] Tamże, s. 236.

[3] Zob. A. Graziosi, „The Soviet 1931–1933 Famines and the Ukrainian Holodomor: Is a New Interpretation Possible, and What Would Its Consequences Be” [w:] „Harvard Ukrainian Studies”, vol. 27, No. 1/4 (2004–2005).

 

Książka: 

Wasyl Barka, „Żółty książę”, przełożył Maciej Piotrowski, Wydawnictwo Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego we Wrocławiu, Wrocław–Wojnowice 2022.