Joanna Kozłowska: Od dekady popularyzuje pani ukraińską sztukę za granicą. W sierpniu ubiegłego roku w amerykańskiej siedzibie organizacji Aspen Institute zaprezentowała pani wystawę „Beast of War, Bird of Hope” [Bestia wojny, ptak nadziei], w której współczesne prace odnoszące się do rosyjskiej inwazji zestawione są z twórczością ludowej malarki Mariji Prymaczenko. Co miała pani nadzieję osiągnąć, decydując się na taką formułę?
Alisa Łożkina: Aspen Institute od lat ma bardzo aktywny oddział w Ukrainie. Ludzie związani z ukraińskim biznesem, polityką i kulturą spotykali się tam na seminariach, gdzie mogli dyskutować o ideach, omawiać klasyczne teksty filozoficzne. To niespotykany format, który wyzwala w ludziach energię, zbliża ich do siebie, sprawia, że rodzą się pomysły. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę przedstawiciele ukraińskiego Aspen Institute postanowili zorganizować wystawę o wojnie i naszej kulturze w siedzibie głównej instytutu, w Aspen w stanie Kolorado. Chcieliśmy pokazać odwiedzającym politykom, przedsiębiorcom i artystom twórczość ukraińską i poprzez nią objaśnić zaistniałą sytuację.
Trudno było to przygotować. W Ukrainie trwały ciężkie walki, część artystów była rozrzucona po całym świecie, inni – przeważnie mężczyźni w wieku poborowym – nie mogli opuścić kraju. Nie byliśmy w stanie przywieźć z Ukrainy dużych płócien. Skupiliśmy się na rysunkach, fotografiach i innych małych pracach. Jednak na wystawie był pokazywany jeden większy obraz, ,,Niepewność” Oleny Naumienko. Przedstawia dwie obejmujące się postacie, próbujące ochronić się nawzajem przed strachem i rozpaczą – uczuciami aż nazbyt dobrze znanymi dziś milionom Ukraińców. Naumienko stworzyła ,,Niepewność” podczas rezydencji artystycznej w Polsce, częściowo zainspirowały ją pomniki Holocaustu. Obraz przywodzi też na myśl dzieła klasycznej sztuki radzieckiej odnoszącej się do drugiej wojny światowej. Jest poświęcony wszystkim wojnom, nie tylko tej w Ukrainie. Mówi o niepewności towarzyszącej człowiekowi, którzy utracił swój kraj i który nie może planować przyszłości.
Jak z tymi pracami współgrały obrazy Prymaczenko?
Marija Prymaczenko to jedna z najbardziej rozpoznawalnych ukraińskich artystek, malarka ludowa tworząca w drugiej połowie XX wieku. Do współczesnych prac na wystawie dodałam jej dwa obrazy. Dlaczego akurat jej? W pierwszym tygodniu wojny na poświęcone jej małe muzeum w rodzinnej miejscowości Iwankiw spadły rosyjskie pociski, wzniecając pożar. Miejscowym udało się ocalić większość eksponatów, ale samo muzeum zostało zniszczone. Po tym nieszczęśliwym zdarzeniu Marija Prymaczenko doczekała się swoich pięciu minut międzynarodowej sławy – o jej życiu i twórczości pisało wiele zachodnich gazet i czasopism.
Jedna z prac, którą zdecydowałam się pokazać, nosi tytuł „Bestia wojny”. Narzeczony i ojciec dziecka Prymaczenko zginął w drugiej wojnie światowej, wojenne doświadczenia pozostały z nią na resztę życia. W latach siedemdziesiątych stworzyła serię prac poświęconych tej tematyce; wybrałam jedną z nich. Drugi z eksponowanych obrazów przedstawia ptaka, popularny motyw w ukraińskiej sztuce ludowej. Dla kontrastu nazwałam go „Ptakiem nadziei”.
Jak rosyjską inwazję i wojnę widać we współczesnej ukraińskiej sztuce? Czy artyści mogą spełniać jakąś rolę w tak trudnym czasie?
Widzę w Ukrainie olbrzymi renesans rysunku. W czasie wojny, kiedy trudno o miejsce do pracy i dostęp do materiałów, rysunki i szkice dają możliwość łatwiejszego wyrażenia swojej wizji. Powstaje oczywiście także wiele fotografii, co jednak moim zdaniem tworzy też pewne problemy. Natłok drastycznych obrazów może powodować znieczulicę. Przez ostatnie kilka lat sporo mówiło się też o tym, jak łatwo manipulować rzekomo dokumentalnym medium, użyć go dla celów propagandowych czy dla promowania „postprawdy”. Rysunek sugeruje intymną, natychmiastową, szczerą odpowiedź na bieżące wydarzenia – stąd olbrzymia popularność takich prac w mediach społecznościowych.
Rysowniczka Alewtina Kachidze stworzyła obszerny wizualny „dziennik” obecnej wojny, który jest kontynuacją jej pracy dotyczącej konfliktu w Donbasie. Jej najbardziej popularny projekt znany jest pod nazwą „Truskawka Andriejewna” [Kłubnika Andriejewna / Strawberry Andreevna]. Artystka zadedykowała go swojej matce, która do śmierci mieszkała w małym mieście zajętym po 2014 roku przez separatystów [Prawdziwe imię i nazwisko matki artystki to Ludmiła Andriejewna – przyp. JK]. Rysunki Kachidze były inspirowane telefonicznymi rozmowami z matką. Odbijała się w nich też propaganda szerzona przez media separatystów. Niestety, projekt skończył się tragicznie – w 2019 roku Andriejewna zginęła na przejściu granicznym między Ukrainą a samozwańczą „Doniecką Republiką Ludową”. Dziś Kachidze publikuje rysunki niemal codziennie. Jest głosem Ukraińców, którzy siedzą w ciemności bez wody i prądu, znoszą bombardowania, próbują uporać się z masą emocji, które artystka próbuje pokazywać.
Podobnym projektem jest „dziennik lwowski” Vlady Ralko, który też jest kontynuacją prac rozpoczętych na przełomie 2013 i 2014 roku. Wtedy Ralko dokumentowała Kijów podczas Majdanu i „rewolucji godności”. Skupiała się na tym, co działo się na barykadach, ale też na nastrojach, wahających się od nadziei do rozpaczy. Inna lwowska rysowniczka, znana pod pseudonimem Kinder Album, łączy „dziecinny” styl z często niewygodnymi tematami. Jej najnowsze prace, rozprzestrzeniające się szybko w mediach społecznościowych, opowiadają o ludziach koczujących na dworcach kolejowych, o tragedii pierwszych dni wojny.
Igor Gusiew, rysownik rodem z Odessy, też prawie codziennie publikuje rysunki na swoim facebookowym profilu. Cieszą się olbrzymią popularnością – wiele z nich stanowi lakoniczny komentarz do rosyjskiej agresji i toczącej się w jej cieniu wojny kulturowej. Jeden z rysunków przedstawia okładkę książki autorstwa „Tołstojewskiego” zatytułowanej „Wojna i kara”. To oczywiście połączenie „Wojny i pokoju” Tołstoja ze „Zbrodnią i karą” Dostojewskiego. Rysunek stał się przyczynkiem do ogólnonarodowej dyskusji o dziedzictwie rosyjskiej kultury w Ukrainie, zwłaszcza teraz, gdy putinowski reżim próbuje używać kultury jako narzędzia do realizacji swoich interesów.
Czy po wojnie w ukraińskiej szkole i przestrzeni publicznej będzie jeszcze miejsce dla rosyjskich klasyków?
Mam nadzieję, że z czasem emocje opadną i będziemy mieli możliwość spokojnie spojrzeć na rosyjską literaturę i kulturę. Myślę, że warto czytać rosyjskich pisarzy dla zrozumienia imperialnego kontekstu, który jest częścią historii Ukrainy. Ale dobrze też, że wielu w kraju wzywa do poszerzenia programu szkolnego, zapoznania się z różnymi literackimi tradycjami. Nie powinniśmy stać przed dylematem: czytać czy nie czytać Puszkina? Trzeba odejść od narracji, według której Puszkin jest alfą i omegą, i stworzyć warunki do czytania literatury z całego świata, znajdowania inspiracji w wielu źródłach. Moim zdaniem, w takim programie znalazłoby się miejsce dla niektórych dzieł rosyjskiej literatury – chociaż wiem, że dla niektórych Ukraińców straumatyzowanych wojną może to być obecnie nie do przyjęcia. Myślę, że to kwestia czasu.
Czy widzi pani wzrost zainteresowania sztuką zajmującą się ukraińską tożsamością narodową? I czy można mówić o ukraińskim „narodowym” kanonie?
Sztuka ukraińska jest bardzo różnorodna. W dużej mierze jest to związane ze skomplikowaną historią najnowszą kraju – mamy za sobą tyle niepokoju, wojen i tragedii, że trudno było do tej pory stworzyć jednorodną narrację wokół ukraińskiej sztuki i jej historii. Mamy do czynienia raczej z wieloma współistniejącymi historiami. Widzę w Ukrainie tendencje do rewidowania historii co pięć czy dziesięć lat, gdy tylko zmieniają się nastroje polityczne czy ustrój. W czasach gwałtownych przemian ludzie – nie tylko Ukraińcy – częściej zadają pytania o tożsamość, korzenie. W trakcie i po „rewolucji godności” z 2013–2014 roku pracowałam w kijowskim Mysteckim Arsenale, jednej z największych ukraińskich instytucji kultury. Zauważyłam ogromny wzrost zainteresowania sztuką ludową i pokrewnymi tematami. Olbrzymią popularnością cieszyły się prace Mariji Prymaczenko i Kateryny Biłokur, innej dwudziestowiecznej ludowej malarki. Potem nastroje się zmieniły, na pierwszy plan wyszła inna problematyka.
Bardzo ciekawym, choć smutnym tematem są dwudziestowieczne próby stworzenia ukraińskiej „narodowej” szkoły malarstwa, łączącej idee komunizmu i budowania narodu ukraińskiego. W latach dwudziestych i wczesnych trzydziestych wielu polityków w Ukraińskiej SRR otwarcie mówiło o poszukiwaniu własnej drogi, próbach wprowadzenia „narodowego komunizmu”. Artyści tacy jak malarz-monumentalista Mychajło Bojczuk, jego uczniowie i współpracownicy byli zainteresowani tymi ideami. Stworzyli fuzję ukraińskiego „stylu narodowego” ze stylem radzieckim, nawiązywali też do prac meksykańskich muralistów takich jak Diego Rivera. Według ukraińskich historyków sztuki, inspiracje mogły być wzajemne! Niestety, „bojczukistów” wzięła na cel stalinowska władza podczas czystek lat trzydziestych [Bojczuk i współcześni mu artyści i naukowcy są często opisywani jako pokolenie „rozstrzelanego odrodzenia” – przyp. JK]. Radziecka propaganda przez dziesięciolecia używała ich jako straszaka. Dziś zostali przywróceni do łask, w Ukrainie nie szczędzi się im pochwał – choć, jak na ironię, wielu zapomina o ich głębokim zakorzenieniu w kulturze radzieckiej, wynosząc na pierwszy plan „patriotyczne” aspekty ich twórczości.
Co ukraińscy artyści mogą nam powiedzieć o napięciach i nastrojach w kraju przed rosyjską inwazją?
Rozmawiając o wojnie, nie możemy zapominać o pracach z lat dziewięćdziesiątych, które mówią wiele o podłożu napięć w Donbasie i na wschodzie Ukrainy. Fotografie takich artystów, jak Borys Mychajłow, Arsen Sawadow czy Aleksander Czechmieniew – znany szerzej jako autor zdjęcia prezydenta Zełenskiego z okładki magazynu „Time” – opowiadają o codziennym życiu w Donbasie i odczuciach miejscowej ludności po rozpadzie ZSRR. Wszystkie te prace są niezmiernie ciekawe w dzisiejszym kontekście.
Czego życzyłaby pani ukraińskiej sztuce i artystom po zakończeniu wojny?
Myślę, że wszyscy będziemy musieli ochłonąć, odbudować instytucje i stworzyć nowe. Ukraińscy kuratorzy od lat marzą o muzeum sztuki współczesnej z prawdziwego zdarzenia. Mam nadzieję, że uda nam się wykorzystać zagraniczne kontakty nawiązane podczas wojny dla integracji sztuki ukraińskiej w szerszym, europejskim kontekście. Mam nadzieję na pewnego rodzaju odnowę, nowy początek – być może będzie się to wiązało z bardziej transgranicznym rozumieniem sztuki ukraińskiej.
Mam przeczucie, że wielu artystów wciąż będzie rozsianych po świecie. Nie wiemy, kto wróci do kraju, ale może w dzisiejszych czasach nie jest to aż takie ważne? Chciałabym, żeby artystyczne sieci kontaktów sięgały poza granice państw i narodów. Dziś wszyscy rozmawiamy o Ukrainie, ukraińskości, bo znaleźliśmy się w sytuacji, w której musimy podkreślać ten aspekt naszej tożsamości. Mam nadzieję, że w przyszłości ukraińscy artyści będą w stanie z sukcesem poruszać zupełnie inne, uniwersalne tematy. To wydaje mi się dziś największym luksusem.