Joanna Kozłowska: W wyniku rosyjskiej napaści wielkie straty ponosi także ukraińska kultura i sztuka. Bomby, jak na wszystko, spadają też na muzea, teatry i pomniki, Rosjanie wywożą drogocenne kolekcje, artyści doświadczają prześladowań.
Wołodymyr Jermołenko: Trudno powiedzieć, w ilu przypadkach rosyjskie naloty faktycznie brały na cel obiekty kultury – często mamy pewnie do czynienia z bezładnym, masowym niszczeniem. Jednak faktem jest, że rosyjskie pociski uderzyły między innymi w muzeum Hryhorija Skoworody, uznawanego za ojca ukraińskiej filozofii, i w to poświęcone dziełom ludowej malarki Mariji Prymaczenko. Z muzeum w Chersoniu Rosjanie zrabowali ponad 80 procent kolekcji, od cenionych dzieł sztuki ukraińskiej do zbiorów scytyjskiego złota.
Także ludzie kultury ponoszą ofiary. W połowie grudnia za pomocą testu DNA w zbiorowym grobie pod Iziumem [miasto w obwodzie charkowskim we wschodniej Ukrainie – przyp. JK] zidentyfikowano zwłoki Wołodymyra Wakulenki, poety i autora książek dla dzieci. Innych artystów, w tym kilku moich znajomych, Rosjanie bądź ich najemnicy porywali i torturowali. Filozof Ihor Kozłowski i dziennikarz Stanisław Asiejew byli więzieni przez prokremlowskie siły w Doniecku. Asiejew napisał książkę – jedną z najbardziej przerażających, jakie czytałem – o swoich doświadczeniach w donieckiej „izolacji”, w dawnej fabryce i centrum kulturalnym, które separatyści zamienili w obóz koncentracyjny.
Czy z wybuchem wojny konkretne dzieła sztuki, postacie i miejsca historyczne nabrały dla Ukraińców nowego znaczenia? Można mówić o nowej wizji ukraińskiej tożsamości albo patriotyzmu?
Pojawili się nowi bohaterowie i męczennicy – żołnierze walczący na froncie, oddający życie za ojczyznę. Jednym z nich jest Roman Ratuszny, syn pisarki Switłany Powałajewej, która po jego śmierci poświęciła mu cykl wierszy. Zanim Roman wstąpił do armii jako ochotnik, był aktywistą. Bronił historycznych miejsc w Kijowie przed samowolą budowlaną, przeciwstawiał się korupcji. Po stronie rosyjskiej na próżno by szukać podobnych postaci – bez względu na starania kremlowskich propagandystów, nie sposób nadać heroicznego blasku napastnikom i okupantom. W Ukrainie poparcie dla armii przewyższa teraz 90 procent, to ciesząca się najwyższym zaufaniem instytucja państwowa. Bohaterowie są wokół nas, nie musimy ich szukać w przeszłości. Mam wrażenie, że podziw i przywiązanie do nich stopniowo zastąpią podobne uczucia żywione do dawniejszych postaci, jak choćby tych z czasów drugiej wojny światowej. Jeśli wspomnieć konkretnie o OUN i UPA – powinniśmy zrozumieć, że przez ostatnie dekady były w Ukrainie postrzegane przede wszystkim jako symbole walki z Sowietami, nie z Polakami. Oczywiście, Ukraińcy muszą nauczyć się szczerze rozmawiać o rzeziach na Wołyniu czy Holokauście na naszych ziemiach – ale dziś całkowicie pochłaniają nas współczesne tragedie, dziejące się tu i teraz.
Mamy teraz inne symbole. Nowego znaczenia nabrały praktycznie wszystkie miasta, które znalazły się pod rosyjskim ostrzałem. Często jeżdżę do Charkowa. Ostatnio przywieźliśmy ze znajomymi T-shirty z nadrukiem tamtejszych konstruktywistycznych budowli i hasłem „Charków – Żelazobeton”. Budynki pochodzą oczywiście z czasów radzieckich, ale dziś stanowią też symbol oporu. Charków to zresztą ważne centrum nowej sztuki ukraińskiej, także ulicznej. Mieszka tam zwany „ukraińskim Banksym” Hamlet Zinkiwski – jego prace są inteligentne, zwracają uwagę na paradoksy. Miejscowości, przez które przechodził front, takie jak Izium czy Bałaklija, też wywołują zupełnie inne skojarzenia niż przed wojną, są przepełnione tragiczną historią. Rok temu nikt nie pomyślałby o Chersoniu jako symbolu ukraińskiej niezłomności, teraz to norma.
Rosja lubi szukać źródeł swojej państwowości w Kijowie, w dawnej Rusi Kijowskiej. Co z Ukraińcami? Skąd wywodzą dziś poczucie tożsamości narodowej?
To zależy od rozmówcy, ale wielu stara się patrzeć jeszcze dalej wstecz – choćby do czasów, gdy na czarnomorskich stepach mieszkali Scytowie. Nasze scytyjskie dziedzictwo, które rabuje teraz Rosja, jest dla nas ważne. Według dwudziestowiecznego pisarza Wiktora Pietrowa-Domontowycza, aby naprawdę zrozumieć ukraińską kulturę, trzeba być archeologiem, nie wolno ograniczać się do źródeł pisanych. Czołowi ukraińscy artyści nawiązywali w swojej twórczości do greckich i rzymskich osad u brzegów Morza Czarnego. Pierwszy znaczący tekst literacki napisany po ukraińsku, „Eneida” Iwana Kotlarewskiego, to żartobliwy dialog z Wergiliuszem. Greckie i rzymskie motywy są też obecne w dziewiętnastowiecznej poezji Tarasa Szewczenki i w twórczości żyjącej na przełomie XIX i XX wieku Łesi Ukrainki. Ważną częścią ukraińskiego „rozstrzelanego odrodzenia” [pokolenie artystów i naukowców prześladowanych przez NKWD podczas stalinowskich czystek – przyp. JK] były ruchy neoklasyczne, upatrujące źródeł ukraińskiej kultury w starożytnej Grecji. Także łacina przez wieki była dla nas ważnym językiem, w dużej mierze ze względu na więzi z Polską i katolicyzmem.
Historycy mówią też często o wpływie, jaki na Ukrainę wywarło jej położenie na skraju euroazjatyckich stepów, kontakty z obecnymi tam wędrownymi ludami. Dominująca przez wieki pansłowiańska ideologia przedstawiała Turków i Tatarów jako najbardziej zażartych wrogów chrześcijańskiej ludności. Jednak w ostatnich dziesięcioleciach coraz lepiej zdajemy sobie sprawę z kulturowych więzi pomiędzy Ukraińcami a Tatarami krymskimi [sami określają się jako „qırımlı” – przyp. WJ.] Wiele nazw ukraińskich miejscowości ma turkijskie korzenie, wschodnie wpływy widać też w tradycyjnym kozackim ubiorze. Pisałem kiedyś o współistnieniu w ukraińskiej kulturze „lasu i stepu”, elementów kultur osiadłych i wędrownych.
Co ze związkami z polsko-litewską Rzeczpospolitą?
Myślę, że na naszą wspólną historię warto dziś spojrzeć świeżym okiem. Rzeczpospolita była zdominowana przez szlachtę. Niższe warstwy społeczne, do których należało wielu Ukraińców, nie zawsze były w niej dobrze traktowane. Mimo to polsko-litewskie państwo ucieleśniało w pewien sposób ideę republiki. Od XVIII wieku w Europie Wschodniej dominował model imperialny – olbrzymie wpływy miała carska Rosja, Imperium Osmańskie i Austro-Węgry.
Przyzwyczailiśmy się patrzeć na nasz region przez pryzmat XIX i częściowo XX wieku. Jeśli natomiast spojrzeć dalej w przeszłość, na szesnasto- i siedemnastowieczne dzieje, zauważymy o wiele szerzej rozprzestrzeniony model republikański. W Rzeczpospolitej rządzili królowie elekcyjni, kluczową rolę grała szlachta i magnaci. Także stanice kozackie hołdowały ideom decentralizacji, wspólnego podejmowania decyzji, w pewnym sensie pluralizmu. W poezji Tarasa Szewczenki widoczne są postawy, które dziś nazwalibyśmy antykolonialnymi, choćby w odniesieniu do wojen prowadzonych przez carską Rosję na Kaukazie. Jestem przekonany, że znajdujemy się na zakręcie historii. Republikańska wizja Europy Wschodniej zdobywa przewagę nad tą imperialną, która stopniowo słabnie. Dla Ukraińców idee wolności i republiki są z pewnością niezwykle ważne.
Jak ukraińscy artyści i myśliciele postrzegali związki z Europą? Dziś w Ukrainie z pewnością dominują proeuropejskie nastroje – czy to nowość?
Mychajło Drahomanow, ważny dziewiętnastowieczny filozof i historyk, promował idee decentralizacji, emancypacji narodów i tworzenia między nimi horyzontalnych więzi. Był częścią europejskiej tradycji intelektualnej, do której należeli też Polacy, jak August Cieszkowski. Z pism Drahomanowa i Cieszkowskiego wyłania się coś na kształt pierwowzoru Unii Europejskiej – „republiki narodów”, samorządnych, ale połączonych w federację. Te same idee znajdziemy u Łesi Ukrainki i niektórych pisarzy pokolenia „rozstrzelanego odrodzenia”. Ci ostatni stwierdzali otwarcie, że Ukraina powinna patrzeć raczej w stronę Europy, a nie Rosji. W tej ostatniej nawet pozornie prozachodni „okcydentaliści” [dziewiętnastowieczny ruch intelektualny, znany też pod nazwą ,,zapadnicy” – przyp. JK] postrzegali Europę jako zanadto burżuazyjną i kapitalistyczną. Z tego powodu wielu z nich ostatecznie zwróciło się ku radykalnej wersji marksizmu. Nie różnili się aż tak bardzo od swoich przywiązanych do tradycji oponentów – „słowianofilów”, którzy też zarzucali Europie moralne zepsucie. Być może można tu upatrywać analogii do współczesnej skrajnej lewicy i prawicy. Natomiast w Ukrainie zarówno konserwatyści, jak i postępowcy czuli się zwykle częścią Europy.
Zarówno Polacy, jak i Ukraińcy byli przez dużą część swojej historii pozbawieni państwowości. Czy odcisnęło to podobne piętno na obu kulturach?
W przypadku Ukrainy istniało zawsze niebezpieczeństwo, że będziemy się samookreślać głównie w opozycji do Rosji. W pewnym sensie to nawet nic złego. Ukraińcy i inne wschodnioeuropejskie narody powinny mieć możliwość pokazania, że rosyjskie wpływy w naszym regionie nie są wcale tak głębokie, że mamy wielkie szanse przezwyciężenia ich i powrotu do republikańskiej kultury politycznej.
Ukraińska kultura jest głęboko naznaczona romantyzmem, który narodził się na ziemiach niemieckich.
Kluczowe jest to, że i Niemcy byli w tym okresie pozbawieni własnego państwa, zwłaszcza w następstwie wojen napoleońskich. Mickiewicz i Słowacki także znajdowali ukraińskich czytelników – choć wielu intelektualistów postrzegało polską kulturę jako zbyt skupioną na elitach. Dla równowagi zwrócili się w stronę etnografii, dokumentowania ukraińskiej sztuki ludowej i niepisanych tradycji.
Stosunkowa słabość „elitarnej” kultury w Ukrainie może dziś nawet działać na naszą korzyść. W wielu innych państwach, jak choćby w Rosji, lokalny folklor w dużej mierze rozmył się i zniknął pod naporem kolejnych fal osadników. Natomiast w Ukrainie trwa swoisty renesans kultury ludowej. Widać to zwłaszcza w muzyce. Zespoły takie, jak Dakha Brakha i Onuka, a nawet bardziej popowi wykonawcy – jak Krystyna Sołowij czy Kalush Orchestra, zwycięzcy Eurowizji – łączą ludowe wpływy z nowoczesnością. Na jam sessions, na które sam chodzę w Kijowie, widzę wielu młodych ludzi starających się włączyć w swoją twórczość elementy folkowe.
Czy polska solidarność z Ukrainą może przyczynić się do wzmocnienia więzi polskich i ukraińskich historyków? Wydaje się, że więcej ich łączy, niż dzieli.
Myślę, że to prawdopodobne. Oczywiście nie da się zignorować bolesnych rozdziałów we wspólnych dziejach Polski i Ukrainy, zwłaszcza podczas drugiej wojny światowej. Oba kraje muszą uczciwie się rozliczyć ze swoją historią, wychodząc z założenia, że żaden naród nie jest idealny, przestępcy i zbrodniarze zdarzają się wszędzie.
W Ukrainie nadejdzie czas na szczerą dyskusję o Wołyniu. Niestety teraz, podczas wojny, taka rozmowa byłaby bardzo trudna. To ze względu na kremlowską propagandę, która uparcie przedstawia wszystkich ukraińskich patriotów i obrońców kraju – zwłaszcza tych obecnych – jako nacjonalistycznych zbrodniarzy. To zresztą działa, przynajmniej wewnątrz Rosji: słyszeliśmy o wielu rosyjskich żołnierzach, którzy wdzierali się do ukraińskich domów, każąc mieszkańcom mówić, gdzie chowają się faszyści. Dlatego warto ten temat jeszcze na jakiś czas odłożyć.
Z drugiej strony, Polacy i Ukraińcy mają za sobą podobne historyczne przejścia i wiele tematów do dyskusji – w pierwszej kolejności, nasze doświadczenie bezpaństwowości w XIX wieku. Romantyczne metafory Polski jako Chrystusa narodów padały zresztą w Ukrainie na podatny grunt. Zawsze miałem problem z religijną retoryką używaną do opisu życia politycznego, ale akurat idea „narodowego zmartwychwstania” ma w sobie wyjątkową moc. Zarówno Polakom, jak i Ukraińcom pomogła przetrwać. Wystarczy spojrzeć na niemal identyczne początkowe słowa naszych hymnów narodowych [„jeszcze Polska nie zginęła” / „szcze ne wmerła Ukraina” – przyp. JK.] Znany dziewiętnastowieczny historyk Mykoła Kostomarow także pisał o Ukrainie jako o narodzie „leżącym w grobie, lecz jeszcze nie umarłym”.
Zastanawiam się czasem, czy Ukraina nie odegra w XXI wieku tej samej roli, co Polska o stulecie wcześniej, jeśli chodzi o przyspieszenie rozpadu rosyjskiego imperium. Odzyskanie niepodległości przez Polskę po pierwszej wojnie światowej było olbrzymim ciosem dla rosyjskiego imperializmu. Z perspektywy Ukraińców, nawet w PRL panowała o wiele większa swoboda niż w ZSRR – wielu na zachodzie kraju oglądało polską telewizję. Mam nadzieję, że w przyszłości Ukraińcy będą stanowić podobny wzorzec wolności dla mieszkańców Rosji. Może imperium w końcu zniknie.