Publikacja trzeciego tomu „Historii męskości” domyka w naszym kraju przekład cyklu wielkich syntez, z których zasłynęła francuska antropologia historyczno-kulturowa pod koniec ubiegłego wieku – mamy więc po polsku pięć tomów „Historii życia prywatnego”, trzy tomy „Historii ciała” i trzy tomy „Historii męskości”, razem jakieś sześć i pół tysiąca stron druku, do tego przeszło tysiąc ilustracji, z których większość nie pojawia się w innych książkach. Te pomnikowe opracowania – ze wszystkimi swoimi problematycznymi cechami, na czele których stoi uporczywy gallocentryzm – są cenne jako alternatywa dla historii politycznej i militarnej, historii „wielkich ludzi” i „ważnych wydarzeń”, lub raczej jako ich niezbędne uzupełnienie. Obejmując „po całości” ogromne połacie dziejów Europy – niestety, tylko zachodniej – w sposób nieunikniony narażone są na rażące uogólnienia i uproszczenia, a osoby piszące ich kolejne partie zbywały często kilkoma zdaniami tematy, których dokładne omówienie wymagałoby setek stron wywodu. Jest to jednak zadowalająca cena za syntetyczny obraz praktyk życiowych wypełniających miliardy istnień ludzkich w ich realnych egzystencjach. Te historie mówią coś o ludzkim życiu w takich jego wymiarach, jakich doświadcza każdy człowiek, nie zaś takich, które stają się udziałem tylko nielicznych.

Alternatywny tytuł tego felietonu mógłby jednak brzmieć „Nikt nie rodzi się mężczyzną”. Przekład ostatniego, trzeciego tomu francuskiej „Historii męskości” ma podtytuł „Męskość w kryzysie”, lecz po lekturze dwóch poprzednich woluminów tej syntezy rzec można, że jest to określenie nieco mylące. Chodzi tu raczej o kryzys, który zaczyna być świadomie doświadczany i przeżywany. Kryzys sam w sobie drążył bowiem męskość od jej zarania. Zawsze była ona narażona na ataki i krytyki z zewnątrz, zwłaszcza te, które podejrzliwie i uprzedzająco wynajdywała wszędzie dokoła siebie. Właśnie dlatego przez stulecia była nadzwyczaj czuła i drażliwa na swoim punkcie, pozbawiona dystansu do siebie, nadmiernie poważna, a nawet (przykro mówić, jak często) przemocowa. Kto bowiem czuje się zagrożony, ten na ogół odpowiada uprzedzającym atakiem. Znakomita większość historycznych modeli męskości – aktywnej, zaborczej, zdobywczej, dumnej, pysznej, aroganckiej, rozpasanej, chutliwej, wyższościowej, dominującej i nieznoszącej sprzeciwu – wynikała, jak to dziś łatwo wykazać przy pomocy prostych aparatów interpretacyjnych, z głębokiego, lecz nieuświadomionego poczucia lęku i zagrożenia – ze strony innych mężczyzn, ze strony kobiet, wreszcie ze strony świata, przyrody, losu, Boga, natury i historii. Nieszczęsna męskość nigdy nie miała spokoju, ani w sobie, ani na zewnątrz.

Męskość dwudziesto- i dwudziestopierwszowieczna jest natomiast coraz bardziej niepewna siebie w sposób przyzwalający, to znaczy: uznaje tę niepewność zamiast wypierać ją, przechodzi nad nią do porządku, ba, nawet zaczyna się nią bawić, rozgrywać ją na różne sposoby. Ostatnie dekady oglądały wysyp karykatur i parodii męskości, jakich nie widziano nigdy wcześniej, a zarazem wciąż usiłowano podtrzymać niektóre spośród jej dawnych odmian i wzorców. Nowoczesno-współczesna męskość może być zatem: zmedykalizowana, zmilitaryzowana, ośmieszona, patetyczna, usportowiona, przerysowana, sfeminizowana, zinfantylizowana, okaleczona, napompowana, udawana, odgrywana, faszystowska, robotnicza, homoseksualna, kolonialna, falliczna… Rozmywa się ona w tysiącu odmian, z których wiele wyklucza się nawzajem. Podobnie jak większość kategorii mentalnych, co do których sądzono niegdyś, że dają ludzkim umysłom spójny obraz świata zewnętrznego, tak i męskość rozpadła się nam w rękach na drobne kawałki (dwuznaczność jest tu niekonieczna, o ile ktoś ją widzi). O tym rozpadzie opowiada właśnie trzeci tom „Historii męskości”. Jest to prawdziwy kalejdoskop jej wariantów.

Dla bardzo wielu ludzi jedną z ikon współczesnej męskości jest Elon Musk, którego konto na Twitterze obserwuje przeszło sto milionów osób (tylko Barack Obama ma więcej followersów, a już na przykład Cristiano Ronaldo znacznie mniej). Musk uwodzi masy nie tylko tym, że jest obecnie najbogatszym człowiekiem na świecie, lecz również niezachwianą wiarą we własną bystrość, rzutkimi decyzjami mającymi niewiele wspólnego z nudnymi roztropnymi posunięciami mamutów biznesu w rodzaju Warrena Buffetta, a nade wszystko roztaczaną w bardzo umiejętny sposób aurą wizjonera, który formuje przyszłość równie łatwo, jak doświadczona gospodyni domowa formuje kształtne pierogi. Cóż może być bardziej męskiego od takiej pewności siebie? Chyba tylko kobieca pewność siebie, która jednak nie potrzebuje męskiego wzorca i nie startuje w tej konkurencji.

Jedną ze sławnych akcji Muska było wysłanie w 2018 roku w kosmos samochodu sportowego z manekinem za kierownicą. Wydarzenie wzbudziło potężny szum medialny i podnieciło wyobraźnię wielu entuzjastów. Kosmiczny czerwony samochód orbituje obecnie wokół Słońca. Prawdopodobnie będzie stopniowo korodował z powodu zderzeń z drobinami pyłu kosmicznego, niemniej póki co ma się dobrze.

Ale można by ową akcję przeprowadzić z jeszcze większym rozmachem. Załóżmy, że udałoby się nadać temu obiektowi prędkość na tyle dużą, że miałby on szanse wyjść poza Układ Słoneczny (czyli trzecią prędkość kosmiczną). Gdyby tak się stało, czerwony samochodzik Muska podróżowałby przez przestrzeń międzygwiezdną w Galaktyce bardzo, bardzo długo, zapewne dłużej niż trwać będzie nasz gatunek. Jeśli zaś nadano by mu czwartą prędkość kosmiczną, to po dotarciu na skraj Mlecznej Drogi wyszedłby w przestrzeń międzygalaktyczną, w której miałby pewne szanse na wędrówkę aż po kres czasu, zwłaszcza gdyby trafiał na obszary pustek kosmicznych, czyli obszarów przestrzeni, w których nie ma właściwie niczego, zarówno w skali ludzkiej wyobraźni, jak i w rozumieniu bardziej naukowym.

Cały ten obraz – dryfującego w bliższej lub dalekiej przestrzeni kosmicznej samochodu z manekinem o ludzkim wyglądzie za kierownicą – jest pięknym symbolem pustego, całkowicie nieprzydatnego do życia efekciarstwa. Dokonywane przez mężczyzn w dawnych czasach odkrycia i wynalazki przynajmniej przydawały się ludzkości lub chociaż jakiemuś jej odsetkowi. Akcja Muska z samochodem-rakietą może służyć tylko do bujania w międzyplanetarnych lub międzygwiezdnych obłokach. Może właśnie tym różni się generalnie męskość od kobiecości, bardziej afektywnej, lecz również nieco bardziej trzeźwo patrzącej na najbliższe otoczenie.

Książka:

„Historia męskości” pod redakcją Alaina Corbina, Jeana-Jacques’a Courtine’a, Georges’a Vigarello. Tom 3, „XX–XXI wiek. Męskość w kryzysie”, tom pod redakcją Jeana-Jacques’a Courtine’a, przełożyli Krystyna Belaid i Tomasz Stróżyński, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2021.