Tym bardziej, że to holenderska Żydówka, Anna Frank, stała się nie tylko powszechnie rozpoznawaną twarzą ofiar Zagłady, ale i jednym z symboli Holandii. Poświęcone jej muzeum w Amsterdamie, mały domek, w którym żydowska dziewczyna ukrywała się ze swoją rodziną i w którym zostali oni zdradzeni, zwiedzało przez pandemią 1,3 miliona turystów rocznie; ogromne Rijksmuseum, pełne obrazów Rembrandta czy Vermeera, zaledwie dwa razy więcej. Zarazem jednak przypuszczam, że w Polsce wyniki takich badań nie byłyby radykalnie inne – może właśnie dlatego się ich nie prowadzi.
Zaprzeczanie stanowi, jak ustalił w swych dziesięciu stadiach ludobójstwa wybitny jego badacz George Stanton, ostatni jego etap i można przypuszczać, że jakaś część holenderskich respondentów dawała wyraz nie tyle swojej wiedzy o historii, co po prostu wrogości wobec Żydów.
W badaniach Stefana Wilkanowicza z lat dziewięćdziesiątych okazało się, że wśród młodzieży szkół średnich Oświęcimia procent zaprzeczających Zagładzie był dwukrotnie wyższy niż w próbce ogólnokrajowej. Trudno przypuszczać, by oświęcimiacy nie wiedzieli, co działo się w Auschwitz – ale lata dziewięćdziesiąte były okresem ostrych konfliktów związanych z Marszami Żywych i młodzież zapewne w ten sposób dawała upust swym związanym z tymi konfliktami emocjom. Chodziło o to, że strona izraelska organizowała te Marsze bez żadnej koordynacji z miastem, co ogromnie dezorganizowało życie w Oświęcimiu. Udało się to w następnych latach rozwiązać.
Łatwiej uwierzyć w kłamstwo o Zagładzie
Wśród ogólnej populacji holenderskiej procent zaprzeczających także był dwa razy niższy, co oznacza, że starsi badani, którzy mogli jeszcze znać świadków wydarzeń, mniej byli skłonni ulegać historycznym fałszom. Zarazem mało jest prawdopodobne, by motywacja antysemicka była wśród zaprzeczających dominująca, bo przejawiałoby się to nie tylko w badaniach pamięci o Zagładzie. Bardziej mi się wydaje możliwe, że badani negowali nie tyle Zagładę, co to, co im o niej przekazano.
Inaczej niż ich starsi rodacy, młodzi Holendrzy nie mieli o Zagładzie wiedzy własnej, mieli za to do wyboru dwie możliwe interpretacje informacji o wymordowaniu 6 milionów Żydów. Albo że rząd nowoczesnego państwa europejskiego popełnił ludobójstwo, a jego własne społeczeństwo mu w tym nie przeszkodziło, zaś inne rządy i społeczeństwa niewiele zrobiły, aby temu zapobiec. Albo, że to wszystko nieprawda i że rządy okłamują społeczeństwa na ten temat, w sobie tylko znanych, a podstępnych celach. Rządowe kłamstwo, które w powojennych państwach demokratycznych długo było jednak bardziej szokującym wyjątkiem niż regułą, dla młodych ludzi w XXI wieku jest oczywistością. Bomba atomowa Saddama Husseina, korzyści z brexitu, zamach smoleński – przykłady można mnożyć.
Dlatego więc można sobie wyobrazić, że w kwestii Zagłady rządy także kłamią. Natomiast to, że państwo wymorduje naszych sąsiadów, bo uznało, że są szkodliwi, a my sami do tego przyłożymy rękę, znów stało się niewyobrażalne. Tak może robią inni gdzieś – Rosjanie w Ukrainie, Hutu w Rwandzie – myślimy, ale nie my w Europie. Za zaprzeczaniem Zagładzie stać więc może groźna wiara w to, że ludzie jednak nie są tak źli, która zresztą skrzętnie wykorzysta zdanie z dziennika Anny Frank: „wierzę, że ludzie jednak są dobrzy”.
Wiedza przegrywa starcia z niewiarą
Gdyby więc chodziło o spór o interpretację niepoznawalnego zjawiska, to istotnie teza o sfałszowaniu Zagłady wydawać by się mogła bardziej przekonującą niż teza, że Zagłada istotnie miała miejsce. Tyle że Zagłada wcale nie jest niepoznawalna: stoi za nią bezmiar materialnych dowodów i naocznych relacji świadków, ofiar i sprawców. Jeżeli jednak uwierzymy, iż przekaz o Zagładzie sfałszowano, to co stoi na przeszkodzie, by także uwierzyć, że sfałszowano wszystkie te dowody i świadectwa? Logiczna zasada, że z fałszu – a przekonanie, że Zagładę sfałszowano właśnie jest fałszem – wynika wszystko, znajduje tu swe najbardziej katastrofalne potwierdzenie.
Wiara w to, że nie należy wierzyć w to, co nam mówią, potrafi być tak silna, że nie wyrzekamy się jej nawet wówczas, gdy nasze życie odeń zależy. Mimo pandemii, konta antyszczepionkowe na polskim Facebooku śledzi 1,7 miliona użytkowników. Wielu z nich wierzy także w to, że w Ukrainie to NATO napadło na Rosję, że Polską rządzą Żydzi, a Zagłada nie miała miejsca. Wspólnym elementem jest tu niewiara właśnie, a w co konkretnie – to już jest rzecz wtórna.
A jako że odpowiedzią na niewiarę nie jest wiara, lecz wiedza, której zdobycie jest trudne i żmudne, niewierze niewiele zagraża. A zarazem ona sama prowadzi jej wyznawców do innej wiary – wiary w to, w co wierzą ci, którzy jak oni nie wierzą. No bo skoro rozpoznali kłamstwa rządów, to sami by się na inne kłamstwa nie dali nabrać.
Tu należałoby dokonać efektownego zwrotu i pokazać, w jaki sposób można przeciwdziałać temu szaleństwu. Tyle że takich sposobów, prócz – jak się rzekło – zdobywania wiedzy, nie ma. Gdy pamięć staje się historią, z doświadczenia staje się tekstem, rywalizującym z innymi tekstami o zauważenie i zrozumienie.
Liczy się już nie to, co zostało powiedziane, lecz to jedynie, co zostało usłyszane. Wiemy, że „nigdy więcej” stało się pustym sloganem, bo po Zagładzie były inne ludobójstwa. Ale na naszych oczach slogan ten przyjmuje postać: „Nigdy więcej, a wcześniej też nie”. Dzień Pamięci nie pomoże na niepamięć.