Jak wiadomo, kserowanie prawa i polityki to zajęcie ryzykowne. Iwan Krastew i Stephen Holmes przekonywali, że polityka imitacji była źródłem populistycznego resentymentu w Europie Środowo-Wschodniej (o ich poglądach pisałem w tej rubryce). Nieudane próby mechanicznego kopiowania ustroju liberalno-demokratycznego w Afganistanie czy Iraku to dzisiaj banalne przykłady podobnego problemu.

Tymczasem w książce „Państwo, które działa. O fińskich politykach publicznych” socjolog Wojciech Woźniak przygląda się instytucjom jednego z tych krajów, które budzą zwykle najwięcej entuzjazmu – bo też Finlandia znajduje się na czele niemal wszystkich możliwych rankingów. I aż się chce zapytać, czy u nas też tak można. W końcu taki właśnie powinien być cel ambitnej polityki: zbudowanie najlepszego kraju na świecie.

Fiński sen

Co to więc znaczy, że Finlandia działa? Ogółem dwie rzeczy: że wiele rzeczy udaje się tam dobrze i że działa aktywnie jako państwo, aby osiągać założone cele rozwojowe. Woźniak przypomina, że Finlandia może być dla nas ciekawym przypadkiem do analizy, ponieważ w XX wieku awansowała z grupy krajów niezamożnych i półperyferyjnych do gospodarczego centrum, co może być również aspiracją Polski.

Jak zatem działa Finlandia? W książce można znaleźć dużo ciekawego materiału i bez wątpienia można ją polecać do lektury politykom, w tym miejscu zwróćmy zaś uwagę tylko na kilka kwestii, o których pisze Woźniak. Po pierwsze: kultura polityczna. Przede wszystkim w kraju istnieje bardzo wysoki poziom zaufania do instytucji publicznych. Co mogłoby się spodobać Bronisławowi Komorowskiemu: w Finlandii zgoda buduje. Autor wskazuje, że w fińskiej klasie politycznej istnieje podstawowe porozumienie co do tego, że niezależnie od różnic partyjnych, potrzebna jest identyfikacja długofalowych wyzwań i celów politycznych państwa. Przykładem dobrej praktyki jest Komitet na Rzecz Przyszłości, czyli stała komisja parlamentarna, która zajmuje się zagadnieniami wykraczającymi poza horyzont kadencji, utrzymująca relacje bezpośrednio z kancelarią premiera: „Przynajmniej raz w czasie kadencji rząd zobowiązany jest zaprezentować strategiczny dokument dotyczący przyszłości, monitorujący zmiany od czasu publikacji poprzedniego i aktualizujący strategię”. W naszych warunkach istnieją oczywiście podobne dokumenty, natomiast budowa materialnego państwa dokonuje się raczej w tle polityki i w sposób niekontrolowany, jako że w głównym nurcie polityki trwają niekończące się symboliczne zmagania o niepodległość i tożsamość. Przy tym w Finlandii, jak podaje Woźniak, owa kultura współpracy i zgody wiąże się z pamięcią krwawej wojny domowej w 1918 roku, w której zginęło 40 tysięcy osób.

Po drugie, wysoka jakość edukacji publicznej, współpraca między światami nauki i polityki, wspieranie inwestycji w nowe technologie – ogólnie kult wiedzy. W Finlandii notuje się jeden z najwyższych na świecie wskaźnik nakładów na badania i rozwój, a „zawód nauczyciela jest jednym z najbardziej pożądanych wśród maturzystów”. Symboliczna jest w tym kontekście historia nowej fińskiej biblioteki narodowej. U nas na stulecie niepodległości mieliśmy biało-czerwone ławki – ale za to mamy rząd, który codziennie dzielnie pręży muskuły. W Finlandii państwo do spółki z Helsinkami zbudowali Oodi. Jak podaje Woźniak, „na budowę poświęcono jedną z najcenniejszych działek w kraju” nieopodal parlamentu. Przesłanie powtarzane w mediach: „Niech posłanki i posłowie wiedzą, że światli obywatele mają ich na oku”. W pierwszym roku z usług biblioteki skorzystały ponad 3 miliony osób – w kraju, który liczy 5,5 miliona mieszkańców. Miłośników muzyki takich jak ja z pewnością urzeknie fakt, że w budynku biblioteki znajduje się również sala wypełniona ogólnodostępnymi instrumentami muzycznymi, łącznie z egzemplarzami wysokiej klasy syntezatorów analogowych.

Wreszcie, po trzecie, nie warto przyjmować uproszczonego i przesadnie wyidealizowanego obrazu Finlandii. Jak wiadomo, każdy kraj ma swoje problemy, a Finlandia nie jest utopią. Nie jest również krajem jednoznacznie socjalnym. Jak wskazuje Woźniak, w różnych sferach działa tam mieszanka rozwiązań mniej i bardziej rynkowych. Ciekawym przykładem jest szkolnictwo wyższe, gdzie finansowanie badań naukowych, jak odnotowuje Woźniak, opierało się w bardzo wysokim stopniu na konkursach grantowych – co podaje się zwykle jako przykład neoliberalnego modelu szkolnictwa wyższego.

Ile Finlandii w Polsce?

Jeśli przypomnieć sobie hasła pojawiające się w naszej polityce, to Polska miała być jak Japonia, Irlandia, Węgry czy Turcja. Ale jest jak Polska. I z pewnością nie będzie jak Finlandia (o tym, dlaczego nie ma Budapesztu w Warszawie, pisałem niedawno w tej rubryce). I niezależnie od tego, na ile chcielibyśmy idealizować kraj naszych zamorskich sąsiadów, w podobnych kontekstach do głowy przychodzi mi zawsze kilka znaków zapytania.

Oto mianowicie największy paradoks polskiego państwa. Z jednej strony, istnieje uogólnione przeświadczenie, że nic u nas nie działa. Niezależnie od tego, co się dzieje za oknem: zawsze trwa jakaś zapaść. Wypada narzekać. Zresztą książka Woźniaka na temat Finlandii nosi tytuł „Państwo, które działa” – jak gdyby w odróżnieniu od państwa, które – jak to się mówi – jest z kartonu. Z drugiej strony, w międzynarodowych zestawieniach Polskę przedstawia się jako czempiona rozwoju – jest o tym nawet książka Marcina Piątkowskiego „Europejski lider wzrostu” (moja rozmowa z autorem tutaj). Polska jest czempionem rozwoju nie dlatego, że jest najlepszym krajem na świecie, lecz dlatego, że jest dużo lepszym, niż jeszcze nie tak dawno temu. A jak przychodzi jakiś kryzys, to nasza gospodarka wykazuje dużą odporność. To by sugerowało, że jednak coś musi działać, chociaż może nie zawsze tak, jak byśmy sobie tego życzyli – w każdym razie warto nadawać rzeczom właściwą miarę.

Po drugie, i w związku z tym, jest pytanie, ile właściwie możemy się nauczyć od Finlandii? Jest to kraj pod wieloma względami odmienny, o wielokrotnie mniejszej liczbie ludności, innym położeniu geograficznym, innej kulturze politycznej. Tego rodzaju idealizacje czasem bardziej odzwierciedlają nasze tęsknoty, niż dają model działania pomocny w lokalnej praktyce. Oczywiście, do pewnego stopnia ścieżki rozwoju państw bywają podobne – odnoszące sukcesy demokracje konstytucyjne mają szereg wspólnych cech. Jest również prawdą, że Finlandia nie zawsze była nowoczesnym krajem dobrobytu, a wręcz rozwinęła się później niż inne kraje nordyckie – co sugeruje, że i my możemy do pewnego stopnia wpływać na nasz los. Jednak prawdziwe pytanie zawsze dotyczy tego, jak budować w istniejących warunkach – no bo nikt się w Polsce ponadpartyjnie nie pogodzi z tego tylko tytułu, że ktoś kiedyś pogodził się w Finlandii. Potrzebujemy więc autonomicznego i systematycznego myślenia o Polsce, które istnieje co prawda na marginesach polityki, ale którego w naszej polityce wciąż jeszcze brakuje.