0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Sawczuk w poniedziałek]...

[Sawczuk w poniedziałek] Przekleństwo imitacji. Iwan Krastew i wojna tożsamości

Tomasz Sawczuk

Krastew i Holmes przedstawiają błyskotliwą i pełną intelektualnego rozmachu opowieść o rzeczywistości politycznej po zimnej wojnie. Jednak z lekturą ich książki wiąże się także pewne ryzyko.

W ostatnich miesiącach ukazały się w Polsce dwie nowe książki bułgarskiego politologa Iwana Krastewa, który należy do najbardziej błyskotliwych analityków współczesnej polityki. Jeden z jego talentów wiąże się z wielkim darem opowiadania, zdolnością myślenia metaforami, dzięki czemu jego język jest w pełni zrozumiały dla każdego. Do tego dodajmy rodzaj wyobraźni, która wykracza poza wąskie doświadczenie kulturowe, umiejętność tłumaczenia idei w nowym kontekście, dzięki której tekst staje się dostępny dla ludzi, którzy żyją gdzie indziej.

Alan Turing i ludzkie maszyny

„Światło, które zgasło: Jak Zachód zawiódł swoich wyznawców” – wcześniejsza z dwóch książek, która ukazała się w Polsce przed chwilą, napisana wspólnie z amerykańskim autorem Stephenem Holmesem – dotyczy źródeł sukcesów antyliberalnej polityki w światowej polityce. Centralnym motywem opowieści proponowanej przez autorów jest idea gry w imitację, która miała naznaczyć Wiek Imitacji, następujący po 1989 roku.

Chociaż autorzy nie wymieniają w książce nazwiska Alana Turinga, wyrażenie imitation game pochodzi właśnie ze słynnego artykułu brytyjskiego matematyka. Idea gry w imitację znana jest dzisiaj jako test Turinga – badanie ma ustalić, czy maszyna posiada inteligencję nieodróżnialną od ludzkiej. Człowiek funkcjonuje tutaj jako wzorzec, a maszyna ma się do niego upodobnić.

Idea Turinga otworzyła pole dla fascynujących dyskusji filozoficznych. W tym miejscu zwróćmy uwagę na jedną sprawę. Z grą w imitację wiąże się pewien dramatyzm, który dotyka zarówno imitowanych, jak imitujących. Strona imitująca nie wie, czy rzeczywiście staje się istotowo tym samym, co obiekt, który naśladuje – maszyna, która zyskuje inteligencję i której nie potrafimy odróżnić od człowieka, może funkcjonalnie spełniać wszystkie cechy właściwe istocie ludzkiej. Zawsze pozostaje jednak pytanie o to, czy czegoś jej nie brakuje? Ale także strona imitowana może nabrać wątpliwości – jeśli okaże się, że można stworzyć jej doskonałą kopię, to cóż jest w niej oryginalnego, autonomicznego, czy ona sama nie jest w takim razie jedynie kolejną kopią? Innymi słowy, czy w toku gry w imitację człowiek sam nie staje się bardziej maszyną? Tego rodzaju pytania stały się tematem niezliczonych dzieł kultury, od powieści „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?” Philipa Dicka, po współczesny telewizyjny serial „Westworld”.

Ostatni gasi światło

W wersji Krastewa i Holmesa problem sformułowany jest odmienne, ale zjawisko upodobnienia się aktorów w procesie imitacji także okazuje się problematyczne psychologicznie dla wszystkich stron. Autorzy w czterech rozdziałach opisują cztery aspekty tego zjawiska, odnosząc analizę kolejno do Europy Środkowo-Wschodniej, Rosji, Stanów Zjednoczonych oraz Chin.

Po pierwsze, kraje Europy Środkowo-Wschodniej po 1989 roku chciały normalności – czyli, żeby było „jak na Zachodzie”. Z początku gra w imitację przyszła więc w sposób naturalny. Autorzy zwracają jednak uwagę na to, że proces imitacji może stać się źródłem traumy i resentymentu. Odwołując się do Girarda, Krastew i Holmes twierdzą, że w największym stopniu prowadzi do tego imitacja pragnień, kiedy „naśladowane są nie tylko środki, lecz także cele, nie tylko instrumenty techniczne, lecz także wyniki, zamiary, intencje i sposoby życia”. Tego rodzaju proces imitacji prowadzi do podważenia własnej autonomii – okazuje się, że w rzeczywistości pragniemy tego, czego pragnie ktoś inny. Co więcej, proces „wszechobejmującej imitacji instytucjonalnej wiąże się z uznaniem moralnej wyższości naśladowanych nad naśladowcami”.

Do tego dochodzi kolejny powód do buntu, czyli brak alternatywy dla liberalnej demokracji. Zdaniem Krastewa i Holmesa już tylko to jest dostatecznym powodem do rozwoju antyliberalizmu, ponieważ ludzie potrzebują mieć poczucie, że istnieje wybór: „Populiści buntują się nie tyle przeciwko konkretnemu (liberalnemu) typowi polityki, ile przeciwko zastępowaniu ortodoksji komunistycznej ortodoksją liberalną. Przekaz buntowniczych ruchów i z prawej, i z lewej strony polega więc w zasadzie na tym, że podejście typu «wszystko albo nic» jest niesłuszne i że sprawy mogą wyglądać inaczej, bardziej znajomo i bardziej autentycznie”. W „Nowym liberalizmie” używałem na określenie owego celu nieliberalnej polityki naszego słowa „swojskość”.

Z czasem „odmowa klękania przed liberalnym Zachodem stała się znakiem rozpoznawczym rewolucji nieliberalnej w całym świecie postkomunistycznym i poza nim”. Tak miałby zatem wyglądać moment Kantowski polskiej transformacji, w którym chcemy podlegać jedynie tym prawom, które sami ustanowiliśmy.

Po drugie, Rosja wzięła udział w grze w imitację w inny sposób. Krastew i Holmes przekonują, że przed Rosją nie stała realna perspektywa integracji z Zachodem, stąd instytucje demokratyczne były nie tyle imitowane, co symulowane. Także i ta praktyka wiązała się z pewnymi upokorzeniami, a kiedy w okolicy 2011/2012 roku przestała być użyteczna, zaczął się nowy etap gry, który autorzy określają jako lustrzane odbicie: „cierpiąc z powodu tego, co Rosja odbierała jako apodyktyczne i daremne żądanie, by imitować wyidealizowany obraz Zachodu, insiderzy Kremla postanowili naśladować to, co uważali za najbardziej odpychające we wzorcu zachowań amerykańskiego hegemona, tak by skierować lustro na oblicze Zachodu i pokazać tym niedoszłym misjonarzom, jak naprawdę wyglądają, kiedy odrze się z ich udawanego samouwielbienia”. Stąd rosyjska ingerencja w amerykańskie wybory w 2016 roku w odpowiedzi na amerykańskie ingerencje w politykę innych krajów – i cały szereg innych działań.

Po trzecie, gra w imitację stała się problemem także dla Ameryki. Zdaniem autorów, wielu Amerykanów doszło do wniosku, że Stany Zjednoczone nie powinny już pełnić roli wzorca, który się imituje, ponieważ w wyniku tego procesu zyskali wszyscy dookoła, z wyjątkiem ich samych. Mówiąc w skrócie, Ameryka stała się ofiarą imigrantów (a w każdym razie biała Ameryka), krajów o gospodarkach nastawionych na eksport, takich jak Niemcy i Japonia, którym Ameryka pomogła rozwinąć skrzydła, a także Chin, których rozwój gospodarczy umożliwiły USA, a które teraz stały się dla nich zagrożeniem. Jest to w każdym razie twierdzenie, które przez kilka dekad głosił Donald Trump – który tym samym dobrze wpasował się w moment historyczny. Ameryka Trumpa nie tylko nie chce być wzorem do naśladowania, lecz zaczęła naśladować nie-liberałów z Europy Środkowo-Wschodniej.

Wreszcie, Krastew i Holmes twierdzą, że awans Chin do nowej roli na arenie międzynarodowej oznacza koniec Wieku Imitacji: „Nadchodzące zderzenie USA z Chinami musi zmienić świat, ale będzie w nim chodziło o handel, zasoby, technologię, terytorium […]”, ale nie o konkurujące wizje przyszłości człowieka, „ideologiczne nawracanie i rewolucyjną zmianę reżimów”.

Donald Trump i duch dziejów

Tego rodzaju spojrzenie wiąże się z przynajmniej dwiema interesującymi kwestiami, o których warto wspomnieć. Autorzy przyjmują w pełni racjonalne podejście do analizy polityki aktorów takich jak Trump i Putin, wbrew popularnemu w kręgach liberalnych poglądowi, zgodnie z którym ukazuje się ich jako irracjonalnych, niebezpiecznych szaleńców. Jeśli historia jest przygodna, a dzieje nie zmierzają do z góry określonego celu, to nieliberalna polityka może w racjonalny sposób wyrażać moment historyczny – duch dziejów nie jest liberałem. Jak piszą autorzy, „jednobiegunowy Wiek Imitacji był okresem, w którym liberalizm niebezpiecznie się w sobie zakochał. Oczekiwanie, że inni przyswoją sobie instytucje i normy liberalno-demokratyczne, zdawało się tak oczywiste jak wschód słońca”. Tymczasem, można by powiedzieć, jest symptomem wolności, że w rzeczywistości zachodzą zjawiska, których nie pragniemy.

Wraz z tym zmienia się koncepcja sił, które wpływają na zmianę historyczną. Na gruncie wizji historii obowiązującej w okresie Wieku Imitacji systemy polityczne i gospodarcze miały zmierzać do konwergencji do postaci podobnej amerykańskiej demokracji liberalnej – kraje mniej rozwinięte miały imitować tych przed nimi, aby nadgonić stracony dystans i „dołączyć do Zachodu”. Jak przekonują Krastew i Holmes, jeśli w nowym porządku będziemy mieć do czynienia z jakiegoś rodzaju konwergencją między systemami politycznymi, będzie to raczej proces polegający na upodobnieniu się do siebie systemów amerykańskiego oraz chińskiego – o czym z podobnych pozycji w ekonomicznym kontekście przyszłości kapitalizmu pisał ostatnio Branko Milanović w książce „Capitalism, Alone”.

Witamy w ponowoczesności

Wniosek, który wyciągają z tego wszystkiego Krastew i Holmes, jest bliski temu, o czym pisali na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku filozofowie tacy jak John Gray oraz Richard Rorty, a także cytowany przez autorów Gáspár Miklós Tamás, w esejach na temat wyłaniającej się ponowoczesności: nowoczesny uniwersalizm, będący chrześcijańskim dziedzictwem liberalizmu, zyskuje następstwo w przygodnym pluralizmie porządków politycznych i kulturowych, które w nowym paradygmacie nie znajdują już transcendentnego ani transcendentalnego uzasadnienia – uzasadnienia innego niż to, które jesteśmy zdolni przedstawić w rozmowie [1].

Jak piszą Krastew i Holmes: „Koniec Wieku Imitacji nie oznacza, że ludzie przestaną cenić wolność i pluralizm albo że demokracja liberalna zniknie. Nie oznacza też, że reakcyjny autorytaryzm i natywizm posiądą ziemię. Przeciwnie, wynika z niego, że powrócimy nie do globalnej konfrontacji pomiędzy dwoma państwami misjonarzami – jednym liberalnym, a drugim komunistycznym – ale do świata pluralistycznego i konkurencyjnego, gdzie żaden z ośrodków władzy militarnej i gospodarczej nie będzie dążył do rozpowszechniania swojego systemu wartości na całym globie”.

Granice Węgier

Opowieść przedstawiona przez autorów oczywiście rodzi pytania. Książka nie wyjaśnia na przykład, dlaczego w poszczególnych krajach Europy Środkowo-Wschodniej tendencje nieliberalne manifestują się z różną intensywnością, ograniczając się do nie w pełni reprezentatywnych przykładów Polski i Węgier. Można zastanowić się nad tym, czy Rosja nie dążyłaby do destabilizacji zachodnich demokracji, gdyby reguły relacji Rosja–Zachód nie zostały naznaczone piętnem gry w imitację. Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, Holmes i Krastew sami zwracają uwagę na to, że odrzucenie mitu amerykańskiej wyjątkowości to temat nie tylko Trumpa, lecz także amerykańskiej lewicy. W historii Stanów Zjednoczonych izolacjonizm był w przeszłości normą, a nie wyjątkiem.

Jeszcze inna kwestia: autorzy twierdzą, że resentyment wobec liberalizmu wynikał z tego, że liberalizm porzucił pluralizm na rzecz hegemonii. Jeśli jednak przyszłość stosunków międzynarodowych określać będzie pluralizm konkurencyjnych porządków politycznych, które nie zmierzają do ekspansji, to można zapytać, czy będzie tak ze względu na rosnącą akceptację dla pluralizmu, czy ze względu na niezdolność do uzyskania globalnej hegemonii przez któregokolwiek z aktorów, jak choćby w koncepcji realizmu ofensywnego Mearsheimera?

Autorzy otwarcie deklarują, że nie przedstawiają wyczerpującego empirycznie wyjaśnienia obserwowanych procesów, a jedynie podkreślają ich wymiar, który nie był dotąd wystarczająco wyraźnie widoczny. Rzeczy mogłyby wydarzyć się inaczej, ale wydarzyły się tak właśnie. Można by powiedzieć, że spośród różnych czynników, które współkształtują rzeczywistość polityczną – takich jak gospodarka, kultura, technologia – ukazują proces polityczny z jego psychologią, jego emocjami i jego konfliktem o władzę. Pokazują, jak wyglądałby chaotyczny konflikt polityczny, gdyby opisać go jako racjonalny – otwarty, demokratyczny spór na argumenty.

I okazuje się, że w tym racjonalnym sporze polityka liberalna znalazła się w trudnym położeniu, ponieważ istnieją przeciwko niej istotne argumenty, jej dotychczasowa sytuacja była w istotnej mierze wypadkową przygodnych czynników historycznych, a jej zasoby retoryczne (pozycja w sporze, jak powiedziałby Stanley Fish) uległy osłabieniu wraz ze zmianą warunków uprawiania polityki. Takie ujęcie od razu zakłada, że polityka liberalna to jedna z dostępnych racjonalności, za którą nie stoi żaden ostateczny argument, żadna magiczna siła – jeśli jest politycznie nieskuteczna, to przegrywa.

Groźba wiedzy absolutnej

W tym miejscu warto jednak zauważyć, że z wymową „Światła, które zgasło” wiąże się pewne ryzyko. Oczywiście, diagnozowanie realnej pozycji polityki liberalnej jest na dłuższą metę konieczne. Był to ważny temat mojego „Nowego liberalizmu”, a w „Kulturze Liberalnej” zajmujemy się sprawą regularnie, także w rozmowach z Holmesem (tu wywiad w „KL”) oraz Krastewem, który napisał niedawno przedmowę do naszej anglojęzycznej książki.

Wspomniany już Gray twierdził, że pod wpływem wyczerpywania się filozoficznego paradygmatu nowoczesności, ruchy polityczne odrzucające liberalizm i humanizm mogą powrócić z całą mocą, aby znów ukazać swoje destrukcyjne oblicze właśnie wtedy, jeśli będziemy unikać diagnozy nowej sytuacji historycznej: „Jeśli owe frenetyczne i odpychające ruchy rzeczywiście okażą się podstawowymi politycznymi następstwami podważenia i obalenia projektu nowożytnego, będzie to, moim zdaniem, wynik naszej niezdolności do przezwyciężenia bądź zaakceptowania głównych konsekwencji nowożytności, a szczególnie naszej zdolności do pogodzenia z towarzyszącym jej odczarowaniem świata” [2].

Krastew i Holmes zmuszają czytelników do wysiłku wyobraźni. Ukazując nieuchronne związki między stronami globalnych procesów politycznych, skłaniają do porzucenia poczucia samozadowolenia i wyższości nad przedstawicielami innych grup społecznych i narodów. Wykonują ogromną pracę wyjaśnienia różniącym się publicznościom wzajemnych perspektyw, dokonując swego rodzaju międzykulturowego przekładu wyobrażeń na temat rzeczywistości politycznej po obu stronach dawnej żelaznej kurtyny. Przedstawiają także błyskotliwą i pełną intelektualnego rozmachu opowieść o rzeczywistości politycznej po zimnej wojnie. Ten wysiłek jest wartością samą w sobie. Autorzy pokazują, w jakim sensie doświadczenie polityczne krajów takich jak Polska, Stany Zjednoczone i Rosja można rozumieć jako pod pewnymi względami wyjątkowe, a równocześnie podobne, ze względu na zależności istniejące między różnymi obszarami świata polityki.

Jednak po wyjaśnieniu, że przez ostatnich 30 lat szliśmy w innym kierunku, niż można się było spodziewać, zostajemy pozostawieni bez kompasu. W konsekwencji teza książki, zgodnie z którą liberalizm „padł ofiarą własnego głośnego zwycięstwa w zimnej wojnie”, może się wydać niepotrzebnie przerysowana. Wydaje się przecież istotne, by powiedzieć – a już szczególnie z perspektywy kraju takiego jak Polska, w którym dyskurs emancypacji względem Zachodu znajduje realne przełożenie na politykę – że lepszy jest Zachód nieidealny, niezmitologizowany, współtworzony przez nas samych niż odwrócenie się do Zachodu plecami.

Wydaje się zatem, że książka lepiej wyraziłaby intencje samych autorów, gdyby dokonali oni szerszej analizy możliwości sformułowania konstruktywnego projektu liberalnego, tak jak zrobił to choćby Martin Sandbu w swojej pracy o ekonomii swojskości, o której pisałem niedawno na stronach „Kultury Liberalnej”, a wcześniej polski ekonomista Marcin Piątkowski (wywiad tutaj) czy polityk Bartłomiej Sienkiewicz (recenzja tutaj).

Ryzyko polega więc na tym, że w książce Krastewa i Holmesa czytelnik odnajdzie przede wszystkim poczucie niemocy w obliczu bezosobowej Historii, które w Polsce możemy łatwo rozpoznać, a które z taką wyobraźnią opisywał w powieściach Milan Kundera. A jednak chciałoby się powiedzieć, że jeśli „zgasło światło”, to może trzeba coś naprawić albo zmienić żarówkę.

Paradoksy pandemii

Współcześnie mamy do czynienia z wieloma procesami, które pozwalają myśleć o zasadniczych przemianach politycznych, nawet jeśli ich kierunek nie jest sprawą jasną. Zielona transformacja skłania do postawienia pytania o przyszłość demokracji – jak wskazywał na stronach „Kultury Liberalnej” Kacper Szulecki, wielkie transformacje energetyczne miały w przeszłości istotne konsekwencje polityczne.

Kolejny kontekst to covid-19. Właśnie temu poświęcony jest najnowszy, krótszy esej Iwana Krastewa „Nadeszło jutro: Jak pandemia zmienia Europę”, w którym politolog zastanawia się nad politycznymi konsekwencjami pandemii. Autor roztropnie nie przesądza tego, w jaki sposób wpłynie ona w dłuższej perspektywie na politykę. Wymienia natomiast siedem paradoksów politycznych, które ujawniło doświadczenie pandemii.

Niektóre z nich mają znaczenie z punktu widzenia przyszłości międzynarodowej polityki. Po pierwsze, wirus ukazał „mroczną stronę globalizacji”, ale jednocześnie działa jako jej agent, ponieważ wymaga międzynarodowej koordynacji, aby uporać się z kryzysem. Po drugie, covid-19 „przyspieszył tendencję deglobalizacji, którą zainicjowała wielka recesja lat 2008–2009, a jednocześnie obnażył granice renacjonalizacji”. Chodzi o to, że bezpieczeństwo wymaga kontroli nad produkcją wielu kluczowych produktów, ale kryzys ujawnia jednocześnie globalne współzależności, jak choćby w kwestii postępu naukowego.

Inne paradoksy wiążą się z przyszłością polityki krajowej. Po trzecie, w krótkiej perspektywie wirus sprzyjał narodowej jedności, ale z czasem pogłębi istniejące podziały, ze względu na dotkliwe konsekwencje ekonomiczne. Po czwarte, Krastew przekonuje, że w krajach europejskich, w których wprowadzono stan nadzwyczajny, „demokracja została zawieszona” – ale ograniczy to na przyszłość ciągoty autorytarne. Test w postaci ograniczenia praw i wolności miałby zadziałać w Europie jako impregnat na dyktatury.

Kolejne paradoksy mają znaczenie dla przyszłości Unii Europejskiej. Po piąte, chociaż w pierwszej fazie kryzysu Unia Europejska została odsunięta na dalszy plan, „pandemia może być dla jej przyszłości ważniejsza niż cokolwiek w jej dotychczasowej historii”. Ryzyko miałoby polegać na tym, że tendencja państw narodowych do przejmowania pierwszych skrzypiec w momencie, w którym trzeba okazać, kto panuje nad sytuacją, mogłaby wzmacniać procesy dezintegracyjne. Po szóste, pandemia spowodowała odrodzenie się problemów znanych z poprzednich kryzysów: wojny z terroryzmem, kryzysu uchodźczego oraz kryzysu finansowego – jednak zmieniła ich sens polityczny. Według Krastewa, tym razem okazało się, że Europa w większej mierze godzi się dzisiaj przehandlować prywatność za bezpieczeństwo, że wbrew pozorom można zamknąć granice wewnętrzne Europy, ale Europa na tym traci (choćby Polska, która traci pracowników z Ukrainy), a kryzys gospodarczy tym razem wiązał się ze zgodą na poluzowanie polityki fiskalnej oraz częściowe uwspólnotowienie długu.

Wreszcie, po siódme, Unia Europejska może okazać się ostatnim w świecie obrońcą globalizacji, ale presja na deglobalizację może prowadzić do uzyskania nowych kompetencji nie przez państwa narodowe, lecz właśnie przez Brukselę, w celu formułowania skutecznych, skoordynowanych polityk na poziomie europejskim. Wydaje się, że dobrym przykładem mogą być przyszłe regulacje europejskie w sprawie sieci 5G, a także projekt Zielonego Ładu dla Europy.

Kosmopolityzm i jego wrogowie

Krastew kończy tym razem nutą zgoła optymistyczną. Jak pisze autor, „zamknięcie granic między państwami członkowskimi UE i zamknięcie ludzi w ich mieszkaniach uczyniły nas większymi kosmopolitami niż kiedykolwiek. Po raz pierwszy chyba ludzie na całym świecie prowadzą te same rozmowy i dzielą ten sam strach”. Politolog przypomina o tym, że wielki kosmopolita Immanuel Kant sam nie opuszczał przecież Królewca. Krastew nie wyklucza tego, że może to być jedynie osobliwy moment w naszej historii, sądzi jednak, że „nie da się zaprzeczyć, że doświadczamy właśnie czegoś, co przypomina życie w Jednym Świecie”.

W tym miejscu warto zauważyć, dlaczego globalna natura pandemii może być tak ważna dla budowania obrazu powszechnej, ekologicznej współzależności między ludźmi żyjącymi w innych krajach, na innych kontynentach. Otóż uświadomienie sobie, że żyjemy w Jednym Świecie może mieć dwuznaczne konsekwencje – kiedy zwrócimy uwagę na to, że bez zielonej transformacji świata nie wystarczy dla wszystkich. Wówczas będzie miało znaczenie, czy myślimy razem z Trumpem, że w każdej interakcji istnieje zwycięzca i przegrany, czy budujemy razem z Kantem rodzaj uniwersalizmu właściwego dla naszych czasów – rozumnego porozumienia w warunkach pluralizmu wartości.

Przypisy:

[1] J. Gray, „Englightment’s Wake: Politics and Culture at the Close of the Modern Age”, Routledge 1995; R. Rorty, „Przygodność, ironia i solidarność”, przeł. W.J. Popowski, Warszawa 2009.

[2] J. Gray, „Po liberalizmie”, przeł. P. Maciejko, P. Rymarczyk, Warszawa 2001, s. 272.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 613

(43/2020)
12 października 2020

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj