Krzysztof Katkowski: Dlaczego napisałaś książkę akurat o Gastonie Bachelardzie? Skończyłaś Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne na UJ, gdzie raczej odmienia się przez wszystkie możliwe przypadki nazwiska Michela Foucaulta czy Jean-Paula Sartre’a, a nie Bachelarda, który jest filozofem bardzo niszowym.
Paulina Gurgul: Na Bachelarda trafiłam dość przypadkowo ponad dziesięć lat temu, jeszcze w liceum, kiedy byłam uczennicą w klasie o profilu matematyczno-informatycznym. Często uciekałam do biblioteki, by projekty z programowania zrównoważyć własnymi lekturami. Błądząc pomiędzy regałami, wpadłam na „Płomień świecy” – ostatnią książkę Bachelarda z 1961 roku, w Polsce opublikowaną przez wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Owa „mała książeczka o zwykłym marzeniu” zafascynowała mnie swoją „niezrozumiałą głębią”. Bachelard mówił w wyjątkowy sposób o poetach, których znałam – do tego stopnia niezwykły, że dla mnie, osoby nieprzyzwyczajonej do takiego dyskursu, stanowiło to duże wyzwanie intelektualne.
Uzasadnienie, dlaczego ta lektura tak zaważyła na moich wyborach, odkryłam lata później, gdy przeczytałam esej Alberta Béguina, szwajcarskiego historyka literatury i redaktora naczelnego miesięcznika „Esprit”. W „Spotkaniu z książkami” opisywał on podobne doświadczenie fascynacji niezrozumiałą treścią, którą przeżył, trafiając na dzieła niemieckich romantyków. W konsekwencji stali się oni dla niego jednym najważniejszych punktów odniesienia. Béguin głosił tezę, że to, co najbardziej przyciąga nas do książek, to tajemnica, która skłania do dalszych poszukiwań.
Dlatego też wkrótce później sięgnęłam po kolejne dzieło Bachelarda – „Kształtowanie umysłu naukowego” z 1938 roku. Ta książka kompletnie zmieniła moje intelektualne podejście. Pokazała mi, że po prostu… źle myślę. Zburzyła pewien obraz świata, zbudowany na lekturach romantyzmu i psychologii głębi. Bachelard bardzo wyraziście zarysował granice między myśleniem przednaukowym a abstrakcyjną myślą współczesnej nauki, ucząc mnie krytycznego podejścia do wiedzy.
Ale co oznacza dokładnie, że „źle myślałaś”?
Wtedy myślałam źle, bo myślałam całościowo – a to, zdaniem Bachelarda, jest jednym z największych zagrożeń dla naukowej postawy. Gdy rozumuje się, opierając się na niepodważalnych zasadach, pierwszych prawdach mających znamiona oczywistości, poznanie nie rozpada się na poszczególne problemy. Gdy od razu dysponujemy odpowiedziami, blokuje to myśl naukową, nie ma miejsca na krytyczne poszukiwania. To, co wiemy, przesłania to, co możemy poznać. Innymi słowy, są perspektywy, które spowalniają umysł naukowy, i perspektywy, które pomagają mu się rozwinąć.
Co zatem spowalnia umysł naukowy?
Mówiąc językiem filozoficznym, polimorficzne przeszkody epistemologiczne, czyli przeszkoda poznania ogólnego, przeszkoda animistyczna, przeszkoda werbalna… A przekładając to na język codzienny, są to zastałe formy myślenia, archaiczne idee, metaforyczne sformułowania, które niegdyś stanowiły odpowiedzi na zagadki rzeczywistości, lecz wraz z postępem naukowym stały się dysfunkcyjne i ograniczające. Przykładem może być koncept eteru, naukowo skompromitowany wraz z powstaniem szczególnej teorii względności, a jednak nadal zakorzeniony w języku potocznym, nadającym mu przez to nieuzasadnioną racjonalnie trwałość.
Bachelard, wprowadzając pojęcie przeszkód, zwraca uwagę, by patrząc na przeszłość być świadomym, że obserwujemy ją z konkretnego punktu widzenia – i dopiero wtedy stwierdzać, co jest naukowe, a co nie. Był przekonany, że identyfikując przeszkody epistemologiczne, odkrywa w ten sposób ważne, ogólne tendencje ludzkiego umysłu, które mówią coś o nas jako o podmiotach poznających. Błędy mają swoją strukturę, logikę, którą trzeba próbować odtworzyć. W ten sposób myśliciel mógł zidentyfikować elementy myślenia, które mają znaczenie choćby dla praktyki pedagogicznej. Przez to, że tradycja jest przekazywana przez edukację i przez to, że mamy dostęp do książek z tak wielu okresów, mimowolnie przyjmujemy błędy z przeszłości – jak zaznaczał, wieki przeszłe ciągle w nas żyją i mogą się obudzić ponownie, w nieświadomy sposób zaburzając postrzeganie rzeczywistości.
Kim był sam Bachelard? W Polsce zna go garstka specjalistów, a jedyne, czego możemy się o nim dowiedzieć, patrząc na jego fotografię umieszczoną na okładce twojej książki, to że miał świetną brodę.
Bachelard urodził się we francuskiej Szampanii w 1884 roku. Odebrał wykształcenie matematyczne. Początkowo był nauczycielem nauk przyrodniczych w jednym z lokalnych liceów. Podczas pierwszej wojny światowej został wysłany na front, za udział w walkach dostał odznaczenia. W 1914 roku ożenił się. Niestety, przerwane wojną małżeńskie szczęście nie trwało długo. Żona zmarła krótko po porodzie i osierociła córkę, Suzanne. Bachelard przez całe życie ją wspierał – podążyła później śladami ojca, zostając filozofką specjalizującą się w fenomenologii. Będąc rodzicem samotnie wychowującym dziecko, Bachelard przez wiele lat musiał godzić ojcowskie obowiązki z pasją do nauki. W 1927 roku, a więc już po czterdziestce, obronił dwa doktoraty poświęcone filozofii nauki. W roku 1930 zaczął wykładać na Uniwersytecie w Dijon.
Na razie nic w tym życiorysie nie zapowiada jednego z bardziej oryginalnych francuskich filozofów. Kiedy doszło przełomu w jego życiu?
Przełomowym momentem, otwierającym nowe ścieżki myślenia, były prace „Kształtowanie się umysłu naukowego” i „Psychoanaliza ognia” z 1938 roku. Wówczas w oryginalny sposób połączył dziedziny chemii, fizyki, filozofii, alchemii i literatury. Druga z prac powstała na bazie materiałów niewykorzystanych w pierwszej, ujmując je w problematyce żywiołów. Bachelard był przekonany, że problem ognia jest z gruntu źle postawiony – że nagromadził wokół siebie tyle symboliki, że konieczna jest jego „psychoanaliza”, czyli odkrycie związanych z nim nieświadomych skojarzeń i wypartych treści. To był moment, kiedy badając różnorodne konteksty, zwrócił się ku literaturze i zarysował projekt serii książek o czterech żywiołach, którą kontynuował przez dekadę. Każda z nich zmieniała jego metodologię, niektóre – jak ta o wodzie – były dla niego bardziej osobiste.
W międzyczasie zmienił miejsce nauczania: wyjechał z Dijon do Paryża, gdzie otrzymał na Sorbonie własną Katedrę Filozofii i Historii Nauki. Pozostał na uboczu, bo jego książki były pewnym zaskoczeniem dla odbiorców, przyzwyczajonych do zupełnie innych form myślenia. Był też niesamowicie popularny wśród studentów, wśród których był Georges Canguillhem, francuski lekarz i jednocześnie filozof nauki, jeden z nauczycieli wspomnianego przez ciebie Michela Foucault.
Mimo akademickich sukcesów zawsze pozostawał wierny swoim korzeniom, czyli wiejskiemu życiu. To dlatego w jego książkach tak często pojawiają się wątki związane z dzieciństwem, bliskością natury. Myślę, że to jeden z powodów, dla których nigdy w pełni nie przystosował się do życia w Paryżu.
Powiedziałaś, że był niesamowicie popularny wśród studentów. Jak myślisz, dlaczego? Posłużę się tutaj analogią. Podobną karierę co Bachelard, zrobił jeden z założycieli francuskiej socjologii – Émile Durkheim. Też przyjechał do Paryża z prowincji, choć nie z Dijon, a z Bordeaux. I też był niezwykle popularny wśród studentów. Jak pisze jego biograf Steven Lukes, jako pierwszy pokazał im, że ich problemy nie są jedynie ich winą, że część z nich pochodzi „od społeczeństwa”, które znajduje się jakby „ponad nimi”. Co takiego miał do przekazania Bachelard, że przyciągnął młodych?
Przede wszystkim miał niesamowitą charyzmę i oryginalną aparycję, na którą składała się również ta ikoniczna broda. Na marginesie, jedna z interpretatorek Bachelarda, Christina Chimisso, swoją monografię rozpoczyna od rozdziału analizującego brodę jako stereotypowy symbol myśliciela i mędrca, co istotnie wpłynęło na recepcję jego filozofii. Ale też, oczywiście, w jego teorii są elementy, które są po prostu atrakcyjne. Mam tutaj na myśli to, że nikt do tej pory nie mówił na wykładach o roli literatury i wyobraźni w taki sposób jak Bachelard. Nikt nie zadawał sobie na przykład pytania, jak praktyka wyobraźni może przysłużyć się ogólnemu dobrostanowi jednostek? W kontekście tego zagadnienia Bachelard napisał bardzo ciekawy esej o radiu. Nawoływał do tego, żeby radio zapewniało… pewną formę marzenia w powszechnej formie. Dzięki temu człowiek mógłby skorzystać z audycji medytacyjnych za każdym razem, gdy odczuwałby taką potrzebę. Radio pozwoliłoby słuchaczom zwrócić się ku sobie i wprowadzić równowagę w codzienności zdominowanej spełnianiem społecznych obowiązków.
Czyli coś w stylu nagrań wywołujących ASMR [ang. autonomous sensory meridian response, zjawisko przyjemnego mrowienia ciała] albo uspokajających podcastów?
Dokładnie, tylko że z wykorzystaniem poetyckich obrazów, z wykorzystaniem wyobraźni literackiej. Można wspomnieć też o przywoływanej przez filozofa metodzie szwajcarskiego psychiatry Roberta Desoille’a, która polegała na sugerowaniu obrazów lotu. Taka konsekwentnie prowadzona medytacyjna wizja pozwalała choć na moment uwolnić psychikę od ciężaru trosk. W tym przejawiało się zupełnie nowatorskie podejście Bachelarda do literatury, które tak fascynowało słuchaczy jego wykładów.
Wyobraźnia to w ogóle punkt wyjścia całej twojej książki. Czym była dla Bachelarda?
Władzą umysłu, która – wedle jego rewolucyjnej tezy – poprzedza naszą percepcję. Był to naprawdę kopernikański przewrót, jeśli chodzi o teorię wyobraźni. Jego zdaniem, to ona ma kierować naszymi postrzeżeniami, to znaczy – że coś musi być najpierw w naszej wyobraźni, abyśmy my mogli to spostrzec. W tym sensie, to wyobraźnia kieruje podmiotem. Bachelard daje jednocześnie narzędzia, żeby wyobraźnię w sposób racjonalny, kontrolowany rozwijać poprzez marzenia. Robi to w swojej późniejszych dociekaniach filozoficznych, kiedy to wśród zjawisk onirycznych zaczyna rozróżniać sen i marzenie. Sen jest pogrążeniem się w nieświadomości, gdzie podmiot zanika, marzenie zaś da się już kontrolować.
Piszesz, że nowatorskim zabiegiem było u Bachelarda „połączenie woli i wyobraźni”. Co to znaczy?
Jeśli spojrzymy wstecz na wcześniejszych myślicieli, to wyobraźnia była u nich władzą raczej bierną. To romantycy jako pierwsi zwrócili uwagę na to, że wyobraźnia ma moc aktywną. Bachelard dokłada do tego władzę woli – czyli stwierdza, że wyobraźnia ma moc projekcyjną, moc kreowania rzeczywistości, kierowania decyzjami. Oznacza to, że wolą kierują często nieświadome pobudki. Jeśli nauczymy kierować się wyobraźnią, to nasza wola stanie się podległa – będziemy potrafili wreszcie świadomie podejmować decyzje.
Jak Bachelard broniłby się przed zarzutami o pseudonaukowość? Jeśli weźmiemy pod uwagę tę jego fascynację alchemią…
Bachelard stwierdza, że różne sposoby myślenia współistnieją ze sobą. Myślenie poetyckie i naukowe to przeciwstawne bieguny umysłu, komplementarne typy poznania. Zresztą dla Bachelarda ten podział jest pewną konstrukcją, ideą regulatywną, bo w praktyce myślenie poetyckie i naukowe często miesza się ze sobą. Rozgraniczenie tych dwóch strategii poznawczych służy po prostu do tego, aby lepiej zrozumieć ścieżki ludzkiego myślenia.
Różnica polega na tym, że jednostka nie jest w stanie samodzielnie myśleć w sposób naukowy, bo nikt nie potrafi objąć indywidualnie całości wiedzy. Nawet gdyby hipotetycznie to się komuś udało, to i tak naukowość polega na ciągłym reformowaniu się, kolejnym systematycznym przekształcaniu abstrakcyjnego modelu i powracającej krytyce tego, co właśnie wyszło w badaniach. Umysł naukowy ciągle musi intersubiektywnie podważać swoje wcześniejsze ustalenia i aksjomaty. W ten sposób tworzy nowe teorie. Jest nieskończony i sankcjonowany społecznie. To raczej ideał i aby go osiągnąć, jednostka musi się nieustannie dokształcać, musi znajdować się w środowisku pewnej kontroli naukowej.
Inaczej jest w przypadku marzenia. To ostatnie jest samotne, bo pojawiające się w samotności, utkane z indywidualnych doświadczeń i obrazów innych. Jest ono poszukiwaniem subiektywnej i psychologicznej, a więc jednostkowej prawdy.
Wspomniałaś na początku naszej rozmowy o psychoanalizie żywiołów. Jaki był stosunek Bachelarda do psychoanalizy?
Dla Bachelarda jest ona metodą, która pozwala mu odkrywać różne nieświadome poziomy ludzkiej percepcji czy fenomenów, również tych naukowych.
Jednocześnie poddaje ją krytyce. Uważa na przykład, że psychoanaliza za bardzo skupia się na biografiach autorów, podczas gdy dla Bachelarda istotniejsze są prawidłowości wyobraźni w indywidualnych sposobach ekspresji. Oczywiście, Bachelard twierdził, że każdy autor indywidualnie postrzega świat, jednak starał się także zwrócić uwagę na to, co bardziej powszechne, a co nazywał kompleksami. To one według niego umożliwiają poruszanie się pomiędzy różnymi dziełami.
Dobrym przykładem jest tutaj Isidore Ducasse, znany bardziej pod literackim pseudonimem hrabiego Lautréamonta, autor „Pieśni Maldorora” – człowiek, o którym praktycznie niewiele wiadomo i którego tożsamość do dziś jest tajemnicą. Tu akurat psychoanaliza ze swoim biografizmem nie za bardzo pomaga, gdyż wadą tej metody to „sprowadzanie kwiatu do nawozu”, czyli redukowanie dzieła literackiego do różnych czynników zewnętrznych, na przykład pochodzących z dzieciństwa. Bachelard chciał patrzeć szerzej, bo skupiał się właśnie na wyobraźni.
Czy myśl Bachelarda może być umieszczona jakkolwiek w politycznym spektrum?
Według mnie jedyny polityczny kontekst, jaki możemy wprowadzić, to ten związany z wspomnianymi wcześniej postulatami społecznymi. Myśl Bachelarda to przede wszystkim filozofia ambicji, dążenia wzwyż, zachęcająca do wzbudzania w sobie instynktu wertykalności i do przebudowywania siebie. Nie jest ona jednak, jak u Nietzschego, elitaryzmem. Zasadza się raczej na poszukiwaniu wolności. Bachelard daje nam narzędzia, żeby być krytycznym i uczy, jak poruszać się pomiędzy poznaniem poetyckim a naukowym.
Innymi słowy, intelektualne poszukiwania Bachelarda to ciągłe zmierzanie do prawdy, a następnie podważanie jej, mówienie „nie”, formujący i reformujący się stosunek do świata. Z drugiej strony, jego filozofia wyobraźni jest bardzo afirmatywna, otwarta na różne możliwości rozwoju, pełna zaufania do procesów zachodzących w umyśle, dzięki którym można eksplorować obrazy świata. Jego naukową „Filozofię, która mówi nie” dopełnia „filozofia, która mówi tak”. Ta dialektyka była dla Bachelarda przepisem na intelektualną młodość. Nam jako czytelnikom oferuje, w sposób niepowtarzalny w historii idei, wyjątkową i bardzo dziś potrzebną wolność myślenia.
Książka:
Paulina Gurgul, „Filozoficzne ujęcia wyobraźni poetyckiej”, wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2023.