Niedawna manifestacja w Berlinie przeciwko dostawom broni dla Ukrainy pokazała, że część niemieckiego społeczeństwa nie w pełni akceptuje oficjalną politykę państwa, polegającą na wspieraniu zaatakowanej przez Rosję Ukrainy. Już wcześniej świadczył o tym „Manifest dla pokoju” ogłoszony przez lewicową polityczkę Sahrę Wagenknecht i feministkę Alice Schwarzer.

„Pokój” narzucony przez Putina

13 tysięcy demonstrantów w Berlinie i 600 tysięcy podpisów pod „Manifestem dla pokoju”, zebranych w ciągu zaledwie kilku dni, zaniepokoiło przedstawicieli niemieckich elit rządzących. Minister finansów i szef liberalnej FDP, Christian Lindner, pisał na Twitterze: „Kto nie stoi u boku Ukrainy, ten stoi po złej stronie historii”. Ten sam polityk podkreślił, że akcje jak „Manifest dla pokoju” to bagatelizowanie wojny wywołanej przez Moskwę. 

W podobnym tonie wypowiedział się minister gospodarki Robert Habeck z partii Zielonych. Zauważył, że „każdy przy zdrowych zmysłach chce pokoju”, ale zwolennicy „Manifestu dla pokoju” próbują „sprzedać jako pokój coś, co imperialistyczny dyktator narzuca Europie”.

Nieudana integracja „rosyjskich” Niemców

Eksperci zajmujący się Niemcami od dawna wskazywali, że prorosyjskość i sprzyjanie polityce Kremla cechuje mieszkającą w Niemczech ludność rosyjskojęzyczną. Grupa ta liczy ponad 4 miliony ludzi. I wielu jej członków, choć brakuje dokładnych danych o ich liczbie, posiada podwójne obywatelstwo – niemieckie i rosyjskie.

Krzywdzące byłoby twierdzenie, że wszyscy oni mają pozytywny stosunek do prorosyjskiej działalności niemieckich polityków i aktywistów. Niemniej jednak zapisy z mojego archiwum dźwiękowego, które zgromadziłem jakiś czas temu w Niemczech, obrazują stosunek tak zwanych „rosyjskich” i „kazachskich” Niemców do dawnego imperium.

Państwo niemieckie przez lata prowadziło akcję przesiedleńczą zwaną błędnie „repatriacją”. Jej istotą było osiedlenie w Niemczech potomków Niemców nadwołżańskich i odeskich zamieszkujących tereny Federacji Rosyjskiej, Kazachstanu i innych krajów Azji Centralnej. Ich przodkowie trafili na tereny byłego Związku Sowieckiego w wyniku stalinowskich represji.

Zgodnie z założeniami programu Niemcy „rosyjscy” i „kazachscy” mieli po przyjeździe do ojczyzny przodków wtopić się w niemieckie społeczeństwo. Sprzyjać temu miały rozwinięte programy integracyjne, a także zasada, w myśl której przesiedleńcy nie powinni tworzyć zwartych enklaw, ale rozproszyć się wśród reszty ludności niemieckiej.

Oficjalnie problemu nie ma

Jakiś czas temu pytałem w Niemczech o kwestię integrowania się potomków przesiedleńców ze społeczeństwem. Rozmawiałem o tym między innymi z Borisem Reitschusterem, dziennikarzem i publicystą, przez wiele lat korespondentem mediów niemieckich w Moskwie. To człowiek doskonale obeznany z problematyką dotyczącą tak zwanych Niemców „rosyjskich” i „kazachskich”. Jego diagnozy nie były optymistyczne:

„Mówienie o problemach z ich integracją jest w Niemczech swoistym tabu. Każdemu, kto podejmuje tę kwestię, natychmiast przypina się etykietkę radykała. Pochodzę z Augsburga. To ciche i spokojne miasto. Jednak, gdy rozmawiam z policjantami, opowiadają mi, że w ostatnich latach wytworzyły się tam dzielnice, do których oni sami boją się zaglądać. To zjawisko, które kiedyś byłoby nie do pomyślenia, jest związane w dużej mierze z przyjazdem «rosyjskich» Niemców i ich nieudaną integracją. 

Wielu z nich bardzo słabo mówi po niemiecku. Ponadto grupy te są bardziej dotknięte problemem przemocy. Niemiecka polityka integracyjna zawodzi, ale skoro oficjalnie problemu nie ma, to trzeba się z tym nim mierzyć w codziennym życiu” [1].

Nie wszyscy czują się w Niemczech komfortowo

W Augsburgu, na osiedlu zamieszkałym w większości przez ludzi urodzonych w Rosji i Azji Centralnej, trafiłem do mieszkania Adel Kaliniczenko. Od mojej rozmówczyni próbowałem dowiedzieć się, jak osoby kazachskiego pochodzenia są postrzegane i jak same czują się w Niemczech:

„Minęło już ponad 250 lat, od kiedy ludność niemiecka zaczęła osiedlać się w Rosji i Kazachstanie. […] Przez tak długi okres czasu zaszło wiele zmian w zakresie kultury i mentalności mieszkających tam ludzi. Dlatego zarówno «rosyjscy», jak i «kazachscy» Niemcy po przyjeździe do Niemiec nie czują się tu nadzwyczaj komfortowo.

Z jednej strony są szczęśliwi, że słyszą wokół język, którym mówili ich dziadkowie, i że mogą żyć w ojczyźnie przodków. Ale z drugiej strony trudno im przyjąć pewne realia codziennego życia w Niemczech.

Kiedy spotykają się, na przykład, by trochę wypić, śpiewają rosyjskie pieśni i piosenki. „Cziornyj Woron” i inne… Nostalgia to rosyjska cecha. W zbitce «rosyjscy Niemcy», dominuje przymiotnik «rosyjscy»”. 

Słowa te potwierdzają to, co słyszałem wcześniej w Niemczech o istnieniu rosyjskojęzycznych klubów i dyskotek odwiedzanych przez młodzież z rodzin pochodzących ze Wschodu. Króluje tam rosyjski rock, heavy metal, rap. Jest w tej muzyce kult siły i przemocy, elementy wyniesione z tradycji sowieckich pieśni z czasów komunizmu. 

Nostalgia za życiem w ZSRR

Rozmowie, którą prowadziłem z panią Kaliniczenko, przysłuchiwał się Nikołaj Arzannikow. Popijał herbatę ze szklanki włożonej w tandetny, udający złoto uchwyt. W takich naczyniach pija się herbatę na całym obszarze posowieckim. Nikołaj pochodzi z Azji Środkowej, ale jego rodzina miała korzenie niemieckie. Słysząc słowa Adel, uzupełnił je kilkoma zdaniami:

„Niemców z Rosji i Kazachstanu oraz Niemców z Niemiec dzieli przepaść. Te grupy reprezentują zupełnie różne kultury. Łączy ich wspólne marzenie o kraju, w którym szczęśliwie będą mogli żyć wszyscy Niemcy. Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej złożona”.

Z rozmów z niemieckimi przesiedleńcami zapamiętałem ich nostalgię za życiem w Związku Sowieckim. Opowiadali o nim tak, jakby zapomnieli o represjach, które dotykały ich przodków, i ograniczeniach narzucanych im przez totalitarny system.

Teraz gdy myślę o prorosyjskich nastrojach w Niemczech, mam prawo sądzić, że wśród ich zwolenników są również przesiedleńcy ze Wschodu. To ludzie, którzy przez wiele lat żyli w enklawach, korzystali z rosyjskich portali społecznościowych i byli karmieni narracją rosyjskich mediów propagandowych.

Alternatywa dla „rosyjskich” Niemców

Przykładem ulegania rosyjskim fake newsom przez „kazachskich” i „rosyjskich” Niemców były demonstracje, do których doszło w dużych niemieckich miastach w 2016 roku. Wybuchły one po tym, jak rosyjska telewizja rozpowszechniła fałszywą informację, że córka „rosyjskich” Niemców została uprowadzona, pobita i zgwałcona. Wydarzenia pokazały, jak silny wpływ narracja rosyjskich mediów ma na ich postawy.

Niedawna prorosyjska demonstracja w Berlinie pokazała, że działania rosyjskiej propagandy docierają nie tylko do skrajnych grup na lewicy i prawicy, ale także do byłych przesiedleńców. 

Zresztą już wcześniej wiadomo było, że w ostatnich latach licznie głosowali oni na ugrupowania skrajne, w tym na Alternatywę dla Niemiec, partię nieprzychylną pomocy dla Ukrainy. Szukając nowych wyborców, AfD zwracała się do nich, choćby publikując swój program wyborczy i propagandowe ulotki w języku rosyjskim. W ramach partii powstała nawet organizacja-córka: „rosyjscy” Niemcy dla AfD. 

Przypis:

Wypowiedzi Borisa Reitschustera, Adel Kaliniczenko i Nikołaja Arzannikowa pochodzą z moich rozmów z nimi zamieszczonymi w książce „Kazachskie stepy. Ziemie przeklęte?”, Warszawa 2022.