W debacie publicznej regularnie wraca teza o cynizmie części wyborców PiS-u. W niedawnym raporcie Sławomir Sierakowski i Przemysław Sadura następująco przedstawiają model owego „cynicznego” elektoratu: „Mimo że odnosi się on krytycznie do działań partii Jarosława Kaczyńskiego, warunkowo głosuje na tę partię dzięki szerokiemu i stale rosnącemu pakietowi transferów socjalnych”.
W potocznym odbiorze tezę o cynizmie rozumie się nawet szerzej – mówi się mianowicie, że głosujący na PiS są zwykle świadomi kryzysu konstytucyjnego czy afer rządów Zjednoczonej Prawicy, a mimo to chcą głosować na partię Jarosława Kaczyńskiego, a więc świadomie postępują źle. W teorii takie twierdzenie brzmi atrakcyjnie, jednak w praktyce teza o cynizmie to mit polityczny, który nie pomaga opozycji.
Zamiast cynizmu
Na początek zastanówmy się nad definicją autorstwa Sierakowskiego i Sadury. Elektorat cyniczny jest w założeniu krytyczny wobec PiS-u, ale na niego głosuje – co brzmi jak znana praktyka głosowania na „mniejsze zło”. Popiera on PiS „warunkowo” – ale przecież nie ma w takiej postawie niczego dziwnego, skoro bezwarunkowe poparcie partii politycznej byłoby przejawem fanatyzmu. I głosuje ze względu na transfery socjalne – czyli z tego powodu, że poprawia się jego sytuacja materialna.
Czy na takiej podstawie można mówić o cynizmie wyborców? Cóż, wydaje się to problematyczne. Czy zwolennicy tezy o cynizmie powiedzieliby sto lat temu, że robotnicy nie powinni głosować na partię robotniczą, ponieważ były tam jakieś afery? Oznaczałoby to raczej, że partia reprezentuje ich w pewnym podstawowym sensie, a nie cynizm. Możemy pójść dalej tym tropem. Gdyby w głównych partiach opozycyjnych ujawniły się przypadki korupcji czy innego rodzaju skandale polityczne, czy należałoby oczekiwać od wyborców opozycji, że zaczną głosować na PiS? Wydaje się oczywiste, że nie można by racjonalnie przyjąć założenia, że to uczynią.
Kogo kusi PiS
Myślę, że warto zwrócić w tym kontekście uwagę na trzy rzeczy. Po pierwsze, w demokracji jest normalne, że ludzie głosują zgodnie z własnym interesem materialnym. Po prostu mniejszość ludzi dokonuje wyborów ze względu na wartości postmaterialne. Wyborcy wszystkich partii zwracają zatem uwagę na to, które partie mogą prowadzić politykę najbardziej korzystną z punktu widzenia ich sytuacji ekonomicznej. Ma to ogółem znaczenie demokratyczne – ponieważ wymusza na partiach uwzględnienie interesów bardzo szerokich grup społecznych.
Po drugie, nie istnieją współcześnie partie klasowe w dawnym sensie, a zatem nie ma obecnie odpowiednika wspomnianej „partii robotniczej”. Polityka jest bardziej płynna i twórcza, a struktura reprezentacji bardziej dynamiczna. Podstawowe potrzeby czy interesy, od których zależy głosowanie, można zatem identyfikować, wziąć pod uwagę i udzielić na to odpowiedzi, aby kształtować nowe koalicje wyborców – na tym polega ogółem rywalizacja polityczna.
Jeśli spojrzeć na sprawy w ten sposób, to można będzie dostrzec, że PiS przedstawia się w sposób systematyczny jako partia reprezentująca interesy osób starszych, a także mieszkańców wsi i mniejszych miast. Owo wiązanie partii z wyborcami przybiera częściowo formę polityki tożsamości – ważnych w tych grupach symboli religijnych czy wartości kulturowych (stąd odniesienie do Jana Pawła II). Jego drugi składnik dotyczy kwestii bezpieczeństwa ekonomicznego – czyli właśnie spraw takich jak transfery społeczne. Nie mniejsze znaczenie ma kwestia podmiotowości czy godności, która jest istotna zarówno z punktu widzenia finansowego, jak i symbolicznego – publicznej widoczności grupy, którą dana partia dumnie reprezentuje.
Po trzecie, dla wszystkich byłoby najlepiej, gdyby istniał wspólny zestaw liberalno-demokratycznych standardów politycznych, ich naruszanie było zaś karane przez wyborców. Aby tak było, musiałyby zostać spełnione dwa warunki. Ludzie musieliby utożsamiać naruszenie standardów z atakiem na własne interesy i potrzeby (zatem liberalno-demokratyczny system polityczny musiałby w ich wyobrażeniu instytucjonalnie reprezentować owe interesy i potrzeby). Do tego system polityczny musiałby być na tyle dynamiczny, aby dawał szansę na bezpieczne i sensowne przekazanie głosu w inne miejsce – aby dostępna była lepsza oferta polityczna, rezonująca z potrzebami oraz interesami danej grupy wyborców. Jednak najwidoczniej tak obecnie nie jest – i jest to pewien fakt polityczny, z którym pozostaje się zmierzyć.
Przekleństwo polaryzacji
Teza o cynizmie jest myląca jako analiza polityczna, ponieważ sugeruje rozumienie preferencji pewnej grupy społecznej w kategoriach wady charakteru albo wady moralnej, podczas gdy należy ją rozumieć w perspektywie preferowanych wartości politycznych. Oczywiście – niech to będzie jasne – ludzie miewają wady moralne i charakteru, które wolno krytykować w debacie publicznej, przy czym wydaje się wątpliwe, aby ich rozkład w społeczeństwie odpowiadał akurat preferencjom partyjnym. Równie oczywiste jest to, że zestawy wartości politycznych bywają lepsze i gorsze: demokracja liberalna jest lepsza od faszyzmu. Niemniej jest to podobny błąd analityczny, jak ubolewanie, że bankierzy są chciwi, co prowadzi do niesprawiedliwości społecznych i kryzysów bankowych. Może i są chciwi, mniejsza o to, w gruncie rzeczy nie ma to znaczenia. Apelowanie do finansistów, żeby przestali być chciwi, po prostu nie rozwiąże żadnego problemu.
Jakie wnioski z tego płyną? Przede wszystkim trzeba odróżnić bieżące wydarzenia polityczne i architekturę sytuacji politycznej. Jeśli przyjąć w skrócie, że PiS-owi udało się wytworzyć podział polityczny na elity i lud, w którym przypada mu korzystna funkcja reprezentanta ludu, to podziału tego nie może uchylić żadne wydarzenie, które jednocześnie nie produkuje nowej struktury podziału politycznego, ponieważ w innym razie po chwilowym wzburzeniu wszystko wróci na swoje miejsce, jak po rzuceniu kamienia na taflę wody. W pewnym uproszczeniu: żadna liczba afer po stronie PiS-u nie obali PiS-u. Aby to mogło się zmienić, niezbędne jest przekształcenie struktury sytuacji politycznej – zmienić sytuację polityczną oznacza zmienić reguły gry.
Tymczasem problem architektoniczny polskiej polityki polega oczywiście na tym, że nie ma w niej widoków na zmianę reguł gry. Wszelkie kolejne posunięcia polityczne, które miały doprowadzić do wytworzenia się nowej sytuacji – takie jak powołanie do życia Wiosny albo Polski 2050 – ostatecznie wpisały się w dotychczasowy schemat polaryzacji. Dlatego właśnie główny motyw kampanii polega na tym, żeby zmobilizować swoich potencjalnych wyborców i zdemobilizować wyborców przeciwnika. Jeśli zatem prawdą jest to, że część wyborców PiS-u głosuje na tę partię warunkowo, a być może niechętnie, z uwagi na własne interesy materialne, to wydaje się, że korzystnie dla opozycji byłoby przedstawiać się jako nowa partia ludu – aby stało się jasne, że powrót opozycji do władzy to dla ludzi bezpieczny scenariusz; że w związku z tym można sobie pozwolić na wygaszenie kontraktu z PiS-em.