W ostatnim tygodniu Trybunał Konstytucyjny ponownie próbował zebrać się na posiedzenie w pełnym składzie. To się nie udało. Pełny skład wymaga obecności 11 z 15 sędziów, jednak na miejscu stawiło się jedynie 10 osób. Pozostali twierdzą, że Julia Przyłębska nie pełni już funkcji prezesa TK. Kwestia jest problematyczna, bo na rozpatrzenie czeka wniosek prezydenta Dudy w sprawie ustawy, która miała odblokować unijne pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy dla Polski.
Jak do tego doszło? Oto dramat w sześciu aktach.
Akt pierwszy: Zjednoczona Prawica wprowadza „reformy” w sądach, które prowadzą do ograniczenia ich niezależności, a nieraz pełnego upartyjnienia. Władza przejmuje Trybunał Konstytucyjny i Krajową Radę Sądownictwa, krok po kroku wprowadza partyjne porządki w Sądzie Najwyższym, jak również sądach powszechnych. W sposób zgodny z polityką partii zaczyna działać system dyscyplinarny wobec sędziów. Zwykle ujmuje się to wszystko pod hasłem kryzysu praworządności.
Akt drugi: PiS tak zniszczyło sądy, że Komisja Europejska zablokowała pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy dla Polski. Jak podsumował wprowadzone reformy premier Morawiecki, „większego chaosu i kłopotów, niż mamy obecnie w sądownictwie, już chyba mieć nie możemy”. W międzyczasie do KPO zostały dołączone tak zwane kamienie milowe, na które zgodziły się wspólnie Komisja oraz polski rząd, a które określały w sposób formalny, jakie kroki powinna podjąć Polska, żeby pieniądze zostały wypłacone. Tyle że z tym był problem, bo PiS nie chciało wykonać niektórych kamieni milowych, padały nawet zarzuty, że właściwie to nie wiadomo, kto te postanowienia negocjował.
Akt trzeci: W parlamencie pojawiła się wreszcie ustawa, która ma odblokować pieniądze – ale sama jest niekonstytucyjna. Do tego proces jej powstania był bardzo dziwny. Konkretne przepisy zostały rzekomo wynegocjowane w zaciszu gabinetów między rządem a Komisją Europejską, w niejasnym trybie, który nie spełnia standardów polskiej procedury ustawodawczej. Jeszcze dziwniejsza wydaje się treść ustawy. Nie dość, że nie rozwiązuje ona większości problemów z praworządnością w Polsce, to wprowadza nowe. Na przykład przenosi rozpatrywanie spraw dyscyplinarnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego, co wygląda na niekonstytucyjne – przy czym podobno czyni tak dlatego, że NSA jest obecnie jedynym „niekontrowersyjnym” w oczach instytucji europejskich sądem po reformach wprowadzonych przez PiS (wydarzenia, które znamy ze scen wcześniejszych: „PiS tak zniszczyło sądy”…).
Akt czwarty: prezydent Andrzej Duda nie podpisał uchwalonej przez PiS ustawy, tylko skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Jednak nie uczynił tego z przesadnie praworządnościowych pobudek, lecz raczej w tym celu, by chronić akceptowane przez niego działania upartyjnionej neo-KRS, będącej jednym ze źródeł kryzysu praworządności. Takie posunięcie było rozczarowujące dla PiS-u, ponieważ wstrzymuje możliwość wypłacenia dla Polski pieniędzy na KPO.
Akt piąty: Ustawa utknęła w Trybunale Konstytucyjnym. To mogłoby się wydawać nieoczekiwane. W tym miejscu trzeba bowiem przypomnieć, że w TK zasiadają obecnie wyłącznie osoby wybrane przez PiS, w tym tak zwani dublerzy. Do tego według powszechnej opinii Julia Przyłębska kierowała Trybunałem w taki sposób, żeby po prostu sprzyjać władzy. Tyle że opanowany przez PiS Trybunał Konstytucyjny jest obecnie sparaliżowany przez frakcyjne walki o władzę – i dlatego nie może zebrać się w pełnym składzie, który jest niezbędny do tego, żeby zająć się ustawą odblokowującą pieniądze na KPO. Jak opisał niedawno na swoim blogu Mariusz Muszyński, uznawany zresztą za jednego z dublerów, w dyskutowanej sprawie – co za niespodzianka! – trwają naciski władzy na sędziów.
Akt szósty: PiS próbuje teraz uchwalić nową ustawę, żeby zniszczony TK w ogóle zdołał zebrać się na posiedzenie. W międzyczasie obserwujemy zabawną scenę, w której PiS próbowało usunąć posłów koalicyjnej Solidarnej Polski z sejmowej Komisji Sprawiedliwości, jednak bezowocnie. Tak czy inaczej, ustawa ma obniżać liczbę sędziów potrzebną do orzekania w pełnym składzie z 11 do 9. Jak na ironię, jest to taka sama liczba sędziów, która tworzyła pełny skład, zanim Zjednoczona Prawica doszła do władzy. Wtedy PiS zwiększało liczbę sędziów potrzebną do osiągnięcia pełnego składu, aby ówczesny TK nie mógł orzekać bez udziału dublerów. Teraz obniża, żeby TK mógł orzekać w składzie, który nie bojkotuje jego przewodniczącej. A zatem widać czarno na białym, że PiS przez lata manipuluje ustawą o Trybunale Konstytucyjnym, aby otrzymywać pożądane przez władzę wyniki polityczne. I tylko rodzi się pytanie: w jakim uniwersum Komisja Europejska może to wszystko uznać za przywrócenie praworządności?
Jeśli spojrzeć na sprawę czysto statystycznie, ograniczenie działalności przez TK prawie do zera nie powinno zaskakiwać. Jest to raczej potwierdzenie trendu, zgodnie z którym od czasu przejęcia władzy przez PiS w kolejnych latach Trybunał orzeka coraz rzadziej, a kontrola władzy jest coraz mniejsza. W 2014 roku TK wydał 71 wyroków, w 2019 roku było to już 31 wyroków, a w 2022 roku 14 wyroków. Wstrzymanie jego działalności wcale nie wygląda na zły pomysł. W istniejącej postaci Trybunał nie chroni konstytucyjnych praw Polaków. Rozrywają go walki partyjne. Brakuje mu legitymizacji. Ciało niby jest, ale ducha instytucji brak. Lepiej tego trybunału-zombie nie budzić.
Tekst ukazał się w ramach projektu „Strengthening Cooperation among Independent Media and Civil Society”, który Fundacja Kultura Liberalna realizuje dzięki wsparciu National Endowment for Democracy.