Jak należało odpowiedzieć na ogłoszenie przez Jarosława Kaczyńskiego zapowiedzi 800 plus, które miałoby zastąpić od stycznia 2024 roku 500 plus? Aby się nad tym zastanowić, trzeba najpierw określić znaczenie polityczne tego programu, który wciąż budzi poważne emocje w debacie publicznej. Niemal równo rok temu opisałem w „Kulturze Liberalnej” jego trzy główne funkcje.
Oczywiście, główne znaczenie ma kwestia materialna – pomoc domowemu budżetowi, a tym samym zwiększenie godności i wolności milionów ludzi. Mam jednak na myśli symboliczne znaczenie programu dla polskiej sceny politycznej, ponieważ gdyby temat sprowadzał się wyłącznie do poprawienia sytuacji finansowej części obywateli, byłby to zwykły element polityki społecznej, o którym do dzisiaj wszyscy zdążyliby zapomnieć.
Po pierwsze, chodziło o sprawczość – był to symbol polityki spod znaku „da się”, w odróżnieniu od hasła „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Po drugie, chodziło o podział – w którym PiS reprezentuje lud, a opozycja elity. Po trzecie, chodziło o zmianę logiki działania państwa z pasywnego na aktywne – takie, które gwarantuje bezpieczeństwo materialne i chroni w kryzysie. Wszystko to są motywy, które PiS rozgrywa również współcześnie.
Jak zatem rozumieć ogłoszenie projektu 800 plus? Takie posunięcie nie było wcale oczywiste. W ostatnich tygodniach i miesiącach liczni przedstawiciele obozu rządzącego zapewniali, że nie ma tematu podniesienia 500 plus, a PiS będzie się skupiać na innych sprawach. Z badań opinii publicznej wiemy, że podniesienie wysokości świadczenia było kontrowersyjne wśród wyborców.
Wygląda więc na to, że Jarosław Kaczyński postanowił jeszcze raz zagrać w kampanii wyborczej znaną melodię. Tyle że tym razem opozycja nie dała się złapać w pułapkę.
Tusk mówi „sprawdzam”
Najpierw wypowiedziała się Lewica. Adrian Zandberg ogłosił w Radiu Zet, że waloryzacja 500 plus jest oczywistością, a Jarosław Kaczyński powinien przeprosić ludzi za to, że w ostatnich latach jej nie było, ponieważ było to kantowanie obywateli. Jego zdaniem szef PiS-u udaje teraz bohatera, zamiast zrobić poważne i przewidywalne państwo.
Tego samego dnia miała miejsce konferencja prasowa Szymona Hołowni (Polska 2050) i Władysława Kosiniaka-Kamysza (PSL), którzy ogłosili wspólny projekt wyborczy pod hasłem Trzecia Droga. Odpowiedź obu polityków na 800 plus nie jest tożsama, ale zmierza w podobnym kierunku. Hołownia powiedział, że jest przeciwko waloryzacji, ponieważ kosztuje ona za dużo i zwiększy inflację, a do tego spowoduje dalsze niedoinwestowanie najważniejszych usług publicznych, takich jak edukacja. Opowiada się za tym, żeby wprowadzić do programu kryterium dochodowe, aby nie otrzymywali go bogatsi obywatele. Z kolei Kosiniak-Kamysz chce, żeby podwyżka świadczenia do 800 plus była tylko „dla pracujących”, ponieważ „praca musi się opłacać”.
Donald Tusk przedstawił stanowisko Platformy Obywatelskiej na spotkaniu z wyborcami w Krakowie. Jego wyjaśnienie brzmiało mniej więcej następująco. Po pierwsze, było wiadomo, że PiS może ogłosić podniesienie 500 plus w kampanii. Po drugie, Platforma jest odpowiedzialna finansowo i nie chciała licytacji na postulaty, dlatego nie zgłosiła propozycji wcześniej – bo wtedy PiS chciałoby ją przebić. Po trzecie, to nie jest podniesienie świadczenia, tylko waloryzacja z powodu inflacji – a za inflację odpowiada PiS. Tusk pogratulował więc Kaczyńskiemu, że potrafi policzyć, ile napsuł, że teraz musi tyle waloryzować. Po czwarte, z powodu inflacji Polakom jest trudno już teraz, a nie od nowego roku, dlatego trzeba powiedzieć „sprawdzam”. Tusk zaproponował, żeby uchwalić 800 plus od 1 czerwca, na dzień dziecka, a tym samym załatwić sprawę i nie grać dziećmi w kampanii.
PiS ma problem
Tym razem brak pełnego zjednoczenia opozycji przed wyborami zadziałał politycznie na plus. Wszystkie powyższe odpowiedzi były sensowne i uderzały PiS w czułe punkty – ale były różne, co dodaje krytyce wiarygodności. Lewica mówi, że działania Kaczyńskiego są oczywiste, więc nie należą się za to żadne pochwały – a wręcz należy się krytyka, że wysokość świadczenia zależy od widzimisię prezesa, a nie dobrze zorganizowanego państwa. Trzecia Droga wychyla się w stronę wolnorynkową, pytając o koszty, mówiąc o odpowiedzialności budżetowej i domagając się przeznaczenia pieniędzy na bardziej potrzebne rzeczy, jak podwyżki dla nauczycieli.
Wśród komentatorów pewne zastanowienie wzbudziła natomiast odpowiedź Tuska. Jeśli jednak wziąć pod uwagę funkcje polityczne 800 plus, o których pisałem na początku, decyzja PO wydaje się najlepsza z dostępnych. Można zwrócić uwagę, że tym sposobem Platforma nie wchodzi w podział, który chciało wykreować PiS, a wręcz przedstawia się jako partia ludu, a przy tym siła odpowiedzialna i sprawcza („sprawdzam!”). Jednocześnie Tusk zamyka temat, co pozwala skupić się na problemach PiS-u, takich jak inflacja czy brak pieniędzy na KPO.
Otwarte pozostaje pytanie, jak na opozycyjne odpowiedzi na 800 plus zareagują wyborcy. Jest to jednak ryzyko, którego trudno było uniknąć – w polityce można wybierać z dostępnych alternatyw i nieraz nawet najlepsze rozwiązanie ma pewne minusy. Warto pamiętać, że w razie odrzucenia waloryzacji alternatywą byłyby kolejne miesiące uderzania przez PiS w PO za to, że znowu jest partią niewrażliwych elit, według których nic nie da się zrobić. Tego rodzaju dynamika kampanii nie budowałaby dla opozycji niczego wartościowego. Wydaje się zatem, że taka droga nie miała sensu.
Dobrym tego świadectwem jest konsternacja, która zapanowała w obozie rządzącym po odpowiedzi Platformy. Premier Morawiecki stwierdził, że Tusk wyskoczył ze swoimi postulatami „jak królik z kapelusza” – co świadczy o zaskoczeniu. Z kolei „Wiadomości” TVP na siłę próbowały dowodzić, że PO jest przeciwko waloryzacji. A zatem po mocnym, ale przewidywalnym serwisie Kaczyńskiego opozycja zagrała bardzo dobry return. Czy zobaczymy jeszcze trochę potężnych opozycyjnych serwów? Marsz 4 czerwca w Warszawie mógłby być do tego dobrą okazją.