Szanowni Państwo!
Las kojarzy się ze spokojem, ale jest to również temat polityczny. Spacer może kosztować tyle samo stresu, co czytanie Twittera. Bo jeśli w miejscu, w którym rosły drzewa, teraz jest zrąb, czyli przestrzeń całkowicie wycięta, i jeśli jest to kolejna wycinka w okolicy, to powstaje pytanie, czy jest to normalna gospodarka leśna, czy dowód niezaspokojonego apetytu leśników na pieniądze ze sprzedaży drewna?
Ale czy można polegać na własnym osądzie tego, czy teraz wycina się więcej lasów niż kiedyś? A może poprzednie ekipy cięły tyle samo? Śledząc media, trudno o jasną odpowiedź na ten temat. Zależy ona od tego, jak dane medium ocenia działania władz. Wystarczy spojrzeć na newsy z ostatnich dni. Portal Radia Maryja ostrzega: „Podkarpackie lasy zmagają się z zamieraniem jodły”. I dopowiada, że aktywiści próbują blokować działania ochronne. Jednak aktywiści również mówią o zagrożeniach w Puszczy Karpackiej, tylko gdzie indziej widzą ratunek – nie w wycinaniu drzew. To spór znany z czasów obrony Puszczy Białowieskiej za czasów ministra Jana Szyszki – leśnicy twierdzili, że trzeba wycinać drzewa, by ratować puszczę przed kornikiem, natomiast aktywiści, że jest to tylko pretekst do pozyskiwania drewna.
Mniej więcej w tym czasie TVN 24 publikuje reportaż pod tytułem „Lasy SPrywatyzowane” o zawłaszczeniu Lasów Państwowych przez polityków Suwerennej Polski, co daje im wpływy polityczne i pieniądze. Kiedy z taką wiedzą staje się na granicy zrębu w lesie, można poczuć bezsilność i żal.
W sytuacji, kiedy jedno mówią osoby zaangażowane w ochronę przyrody, a drugie politycy zaangażowani w działalność Lasów Państwowych, można kierować się zaufaniem do jednej z dwóch stron. Jednak chcąc wyrobić sobie zdanie na podstawie twardych danych, również można potknąć się o przeszkody. Bo dane prezentowane przez Lasy Państwowe pokazują co innego niż dane przedstawiane przez organizacje zaangażowane w ochronę przyrody. Na przykład pierwsi mówią, że w Polsce jest obecnie o 50 procent więcej lasów niż zaraz po drugiej wojnie światowej. A drudzy, że po wojnie lasów przybywało, bo po pierwsze były sadzone, a po drugie urosły w miejscach, w których wcześniej mieszkali ludzie, natomiast od kilku lat proces ten wyhamował i drzew nie przybywa.
Nawet rozstrzygnięcia skarg do Komisji Europejskiej dotyczące gospodarowania lasami nie przekonają wszystkich, bo znowu wchodzi w to polityka. KE kieruje skargi do TSUE, a wyroki TSUE na konferencjach prasowych prawicy sprowadza się do naruszania polskiej suwerenności albo prób przejęcia polskich lasów przez Unię Europejską, przed czym obiecuje ratować Polaków Zbigniew Ziobro.
Temat lasów od dawna budzi emocje wyborców. PiS oskarżało Platformę Obywatelską, że chce ona sprywatyzować lasy. Teraz opozycja podkreśla, że Suwerenna Polska chce finansować z pieniędzy Lasów Państwowych swoją kampanię wyborczą. Według aktywistów głównymi beneficjentami rosnących zysków ze sprzedaży drewna są pracownicy Lasów Państwowych, a nie przyroda. Tymczasem ona jest w największej potrzebie, bo oprócz pił zagrażają jej też zmiany klimatyczne.
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” rozmawiamy o tym, czy polskie lasy są zagrożone przez działania leśników i polityków – i czy przetrwają kolejne dekady.
Augustyn Mikos z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot mówi w rozmowie z Katarzyną Skrzydłowską-Kalukin: „Lasy w Polsce są publiczne. 80 procent lasów to nasze wspólne dobro, własność wszystkich obywatelek i obywateli. A nie mamy możliwości zaskarżenia decyzji Lasów Państwowych w sprawie ich działań”. Uważa, też, że „model zarządzania lasami powinien być zrewidowany. Priorytetem jest zwiększenie powierzchni lasów objętych skuteczną ochroną, gdzie dominować będzie ochrona przyrody, spełnienie funkcji społecznej i zarazem ochrona klimatu, a nie gospodarka leśna”. Tymczasem, jak dowodzi, w Lasach Państwowych, przestała przyrastać ilość drewna, a potrzebujemy więcej drzew także ze względu na cele klimatyczne – drzewa pochłaniają CO2.
Adam Bohdan, biolog, który zajmuje się badaniem lasów, i jeden z głównych obrońców Puszczy Białowieskiej, mówi: „Z prognoz opublikowanych w czasopismach naukowych, autorstwa Instytutu Dendrologii PAN wynika, że do 2080 roku będziemy musieli pożegnać się z gatunkami takimi jak sosna, brzoza, świerk, które są szczególnie wrażliwe na zmiany klimatu i są jednocześnie gatunkami, które zajmują największą powierzchnię w naszych lasach. Czeka nas ogromna zmiana – obraz lasów, które dotychczas znaliśmy, odejdzie w niepamięć”. Dlatego potrzebujemy radykalnej zmiany w zarządzaniu lasami.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”