W połowie lat 90. wydawało się, że z Palestyńczykami zawarto już pokój – no, powiedzmy, podstawy pokoju – więc Żydzi mogą powrócić do przerwanych na półwiecze wojną starych sporów. Może właśnie dlatego jesienią 1998 roku wybuchła sprawa IgalaTumarkina.
Książki są wszędzie. Wszędzie tam, gdzie nie stoją rzeźby gospodarza lub nie wiszą obrazy. Grube grzbiety tomów z nazwiskami autorów wytłaczanymi ciężką szwabachą z początku wieku: Goethe, Heine, Schiller. Obok Camus i cała plejada francuskich egzystencjalistów. Bertrand Russell. Rosjanie. Niemal wszystko w oryginale. Cała spuścizna Europy.
Europa jest tuż, za morzem.
– Pamiętam, w dzieciństwie chodziłem z mamą na spacer po plaży. Mama, zawsze elegancka, prowadziła psa na smyczy. Wołali za nią: „Jekete, Jekete, to przez takich jak ty był Hitler!” – mówi gospodarz. Jekete to nieżyczliwe określenie niemieckiej Żydówki. – Mama też patrzyła z góry na tamtych Ostjuden.
Ostjuden to nieżyczliwe określenie Żydów z Europy Wschodniej. Igal Tumarkin miał kilka lat, gdy tuż przed wojną przybył z matką do Palestyny. Ojciec, Niemiec, został w Europie. Zamieszkali w żydowskiej osadzie Bat Jam pod Tel Awiwem. Podczas wojny o niepodległość 15-letni Tumarkin był jednym z nielicznych obrońców Bat Jam. Potem, jak wielu artystów, przeniósł się do Jaffy, z której uciekli pokonani Arabowie. Bat Jam się rozrastało, przybywało blokowisk jakby żywcem przeniesionych z warszawskich Bielan czy przedmieść Berlina.
– Niedawno powiedziałem w telewizji, że Bat Jam należałoby zrównać z ziemią i wybudować na nowo. Od razu podniósł się wrzask, że Tumarkin znów znieważa naród żydowski – niewysoki, tęgawy mężczyzna śmieje się z ukontentowaniem.
Na ścianie wisi ogromna czarna płaskorzeźba – w stalową płytę wtłoczona waltornia. Nad nią jaskrawoczerwony napis „Tristan”.
– Dlaczego Tristan? – pytam.
– Mam przyjaciela, niemieckiego dyrygenta, który całe życie chciał grać Wagnera. Wreszcie dostał angaż do Bayreuth i zrobiłem to dla niego.
Rzeźba ku czci wagnerowskiej opery? W kraju, w którym ze względu na zajadły antysemityzm niemieckiego kompozytora jego dzieł nie wykonuje się publicznie?
– Istnieje tylko jedna prawdziwa kultura: zachodnia, z jej sekularyzmem, liberalizmem, demokracją, tolerancją – wygłasza swoje credo Tumarkin. – Najbardziej twórcze osiągnięcia ludzkości w niej właśnie znalazły spełnienie. Wielkość judaizmu wyrasta z buntu, a nie z 613 religijnych nakazów i zakazów. To nie zeloci trzymający się religii formalnej sprowadzili lepszy świat, lecz buntownicy: Abraham, Mojżesz, Jezus, Spinoza, Heine, Marks, Freud i Einstein.
– A Bóg?
– Boga trzeba zabić. To był wspaniały wytwór myśli ludzkiej, lecz teraz ją pęta, a nie wyzwala. A już zwłaszcza po Zagładzie nie ma miejsca dla żydowskiego Boga.
Tacy jak Tumarkin – świeccy, lewicowi syjoniści – tworzyli podwaliny izraelskiej państwowości. Odrzucali diasporę i jej spuściznę. Ich inspiracją była Europa państw narodowych i humanistycznej kultury. Założyciel syjonizmu Herzl wyobrażał sobie państwo żydowskie, w którym wszyscy mówią po niemiecku – w języku ludzi wykształconych, którzy po pracy chadzają do opery. Mitteleuropa nad Jordanem.
Te marzenia przerwała Zagłada.
Książki są wszędzie. Grube grzbiety z wytłoczonymi tytułami, rzadziej – nazwiskami autorów. Złote hebrajskie litery. Tanach – hebrajska Biblia. Oba Talmudy – Babiloński i Jerozolimski. Komentatorzy ze średniowiecznej Hiszpanii, renesansowych Włoch i Niemiec, XVII-wiecznej Polski, XVIII-wiecznej Rosji, XIX-wiecznej Austrii. Wszystko w oryginale. Cała spuścizna Europy. Żydowskiej Europy, którą wymordowano.
Urodzony w Polsce na początku wieku Zorach Warhaftig był jednym z tych dwóch tysięcy Żydów, którym japoński konsul w Kownie Sugihara dał na samym początku wojny – wbrew instrukcjom swego rządu – wizy japońskie. Warhaftig przeżył wojnę w Szanghaju. W 1946 roku zorganizował w Krakowie kongres swej partii Mizrahi, łączącej wierność żydowskiej ortodoksji z poparciem dla dążeń syjonistów. Trzech delegatów zamordowano w drodze do Krakowa. Warhaftig zrezygnował, osiadł w Jerozolimie. Do niedawna jeszcze był aktywny jako jeden z historycznych przywódców Partii Narodowo-Religijnej Mafdal. Od jego mieszkania do Wzgórza Świątynnego jest kilkaset metrów w linii prostej. Europa jest bardzo daleko, za morzem.
– Tumarkin ma nieżydowski charakter i grubiański język. – Warhaftig kręci głową z dezaprobatą. Drobną dłonią gładzi siwą głowę, poprawia okulary. Niezbyt chętnie zgodził się na rozmowę o rzeźbiarzu. Pomogły mocne referencje: wnuk jego brata jest w Polsce dziennikarzem i przysłał przeze mnie dziadkowi list.
– To, co on powiedział, że Bat Jam trzeba zrównać z ziemią…
– Jemu chodziło o to, że Bat Jam jest bardzo brzydkie i trzeba by je wybudować na nowo – wyjaśniam.
– No tak, ale zrównać z ziemią? Tego ucho żydowskie słuchać nie może – stary człowiek zawiesza głos. – On może i jest zdolnym rzeźbiarzem, ale tyle już czasu spędził z tymi kamieniami, że sam skamieniał. Nie słyszę głosu jego serca. A może chciał zwrócić na siebie
uwagę? Może po prostu naród żydowski nie reaguje na jego rzeźby? Mamy przecież przykazanie zabraniające czynienia rytych obrazów.
– On uważa, że z przykazaniami należy zerwać – mówię.
– Naród żydowski zrodził się z religii. Nawet świeccy, walcząc z religią, walczą z cząstką własnej duszy – odpowiada Warhaftig.
Zorach Warhaftig jest religijnym Żydem. Jego ortodoksja pochodzi z czasów, gdy judaizm nie był jeszcze rozbity rozłamami. Popularne w diasporze XIX-wieczne odłamy judaizmu: konserwatywny i reformowany, które mniej dosłownie traktują nakazy tradycji – w Izraelu nie zapuściły korzeni; państwo sankcjonuje religijny monopol ortodoksyjnego rabinatu. Ale w judaizmie izraelskim nastąpił inny podział: na haredim i datim.
Datim, zwani czasem zwolennikami nowoczesnej ortodoksji, zrezygnowali z zewnętrznych oznak tradycji. Nie ubierają się jak polscy XVIII-wieczni mieszczanie czy XIX-wieczni kupcy austriaccy. Akceptują nowoczesność i uczestniczą w niej, dochowując zarazem rygorystycznie wierności wszystkim zakazom i nakazom Tory. Datim studiują na świeckich uniwersytetach, czytają świeckie książki, uczestniczą w świeckim życiu. Nie zamiast tradycji, lecz obok niej.
Żyd haredi nowoczesność odrzuca. Pieczołowicie pielęgnuje nie tylko wierność nakazom i zakazom Tory, lecz także dawny obyczaj i strój. „To, co nowe – mówią haredim – to już nie jest Tora”. Świecką edukację uważają za stratę czasu. Wyjątek robią dla nowoczesnej technologii, zwłaszcza komputerów, które można wprzęgnąć w służbę wiary. Żadna z książek Tumarkina nie znalazłaby się w domu haredi, choć Warhaftig zapewne niejedną z nich przeczytał.
Datim i haredim mieszkają w oddzielnych dzielnicach, głosują na inne partie, nawet inaczej wymawiają hebrajskie słowa, przy czym wielu haredim woli nie brukać świętego języka doczesnością i na co dzień mówi w jidysz. Łączy ich wrogość wobec świeckich. Dzieli wizja miejsca religijnych w życiu Izraela.
Tumarkin jest jednym z największych izraelskich artystów. Jego rzeźby są w jerozolimskim Muzeum Izraela i w Muzeum w Tel Awiwie. Stoją na wielkim placu przed telawiwskim ratuszem i w jednym z parków narodowych, upamiętniają miejsca walk o niepodległość i wojny sześciodniowej.
Poszarpane, dramatyczne płaty stali ze sterczącymi z nich fragmentami uzbrojenia, maszyn, odlewów ludzkich ciał. Ludzkie ciało, sztywne na krematoryjnym wózku, przed zimną piramidą stali. I podpis: Macht Arbeit frei? Stojąca postać, rozbierana z ubrania, skóry, ciała, aż ujawni się pustka klatki piersiowej, porażająca nagość serca. To nie heroiczny realizm Natana Rappaporta z pomnika Bohaterów Getta, który ma budzić nasze współczucie i gniew, by stłumić rozpacz. To sama rozpacz, bez ulgi i ukojenia.
– Codziennie czytam Biblię, lecz moją biblią jest Człowiek zbuntowany Camusa – mówi Tumarkin. – Trzeba wielkiej odwagi, by powiedzieć, że po śmierci będzie ze mną to samo, co było przed narodzinami: nic.
Kto dziś jeszcze czyta Camusa poważnie?
Od dziesięciu lat jerozolimski Instytut Jad Waszem przyznaje nagrodę artystyczną imienia Sussmana. Została ustanowiona ze środków, jakie pozostawił Heinrich Sussman, wybitny malarz żydowski mieszkający w Austrii, więzień Oświęcimia, który zmarł bezpotomnie. Bronka Klibanski, jego izraelska przyjaciółka, udowodniła przed wiedeńskim sądem, że malarz nosił się z zamiarem ustanowienia takiej nagrody i powierzenia jej przyznawania Instytutowi Jad Waszem. Nagrodę miano przyznawać „izraelskim artystom, którzy dają w swych pracach wyraz grozie Zagłady, by zachęcić ich do dalszej pracy w tym kierunku”.
W listopadzie 1998 roku Jad Waszem przyznał nagrodę Tumarkinowi. I rozpętało się piekło.
Jad Waszem, ustanowiony w 1953 roku ustawą Knesetu, to izraelski Instytut Pamięci Narodowej badający dzieje Zagłady i upamiętniający jej ofiary. Składa się z kilka oddziałów. Jest więc muzeum, które pokazuje genezę i mechanizmy nazistowskiego antysemityzmu, planowanie i procedurę Zagłady, losy ofiar i tych nielicznych, którym udało się przeżyć. Są archiwa dokumentujące wydarzenia z lat 1933–1945 w Europie, ewolucję mechanizmu Zagłady, jak i reakcje Żydów, w tym dzieje żydowskiego ruchu oporu w gettach i obozach. Działa też komórka przyznająca bohaterskim ratownikom Żydów honorowy tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Są też w Jad Waszem budynki i miejsca pełniące funkcje uroczyste, jak Dolina Wymordowanych Społeczności, gdzie każda gmina żydowska ma swój kamień czy Namiot Pamięci. Tu odbywają się m.in. uroczystości nadania tytułu Sprawiedliwego. Jest tam wreszcie ogromna kolekcja dzieł sztuki związanych z Zagładą.
Jad Waszem jest instytucją symboliczną. Jest położony w sercu Jerozolimy, na Wzgórzu Pamięci, tuż obok Wzgórza Herzla, gdzie znajduje się cmentarz bohaterów narodowych. Musi go odwiedzić każdy uczeń, każdy żołnierz, a także każdy zagraniczny mąż stanu goszczący w Izraelu. Gdy kilka lat temu egipski minister spraw zagranicznych Amr Musa oświadczył – w dobrej, jak się wydaje, wierze – że nie będzie miał czasu na wizytę w Jad Waszem, omal nie doszło do zerwania wizyty. Egipcjanin w końcu czas znalazł.
Na wszystko, co dotyczy Jad Waszem, opinia publiczna reaguje natychmiast.
– Gdy przyznali mi nagrodę – mówi Tumarkin – dzwoniło tylu oburzonych religijnych, że zablokowała się centralka Jad Waszem i dyrektor Instytutu Awner Szalew spanikował.
Poszło o wypowiedź sprzed lat. Po wyborczym sukcesie ugrupowań religijnych jesienią 1988 roku największy izraelski dziennik „Jedijot Achronot” poprosił znane osobistości o opinie.
„To apokalipsa – powiedział Tumarkin. – Kiedy się ich widzi, to się rozumie, dlaczego była Zagłada i dlaczego nie kocha się Żydów. (…) Kibucnicy zaczęli bać się jeździć samochodem w szabat i zaczęli twierdzić, że jedzą koszernie. To kłamstwo mówi jednak pewną prawdę o ruchu narodowo-religijnym. Kiedy się widzi tych w czerni, jak robią dzieci na prawo i lewo i już przekraczają naszą stronę bulwaru Rotszylda [ulica oddzielająca dzielnice Tel Awiwu zamieszkane przez religijnych i świeckich], to można pomyśleć, że niedługo Tel Awiw stanie się jedną wielką jesziwą. (…) Kiedy zobaczyłem satysfakcję tych czarnych lisów, uśmiechających się zza swych bród, zrozumiałem, że dla mnie to koniec. Nie będę tu mieszkał. Mój syn nie będzie tu mieszkał”.
Mimo to Igal Tumarkin nadal mieszka z synem tam, gdzie mieszkał. Nie jest już jednak laureatem przyznawanej przez Jad Waszem nagrody. 8 stycznia 1999 roku kierownictwo Instytutu postanowiło mu ją odebrać.
„Jad Waszem – czytamy w uzasadniającym tę decyzję komunikacie – dokłada wszelkich starań, by nie powoływać się na Zagładę w jakiejkolwiek debacie na temat spraw publicznych, społecznych czy politycznych. Jad Waszem zawsze stanowczo potępiał posługiwanie się Zagładą jako bronią w takich debatach przez którykolwiek z elementów izraelskiego spektrum politycznego, społecznego czy kulturalnego. Jad Waszem również dokłada wszelkich starań, by nie urazić tych, którzy przeżyli Zagładę, i opinii publicznej w ogóle, dla której Zagłada jest istotnym elementem tożsamości”.
Dalej komunikat stwierdza, że decyzję o wycofaniu nagrody (która jeszcze nie została oficjalnie wręczona) podjęto po zapoznaniu się z wypowiedziami Tumarkina, których Jad Waszem wcześniej nie znał, oraz pod wpływem setek apeli oburzonych obywateli. „Jad Waszem – dodają autorzy komunikatu – musi uwzględniać czynniki inne niż wartość artystyczna”.
Instytut nie udziela więcej wyjaśnień; uważa sprawę za zamkniętą.
Innego zdania jest pani Bronka Klibanski.
– Uważam, że odbierając pod naciskiem sił skrajnie klerykalnych, choć podobno nie tylko, nagrodę Tumarkinowi, Jad Waszem postąpił niesłusznie – mówi nienaganną polszczyzną starsza pani, bojowniczka powstania w Białymstoku i partyzantki, przez czterdzieści lat pracownik naukowy Jad Waszem, obecnie na emeryturze. – To prawda, że Tumarkin wyraził się niezbyt dyplomatycznie, ale nagrodę przyznano mu przecież nie za to, co powiedział, tylko za to, co zrobił. Uważam, że stała się niesprawiedliwość. Tym bardziej że to klerykałowie jako pierwsi odwołali się do Zagłady w politycznej dyskusji: uznali, że Bóg posłużył się Niemcami jako narzędziem kary na Żydach za ich niedostateczną pobożność. Pozbawili się tym samym moralnego prawa do protestu przeciw słowom Tumarkina. Wystosowałam w tej sprawie list do Jad Waszem, rozesłałam go do gazet. Zamieścił go jedynie liberalny „Haarec”.
Podobnego zdania jest Uri Huppert, adwokat, były prezes Ligi do Walki z Przymusem Religijnym. On też znakomicie mówi po polsku. – To zamach na swobodę artystyczną, to religijna cenzura i knebel – mówi z pasją. – Całe życie z tym walczyłem i będę walczył. Izrael ma być świeckim, demokratycznym państwem żydowskim, a nie teokracją. Dla nich, dla haredim, ktoś, kto nie jest taki jak oni, a zwłaszcza nie jest Żydem, nie jest takim samym człowiekiem. A mnie w Polsce podczas wojny uratowali nie-Żydzi, właśnie dlatego, że uważali mnie za takiego samego człowieka jak oni!
W Namiocie Pamięci w Jad Waszem miała się odbyć uroczystość nadania tytuł Sprawiedliwego Marianowi Gołębiowskiemu, wicedyrektorowi warszawskiej Filharmonii, który w czasie wojny ukrywał Hupperta i jego matkę. Gdy jednak zażądano od Hupperta, by, jak nakazuje żydowska religia, nałożył nakrycie głowy, z oburzeniem odmówił
i zerwał uroczystość.
– Bo to jest moja, państwowa, świecka i syjonistyczna instytucja. Religijni nie będą mi tu niczego narzucać! Żadnego nakrycia głowy ani niczego innego – mówi z naciskiem.
– A gdyby pana zaproszono w Polsce na mszę za poległych w powstaniu warszawskim, czy założyłby pan w kościele kapelusz? – pytam.
– A pewnie! Przecież wśród ofiar mogli być Żydzi.
Huppert zna Tumarkina, niechętnie jednak godzi się zarekomendować mnie rzeźbiarzowi. W końcu dzwoni, lecz uprzedza rozmówcę, że jestem niestety chozer be-tszuwa, człowiekiem wychowanym w rodzinie świeckiej, który wrócił do religii.
– Powiedział: Co ty mi będziesz tutaj jakichś czarnych nasyłał! – powtarza z satysfakcją, odkładając słuchawkę.
Tumarkin zgodził się na rozmowę dopiero, gdy długo nalegałem. Przyjął mnie uprzejmie, choć nieufnie zerkał na moją jarmułkę identyfikującą mnie jako kogoś „z drugiej strony bulwaru Rotszylda”. Na Jad Waszem nie zostawił za to suchej nitki.
* Dziękujemy Autorowi oraz Wydawnictwu Agora za możliwość publikacji fragmentu książki.