Armenia skapitulowała. Premier Nikol Paszynian ogłosił, że kwestia statusu Karabachu nie była omawiana w rozmowach pokojowych z Azerbejdżanem, toczących się od pewnego czasu pod odrębnymi auspicjami UE, Rosji i USA. Armenia zdobyła Karabach trzydzieści lat temu i nadal go kontroluje; przewaga militarna Azerbejdżanu jest tak duża, że mógłby go dziś odbić, ale za cenę znacznych ofiar. Erywań usiłował dotąd wymusić na Baku, w zamian za niestawianie oporu, prawnie wiążące gwarancje bezpieczeństwa dla ormiańskiej ludności enklawy. Deklaracja Paszyniana oznacza porzucenie tej strategii.
Przełom w złej sprawie
Źródła w Baku i w Erywaniu potwierdzają, że podpisania porozumienia można się spodziewać do końca roku. Wcześniej premier Armenii oznajmił już, że Armenia uznaje Karabach za część Azerbejdżanu i oczekuje także od sąsiada, z którym od ponad trzydziestu lat toczy wojny, uznania jej własnej integralności terytorialnej.
Jego nowa deklaracja oznacza, że Erywań nie będzie już uzależniał podpisania porozumienia od nadania Karabachowi odrębnego statusu w granicach Azerbejdżanu, który gwarantowałby prawa i bezpieczeństwo ormiańskiej ludności tego terytorium.
Baku konsekwentnie twierdzi, że status taki jest zbyteczny, bowiem karabachscy Ormianie będą mogli korzystać z amnestii po rozwiązaniu wszystkich swoich „przestępczych struktur”, takich jak rząd, parlament i wojsko – 90-tysięczny Karabach ogłosił się trzydzieści lat temu, po wygranej wojnie z Azerbejdżanem, niepodległą republiką, nieuznaną wszakże przez nikogo, z Armenią włącznie. Następnie Ormianie będą cieszyć się takimi samymi prawami i swobodami, jak wszyscy pozostali obywatele Azerbejdżanu – czyli niemal żadnymi. Na Kaukazie tylko Czeczenia Kadyrowa gorzej traktuje swych obywateli.
Armenia jak ubezwłasnowolniony wasal
Premier Paszynian, były dziennikarz, rządzi Armenią od 2018 roku, kiedy to w bezkrwawej rewolucji obalił autorytarne rządy premiera Serża Sargisjana, a następnie jego partia dwukrotnie wygrywała wybory parlamentarne, zdobywając absolutną większość głosów. Właśnie powrócił z hołdowniczego udziału w inauguracji trzeciej kadencji tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, gdzie kraje demokratyczne reprezentowali premier Węgier Viktor Orbán i prezydent Bułgarii Rumen Radev (oraz były premier Szwecji i były prezydent Niemiec).
Zapowiedział też, że Armenia odstępuje od żądania, by Turcja uznała swe ludobójstwo na Ormianach podczas pierwszej wojny światowej, jak również rezygnuje z dalszych prób doprowadzenia do potępienia tej zbrodni na arenie międzynarodowej oraz zaapeluje do ormiańskiej diaspory, by także od tych prób odstąpiła.
Deklaracje Paszyniana, przyjęte przez opinię publiczną w Armenii z bezsilnym oburzeniem, oznaczają całkowitą klęskę tego kraju na skalę w tym stuleciu niewidzianą. Z kwestii spornych z Baku Erywań nie odstąpił jeszcze jedynie od niezgody na przeprowadzenie przez jego terytorium eksterytorialnego korytarza, łączącego Azerbejdżan z jego eksklawą w Nachiczewanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że także i tu Armenia będzie musiała ustąpić, bowiem dla Azerbejdżanu – i dla Turcji, z którą Nachiczewan graniczy – sprawa ta ma zasadnicze znaczenie gospodarcze i polityczne.
Zaś po kapitulacji Paszyniana Armenia stanie się właściwie ubezwłasnowolnionym wasalem swych dwóch potężnych tureckich sąsiadów. Azerów różni od Turków niemal wyłącznie wyznawana przez nich szyicka, jak w Iranie, odmiana islamu; w obu krajach mówi się potocznie o „dwóch państwach jednego narodu”.
Azerbejdżan mógł zaakceptować autonomię
Paszynian nie miał wyboru. Gdy rozpadał się ZSRR, a w azerskim Sumgaicie (1988) i stolicy Baku (1990) doszło, na fali rosnącego wszędzie nacjonalizmu, do krwawych pogromów Ormian, zamieszkała niemal wyłącznie przez Ormian enklawa Karabachu w Azerbejdżanie, która już wcześniej ogłosiła autonomię, zerwała z jego władzami.
Wspierane przez wojska świeżo niepodległej Armenii oraz przez stacjonującą jeszcze na Kaukazie armię sowiecką, oddziały samozwańczej Republiki Arcach pokonały słabe i zdezorganizowane siły azerskie, wyganiając je nie tylko z Karabachu, lecz i z zamieszkałych przez Azerów terytoriów otaczających enklawę. W ten sposób Arcach zyskał ciągłość terytorialną z Armenią i strefę buforową chroniącą przed azerskim odwetem.
W wojnie tej obie strony popełniały zbrodnie, z których najkrwawszą była w 1992 roku masakra przynajmniej dwustu azerskich cywili w Chodżały. Zwycięscy Ormianie etnicznie wyczyścili zdobyte terytoria: uciekło z nich około 700 tysięcy Azerów, podczas gdy przynajmniej 300 tysięcy Ormian z Azerbejdżanu schroniło się przed azerskimi rzeziami w Armenii. Pokonany Azerbejdżan gotów był zaakceptować autonomię, a może i niepodległość Karabachu w zamian za pokój i zwrot pozostałych terytoriów. Upojona zwycięstwem Armenia, ufna w swoje przymierze z Rosją i w poparcie wpływowej ormiańskiej diaspory w USA i Francji, odrzuciła tę ofertę.
Upadek ormiańskiego sukcesu
Zrazu wydawało się, że było to zasadne. Mimo że prawo międzynarodowe było po stronie Baku: zdobyte terytoria należały do Azerbejdżanu, to opinia międzynarodowa była po stronie Erywania. Zadecydowały pierwsze azerskie rzezie, pamięć o ludobójstwie Ormian i jego szokującym zaprzeczaniu przez współczesną Turcję, wpływy diaspory ormiańskiej oraz panująca w Azerbejdżanie korupcja i złe rządy.
Rada Bezpieczeństwa czterokrotnie w 1993 roku potępiła armeńską okupację, po czym straciła zainteresowanie. Karabach dołączył do listy postsowieckich konfliktów – Abchazja, Osetia, Transnistria, dolina Fergany – okresowo na różnych forach negocjowanych, ale powszechnie uznawanych za nierozwiązywalne, a więc niezbyt istotne. Triumfowało status quo.
Ale Azerbejdżan okrzepł. Eksploatacja zasobów gazu i ropy uczyniły zeń partnera UE, a dochody z tych zasobów pozwoliły mu wystawić i wyposażyć nową armię. Przymierze z coraz bardziej regionalnie potężną Turcją dało mu sojusznika, a polityczny konflikt z Iranem, gdzie żyje więcej Azerów niż w Azerbejdżanie, dał Baku poparcie Izraela i USA.
Nieunikniona katastrofa
Krótki konflikt graniczny w 2016 roku, sprowokowany i wygrany przez Baku, powinien był stać się dla Erywania ostatecznym sygnałem ostrzegawczym. Stało się inaczej: i w 2020 roku azerska ofensywa zdruzgotała armeńska armię. Baku odbiło wszystkie, prócz samego Karabachu, utracone ziemie, a przed ostateczną klęską uratowała Armenię jedynie rosyjska interwencja polityczna.
Od tego momentu los Karabachu zależał już jedynie od zdolności i woli Moskwy, by go bronić. Obu zabrakło: wojna w Ukrainie sprawiła, że Rosja nie bardzo może się sprzeciwiać Turcji, dla której Karabach ma znaczenie fundamentalne; wojskowo zaś rosyjskie gwarancje przestały być wiarygodne.
Armenia została w końcu sama i kapitulacja Paszyniana jest tylko nieuniknioną konsekwencją tego faktu. Konsekwencją katastrofalną: Baku nie ma powodu ani interesu, by zgodzić się na jakiekolwiek gwarancje dla Ormian Karabachu, co oznacza niemal nieuchronnie ich exodus w obliczu przywrócenia władzy Azerbejdżanu nad enklawą.
Koniec samostanowienia
Pogrążona w kryzysie gospodarczym Armenia, z niecałymi trzema milionami ludności, będzie musiała przyjąć 90 tysięcy uchodźców – i pogodzić się z kolejną historyczną klęską.
Daremnie Erywań przywołuje, w obronie Ormian w Karabachu, prawo narodów do samostanowienia. Prawo to miało mocne poparcie 70 lat temu, na fali dekolonizacji, która zmieniła skład i oblicze ONZ.
Wyzwolone na jego mocy państwa dziś raczej strzegą zasady nienaruszalności granic: kto się nie wyzwolił wtedy, dziś szanse ma niewielkie. Karabach wróci pod panowanie Baku, jak Kaszmir jest pod panowaniem Indii, Sahara Zachodnia pod panowaniem Maroka czy Papua Zachodnia pod panowaniem Indonezji – mimo że ich narody chciałyby inaczej. Nie ma dziś innej polityki niż realpolitik.