Polityka na gazie
Jedna z popularnych debat ekonomicznych w ostatnich latach dotyczyła koncepcji gospodarki podgrzewanej, w stanie rozgrzania; albo dosłownie: gospodarki wysokiego ciśnienia [high-pressure economy]. W największym uproszczeniu, chodzi o pogląd, że gospodarka powinna stale działać na wysokich obrotach – trwała stymulacja ma utrzymać wysoki popyt i niskie bezrobocie, co w warunkach kryzysu ogranicza społeczne szkody wynikające z recesji i utraty miejsc pracy. Skutkiem ubocznym tego rodzaju podejścia miałaby być podwyższona inflacja – przy czym istnieje rozbieżność ocen co do tego, czy byłby to problem tymczasowy i do ogarnięcia, czy trwały i zabójczy. W tej sprawie zostawmy dyskusję ekonomistom.
Teraz interesuje nas polityka. Można mianowicie zwrócić uwagę, że istnieje również polityka wysokiego ciśnienia [high-pressure politics]. Jeśli wyobrazimy sobie sferę publiczną jako przestrzeń – pole działania społecznego – to można po niej spacerować, czasem się z kimś spotkać i porozmawiać, czasem wygłosić przemówienie albo podebatować, a wreszcie podjąć decyzję w głosowaniu. Oto mniej więcej tradycyjnie rozumiana liberalno-demokratyczna polityczność – najpierw określamy procedury działania i gwarantujemy przestrzeń wolności, a następnie dopuszczamy spontaniczne kształtowanie się debaty, w której wyłaniają się partie i rozwiązania polityczne. Emocje nie są zbyt gwałtowne, ciśnienie nie jest zbyt wielkie.
Więcej niż spektakl
Polityka wysokiego ciśnienia jest przeciwieństwem tradycyjnie rozumianego modelu liberalnej sfery publicznej – zmierza ona do tego, aby wypełnić całość przestrzeni politycznej określoną treścią, która w korzystny sposób definiuje sytuację polityczną. Jest to polityka nieustającego stymulowania politycznego; kształtowania potrzeb i pragnień obywateli; kierowania percepcją wyborców. W takich warunkach wszelki udział w sferze publicznej ma miejsce w odniesieniu do treści, którą owa sfera została już możliwie szczelnie wypełniona. W przeciwieństwie do tradycyjnego modelu sfery publicznej, gdzie idea wolnej agory zakłada naturalny pluralizm poglądów, w modelu polityki wysokiego ciśnienia chodzi o opanowanie przestrzeni, pluralizm wyraża się zaś domyślnie w formie konfliktowej – w walce o obecność i dominację na polu gry. Jest to zatem permanentna bitwa o pojęcia, emocje i uwagę ludzi.
Jest to coś więcej niż czysty spektakl. W czasach rządów Platformy Obywatelskiej Janusz Palikot mówił, że we współczesnych warunkach medialnych polityka potrzebuje teatralnych wydarzeń, które powodują wzburzenie, ale jako takie nie mają treści, lecz mają jedynie umożliwić rządowi spokojne administrowanie w tle. Tymczasem polityka wysokiego ciśnienia nie proponuje po prostu spektaklu, lecz raczej spektakl polityczny, czyli kształtujący zasady organizacji zbiorowości. Nie chodzi więc o to, żeby zastępować politykę chwilowymi atrakcjami, lecz o to, by organizować wyobraźnię polityczną – nieraz przez alegorię, metaforę, mit, symbol.
Czy wysokie ciśnienie jest zdrowe?
Polityka wysokiego ciśnienia dobrze zgrywa się z modelem rządzenia narodowych populistów, ponieważ opiera się raczej na zasadzie kontroli niż wolności. Nieliberalna władza nie zostawia sfery publicznej ślepemu losowi, lecz próbuje ją podbić. Odrzuca domyślny pluralizm partyjny na rzecz idei, że wyłącznie jedna partia reprezentuje interes narodu. Osłabia podział i równowagę władz w celu utrzymania rządów. Rysuje więc wyraźny podział na „my” i „oni”, gdzie „onych” umieszcza się nie we wspólnej przestrzeni debaty, lecz na zewnątrz wspólnoty politycznej.
Jest to również rodzaj polityki, który dobrze pasuje do sytuacji kryzysowej. W świecie bez zagrożeń egzystencjalnych wydarzenia polityczne mogą toczyć się swobodnie, swoim rytmem. Jednak w świecie wrogim istnieją obiektywne cele do osiągnięcia i konkretne wskaźniki efektywności – takie jak bezpieczeństwo narodowe albo konkurencyjna przewaga nad rywalami. W takich warunkach ożywia się również liberalna polityczność. W 2009 roku Donald Tusk cytował w jednym z wywiadów definicję autorstwa Johna Graya, zgodnie z którą polityka nie wymaga „wspaniałych wizji ludzkiego postępu, a jedynie odwagi mierzenia się z nawracającym złem”. Gdy więc przychodzi kryzys…
W polityce, podobnie jak w gospodarce, można zarówno nie dogrzać, jak i przegrzać. Ostatnio PiS-owi zdarzało się jedno i drugie. 800 plus nie zrobiło już takiego wrażenia jak wcześniej 500 plus. Komisja „lex Tusk” wyprowadziła na ulice setki tysięcy ludzi. W kontekście marszu 4 czerwca opozycja zaczęła w większej mierze mówić własnym głosem, co było dla PiS-u zagrożeniem, podważając monopol na definiowanie sytuacji politycznej. Wynikiem było wrażenie zagubienia władzy – gdy biegniesz szybko w trudnym terenie, nie jest łatwo utrzymać równowagę. W tej chwili PiS nie ma już dominacji w sferze publicznej, ale nie jest też na pozycji straconej – zaczyna się kolejna runda.