„Przyjaźń indyjsko-amerykańska uczyni nasz świat lepszym” – napisał na twitterze Narendra Modi, premier Indii, składając oficjalną wizytę państwową w USA. Podczas prezydentury Joe Bidena była to dopiero trzecia oficjalna wizyta głowy obcego kraju w Waszyngtonie. Ten zaszczyt spotkał wcześniej jedynie Emmanuela Macrona, prezydenta Francji, oraz Yoon Suk Yeola, prezydenta Korei Południowej. Czy oficjalna wizyta Modiego w USA, trwająca zgodnie z protokołem dyplomatycznym cztery dni, to przełom w relacjach indyjsko-amerykańskich?
Wieloletnia nieufność
Dziewięć lat temu, w maju 2014 roku, Narendra Modi, obejmując tekę premiera Indii, zapowiadał przyśpieszenie modernizacji kraju. Komentatorzy indyjscy, odnosząc się do zapowiedzi premiera oraz stojącej za nim Indyjskiej Partii Ludowej (BJP), twierdzili, że taka modernizacja będzie możliwa jedynie we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, które dysponują odpowiednim do tego potencjałem technologicznym. Problem był jednak w tym, iż przez dziesięciolecia istnienia nowożytnych, niepodległych Indii władze w New Delhi z nieufnością przyjmowały pomysł jakiekolwiek zbliżenia z Waszyngtonem. Było tak zarówno za długoletnich rządów Indyjskiego Kongresu Narodowego, jak i BJP. Nieufne były też pomniejsze ugrupowania polityczne.
Do nieufności tej przyczyniała się wieloletnia współpraca New Delhi z Moskwą, udział Indii w ruchu krajów niezaangażowanych, jak i partnerstwo amerykańsko-pakistańskie. Szczególnie ten ostatni element budził niepokój indyjskiego establishmentu politycznego. Pakistan postrzegany był właściwie od zarania istnienia obu państw jako potencjalne zagrożenie dla Indii, szczególnie że przebieg granicy pomiędzy nimi jest przedmiotem sporu. A trzeba pamiętać, iż obaj zwaśnieni sąsiedzi posiadają silne armie i dysponują bronią jądrową.
Indie przez lata widziały w Rosji partnera, który może być przeciwwagą dla partnerstwa amerykańsko-pakistańskiego. Tyle tylko, że modernizacja kraju przy współpracy ze Związkiem Sowieckim, a później z Federacją Rosyjską, mogła się rozwijać wyłącznie w sektorze obronnym oraz w sferze energetyki nuklearnej. W innych dziedzinach Rosjanie mieli niewiele do zaproponowania. Ich technologie oraz potencjał gospodarczy pozostawał daleko w tyle za krajami zachodnimi.
Wy, kolonialiści z USA i z Polski
Kolejnym elementem stojącym na przeszkodzie zacieśnianiu współpracy indyjsko-amerykańskiej był wcale niemały antyamerykanizm Indusów zakorzeniony od czasów kolonialnych. USA nie miały co prawda udziału w kolonialnych rządach w Indiach, ale duża część społeczeństwa winą za niegodziwości tamtej epoki obarczała cały Zachód. Pamiętam moje zdumienie, gdy członek urzędniczej rodziny z New Delhi, wiedząc, że jestem Polakiem, wyrzucał mi, że my, kolonialiści, rabowaliśmy Indie. Gdy próbowałem tłumaczyć, że Polska tego nie robiła, machał ręką i powtarzał: „wy, kolonialiści…”.
Tak właśnie przez lata byli postrzegani w Indiach Amerykanie – jako ci, którzy swoją zamożność zbudowali na krzywdzie dawnych kolonii. W tym myśleniu utwierdzała Indusów także sowiecka i rosyjska propaganda. Nawet istnienie wielomilionowej diaspory indyjskiej w USA oraz niemały udział jej członków w działalności amerykańskich instytucji rządowych, finansowych i gospodarczych, często na wysokich stanowiskach, nie zmieniał w Indiach owego antyamerykańskiego nastawienia. Owszem była w Indiach obecna fascynacja Ameryką, ale nie było uznania oraz chęci nawiązania bliskiego partnerstwa. Tym bardziej, że dyplomacja rosyjska robiła ogromnie dużo, by więzy z czasów Związku Sowieckiego przetrwały także w nowej rzeczywistości geopolitycznej.
A ta nowa rzeczywistość geopolityczna to rozpad Związku Sowieckiego, ochłodzenie relacji pomiędzy USA i Pakistanem, spory graniczne indyjsko-chińskie i coraz bardziej widoczna rywalizacja między tymi krajami. To także sytuacja, w której Rosja staje się gospodarczym wasalem Chin, oraz upadek mitu o niezwyciężonej armii rosyjskiej i jej doskonałym uzbrojeniu. Wszystko to sprawia, że Indie zaczynają przewartościowywać wagę sojuszy z przeszłości. Co prawda z Rosji, przeżywającej ogromny kryzys finansowo-gospodarczy, Indusi mogą obecnie sprowadzać tanią ropę naftową, gaz ziemny oraz węgiel, ale ze względu na swe interesy geopolityczne zaczynają się coraz bardziej oddalać od Moskwy.
Sprzęt wojskowy i technologie
Przykładów zacieśniającej się współpracy Indii z USA jest już wiele. Na wyposażeniu indyjskiej armii i sił powietrznych pojawia się uzbrojenie amerykańskie. Najnowsze samoloty transportowe Indian Air Force to amerykańskie C-17 Globmastery i C-130 Herculesy, które zastępują stare posowieckie IŁ-y 76. Śmigłowce bojowe to AH-64E Apache i transportowe CH-47F Chinook też powoli zastępują sprzęt sowiecki i rosyjski. Podczas wizyty Modiego w Waszyngtonie podpisano umowę o produkcji, wedle technologii amerykańskich, silników do indyjskich lekkich samolotów wielozadaniowych Tejas. Indie są obecnie zaangażowane w rozmowy z producentami z USA na temat wspólnej produkcji artylerii dalekiego zasięgu oraz pojazdów bojowych. Amerykańskie koncerny rozważają produkcję w Indiach półprzewodników i chipów. Jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu nikt nad Gangesem takich kontraktów i takiej współpracy z USA, by sobie nie wyobrażał…
Skąd ten zwrot? Wydaje się, że słabość Rosji ujawniona podczas ataku na Ukrainę skłoniła indyjskich polityków do zacieśnienia powiązań z tymi, którzy mogą rzeczywiście wesprzeć ich kraj. Zarówno pod względem bezpieczeństwa, jak i na ścieżce modernizacji.
Himalajskie spory graniczne
Drogi handlowego kontaktu Indii ze światem zewnętrznym wiodą przez Ocean Indyjski oraz Pacyfik. Dlatego wolność żeglugi w rejonie indo-pacyficznym jest dla New Delhi sprawą fundamentalną. W tej sprawie interesy New Delhi i Waszyngtonu są sobie bliskie. Chińskie działania zarówno na Morzu Południowo-Chińskim, jak i na Oceanie Indyjskim już od dawna budzą niepokój w obu państwach. To między innymi z tego powodu Indie zdecydowały się na udział w Quadrilateral Security Dialogue (Quad), czyli w czterostronnym układzie wraz z Australią, USA i Japonią, którego celem jest zapewnienie stabilności w regionie indo-pacyficznym i hamowanie tam hegemonistycznych zakusów Pekinu.
Indie dostrzegają ponadto bezpośrednie zagrożenie ze strony Chin, a także sprzymierzonego z nimi Pakistanu. Spory graniczne, utarczki na granicach, a niekiedy otwarte konflikty graniczne z nimi wymagają od New Delhi wzmocnienia trudnej do strzeżenia granicy himalajskiej. Wsparcie w zakresie sprzętu wojskowego oraz technologii amerykańskich z całą pewnością będzie tam istotne.
Indie jako przeciwwaga dla Chin?
Podczas pobytu indyjskiego premiera w USA nie zabrakło tematu rosyjskiej agresji na Ukrainę. W przemówieniu skierowanym do obu izb amerykańskiego Kongresu Modi powtórzył słowa sprzed kilku miesięcy, iż czas współczesny, to nie czas, w którym za pomocą wojny mają być rozwiązywane kwestie sporne pomiędzy państwami. Wojnę – zdaniem Modiego – powinien zastąpić dialog i dyplomacja. Indyjski premier opowiedział się przy tym jednoznacznie za poszanowaniem granic uznanych międzynarodowo granic. Nie było to więc wprost potępienie rosyjskiej agresji, raczej kontynuacja dotychczasowego, neutralnego stanowiska.
Rzecz jasna katalog spraw, o których rozmawiali przywódcy Indii i USA, nie ograniczał się wyłącznie do kwestii współpracy w sferze obronnej oraz oceny współczesnych zagrożeń dla światowego i regionalnego bezpieczeństwa. Rozmawiano o intensyfikacji wymiany handlowej i inwestycji, o działaniach na rzecz ochrony klimatu i kontaktów bezpośrednich pomiędzy obywatelami obu państw. Modi spotkał się w USA z kilkunastoma szefami amerykańskich koncernów i konglomeratów technologiczno-przemysłowych. Dialog w sferze gospodarczej i przyszłe amerykańskie inwestycje mogą stać się motorem, który pozwoli Modiemu na realizację programu przyśpieszonej modernizacji kraju. Słowa sprzed dziewięciu lat, iż jedynie we współpracy z USA możliwa będzie szybka modernizacja Indii, są, jak widać, nadal aktualne. Aktualna jest również chęć wzmocnienia przez USA pozycji Indii w geopolitycznej rozgrywce z Chinami. Czy jednak New Delhi zechce odgrywać w tej grze rolę przeciwwagi dla Pekinu, pokażą dopiero najbliższe miesiące, a może i lata.