Tym razem zaczniemy od cytatu z zapisków pewnego młodego inteligentnego frustrata:
„Nędza naprowadza na różne myśli, ale jest jednocześnie mądrym nauczycielem. Pierwszym rezultatem jej działania jest pytanie: dlaczego byłem głodny?
Byłem głodny, gdyż nie zapracowałem, nie zapracowałem, bo nie mogłem, nie mogłem, gdyż nic nie umiem. Czym mam pracować? Rękami? – Umiem tylko pisać. […] Głową? – Tak, uczono mię skandować pieśni Homera i odnajdywać logarytmy, pamiętać daty historyczne lub kości szkieletu, wyliczać rodziny zwierzęce lub mięśnie. Oto wszystko. To nazywa się moją wiedzą i to ma mi zapewnić życie…
Czemu mnie nie uczono szyć butów lub orać? […] Czemu ja sam nie uczyłem się buchalterii zamiast pieśni Homera lub kości czaszki? Pomimo tylu lat nauki jestem tysiąc razy głupszy od każdego szewca”.
Kto jest autorem tych słów? Nie jest nim współczesny prekarny humanista, który łapie doraźne fuchy redaktorskie, wyczekuje kilkusetzłotowego przelewu jak zbawienia, od czasu do czasu publikuje własny tekst w mało znanym czasopiśmie lub wortalu i marzy o udziale w wieloletnim tłustym grancie badawczym, szczytem jego marzeń jest zaś stałe zatrudnienie na etacie adiunkta po tym, jak zdoła obronić doktorat. Te zdania zapisał w swoim dzienniku Stefan Żeromski, a był to dzień 31 maja 1888 roku. Żeromski miał wtedy niecałe dwadzieścia cztery lata i nie był w stanie związać końca z końcem, usiłując wydostać kilkurublowe zaległe honoraria od osób, którym udzielał korepetycji. Jednocześnie dojrzewał w nim już talent, który lata później zaowocuje tekstami decydującymi w sporej mierze o kształcie polskiej świadomości zbiorowej w XX wieku.
Pod pewnymi względami warunki urządzenia społecznego nie zmieniają się tak szybko, jak może nam się dziś wydawać. Niektóre może nawet w ogóle się nie zmieniają. Jednym z tych szczególnie stałych jest nędzna sytuacja materialna pracowników umysłowych. Do której epoki dziejów by nie zajrzeć, ludzie ci przeważnie klepią biedę, a w każdym razie są dalecy od zamożności. Wyjątków jest niewiele i stanowią je głównie osoby, które uznały za stosowne pracować umysłowo na potrzeby lub ku chwale aktualnych władców swoich krajów (dotyczy to zarówno starożytności, jak i bieżącego stulecia). Ale pozostali, zwłaszcza ci, którzy szli pod prąd bieżących nurtów, bardzo rzadko osiągali komfort doczesny, a jeśli już, to raczej w jesieni życia.
Dlaczego tak się działo i nadal dzieje? Może dlatego, że mało kogo spośród tak zwanych zwykłych ludzi obchodzą deliberacje o imponderabiliach. Osobliwie mało popularne są zaś rozważania na temat tego, jak powinno być, snute w przeciwstawieniu do tego, jak naprawdę jest. O tym, że z naszym światem coś jest nie w porządku, przekonujemy się na co dzień. Aby się o tym dowiedzieć, nie trzeba czytać mądrych książek. Od czytania w nich o tym, co należy zmienić, zmieni się zaś niewiele.
Pouczenia etyczne obecne są jednak w dorobku intelektualnym wszystkich kultur ludzkich, po których pozostały świadectwa piśmienne. Wynika z nich generalnie tyle, że ludzkość z jakichś powodów nie potrafi dorosnąć do własnych ideałów. W kontekście tego niedopasowania interesujące są zwłaszcza pouczenia, napomnienia i zalecenia kierowane przez mędrców w stronę władców – ludzi, od których w toku dziejów zależało bardzo wiele konkretnych cech struktury i dynamiki zbiorowości społecznych. W kulturze Zachodu takich pouczeń jest względnie mało (chociaż Machiavelli stanowi tu klasę w sobie), były one za to normą w dawnej kulturze chińskiej. Znaczna część najstarszych zachowanych tekstów tej kultury to właśnie rozważania na temat właściwych rządów, a najważniejsi mędrcy dawnych Chin byli często aktywnymi politykami działającymi na dworach królewskich.
Jednym z nich był żyjący w czwartym wieku p.n.e. według rachuby europejskiej Mencjusz, myśliciel ustępujący pod względem prestiżu i wpływu tylko Konfucjuszowi. Pod jego imieniem zachował się zbiór tekstów mających formę dialogów Mencjusza z władcami, którym doradzał on w sprawach państwowych. Teksty te w późniejszej historii Chin opatrzone zostały wieloma komentarzami. Obecnie otrzymaliśmy ich przekład wraz z wyborem owych komentarzy w nowej serii orientalistycznej Państwowego Instytutu Wydawniczego. Jest więc okazja, by przyjrzeć się, jak czysta myśl o naturze rzeczy ludzkiego świata przenika się z praktyką władzy.
Nie jest to jednak przyglądanie się łatwe ani przyjemne i to nie z powodu srogości napomnień, jakich filozof udziela bliźnim. Czytanie tekstów powstałych w bardzo odległym kręgu cywilizacyjnym i kulturowym jest, o czym zresztą pisałem już tutaj niejeden raz, zajęciem nieco straceńczym. Znaczenie kluczowych pojęć stosowanych przez myślicieli tak oddalonych w czasie i przestrzeni jest dla nas słabo uchwytne. Dzieje się tak na przykład z pojęciem „tao” (w nowszym piśmiennictwie „dao”), dla myśli chińskiej podstawowym, a zarazem niedefiniowalnym dla samych Chińczyków. Oznacza ono chyba ideę kosmicznego porządku, obejmującego wszystko, co istnieje, w tym ludzi i ich sprawy. Zagadnieniem o fundamentalnej randze w myśli chińskiej było to, jak zachować równowagę tego porządku w ludzkim świecie, jak sprawić, by państwo i społeczeństwo nie traciły jej, jak działać, by Tao nie słabło. Niestety, z annałów historii chińskiej wynika, że okresy, kiedy pragnienie tej równowagi było zaspokajane, należały do rzadkości, a mędrcy, zniechęceni daremnością swoich wysiłków lub ich lekceważeniem przez możnych, nierzadko rezygnowali z czynnej działalności i spędzali resztę życia na biernej kontemplacji. Zatem, przynajmniej jeśli chodzi o brak porządku na świecie, wszędzie jest mniej więcej tak samo. Mniejsza o pojęcia.
Innym podobieństwem kultur intelektualnych Chin i Europy jest obyczaj pisania komentarzy do komentarzy. Teksty źródłowe – mówiące o rzeczywistości pozatekstowej – obrastają grubymi warstwami tekstów mówiących o tekstach. Wygląda na to, że tylko najwcześniejsi autorzy mają odwagę mówić o samym świecie, następcy ich mówią już tylko o tym, co powiedzieli tamci, jak gdyby pierwotne wyłożenie mądrości było najdoskonalsze, jak gdyby ludzie, którzy jako pierwsi postawili fundamentalne dla naszej kondycji pytania, udzielili na nie od razu najlepszych możliwych odpowiedzi. Skostnienie kultury intelektualnej w późniejszych fazach dziejów cywilizacji chińskiej również znajduje swój odpowiednik w etapach myśli zachodniej, kiedy poruszała się ona na dość jałowych biegach, na przykład w scholastyce późnego średniowiecza, w której tylko najsubtelniejsi egzegeci potrafią dziś doszukać się czegoś godnego uwagi.
Słowo „tao (dao)” pozostawia się w tłumaczeniach tekstów chińskich często bez przekładu. Stało się ono zresztą jednym z liczmanów zachodniej kontrkultury dwudziestowiecznej i przeszło nawet do języka potocznego. Wyraża ono być może nie tyle realną jakość rzeczywistości, ile raczej głębokie pragnienie posługujących się nim ludzi, by ta rzeczywistość zawierała jakiś naturalny porządek, w którym z kolei my, ludzie, mielibyśmy szansę się umieścić. Rozczarowanie na widok marnowania tej szansy stanowi część kondycji ludzkiej bez względu na epokę i obszar geograficzny.
Kłopoty z należytym zrozumieniem orientalnej terminologii filozoficznej i związanej z nią wizji rzeczywistości wynikają zarówno z odmienności kulturowych i historycznych, jak i z gramatyki języków, między którymi niemal nie sposób zbudować efektywnych połączeń. Ten sam termin tłumaczony bywa przez różnych tłumaczy terminami bardzo od siebie odmiennymi w języku przekładu. Tłumaczka pism Mencjusza słusznie zwraca na to baczną uwagę we wprowadzeniu do swojej edycji, uczulając czytelników na ten problem.
Wracając zaś do kwestii tao (dao), można zaryzykować domniemanie, że wymarzony przez chińskich myślicieli-prawodawców obraz zrównoważonego, harmonijnego świata, w którym każdy jego składnik, od owadów pełzających pod kamieniami do najwyższego władcy wielkiego imperium, postępuje tak, aby nie zaburzać harmonii kosmosu, jest równie fantastyczny, jak wizje etyczne myślicieli zachodnich, a może nawet bardziej, ponieważ ład świata przyrody i świata kultury są w tym obrazie wzajemnym odzwierciedleniem. Niewykluczone, że Tao (zwłaszcza pisane od dużej litery w grafii alfabetycznej) jest projekcją łaknącego ładu umysłu ludzkiego na niemającą go rzeczywistość. Dodatkowo wchodzi tu jeszcze w grę sprawa „porządku świata” w znaczeniu ludzkim i nieludzkim. W tym drugim jest go zdecydowanie więcej i między innymi dlatego jeden z wybitnych współczesnych uczonych zachodnich nadał swojej głośnej niegdyś książce tytuł „Tao fizyki”. Jednak pytanie o wzajemne przełożenie porządków człowieczych i przyrodniczych zadawane jest u nas wciąż jeszcze na ogół poza oficjalnie uznawanymi środowiskami nauki.
Natomiast na pytanie postawione w tytule tego felietonu można odpowiedzieć na dobrą sprawę tylko innym pytaniem – czy Tao kiedykolwiek było naprawdę mocne?
Książka:
„Mencjusz z wybranymi komentarzami”, przełożyła Małgorzata Religa, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021, seria Bibliotheca Orientalis.