Przede wszystkim rzezi nie dokonali przedstawiciele żadnego istniejącego państwa, a partyzanci powiązani z UPA i innymi ugrupowaniami nacjonalistycznymi. Owszem, historycy zgadzają się, że rzeź była motywowana między innymi poczuciem konieczności odebrania Polsce terytorium w (złudnym) oczekiwaniu na ukraińską suwerenność. Ale na ziemiach za Bugiem nie istniało państwo, a jedynie okupowane terytorium i działające na nim różnorodne grupy partyzanckie. Przemoc państwowa, jak Holokaust czy Hołodomor, jest rozpoznana i porównywalna. Co w takim razie moglibyśmy zrobić w kwestii Wołynia?
Zrozumieć Wołyń
Poza narracją o przemocy państwowej, można próbować ująć tę zbrodnię w kategoriach wojny domowej. Jednak ten sposób myślenia również nie pomaga lepiej jej zrozumieć. W samym środku wojny totalnej między nazistami a Sowietami trudno sobie wyobrazić wojnę domową. Określenie to sprawia, że protagoniści historii o rzezi wołyńskiej jawią się jako zagubieni, a nawet donkiszotowscy – jakby nie byli świadomi zniszczenia otaczającego ich świata i łudzili się, że mają w nim jakąkolwiek sprawczość.
„Wojna domowa” może również tworzyć wrażenie symetrii, sugerując obecność po obu stronach zarówno sprawców, jak i ofiar. Tę interpretację wzmacnia dodatkowo fakt, że niektóre polskie grupy faktycznie odpowiedziały na przemoc tym samym, mordując tysiące swoich ukraińskich sąsiadów. Jako całość narracja ta jest jednak mało przydatna w przedstawianiu zbrodni światu. Nic dziwnego, że w „Skrwawionych ziemiach” Timothy’ego Snydera znajdziemy niewiele odniesień do Wołynia, o którym w innych miejscach, autor pisał obszernie.
Wydarzenia, od których właśnie mija 80 lat, nie przyczyniają się zatem w żaden znaczący sposób do zrozumienia współczesnego państwa polskiego i jego stosunków z Ukrainą, poza tym, że były impulsem dla komunistów do oczyszczenia przygranicznych ziem Polski Ludowej z Ukraińców, gdy Sowieci jednocześnie wypędzali Polaków ze strony ukraińskiej. Po 1945 roku Wołyń nie był już polski. Jednocześnie nigdy nie stał się kluczowy dla ukraińskiej kultury: amerykańska historyczka Kate Brown zatytułowała swoje badania nad tym regionem – „Biografia krainy, której nie ma”. Jakie znaczenie mogą mieć więc wydarzenia, które miały miejsce nigdzie?
Potrzeba pamięci i żałoby
Trudno jest dostrzec, w jaki sposób Wołyń miałby służyć za podstawę pojednania, właśnie ze względu na jego nieuchwytność. Zadanie pojednania narodów jest zbyt duże, by obarczać nim wymarłe wsie i skazanych na zagładę kresowych partyzantów.
Podobnie – dziś wiele pisze się o nieszczęsnych mieszkańcach „szarej strefy”, którzy znaleźli się pomiędzy wojskami ukraińskimi i rosyjskimi. Po zakończeniu wojny możemy się spodziewać, że usłyszymy wiele o okrucieństwach, jakie znosili ci ludzie. Z pewnością nie poprosimy ich jednak o udział w rytuale międzynarodowego pojednania. Ich historie zostaną przyćmione przez okrucieństwa znane nam z Buczy, Irpienia czy Mariupola.
Być może zadanie przepracowania zbrodni na Wołyniu jest prostsze, niż nam się wydaje. Ogromne cierpienie ofiar musi zostać upamiętnione, a zbrodnie nie mogą zostać zapomniane, niezależnie od tego, czy ktoś zdecyduje się na przebaczenie i szukanie pojednania. Jednocześnie dramatyczne wydarzenia sprzed 80 lat nie mają znaczenia geopolitycznego ani użytecznej roli w polskiej polityce historycznej. Wołyń pozostaje jednak nadal niezwykle ważny, bo domaga się od nas jako ludzi pamięci i żałoby. I niczego więcej.