Gdybym miała wyjaśnić koleżance cudzoziemce, kim jest człowiek, o którym od wczoraj w Polsce mówią wszyscy, powiedziałabym, że jest organizatorem protestów rolniczych, podczas których wysypuje na ulicach Warszawy ziemię, odpadki z młócenia zboża albo jabłka i blokuje ruch. Jest postacią, z powodu której brano pod uwagę rozpad koalicji wyborczej Trzecia Droga.

Koalicja przetrwała między innymi dlatego, że PSL wycofało się z propozycji zaproszenia do niej Kołodziejczaka, bo lider Polski 2050 nie wyobrażał sobie współpracy z człowiekiem, który, jak mówił, nie wiadomo, jak będzie się zachowywał po wyborach. A wczoraj lider największej partii opozycyjnej ogłosił, że Kołodziejczak będzie startował z list tej partii w wyborach do Sejmu.

Donald Tusk ogłosił też inne niespodzianki. Do senatu z list KO będzie kandydował Adam Bodnar, popularny i szanowany były Rzecznik Praw Obywatelskich znany z zaangażowania w obronę praworządności, praw osób w różny sposób dyskryminowanych. Do Sejmu będzie startować Hanna Gill-Piątek, lewicowa polityczka, która odeszła z Polski 2050 po tym, jak ta ogłosiła swoją współpracę z konserwatywno-ludowym PSL-em. Gill-Piątek decyzję tłumaczyła niezgodą na taki zwrot. Pozostając w partii, zawiodłaby swoich lewicowych wyborców (chociaż wcześniej to właśnie z Lewicy odeszła do partii Szymona Hołowni). A więc, jak można się domyślić, KO jest na tyle progresywna, że z dumą można startować z jej list.

Tusk zaprosił też na scenę pełną niespodzianek inne osoby, na przykład Apoloniusza Tajnera, słynnego trenera Adama Małysza i innych skoczków narciarskich. Jednak największą sensację u komentatorów wzbudził Kołodziejczak.

Biedny Giertych

Koleżanka cudzoziemka pewnie zrozumiałaby, dlaczego wszyscy tak się dziwią. Człowiek, który buduje swoją pozycję za pomocą protestu, wręcz anarchii, dostaje jako gwiazda miejsce na listach jednej z dwóch najsilniejszych partii w Polsce. Można by jej jeszcze powiedzieć, że partia ta buduje swój wyborczy przekaz jako ta, która ma przywrócić w Polsce porządek prawny. Również jako zwolenniczka progresywnych projektów, zapowiadając liberalizację ustawy aborcyjnej czy ustawę o związkach partnerskich. A Kołodziejczak, szukając wcześniej sojuszy, współpracował z konserwatywnymi i skrajnie prawicowymi partiami. Jaka jest więc logika Tuska?

Kołodziejczak wypowiada się publicznie tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, że uważa PiS za zło. Tłumaczy tak nawet swoje alianse – wszystko, żeby odsunąć PiS od władzy. Czy to wystarczy, żeby być na liście KO? Nikt nie ma chyba wątpliwości, jak bardzo PiS-u nie lubi mecenas Roman Giertych, a jednak dla niego miejsca zabrakło. A przecież wśród wyborców PO aktywny medialnie autor listów otwartych do prezesa Jarosława Kaczyńskiego i innych polityków PiS-u ma z pewnością zdecydowanie więcej fanów niż trybun ludowy, reprezentant wiejskich przedsiębiorców.

Być może jednak te ostatnie słowa są właśnie kluczem do zrozumienia decyzji Tuska. Reprezentant wiejskich przedsiębiorców – grupy, do której PO próbuje się odwoływać od jakiegoś czasu. Powstała seria klipów, w której przedsiębiorcy rolni opowiadają o swoich kłopotach, Platforma organizuje też spotkania z rolnikami w ramach Agroklubów. Lecz wizerunek partii dla odrealnionych mieszczuchów sprawia, że KO ma problemy z pozyskiwaniem wyborców na wsi.

Teraz pojawia się szansa na zdobycie tam głosów u tych, którzy z rządów PiS-u są niezadowoleni.

Kołodziejczak na listach KO to także konkurencja dla Konfederacji, która zwraca się do przedsiębiorców wiejskich, oraz żąda komisji śledczej w sprawie ukraińskiego zboża.

Konsternacja obrońców Konstytucji

Trudno sobie wyobrazić wyborców z Konina, którzy do urn pójdą z poczuciem misji ratowania Konstytucji i przynależności Polski do Unii Europejskiej, a dostaną karty z naśladowcą Andrzeja Leppera na pierwszym miejscu. To trudne chwile dla wyborców etosowych, czekających na nową zmianę. Jednak oni mogą zagłosować na innego kandydata z tej samej listy, a na Kołodziejczaka być może zagłosują ci, którym bliskie są postulaty wiejskie, a PiS ich zawiodło. Lider Agrounii na listach KO nie powinien zniechęcić do głosowania wyborców poza Koninem, natomiast może zmobilizować tych, którzy do tej pory czuli estetyczną niechęć do wyniosłych „liberałów”.

Owszem, przed telewizorami sporej części zwolenników musiała zapanować konsternacja podczas konferencji Tuska. Jednak w imię odsunięcia PiS-u od władzy wyborca KO jest w stanie znieść wiele. Tylko jednak co zrobią ci, którzy na spotkaniach z wyborcami pytają Tuska o masowe hodowle czy o hodowle futerkowe? Ludziom, dla których ważnym tematem jest dobro zwierząt, być może zostaje już tylko Lewica.

 

* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: profil facebookowy Agrounii.