Pytania z tezą

W ostatni czwartek PiS przegłosowało w Sejmie referendum ogólnokrajowe, które ma się odbyć 15 października, czyli razem z wyborami parlamentarnymi. Oto cztery pytania, które mają się znaleźć na kartach referendalnych:

  1. Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?
  2. Czy popierasz podniesienie wieku emerytalnego, w tym przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn?
  3. Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?
  4. Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?

Trzy problemy z referendum

W sprawie PiS-owskiego referendum istnieje kilka istotnych zarzutów. Przede wszystkim widać, że nie jest autentyczne, a wręcz jest rodzajem triku wyborczego – jego celem jest zwiększenie liczby głosów na PiS i zmniejszenie liczby głosów na opozycję. Wszystkie pytania wyraźnie wiążą się z programem wyborczym formacji rządzącej – a w materiałach promocyjnych władza od razu zaznaczyła, że we wszystkich sprawach należy głosować „nie”.

Po drugie, jest problem finansowy. Referendum będzie miało miejsce tego samego dnia, co wybory parlamentarne, tymczasem budżet partii politycznych na kampanię wyborczą jest prawnie ograniczony. Jako że PiS ma rozwiniętą praktykę promowania postulatów partyjnych za pomocą pieniędzy państwowych, to można się spodziewać, że władza będzie promować swoją politykę pod płaszczykiem referendum, a w praktyce omijać prawne ograniczenia finansowania kampanii. A to będzie powodowało nierówne szanse w wyborach.

Ale nawet gdyby pominąć dwa pierwsze punkty, a referendum odbywało się w cywilizowanych warunkach, to trzeba zwrócić uwagę, że pytania zawierają manipulacje i zostały wadliwie sformułowane, co dobrze opisał Patryk Słowik w „Wirtualnej Polsce”. Niektóre brzmią zresztą bardzo dziwne. Weźmy pytanie o rozmontowanie zapory na granicy z Białorusią – brzmi jak konkret, ale dziwne byłoby uzależnianie od referendum technicznych decyzji w sferze bezpieczeństwa narodowego, wymagających często wiedzy niejawnej lub specjalistycznej.

To tylko potwierdza, że celem referendum jest wpłynięcie na emocje obywateli i wybory parlamentarne, a nie rozwiązanie dobrze określonego problemu za pomocą powszechnego głosowania. W tym kontekście szczególnie zabawnie brzmią wygłaszane ostatnio przez polityków PiS-u peany na cześć demokracji bezpośredniej – w praktyce referendum jest super, ale tylko wtedy, gdy to PiS układa pytania.

Kto sieje wątpliwości, ten zbiera głosy

W sprawie konstrukcji referendum warto dodać jeszcze trzy uwagi. Po pierwsze, chociaż pytania są sformułowane w złej wierze, to dotyczą rzeczywistych tematów, które mogą budzić pewne emocje społeczne. A zatem stwierdzenie, że referendum jest fikcyjne, nie załatwia sprawy, bo wtedy rodzi się wątpliwość, dlaczego krytyk próbuje odwrócić od tych tematów uwagę.

Z tym wiąże się sprawa druga. Można mianowicie powiedzieć, że z punktu widzenia opozycji pytania nie są kontrowersyjne. Gdyby potraktować referendum poważnie – i pominąć fakt, że pytania są sformułowane w sposób mylący – to partie opozycyjne również odpowiadałyby „nie”. Pamiętajmy jednak, że nie chodzi tutaj o to, żeby cokolwiek rozstrzygnąć. Władza zasiewa w ten sposób wątpliwość – sugeruje ludziom, że istnieje w naszej polityce fundamentalny podział, a opozycja w rzeczywistości chciałaby głosować „tak”, nawet jeśli nie powie tego głośno.

Z tym zaś wiąże się sprawa trzecia: skoro istnieje rzekome zagrożenie, to PiS ustawia się w pozycji obrońców Polaków, twardo mówiąc „nie” – a tym samym zatrzymuje napastników i zapewnia bezpieczeństwo. Stąd też ogłoszone przez Jarosława Kaczyńskiego w piątek hasło wyborcze PiS-u brzmi: „Bezpieczna Przyszłość Polaków”.

Jaka reakcja opozycji?

Istnieją trzy główne odpowiedzi na referendum, na które może się zdecydować opozycja: protest, neutralizacja, przemilczenie. W pierwszym scenariuszu opozycja ogłasza, że referendum to oszustwo i atakuje PiS za naruszanie dobrych standardów. W drugim scenariuszu, podobnie jak w sprawie 800 plus, może ogłosić, że przyjmuje w tej sprawie identyczne stanowisko jak władza – a zatem referendum jest zbędne, ponieważ opozycja odpowiada na wszystkie pytania „nie”. W opcji trzeciej można ignorować referendum i skupiać się bezpośrednio na wyborach parlamentarnych i rozliczaniu PiS-u z osiem lat rządzenia.

Z tego wszystkiego najbardziej bezpośrednie pytanie dotyczy tego, czy opozycja powinna aktywnie zniechęcać do udziału w referendum. Z jednej strony, uzasadnione jest twierdzenie, że referendum to wyborcza farsa, w której nie ma sensu brać udziału. A jeśli nie będzie jasnego komunikatu, żeby nie brać w nim udziału, to frekwencja może przekroczyć 50 procent.

Jednak z drugiej strony, istnieją dość liczne i poważne powody, żeby nie zajmować się tym tematem. Jeśli będzie głośny komunikat zniechęcający, to siłą rzeczy rośnie energia wokół referendum, co jest korzystne dla PiS-u. Władza wymyśliła referendum, aby kontrolować przebieg kampanii – a zatem zajmowanie się tym tematem byłoby wejściem w grę Kaczyńskiego. Już teraz politycy władzy twierdzą, że opozycja przyjmuje w sprawie referendum postawę antydemokratyczną i nie chce słuchać głosu ludzi.

Co więcej, już samo wyjaśnienie w sprawie tego, jak należy postępować, aby zagłosować w wyborach, a nie w referendum, może się wydać zawiłą kwestią techniczną i wpływać negatywnie na mobilizację wyborczą. Do tego odmowa głosowania w referendum w lokalu wyborczym będzie postrzegana jako publiczna deklaracja głosu przeciwko PiS-owi, co również może zniechęcać niektórych obywateli, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Z kolei część zaangażowanych wyborców opozycji z pewnością zorientuje się w sprawach technicznych samodzielnie lub z pomocą organizacji pozarządowych, co może wystarczyć do znaczącego obniżenia frekwencji w referendum.

Wydaje się, że Donald Tusk wybrał mieszankę strategii neutralizacji i przemilczenia. W dniu ogłaszania list wyborczych Koalicji Obywatelskiej jednym zdaniem stwierdził, w stylu iście kapłańskim: „uroczyście unieważniam to referendum”. Stanowisko Tuska brzmi następująco: nie ma problemu referendum, jest problem PiS-u.