Piętnasty szczyt państw tworzących grupę BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Republika Południowej Afryki), który odbył się w Johannesburgu, nie przyniósł przełomu w relacjach indyjsko-chińskich. Nie doszło do oczekiwanego przez komentatorów bilateralnego spotkania indyjskiego premiera Narendry Modiego z prezydentem Chin Xi Jinpingiem. Według komentarzy mediów indyjskich poprzedzających szczyt, miało ono zapoczątkować proces odmrażania stosunków na linii New Delhi–Pekin.
Zamiast tego doszło jedynie do kurtuazyjnej wymiany zdań między dwoma przywódcami, choć mówiono o potrzebie dialogu na rzecz zmniejszenia napięcia na himalajskiej linii demarkacyjnej.
Relacje indyjsko-chińskie są napięte od 2020 roku. Sytuacja ta jest wynikiem starć między siłami zbrojnymi obu krajów, do których dochodziło w Ladaku na tle sporu o przebieg himalajskiej granicy. Nasilenie konfliktu granicznego pomiędzy dwiema azjatyckimi potęgami dysponującymi arsenałem jądrowym bywa różne. Niemniej, duże siły wojskowe nadal są zgromadzone w strefie przygranicznej. Chociaż zdarzają się okresy dialogu, to wciąż dochodzi do potyczek i wzajemnych oskarżeń o naruszanie granicznego status quo. Szczyt w Johannesburgu tego nie zmienił.
Walka o wpływy wśród sąsiadów
W gruncie rzeczy było to do przewidzenia. Interesy Indii i Chin, a także pozostałych krajów założycielskich grupy BRICS, są bardzo rozbieżne. Geopolityczni stratedzy zarówno w Pekinie, jak i w New Delhi są bowiem przekonani, iż w Azji jest miejsce tylko dla jednego mocarstwa regionalnego.
Nie zmieniają tego deklaracje polityków. Kryją się za nimi realne interesy geopolityczne, a one boleśnie przypominają wszystkim graczom, że rosnące wpływy gospodarcze i polityczne w Azji i poza nią, stwarzają przestrzeń do ostrej rywalizacji między Chinami i Indiami.
Rywalizacja ta rozciąga się na wiele sfer. Na płaszczyźnie polityki międzynarodowej obie stolice różnią chociażby ich relacje z sąsiadami – przede wszystkim z Pakistanem. Dla Indii Pakistan to symbol zagrożenia, siedlisko terroryzmu, siła destabilizująca regiony pogranicza indyjsko-pakistańskiego ze szczególnym uwzględnieniem Kaszmiru. Z kolei dla Chin Pakistan jest wiernym partnerem, z którym łączą je zarówno interesy polityczne, jak i gospodarcze.
W przypadku innych państw Azji Południowej i Południowo-Wschodniej trwa nieustanna indyjsko-chińska rywalizacja o wpływy, a nawet o dominację nad nimi. Przykładem są choćby Nepal, Bangladesz, Mjanma/Birma, czy wreszcie Sri Lanka. Wszędzie tam ścierają się interesy gospodarcze, ale i strategiczne New Delhi i Pekinu.
Rywalizacja na wielu polach
Do tego dochodzi kwestia relacji obu stolic z partnerami nieco bardziej odległymi. Pekin widzi na horyzoncie coraz wyraźniejszy (być może nawet militarny) konflikt z USA. New Delhi stara się natomiast utrzymać ze Stanami Zjednoczonymi partnerską relację. Indie liczą na amerykańskie wsparcie w przyśpieszonej modernizacji kraju. Oczekuje się na przykład, że z biegiem lat amerykańskie uzbrojenie wyprze rosyjskie, które obecnie dominuje w indyjskich siłach zbrojnych. W tej kwestii Indie liczą również na współpracę z partnerami europejskimi, czego o Chinach powiedzieć nie można.
Rozbieżność w geostrategicznych interesach obu krajów jest również sygnalizowana w kontekście ekspansji wpływów gospodarczych i politycznych w krajach afrykańskich i szerzej na globalnym Południu. Wiele wiadomo już na temat chińskiej gospodarczo-politycznej infiltracji państw afrykańskich przez Chińczyków. Jest ona sprzeczna z interesami Indii, które od lat widzą w kontynencie afrykańskim szansę na robienie dobrych interesów.
Sprzeczność interesów indyjsko-chińskich widoczna jest również we wzajemnych kontaktach handlowych. Indyjskie władze od dawna niepokoi nadwyżka chińskiego eksportu do Indii oraz skala eksportu rodzimych produktów na rynek Państwa Środka, która nie odpowiada indyjskim aspiracjom. Nierówność ta nie wynika ze słabości indyjskiej gospodarki, ale z ograniczeń w dostępie do rynku chińskiego.
Nie bez powodu Indie nie tak dawno wprowadziły państwowe licencje na import niektórych produktów przemysłu elektronicznego z Chin, odmówiły zgody na budowę montowni chińskich samochodów, czy wreszcie ograniczyły korzystanie z chińskiego oprogramowania komputerowego i telefonicznego w Indiach. Jest to odpowiedź na utrudnienia stwarzane przez władze w Pekinie w dostępie do chińskiego rynku, a także obawy, że produkty chińskiego przemysłu elektronicznego i chińskie oprogramowanie mogą być wykorzystywane do działań szpiegowskich. Indie w działalności gospodarczej i politycznej Chin dostrzegają bowiem aspiracje ekspansjonistyczne.
Trudno o porozumienie
Katalog rozbieżności między Indiami a Chinami jest zatem obszerny. Kolejne różnice dzielą pozostałych członków BRICS. Wynikają one chociażby z różnorodności systemów politycznych, gospodarczych oraz społecznych w ramach grupy. Nic więc dziwnego, że jak dotąd większość projektów ogłoszonych przez kraje BRICS znajduje się na bardzo wstępnym etapie lub też odłożonych zostało do tak zwanej zamrażarki.
Jednym z przykładów takiego projektu jest New Development Bank, inicjatywa finansowa krajów BRICS, która powstaje od 2015 roku. Bank miał być instytucją, za pośrednictwem której kraje BRICS doprowadziłyby do dedolaryzacji handlu międzynarodowego. Jednak sprzeczne interesy członków BRICS sprawiły, że obecnie nie finansuje on żadnych projektów w Rosji, mimo że kraj ten jest jego współzałożycielem. Powodem są zachodnie sankcje nałożone na Moskwę po agresji na Ukrainę.
Kwestia odchodzenia przez kraje członkowskie od rozliczeń w dolarach po raz kolejny nie doczekała się rozwiązań na szczycie w Johannesburgu. To nie powinno jednak dziwić. Dominacja dolara na świecie jest mocno ugruntowana. W latach 1999–2019 handel w Azji w 74 procentach był rozliczany w tej właśnie walucie. W Europie odsetek ten wyniósł 79 procent, a w obu Amerykach 96 procent.
Należy jednak zauważyć, że pomimo tych wszystkich rozbieżności i braku widocznych rezultatów działań, BRICS nie traci zainteresowania krajów Południa. Ponad dwadzieścia państw wykazało chęć przystąpienia do organizacji. Po kilku godzinach dyskusji uczestnicy szczytu uzgodnili, że do BRICS od stycznia 2024 roku dołączy sześć z nich. Są to Argentyna, Egipt, Etiopia, Iran, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Również w kwestii przyjęcia nowych członków nie obyło się bez kontrowersji. Indie domagały się na przykład wprowadzenia kryterium członkostwa opartego na określonym poziomie PKB w przyjmowanym kraju oraz akceptacji członkostwa jedynie tych krajów, których nie obejmują międzynarodowe sankcje. Ten drugi warunek wykluczyłby Iran i postawił w dwuznacznej sytuacji Rosję.
Łączy ich niechęć do Zachodu
Co zatem łączy obecnych i przyszłych członków BRICS ponad wszystkimi tymi różnicami? Spoiwem jest dla nich antyokcydentalizm – niechęć do dwubiegunowego lub nawet jednobiegunowego świata, którego centrum znajduje się na Zachodzie. Rolę odgrywa także odżywająca w wielu społeczeństwach trauma postkolonialna sprzeciw wobec gospodarczego neokolonializmu. Z tej perspektywy dotychczasowy porządek światowy służy gospodarczemu, a i politycznemu podporządkowaniu świata, przede wszystkim Południa, interesom cywilizacji zachodniej – przede wszystkim amerykańskiej.
Nie wdając się w dyskusję, czy perspektywa ta jest słuszna, warto pamiętać, iż to w sferze cywilizacji zachodniej zachodziły dotychczasowe rewolucje technologiczne – choćby przemysłowa czy cyfrowa. Dały one cywilizacji zachodniej silny bodziec rozwojowy, z którego skorzystało także Południe. Czy przyniosły one wystarczające korzyści tamtejszym społeczeństwom? Pewnie nie. Dlatego też rozczarowanie dotychczasowym porządkiem świata, skłania kraje Południa do poszukiwania własnej drogi w tworzeniu i rozwijaniu ugrupowania takiego jak BRICS.
Pozostaje jednak pytanie o to, czy hasła głoszone przez liderów BRICS o wielobiegunowym, inkluzywnym i bardziej sprawiedliwym świecie, który dostrzega i docenia 40 procent światowej populacji, produkującej 24 procent światowego PKB, uda się wprowadzić w życie? Istnieje ryzyko, że pozostaną one jedynie hasłami, a dominację cywilizacji zachodniej zastąpi dominacja mocarstw, takich jak Chiny lub Indie. Wtedy kraje, które szukały w BRICS-ie swej drogi, staną się wasalami nowych potęg.
*Źródło ikony wpisu: www.wallpaperflare.com