1. Tęczowa koalicja jako zaleta, a nie wada
Nowa koalicja rządowa powinna najpierw pokazać współpracę, siłę i sprawczość – i dopiero na tym tle negocjować różnice. W ten sposób potwierdzi poczucie wyborców, że zmiana władzy była dobrym pomysłem, a nowy rząd gwarantuje stabilność i bezpieczeństwo. Jeśli koalicja zacznie od wrażenia chaosu, potem będzie trudniej o zaufanie. Dlatego właśnie na pierwszym etapie lepiej ogłosić rozmowy koalicyjne, a następnie porozumiewać się w sprawie programu rządzenia we własnym gronie i wyjść do ludzi z gotową i mocną propozycją, być może również protokołem rozbieżności, zamiast kłócić się przed kamerami. Ostateczna umowa koalicyjna powinna być jawna, aby pokazać wysoki standard rządzenia.
Takie podejście jest praktyczne również z tego powodu, że partie tworzące nowy rząd mają szeroką wspólną podstawę działania, a więc wysuwanie na pierwszy plan różnic politycznych między nimi byłoby na wyrost. W sprawach programowych 80 procent to wspólne tematy albo kwestie w zasięgu porozumienia. Wszystkie partie koalicji popierają rozliczenie afer, rządy prawa, dobre relacje z Unią Europejską czy więcej spokoju w debacie publicznej. W szczegółowych sprawach różnice dotyczą często nie celów, tylko metod. W dodatku różnice mogą wyjść koalicji na korzyść – ponieważ apelując do różnych grup wyborców, partnerzy mogą uzupełniać się jak kolory w tęczy, odpowiednio wyważając program rządu, aby mógł liczyć na szerokie poparcie Polaków. W tym sensie określenie „tęczowa koalicja”, którego używano dla podkreślenia różnic między partiami koalicji, może mieć znaczenie pozytywne, zgodnie z którym do pełnego demokratycznego obrazka potrzebne są różne barwy polityczne. W dobrym zespole nie jest przecież tak, że każdy potrafi to samo, tylko każdy dodaje coś wartościowego od siebie, aby stworzyć lepszą i większą całość.
Dobra współpraca nowej koalicji ma duże znaczenie. W 2023 roku mamy w Polsce ustrój hybrydowy – pomiędzy demokracją a autokracją – w którym partia rządząca nadużywała władzy w bezprecedensowy sposób, ale nie przekroczyliśmy jeszcze wystarczająco wielu punktów krytycznych, żeby zmiana rządu nie była możliwa. Polacy zbiorowo zatrzymali proces autokratyzacji. Opozycja odniosła w tych wyborach historyczne zwycięstwo. To jednak oznacza, że nasze problemy są w dalszym ciągu aktualne – zagrożenie nie minęło, moment wciąż jest szczególny, a partie nowej koalicji rządzącej muszą konsekwentnie stawać na wysokości zadania. W ustroju nie ma przycisku „cofnij”, PiS w dalszym ciągu ma dużą siłę – a do tego potrzebujemy skoku naprzód, a nie powrotu do przeszłości. Debata polityczna w Polsce będzie teraz trochę bardziej normalna, jednak wciąż warto zwracać uwagę na to, jakie będą konsekwencje polityczne danego stwierdzenia czy działania. Język, ton, emocja mają znaczenie.
2. Wrażliwość na język: koniec mówienia o „rozdawnictwie”
W 2015 roku zaszła w Polsce zmiana w rozumieniu tego, czym jest polityka. Nowej koalicji rządzącej powinno dać do myślenia, że PiS przez wiele lat wykorzystywało w propagandzie politycznej wypowiedź Jana Rostowskiego, że „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Jest to rzeczywistość, która nie zmieni się po wyborach. Od tej pory wszelkie wypowiedzi w sferze publicznej stały się posunięciami w grze politycznej. Dlatego sugerowanie, że z powodu zadłużenia kraju przez PiS nie będzie pieniędzy, byłoby szkodliwe politycznie. Rząd Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy został wybrany przez Polaków przy rekordowej frekwencji. To on będzie teraz rządem ludowym. Niech działa zgodnie z tym spostrzeżeniem.
Słowa takie jak „rozdawnictwo” powinny zostać raz na zawsze wykreślone ze słownika partii demokratycznych. Nie są one do niczego potrzebne, a tylko budzą toksyczne emocje. Próba zastąpienia tego słowa we własnej wypowiedzi jest zresztą dobrym ćwiczeniem – nagle okazuje się, że musimy powiedzieć to, co próbujemy powiedzieć, w sposób o wiele bardziej otwarty i jasny. Można na przykład rozmawiać o tym, czy dane rozwiązanie jest sprawiedliwe czy niesprawiedliwe – komu służy i jak powinniśmy określać cele polityki państwa.
Warto właściwie zrozumieć ten punkt. Nie chodzi o to, że debata polityczna stała się niemożliwa, bo każda wypowiedź jest ryzykowna. Chodzi natomiast o to, w jaki sposób dany postulat – choćby i słuszny co do intencji – wpisuje się w moment, w aktualną sytuację komunikacyjną; jak zostanie zrozumiany przez odbiorców i jakie obudzi w nich emocje. W demokratycznej komunikacji publicznej istotne są trzy rzeczy: jakie wartości wyraża dane twierdzenie; jakie interesy wzmacnia dane twierdzenie i czy są to interesy jak największej grupy obywateli, co powinno być demokratycznym standardem; czy owe wartości oraz interesy zostały przedstawione językiem, który uwzględnia godność i równość wszystkich Polaków, a zatem bez wyższości i pogardy.
3. Poza rynkiem i państwem: nowa polityka gospodarcza
Niektórzy zwracają uwagę, że w nowej koalicji rządowej będą politycy od silnie wolnorynkowych przedstawicieli Trzeciej Drogi do silnie socjaldemokratycznych posłów Razem, co może zwiastować trudne porozumienie. Mam wrażenie, że takie obawy są przesadzone. Warto zwrócić uwagę, że o ile w szczegółowych sprawach rzeczywiście istnieją różnice, to w kampanii wyborczej wszystkie formacje wymieniały również szereg kwestii wspólnych, takich jak wzmocnienie usług publicznych. Nowa koalicja będzie musiała po prostu znaleźć odpowiednią równowagę między wyobraźnią wolnorynkową, socjaldemokratyczną i wartościami klasy średniej.
To jest spokojnie do zrobienia. Współcześnie nie ma już miejsca na tradycyjną opozycję między wolnym rynkiem a etatyzmem; podział ten jest częścią nieaktualnego paradygmatu myślenia o gospodarce i polityce. W warunkach kryzysu klimatycznego, wojny za granicą i niestabilności międzynarodowej, pandemii, inflacji i innych podobnych zjawisk, które z całą pewnością będą się w przyszłości pojawiać, zadaniem rządu jest osiągnięcie strategicznych celów politycznych – takich jak zyskanie gwarancji bezpieczeństwa albo sprawiedliwa transformacja energetyczna. Aktywne państwo jest w tych warunkach opcją domyślną. Państwo i gospodarka nie są tym samym, ale nie są również w pełni odrębnymi organizmami – istnieją siły gospodarcze, których polityka nie kontroluje, natomiast w działaniu gospodarczym istnieje również oczywisty aspekt polityczny. Odpowiednie złożenie polityk publicznych w atrakcyjny i skuteczny program rządzenia jest kwestią strategii politycznej – a metody osiągania owych celów to kwestia pragmatyzmu, który może łączyć rozwiązania bliskie poszczególnym partnerom koalicji.
W tym kontekście od problemu koncepcyjnego większe znaczenie ma problem praktyczny. Łatwo bowiem dostrzec, że jeśli wziąć łącznie obiektywne potrzeby wydatkowe państwa, a także zapowiedzi wyborcze nowej koalicji, wyjdzie z tego duża suma. Mowa przecież nie tylko o zwiększeniu wydatków na edukację czy budowę mieszkań, ale też obiektywnych koniecznościach, które istniałyby niezależnie od kampanii wyborczej, takich jak transformacja energetyczna Polski. Jednocześnie nowa koalicja zapowiadała w kampanii wyborczej obniżkę podatków dochodowych. Jako że PiS promowało własną politykę w kategoriach obniżania podatków, nadając kierunek kampanii wyborczej, z powodów politycznych możliwość zwiększenia progresji podatkowej albo zmian w podatkach majątkowych nie były w ogóle tematem debaty co najmniej od czasu tak zwanego Polskiego Ładu, gdy zwiększenie progresji zablokował Jarosław Gowin. W tym kontekście podwyższona inflacja i gołębia polityka pieniężna RPP wcale nie były wbrew tymczasowym interesom finansowym rządu.
Ogółem rzecz biorąc, nie jest to zatem najłatwiejsze równanie do rozwiązania, ale mieszanka wrażliwości rynkowej i państwowej obecna w nowej koalicji daje lepsze perspektywy skuteczności politycznej (apelowania do różnych grup wyborców) niż jednostronny, ideologiczny nacisk na wydatki albo oszczędności. Z pewnością nie ma natomiast sensu panikować z powodu stanu budżetu, ponieważ wedle wszelkich dostępnych wskaźników nie wydarzy się żadna katastrofa. Jak powiedział Andrzej Domański, szef think tanku Platformy Obywatelskiej, na zapowiedzi wyborcze „pieniądze są i będą”.
W tym kontekście pojawiają się również pytania, w jaki sposób nowy rząd powinien podejść do polityki PiS-u w obszarach wojska i wielkich projektów. W tej sprawie odpowiedź jest prosta: osiąganie ważnych celów strategicznych czasem oznacza realizowanie wielkich projektów; nie ma w tym stwierdzeniu nic PiS-owskiego. Nowy rząd powinien co do zasady kontynuować inwestycje rządu PiS-u, z wyjątkiem przypadków oczywiście bezzasadnych – i ewentualnie dokonać optymalizacji wybranych projektów, aby wykazać swoją gospodarność, a także takiej ich modyfikacji, aby można było dowodzić, że są jeszcze bardziej w polskim interesie (na przykład zwiększenie proporcji zamówień zbrojeniowych w polskich fabrykach). W ten sposób nowa władza wykaże, że PiS kłamało, gdy straszyło, że nowy rząd nie będzie działać w polskim interesie – a jeszcze wzmocni takie twierdzenie przez pokazanie, że PiS nie jest do tego celu potrzebne, bo można działać lepiej.
Usunięcie nepotyzmu, podniesienie standardów w instytucjach publicznych i spółkach państwowych, jest na tyle oczywiste – i na tyle zgodnie popierane przez wszystkie partie koalicji – że nie poświęcam temu nawet odrębnego komentarza. Nie chodzi przy tym o to, żeby przyszłe ruchy kadrowe wyprodukowały klasę technokratycznych menedżerów pozbawionych zmysłu politycznego – wręcz przeciwnie, chodzi o to, żeby cały szeroko rozumiany aparat państwowy zyskiwał dojrzałą, liberalno-demokratyczną świadomość polityczną; ostatecznie rzecz biorąc, wszelkie działanie państwa dokonuje się ze względu na ochronę wartości konstytucyjnych i cele polityki publicznej.
4. Stabilność systemu politycznego: co po pierwszej kadencji?
Na takie pytanie jest może wcześnie, ale moim zdaniem warto myśleć o tym już teraz. Ogólne pytanie brzmi następująco: czy istnieje taka polityka, która zwiększałaby gwarancje dla demokracji konstytucyjnej w Polsce, aby mniejsze było prawdopodobieństwo przyszłych kryzysów konstytucyjnych? Oczywiście, odpowiednia współpraca polityczna między partiami nowej koalicji, wrażliwa emocjonalnie komunikacja publiczna oraz nowa polityka gospodarcza, o których pisałem w poprzednich punktach, mają w tym kontekście istotne znaczenie.
Ale do tego trzeba dorzucić jeszcze jedno zagadnienie praktyczne, to znaczy okoliczność, że PiS w dalszym ciągu istnieje i będzie chciało wrócić do władzy. Podział na dwa bloki polityczne – trzech formacji demokratycznych oraz antysystemowego PiS-u – nie jest w długofalowym interesie polskiego systemu politycznego. W kontekście wyborów w 2027 roku pojawia się zatem pytanie, czy będą one powtórką z egzystencjalnej bitwy o kierunek demokracji, w której przeciwko sobie staje koalicja partii demokratycznych oraz PiS? A jeśli dojdzie wtedy do zmiany władzy, czy znów czeka nas ustrojowy rollercoaster?
Trzeba powiedzieć, że w tej sprawie niemało zależy od losów samego PiS-u – nowy rząd będzie miał jedynie ograniczone pole sprawczości. Jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego rozpadłaby się na kilka części – na przykład w wyniku jego odejścia na polityczną emeryturę – to sytuacja mogłaby się poprawić, ponieważ przypuszczalnie nie wszystkie z tych partii będą radykalne politycznie; niektóre chciałyby apelować do wyborców bardziej umiarkowanych. Ale racjonalnym ruchem po prawej stronie będzie raczej utrzymanie konsolidacji obozu – ten scenariusz trzeba więc brać pod uwagę jako podstawowy.
Myślę więc, że w kontekście polityki nowego rządu warto zwrócić uwagę na dwa punkty. Po pierwsze: potrzebne jest osłabienie identyfikacji między wyborcami PiS-u a partią PiS. Nowy rząd powinien prowadzić politykę będącą w interesie ogromnej większości wyborców PiS-u, aby stało się jasne, że emocje wobec wyborców i emocje międzypartyjne to dwie różne rzeczy. Powinien przy tym odnosić się z szacunkiem zarówno do wyborców, jak i polityków prawicy – punktowo rozliczając nadużycia w interesie sprawiedliwości i uczciwości życia publicznego. Mówiąc krótko, chodzi o narodowe pojednanie, o którym mówili przywódcy partii nowej koalicji. Jeśli zostaną uczynione kroki w tym kierunku, utrudni to powrót awanturniczej polityki – która może stać się atrakcyjna jedynie wtedy, gdy polityka systemowa jest nadmiernie rozczarowująca albo nie daje poczucia reprezentacji zbyt dużym grupom społecznym.
W związku z tym, po drugie: demokratyczne innowacje. Długofalowo potrzebne jest wypracowanie lepszych bezpieczników przed porwaniem ustroju przez każdorazową partię rządzącą. Oznacza to jednak nie tylko wypracowanie odpowiednich rozwiązań prawnych – ponieważ żadne prawo nie zatrzyma wrogiej woli politycznej. Chodzi również o wzmocnienie kultury demokratycznej. To oznacza wzmocnienie w społeczeństwie wartości demokratycznych, ale też silniejsze związanie demokracji konstytucyjnej z poczuciem powszechnego interesu.
Co do wartości, w kontekście „obrony demokracji” mówi się zwykle, że ludzie powinni uważać demokrację za ważną rzecz i bronić jej z powodów pryncypialnych. Jednym z czynników, które mogą wspierać takie przekonanie, jest proces demokratyzacji norm w różnych sferach życia publicznego. Na przykład, nowa władza mogłaby rozważyć wykorzystanie narzędzi w rodzaju panelu deliberatywnego – czyli niedużej, reprezentatywnej grupy obywateli, która ma do dyspozycji doradczy głos ekspertów w danej dziedzinie; i ma za zadanie zaproponowanie rozwiązania określonego problemu społecznego. W razie ostrożnego podejścia do tematu można by z początku potraktować taką instytucję w kategoriach atrakcyjnego eksperymentu, który posłużyłby do zajęcia się istotnymi sprawami praktycznymi, ale niekoniecznie najbardziej fundamentalnymi problemami dzielącymi społeczeństwo; jeśli instytucja zostałaby dobrze przyjęta, to można by rozwijać jej wykorzystanie. Tego rodzaju pomysły mogłyby wzmocnić praktykę demokratyczną jako społeczny standard, którego partiom politycznym nie wolno odrzucać bez srogiej kary wymierzanej przez obywateli w wyborach. Jednocześnie dają one możliwość poszukiwania demokratycznego porozumienia w sposób przekraczający bieżącą formę konfliktu między partiami. Patrząc taktycznie, tego rodzaju metoda może posłużyć do przyjęcia rozwiązania, które ma szansę na większość w społeczeństwie, ale którego wprowadzenie przez koalicję rządową spotkałoby się z agresywną opozycją w parlamencie. Jeżeli projekt zostanie wypracowany bezpośrednio przez lud, trudniej będzie go blokować.
Ale ważne są nie tylko wartości, lecz również interesy. Przesadny nacisk na język wartości prowadzi nieraz do rozgoryczenia albo wręcz pogardy wobec innych, gdy okazuje się, że nie wszyscy obywatele myślą w ten sam sposób, ponieważ w swojej hierarchii wartości ponad „obroną demokracji” umieszczają inne kwestie (analogicznie, przesadny nacisk na interesy prowadzi do rozpadu wspólnoty i toksycznego cynizmu). Trzeba zatem przez wzmocnienie kultury demokratycznej rozumieć również wzmocnienie związku między demokracją konstytucyjną a powszechnym interesem. Na przykład, jeśli nastąpi rzeczywista reforma sądownictwa, skutkująca gwałtownym wzrostem prawa do sądu i poprawieniem działania wymiaru sprawiedliwości, a wraz z tym będziemy mogli odczuwać dumę z naszych reform sądowych – to wtedy w razie zamachu na niezależne sądownictwo większa liczba wyborców będzie mieć poczucie, że nie jest to zamach „na onych”, lecz „na nas”; że atak na konstytucję jest atakiem na lud.
5. Pragmatyczny liberalizm jako filozofia nowego rządu
Patrząc ogółem, koncepcja pragmatycznego liberalizmu (zarysowana w książce „Nowy liberalizm”) może skutecznie połączyć partnerów przyszłej koalicji rządowej i organizować orientację ideową nowego rządu. Jej główna zaleta polega na tym, że daje ona lewicy, centrystom i konserwatystom, jak również apartyjnym samorządowcom, maksimum tego, co można mieć wspólnie, bez drastycznych kompromisów, a jednocześnie jest znacznie bardziej polityczna i strategiczna niż tradycyjne rozumienie liberalizmu, którego słabości mogło wykorzystać Prawo i Sprawiedliwość – dostrzega zatem polityczne funkcje języka, ekonomii i prawa. Jeśli natomiast komuś przeszkadza w tym kontekście słowo „liberalizm”, to może użyć innego – istnieją powody teoretyczne, żeby użyć akurat tego, ale nazewnictwo nie powinno stać na drodze dobrej polityce.
W tym kontekście zwróćmy krótko uwagę na cztery podstawowe punkty. W pierwszej kolejności: wyobraźnia demokratyczna. To obejmuje zarówno kwestie prawne, jak i przekonanie, że władza należy do ludu i jest dla ludu. Takie podejście przyjmuje więc za podstawę działania nie tylko formalnie rozumiane normy konstytucyjne, ale też rozwija kulturę demokratyczną – rodzaj powszechnej przyjaźni obywatelskiej, na gruncie której zakładamy równość i godność każdego obywatela; instytucjonalną i emocjonalną wrażliwość na potrzeby i pragnienia ludzi zgłaszane w otwartej rozmowie.
Po drugie: gospodarczy pragmatyzm. Mamy tu przywiązanie do dynamicznego rozwoju gospodarczego i wolnego rynku jako użytecznego narzędzia dystrybucji władzy; jednocześnie jest racjonalne dążenie do sprawiedliwości społecznej, aby jak największa część obywateli miała równe szanse rozwoju i bezpieczną podstawę działania, w postaci dobrej jakości instytucji publicznych (zdrowie, edukacja, transport, polityka miejska).
Po trzecie: postępująca tradycja. W sprawach społecznych i kulturowych możemy bez wielkich trudności łączyć wrażliwość różniących się nurtów ideowych. Porządek polityczny rozumiemy nie jako zestaw zasad, którymi można dowolnie żonglować, lecz jako zbiór tradycji społecznych, które istnieją dzięki konkretnym relacjom między ludźmi. Cenimy zatem trwałość instytucji i dostrzegamy znaczenie i funkcje ludzkich zbiorowości, wspólnot, warstw i klas, a nie tylko jednostek. W tym odpowiadamy na wspólnotową wrażliwość prawicy i lewicy. Jednocześnie zakładamy, że kulturowy tradycjonalizm nie może być domyślnym programem polityki państwa, lecz jednym ze stanowisk do wyboru dla obywateli. Państwo gwarantuje wolność indywidualną i wolność wyznania.
Wreszcie: polityczność. Mamy dzisiaj narzędzia do rozumienia polityczności, które spektakularnie wykraczają poza sytuację sprzed 2015 roku. Należy z nich korzystać. Wiemy dzisiaj ponad wszelką wątpliwość, że demokracja liberalna nie jest systemem norm prawnych, który będzie trwać, jeśli tylko pozwoli się mu działać, lecz wrażliwym kwiatem wyrastającym z niedoskonałych tradycji społecznych, który może łatwo umrzeć, gdy nie jest pielęgnowany. Wiemy również, że decyzje prawne (sądy w sprawie reprywatyzacji) czy gospodarcze (500 plus) mają głębokie źródła i konsekwencje polityczne oraz emocjonalne. Możemy zatem odrzucić apolityczne rozumienie liberalizmu jako rządów ekspertów w ramach konstytucji – na rzecz liberalizmu politycznego, który oznacza próbę dobrego życia różniących się ludzi w ramach pokojowej wspólnoty politycznej. Liberałowie nie mogą liczyć na to, że w racjonalnym społeczeństwie polityka nie będzie potrzebna, lecz przyjąć, że nie ma trwałej demokracji liberalnej poza polityką. Polityka jest procesem budowania wspólnego świata – a nikt nie jest samotną wyspą. Wolność to zdolność współkształtowania relacji społecznych.
Czy wszystko to jest w ogóle możliwe?
Oczywiście, jest mi to wszystko łatwo powiedzieć, ponieważ mam poglądy liberalne, a jednocześnie zgadzam się z Heglem, że nowoczesne pojęcie państwa jest szczytowym osiągnięciem ewolucji świadomości społecznej. Nie jest to zestaw poglądów, który otwarcie przyjmuje wiele osób, ponieważ ludzie o poglądach liberalnych często wykazują wrogość wobec państwa, natomiast ludzie ceniący państwo często atakują liberalizm. Jest to jednak perspektywa, która stanowi dobrą syntezę wartości wszystkich partnerów nowej koalicji rządowej – rodzaj zbiorowego rozumu partii demokratycznych, którego żaden aktor nie musi w całości wyrażać samodzielnie; zbiór momentów myślenia politycznego, z którego wyłania się wspólna demokratyczna opowieść.
Czy wszystko powyższe jest w ogóle możliwe? Myślę, że nie tylko jest możliwe, ale w większości już istnieje, w mniej lub bardziej rozwiniętej formie. W tej sprawie jestem dość spokojny o przywódców partii demokratycznych, którzy mają w tych tematach aktualne spojrzenie – w ostatnich latach poświęcili wiele czasu na analizy polityczne i badania społeczne. Warto zwrócić uwagę, że wypowiedzi uważane ostatnio w debacie publicznej za kontrowersyjne albo nie na czasie padają prawie zawsze nie ze strony przywódców formacji demokratycznych, lecz raczej barwnych polityków dalszych szeregów albo po prostu publicystów czy komentatorów polityki. Poważnych problemów i momentów ryzyka będzie wiele – ale to może być dobry rząd.