W mediach społecznościowych jedni dodają do swoich zdjęć nakładkę z flagą Izraela, a inni z flagą Palestyny. Tym graficznym deklaracjom towarzyszą często gorące spory o to, kto jest w tej wojnie ofiarą, a kto katem.

Demonstracje w obronie bombardowanych przez izraelską armię cywilów z Palestyny, takie jak te, które przeszły w ostatni weekend ulicami Warszawy, to zjawisko widoczne także w innych krajach Europy. W Warszawie demonstrowano pokojowo, w Berlinie obrzucono synagogę koktajlami Mołotowa.

Sprzeciw wobec polityki Izraela przybiera różne formy. Jedni nawołują do wstrzymania przemocy wobec niewinnych cywili, argumentując, że śmierć dziecka z Gazy nie wskrzesi dziecka izraelskiego. Inni krytykują politykę Izraela wobec Palestyńczyków jeszcze z czasu przed ostatnim atakiem Hamasu, dowodząc, że mieszkańcy Strefy Gazy od dawna są ofiarami.

Jednocześnie w świecie polityki dominują wyrazy solidarności wobec zaatakowanego Izraela. Państwa europejskie zaraz po masakrze Hamasu na izraelskich cywilach potępiły terrorystów. W ślad za władzami tych państw robią to obywatele podczas demonstracji w intencji ofiar – demonstracjom propalestyńskim towarzyszą często kontrdemonstracje. 

Pojawiają się też głosy intelektualistów, że sytuacja nie jest biało-czarna i nie można być jednoznacznie „po stronie” Palestyńczyków albo Izraela. Żeby przyjąć taką postawę, trzeba by odłożyć na bok wszystko, co ją utrudnia, a więc niemal sto lat skomplikowanej historii obu państw.

Aktualny stan wydarzeń jest taki, że Izrael organizuje naloty na Gazę i zapowiada ofensywę lądową, a w szczególności wytropienie i zabicie członków Nukby, czyli jednostki Hamasu, która zorganizowała rzeź 7 października. Z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu pozostaje w stałym kontakcie prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden, powstrzymując, jak informują media, eskalację wojny na Liban. Z kolei w niewoli Hamasu pozostaje wciąż 200 obywateli Izraela porwanych 7 października, w tym dzieci.

W tej chwili sytuacja wydaje się bez rozwiązania. Izraelska młodzież, która ginęła podczas koncertu niedaleko granicy ze Strefą Gazy, jest ofiarą napaści Hamasu, a palestyńskie dzieci są ofiarami bombardowań Izraela. Państwo izraelskie ma prawo odpowiedzieć na barbarzyńską przemoc, aby osłabić terrorystów, ale palestyńskie nastolatki mają takie samo prawo do życia, jak te, które zginęły podczas koncertu w Izraelu. Jednocześnie konflikt jest tak gwałtowny, zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i w Europie, że Żydzi porównują działania Hamasu i tych, którzy stają w obronie Palestyńczyków, do Holokaustu, a Hamas zapowiada akcje odwetowe na żydowskie instytucje czy organizacje w Europie. 

W nowym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o wojnie Izraela z Hamasem i gorącej debacie publicznej wokół relacji żydowsko-palestyńskich.

Yascha Mounk, amerykański politolog i publicysta, w tekście dla „Kultury Liberalnej” stawia pytanie o postawę zachodniej lewicy w reakcji na wojnę Izraela z Hamasem: „W ostatnim miesiącu doszło do najgorszego pogromu Żydów od czasów Holokaustu. Jak to możliwe, że tak znacząca część lewicy stanęła po stronie ludobójczych terrorystów z Hamasu?”. „Wiele osób wszystkich wyznań i przekonań dostrzegło potworność tych zbrodni. […] Miliony ludzi pogrążyły się w żałobie. Jednak […] znalazła się również duża grupa osób i organizacji, które tym razem wyjątkowo milczały – lub posunęły się nawet do świętowania masakry. […] Wiele klubów Demokratycznych Socjalistów Ameryki, wpływowej organizacji, do której należą znani członkowie Kongresu, zachęcało swoich zwolenników do udziału w wiecach, które gloryfikowały terror Hamasu jako sprawiedliwą formę oporu”.

Konstanty Gebert, publicysta „Kultury Liberalnej” i dziennikarz specjalizujący się między innymi w sprawach Izraela, pisze: „Konflikty rzadko bywają czarno-białe: nawet fakt, że III Rzesza stanowiła zło absolutne, nie umniejsza zbrodni ZSRR – choć bez jego udziału zwycięstwo nad Hitlerem mogłoby nie być możliwe. Warto rozpatrywać poszczególne elementy konfliktów oddzielnie i dopiero następnie sprawdzać, czy z ich analizy wynika, że chcemy się po którejś ze stron opowiedzieć. Ale jeśli nie możemy, to czy chcemy wyrazić nasze poparcie lub potępienie dla rozmaitych ich działań. Mając to stale na uwadze, spróbujmy przyjrzeć się konfliktowi w Gazie, który obecnie, w percepcji świata, przesłonił wszystkie inne”. Zwraca uwagę, że wojna, którą żyje teraz Europa i Stany Zjednoczone, nie należy do najkrwawszych. W ostatnich tygodniach zginęło w niej wprawdzie około 6 tysięcy osób, to jednak „w trwającej dwa lata wojnie w Tigraju, która w ogóle nie zaistniała w publicznej świadomości, zginęło ponad 600 tysięcy ludzi, w dwunastoletniej syryjskiej wojnie domowej liczba ofiar może sięgać 750 tysięcy, w jemeńskiej, też publicznie niemal nieobecnej – zapewne około pół miliona. Najwyraźniej więc to nie intensywność konfliktu w Gazie wywołuje intensywność związanych z nim emocji – co winno skłaniać do dodatkowej ostrożności przy zajmowaniu stanowisk”.

Jarosław Kociszewski, dziennikarz specjalizujący się w krajach Bliskiego Wschodu, w rozmowie z Katarzyną Skrzydłowską-Kalukin mówi: „Nie da się rozwiązać tego konfliktu i zakończyć tragedii, opowiadając się po jednej ze stron, bo to oznacza chęć realizacji tych niezbywalnych, fundamentalnych praw, ale tylko jednej ze stron, a więc kosztem praw drugiej strony”. Mówi też, że „od początku tej wojny zginęło już kilka tysięcy ludzi i zapewne zginie kilkanaście tysięcy, bo szykuje się wojna na taką skalę. Nie dość, że nikt nie zamierza cofnąć się ani o krok, to jeszcze nikt nie zostawił sobie miejsca na taki ruch”.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja „Kultury Liberalnej”