Wizyta ukraińskiego prezydenta w Izraelu, do której ma dojść w najbliższych dniach, stanowić będzie zasadniczy przełom w międzynarodowym układzie sił. Do tej pory Izrael, mimo że najbliższy sojusznik Stanów Zjednoczonych, zajmował wobec wojny w Ukrainie postawę wstrzemięźliwą. Choć potępił rosyjską agresję, to nie dołączył do amerykańskich sankcji przeciwko Moskwie i odmówił wysyłania Ukrainie broni.
Wywoływało to publiczne wyrazy oburzenia Ukraińców i Amerykanów – „Chyba nie chcecie być ostatnią demokracją, w której rosyjscy oligarchowie mogą robić dla Putina interesy? Pytała sekretarz skarbu Janet Yellen. Wołodymyr Zełeński, sam z pochodzenia Żyd, powoływał się na wynikający z Zagłady obowiązek solidarności, co w Jerozolimie słusznie uznano jednak za emocjonalne nadużycie.
Koniec wstrzemięźliwości Netanjahu wobec Ukrainy
Wstrzemięźliwość Izraela wynikała jednak nie, jak sadzili niektórzy polscy obserwatorzy, z rzekomych prorosyjskich sympatii pochodzącej z byłego ZSRR 15 proc. ludności kraju. Ci Żydzi, podobnie jak reszta Izraelczyków, w ogromnej większości popierają w tym konflikcie Ukrainę. Chodziło o względy pragmatyczne: konfrontację z Iranem i los społeczności żydowskiej w Rosji.
Dopiero zwrot w polityce Moskwy, wywołany wojną w Gazie, sprawił że Jerozolima uznała, iż w tych dwóch kwestiach i tak na zrozumienie Rosji nie może już liczyć. Stąd zgoda na wizytę Zełeńskiego w Izraelu, będącą symbolicznym potwierdzeniem zerwania ze wstrzemięźliwością.
Do spotkania – dość jednak niecodziennego, bo od wybuchu wojny żaden izraelski polityk się w Kijowie nie pojawił – już by doszło, gdyby nie to, ze przeciek do izraelskich mediów ujawnił, że jest planowana, i Zełeński na krótko się wstrzymał, niezadowolony, że osłabiło to jej spodziewany w mediach efekt.
Rosja: Izrael to „mocarstwo okupacyjne”, które nie ma prawa do samoobrony
Dla Jerozolimy konfrontacja z Iranem ma charakter egzystencjalny i Izraelczycy od lat bombardują irańskie wojskowe instalacje, jednostki i fabryki broni w Syrii, by pozbawić Teheran możliwości otwarcia tam drugiego frontu. W syryjskiej wojnie domowej Rosja i Iran są sojusznikami, wspierając morderczy reżim Baszara al-Assada, więc naloty te nie mogły się bezpiecznie odbywać bez zgody Moskwy, której lotnictwo i obrona przeciwlotnicza kontrolują syryjską przestrzeń powietrzną.
Obawa, że Moskwa zgodę wycofa – czy wręcz współpracę wojskową z Iranem zacieśni – do tej pory blokowała szanse na bardziej proukraińską politykę Jerozolimy. Co więcej, w Izraelu obawiano się, że za taki zwrot Władimir Putin może się zemścić na liczącej około 300 tysięcy społeczności żydowskiej w Rosji.
Wybuch wojny w Gazie całkowicie zmienił te rachuby. Rosja nie tylko nie uznała dokonanej przez Hamas rzezi izraelskich cywili za akt terroryzmu, lecz kategorycznie potępiła na forum Rady Bezpieczeństwa izraelską zbrojną nań odpowiedź. Ambasador Wasilij Nebenzia nie tylko porównał działania Izraela do hitlerowców, ale i stwierdził, że Izraelowi jako „mocarstwu okupacyjnemu” w ogóle nie przysługuje prawo do samoobrony.
Eskalacja i moralne pouczenia
Tymczasem prezydent Zełeński i jednoznacznie potępił Hamas, i poparł działania Izraela w Gazie. Wcześniej zaś rosyjskie MSZ przyjęło delegację czołowych działaczy Hamasu, i tego samego dnia – irańskiego ministra spraw zagranicznych. Hamas entuzjastycznie zareagował, określając Moskwę „naszym największym przyjacielem na arenie międzynarodowej” – co skądinąd musiało wywołać pewne niezadowolenie w Teheranie.
Izrael zareagował ostro na rosyjską woltę, stwierdzając, że Moskwa, ze względu na swą agresję w Ukrainie, nie ma żadnego moralnego prawa do pouczania innych. Uwaga słuszna, ale byłaby bardziej wiarygodna, gdyby padła w odpowiedzi na tę agresję, a nie ponad półtora roku później. Co ważniejsze, Izrael zaprzestał – i, co jeszcze ważniejsze, poinformował publicznie, że zaprzestał – koordynować z Rosją swe naloty w Syrii.
Odpowiedź Moskwy była niemal natychmiastowa: stacjonujący w Syrii wagnerowcy rozpoczęli proces przekazywania libańskiemu Hezbollahowi nowoczesnych systemów przeciwlotniczych Pancyr. O ile Jerozolima nie pogodzi się z nową linią Moskwy, jej samoloty będą zestrzeliwane. Do rządowych antysemickich represji w Rosji jeszcze nie doszło, bo ktoś Putina uprzedził: zajścia w Machaczkale, o których pisał na łamach „Kultury Liberalnej” Filip Rudnik, wzbudziły oburzenie Kremla nie dlatego, że miały charakter pogromu, lecz dlatego, że to nie Putin dał do niego sygnał.
Kreml dość nieprawdopodobnie oskarżył o ich sprowokowanie Ukrainę i wywiad amerykański, a tropy wiodą raczej do miejscowych i zagranicznych islamistów. Nie należy wychodzić przed szereg: Ramzan Kadyrow oznajmił, że dla takich awanturników „kulka w łeb”. Co oczywiście nie oznacza, że rosyjscy Żydzi mogą czuć się bezpiecznie.
Wojna na Bliskim Wschodzie jest w interesie Moskwy
Wojna w Gazie – choć Rosja w żadnym stopniu nie uczestniczyła w jej wywołaniu – jest dla Moskwy korzystna z trzech powodów.
Po pierwsze, odwraca uwagę od wojny w Ukrainie i sprawia, że Ukraina i Izrael odtąd będą rywalizować o to samo: niezbędne amerykańskie uzbrojenie, jak na przykład pociski artyleryjskie kaliber 155 mm.
Po drugie, wzmacnia globalną koalicję antyamerykańską, a tym samym znaczenie jej wiodących państw: Rosji, Chin i Iranu – które już teraz współpracują na przykład przy produkcji i rozpowszechnianiu związanych z konfliktem antyizraelskich i antyamerykańskich internetowych fake newsów.
Ale po trzecie – daje Rosji niezrównane narzędzie do osłabiania społeczeństw zachodnich od środka.
Jeśli Izrael – jak twierdzą jego wrogowie – dopuszcza się w Gazie ludobójstwa, to czy wolno popierać demokratyczne rządy, które się z Izraelem solidaryzują? A jeśli ich polityka wobec Gazy jest haniebna, to czy możemy ufać ich polityce wobec Ukrainy? A skoro całej tej formacji politycznej przywodzi Waszyngton, to czy nie należy raczej dbać o zbliżenie z Moskwą?
Kto gra do rosyjskiej bramki
W latach osiemdziesiątych wielki ruch pokojowy wstrząsnął społeczeństwami zachodniej Europy. Jego uczestnicy protestowali przeciwko rozmieszczaniu na kontynencie amerykańskich rakiet średniego zasięgu Pershing z głowicami atomowymi, argumentując, że ich obecność zwiększa ryzyko wojny. Mieli rację – ale całkowicie ignorowali fakt, że pershingi były jedynie odpowiedzią na już rozmieszczone analogiczne i równie niebezpieczne sowieckie SS20, których dyslokacja żadnych protestów jednak nie budziła. Nie mogła: ruch, choć spowodowany realnymi obawami, był hojnie finansowany z Moskwy.
W ostatnich dniach na żydowskich budynkach w Paryżu pojawiły się wymalowane spod szablonu gwiazdy Dawida. Sprawców złapano: było to dwoje Mołdawian, którzy zeznali, że zlecenia im udzielił i gaże wypłacił pewien Rosjanin. Nożownik, który w Lyonie dźgnął młodą Żydówkę i wymalował jej na oknie gwiazdę Dawida, działał, jak się wydaje, powodowany własną nienawiścią – ale dla Moskwy rezultat jest ten sam.
Inni wymalowujący gratis gwiazdy Dawida, swastyki czy hasła o „ludobójczym Izraelu” [1] też nie działają na zlecenie. Nie grozi im nawet, jak w Machaczkale, zarzut przedwczesnego entuzjazmu. Ale i tak grają do tej samej bramki.
Przypis:
[1] Nie będę obrażał inteligencji Czytelników wyjaśnianiem, na czym polega różnica między uprawnioną krytyką a oszczerstwem.