Jeśli słychać, że negocjacje w sprawie kształtu nowego rządu idą dobrze, wydaje się to dość naturalne – nawet tam, gdzie różnice między koalicjantami są największe, nie są one na tyle duże, żeby uniemożliwiać dobre rządzenie. W tej chwili wystarczy więc, żeby wszystkie strony zachowywały się w miarę racjonalne – a to jest w ich interesie. Zgodnie z tym, w ogłoszonej w piątek umowie Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy widać duży potencjał do zmian na lepsze. Oczywiście, wiele zależy od realizacji, natomiast w istniejącym rozdaniu jest to dobra podstawa współpracy. Warto zwrócić uwagę, że jest ona z pewnością zdecydowanie bardziej ambitna i rozwojowa, niż obserwatorzy spodziewaliby się jeszcze niedawno po partiach nowego rządu – i jest krokiem w dobrym kierunku, jeśli chodzi o standardy w polskiej polityce. Krok po kroku.
Prawo aborcyjne – jaka będzie większość?
Wskazuje się, że potencjalne konflikty między partiami koalicji istnieją przede wszystkim w dwóch obszarach: kultury i gospodarki. W kwestii pierwszej chodzi w szczególności o prawo aborcyjne. Brak postanowień dotyczących tego punktu w umowie koalicyjnej – z wyjątkiem postulatu „unieważnienia wyroku” TK w sprawie aborcji – wywołał kontrowersje w debacie publicznej, ponieważ zaostrzenie prawa aborcyjnego przez PiS miało istotne znaczenie w kontekście motywacji wyborców i wyborczyń w październikowym głosowaniu. Wiadomo, że Koalicja Obywatelska i Lewica popierają wprowadzenie legalnej aborcji do 12. tygodnia ciąży, podczas gdy Trzecia Droga jest za tym, by zorganizować w tej sprawie referendum. W sprawach gospodarczych natomiast różnice i konflikty mogą ujawnić się między posłami nastawionymi bardziej wolnorynkowo i socjaldemokratycznie.
W obu obszarach mieliśmy ostatnio do czynienia z interesującymi wypowiedziami polityków przyszłej koalicji rządzącej. Marek Sawicki z PSL-u, którego Andrzej Duda wskazał na marszałka-seniora, powiedział w podcaście „Rzeczpospolitej”, że najpierw możliwe byłoby przywrócenie tak zwanego kompromisu aborcyjnego (czyli stanu prawnego sprzed orzeczenia Trybunału Julii Przyłębskiej), a następnie zorganizowanie referendum, które miałoby zdecydować, czy należy utrzymać to rozwiązanie, czy wprowadzić legalną aborcję do 12. tygodnia.
Lewica prawdopodobnie będzie sprzeciwiać się referendum, a być może również tymczasowemu przywróceniu wcześniejszego tak zwanego kompromisu aborcyjnego. Najpierw dojdzie więc zapewne do sejmowego głosowania w sprawie liberalizacji ustawy, aby KO i Lewica mogły dotrzymać obietnicy wobec wyborców, mimo że nie będą miały w tej sprawie większości w Sejmie – ta ostatnia już zapowiedziała złożenie odpowiedniego projektu. Z punktu widzenia możliwości porozumienia w ramach koalicji sensowny scenariusz polega na tym, żeby zrobić istotny krok naprzód, a jednocześnie umożliwić wszystkim partnerom dotrzymanie wyborczych obietnic. Jest jeszcze pytanie, czy jakąkolwiek nową ustawę podpisze prezydent Andrzej Duda.
Gospodarka mieszana
W sprawach gospodarczych różnice są mniejsze, niż się zwykle przyjmuje. Wbrew opiniom, które można poczytać na twitterowej lewicy, Koalicja Obywatelska nie jest partią dogmatycznych leseferystów. Zarówno Donald Tusk, jak i Andrzej Domański (kandydat na ministra finansów), podkreślali w ostatnim czasie, że wprowadzone przez PiS programy społeczne zostaną utrzymane, a pieniądze na spełnienie obietnic wyborczych znajdą się – owe obietnice to zaś mieszanka pomysłów z różnych kierunków ideowych.
Trzecia Droga uchodzi w ramach nowej koalicji za opcję najbardziej wolnorynkową. Ten wizerunek wzmocniło przyjęcie na listy Ryszarda Petru. Jednak Polska 2050 Szymona Hołowni to konglomerat polityków o poglądach wolnorynkowych i lewicowych, wśród których proporcje układają się mniej więcej pół na pół. Na przykład, pełnomocnik wyborczy i wiceszef partyjnego think tanku Stanisław Zakroczymski był wcześniej redaktorem katolicko-lewicowego magazynu „Kontakt”. Zdaje się zresztą, że sam think tank jest bardziej na lewo niż na prawo.
Z kolei Lewica nie przedstawia obecnie radykalnych postulatów gospodarczych, a więc nie odbiega daleko od koalicjantów. Jednym z powodów jest fakt, że wyborcy głosują na nią w dużej mierze z powodów kulturowych, co zniechęca do wysuwania zanadto awangardowych pomysłów gospodarczych. Inny powód jest taki, że większość parlamentarnej lewicy ma po prostu umiarkowane poglądy, które nie różnią się znacznie od poglądów polityków KO. Jako że Lewica będzie miała do czynienia z rozsądnymi partnerami, którzy potrafią ważyć różne racje i nie są krwiożerczymi fanatykami turbokapitalizmu, to jej idee mogą wręcz zyskiwać znaczący wpływ na kierunek rozwoju polityki rządu.
Przykład integracyjnego podejścia w myśleniu o polityce gospodarczej podał ostatnio w RMF FM Włodzimierz Czarzasty. Powiedział on, że w obszarze budownictwa jest zwolennikiem podejścia: niech rozkwita sto kwiatów. To oznacza, że równolegle mogą istnieć programy dopłat do kredytów (propozycja KO), budownictwa społecznego na wynajem finansowanego przez państwo (propozycja Lewicy), jak i programy samorządowe. Wydaje się, że podatek od pustostanów, który proponowała Trzecia Droga, też spokojnie mógłby znaleźć miejsce na tej liście. Jak przekonywał Czarzasty, takie integracyjne podejście jest może nieidealne, ponieważ nie będzie przynosiło najlepszych możliwych wyników, ale umożliwia wypróbowanie różnych podejść i pogodzenie różnych wrażliwości w ramach koalicji.
Większy problem niż różnice w koalicji
W tej sprawie potrzebny jest jednak pewien ogólniejszy komentarz. W koalicji rządzącej po prostu może tak być, że nie wszystkie decyzje będą idealne – i nie jest to żaden dramat, lecz normalność. Po pierwsze, potrzebne są kompromisy. Ale nawet ważniejsze, chociaż odnoszące się do teorii polityki, są powody kolejne. Otóż, po drugie, nie istnieje porządek polityczny, w którym decyzje dotyczące gospodarki podejmuje się wyłącznie przez pryzmat abstrakcyjnie pojmowanej użyteczności gospodarczej. Zawsze służą one określonym wartościom oraz interesom – a zatem nie ma obiektywnych i abstrakcyjnych kryteriów oceny polityki gospodarczej. Istnieją miary gospodarczego sukcesu, ale również wybór miar jest kwestią normatywną.
Po trzecie, zawsze istotny jest czynnik polityczny – polityka gospodarcza jest częścią składową strategii rządzenia. Z tej perspektywy znaczenie ma choćby stabilność i przyszłość systemu politycznego. Na przykład, jeśli dana decyzja – abstrakcyjnie słuszna z punktu widzenia użyteczności gospodarczej – doprowadzi do poważnych niepokojów społecznych, które wyniosą do władzy partię antysystemową, która następnie wyrządzi głębokie szkody wspólnocie politycznej, to w rzeczywistości taka decyzja nie jest słuszna. Lepiej podjąć wówczas decyzję pozornie nieoptymalną, która będzie lepszym rozwiązaniem w szerszym planie.
Liczy się zatem porządek polityczny jako całość – czyli nie tylko pojedyncze rozwiązanie, lecz przede wszystkim to, w jaki sposób dana decyzja wpisze się w sumę wszystkich decyzji politycznych. Czasem tracimy ten szerszy obraz z pola widzenia. Wydaje się jednak, że jest to polityczna prawda, która w przeszłości nie była szeroko rozumiana, ale w następstwie rządów PiS-u i wraz z rozwojem polskiej demokracji przyjmuje się coraz lepiej. A to dobry znak dla możliwości porozumienia w ramach nowego rządu.
Dlatego w praktyce największym wyzwaniem dla niego nie będą być może różnice wewnątrz koalicji, ale ważne decyzje merytoryczne – takie jak inwestycje we wzmocnienie armii czy CPK – w przypadku których trudność oceny nie wynika z odmiennych stanowisk między partiami, lecz z konieczności wyważenia najlepszych rozwiązań w warunkach obiektywnej niepewności. A w tej sprawie może być tak, że wielość perspektyw, dobrze zarządzona, będzie akurat sprzyjać lepszym wynikom.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: facebookowy profil Donalda Tuska.