Pierwsze po wyborach posiedzenie Sejmu to symboliczne, bo widoczne przejęcie władzy. Dla jednych to dzień pełen poczucia satysfakcji, a dla innych udręka. Im bardziej postępuje polaryzacja, tym silniejsze związane z tym emocje u obywateli i polityków.

Tym razem emocje były silniejsze niż zawsze, choć nie wszyscy zgadzają się z tym, że to były najważniejsze wybory po 1989 roku. Niektórzy bagatelizują wagę zmiany władzy, a inni przypominają, że w roku 2019 i 2020, kiedy wybierano najpierw parlament, a potem prezydenta, mówiło się tak samo. Jednak pierwszy raz w historii była tak wysoka frekwencja, a więc i znaczenie wyborów wzrosło. W Sejmie, który zebrał się pierwszy raz po wyborach, też było więc widać napięcie – jedni byli uwzniośleni, a inni zdenerwowani. I dotyczy to nie tylko polityków, lecz także dziennikarzy, którzy zachwyceni robili sobie zdjęcia na sejmowych korytarzach.

Kaczyński schodzi z tronu

Dla wyborców opozycji było to więc święto, które obywatele zaangażowani dotychczas w protesty przeciw rządom PiS-u uczcili, demontując barierki przed budynkiem Sejmu. Na poziomie symboliki, obrazu – poprzednia władza utrwalała przeświadczenie jej przeciwników, że zmierza w stronę autokracji. Oprócz barierek były to wprowadzone w asyście protestów utrudnienia w poruszaniu się po Sejmie dla dziennikarzy. To także styl przemieszczania się po Sejmie najważniejszych posłów PiS-u – w szyku, z liderem na czele. To kordony policji przed domem prezesa partii rządzącej. A teraz pierwszy krok już został zrobiony – bramki pierwszego dnia posiedzenia nowego Sejmu zostały oddolnie zdemontowane przy obojętności służb porządkowych.

Natomiast prezes PiS-u Jarosław Kaczyński stracił pozycję szefa parlamentu. Kiedy się spóźnił na obrady, inni nie czekali i prezes zatrzymał się, by odśpiewać hymn na schodach w sali plenarnej, a nie jak wszyscy – w ławie poselskiej. Zaskoczył też dziennikarzy, odpowiadając na ich pytania, gdy szedł sejmowym korytarzem, jak inni politycy. Zwykle w ostatnich latach komunikował się z wybranymi przedstawicielami mediów w komfortowych warunkach, podczas wywiadów przypominających audiencję. Teraz, odpowiadając na nieustępliwe pytania z sejmowego korytarza, Kaczyński denerwował się, wyrzucał z siebie obelgi i z każdym krokiem schodził coraz niżej ze swojego symbolicznego tronu.

Na tym samym posiedzeniu politycy koalicji przy wspólnym wyborze marszałka i wicemarszałków przypominali, że tamto odeszło i przyszło nowe.

Jeszcze tego samego dnia odrzucili kandydaturę Elżbiety Witek z PiS-u na stanowisko wicemarszałka. Chociaż prezydent może wetować ustawy, to są sprawy, które można przeprowadzić bez ustaw – na przykład nie wybrać na stanowisko wicemarszałka polityczki, która wielokrotnie nadużyła swojej funkcji na tym stanowisku w poprzedniej kadencji. To kolejna rzecz, która może dawać zwolennikom opozycji poczucie zmiany.

PiS nie da o sobie zapomnieć

Natomiast PiS określa tę niezgodę na wybór Witek jako dowód na zawłaszczenie władzy, bo największy klub nie ma swojego przedstawiciela w prezydium Sejmu. Najprawdopodobniej była marszałkini stanie się teraz PiS-owskim symbolem ignorowania woli wyborców przez koalicję. Politycy tej partii wołają, że zwycięzca nie może brać wszystkiego – tak nie można. To znana metoda PiS-u – zarzuca drugiej stronie to, co sama robiła albo robi. Tak było, kiedy PiS sprawowało władzę, tak będzie teraz, kiedy znalazło się w opozycji. Podobną konsternację albo sprzeciw wywoływał prezydent, kiedy podczas swojego przemówienia w Sejmie mówił o konieczności przestrzegania Konstytucji.

Z tym wszystkim łączy się to, co mówił Jarosław Kaczyński do dziennikarzy na korytarzu – zachowanie polityków Platformy Obywatelskiej w kampanii wyborczej nazwał „niemieckim chamstwem”, a o Donaldzie Tusku powiedział, że zachowywał się „jak ostatni lump”.

Można już więc się spodziewać, jaka będzie sejmowa opozycja i z czym powinna liczyć się koalicja oraz nowy rząd, kiedy skończy się teatr z szukaniem koalicjantów przez premiera Mateusza Morawieckiego. Wielu z nas już zapomniało, jakie jest PiS jako opozycja – Kaczyński i inni politycy PiS-u przypomnieli to i nie zostawili wątpliwości, że będzie tak samo jak kiedyś albo jeszcze gorzej. PiS będzie opozycją, która skupia uwagę na sobie przez eskalację negatywnych emocji i odwraca uwagę od ważnych spraw, przekracza wszelkie granice w słowach. Nie może rządzić – ale może osłabiać rząd politycznie.

Wątpliwości nie pozostawił też prezydent Andrzej Duda, podkreślając, ile czasu jeszcze potrwa jego kadencja, i jednocześnie zapowiadając, jakim przez resztę kadencji będzie prezydentem. Takim samym, jakim był – takim, który, jak trzeba (tu wymowne spojrzenie w stronę ław koalicji), zawetuje ustawę albo wyśle ją do Trybunału Konstytucyjnego. Jak zawsze, służąc Polsce.

Przemówienie Dudy również miało swój wymiar symboliczny. Pokazywało, że władza nie zmieniła się cała, bo jest prezydent, który – mimo że zwraca się do koalicji, powierzył misję tworzenia rządu przedstawicielowi PiS-u – wciąż jest na swoim miejscu i od jego podpisu zależy każda ustawa. A trudno się rządzi bez ustaw.

Hołownia nie boi się Kaczyńskiego

Tę spektakularną narrację osłabił trochę debiutujący w roli marszałka Szymon Hołownia. Wbrew sceptykom – rozpoczął profesjonalnie. Nie tylko dowodząc świetnej znajomości regulaminu Sejmu, co jest w tej robocie sprawą podstawową. Dodatkowo – rozgrywając przeciwników politycznie. Wykorzystał rolę sejmowego nowicjusza, która miała być jego słabością, by wyrażać publiczne zdziwienie agresywnymi, pogardliwymi i nienawistnymi okrzykami z prawej strony sali. Podczas transmisji tego nie słychać, argumentował, sugerując, że obywatele nie są w stanie zauważyć, do czego zdolne jest PiS.

Nie dopuścił też do głosu Jarosława Kaczyńskiego, co było kolejnym – po hymnie na schodach – znakiem, że władza w parlamencie się zmieniła, nawet jeśli ciężko jest rządzić bez ustaw.

 

* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: facebookowy profil Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej.