Trudno się dziwić Izraelczykom po rzezi 7 października, która dotąd nie została potępiona przez żadnych reprezentantów społeczeństwa palestyńskiego. Władze Autonomii Palestyńskiej oznajmiły właśnie, że sprawcą rzezi byłą armia izraelska, by dostarczyć pretekstu do ataku na Gazę.

Ale mimo że hamasowscy sprawcy masakry intencjonalnie mordowali wszystkich, których w Izraelu napotkali, zaś cywilne ofiary izraelskiego kontrataku w Gazie giną, bo Hamas – równie intencjonalnie – posługuje się cywilami jako żywymi tarczami, trudno się też dziwić Palestyńczykom: jest już, według niemożliwych do weryfikacji danych hamasowskiego ministerstwa zdrowia, ponad 13 tysięcy ofiar. Pentagon na początku listopada oceniał, że w Gazie zginęło co najmniej kilka tysięcy osób.

„Takie słowa są obraźliwe dla zwierząt”

„Zrobimy drugi, trzeci i czwarty taki atak, aż zniszczymy Izrael, który jest źródłem zła”, oświadczył członek biura politycznego Hamasu Ghazi Hamad, który wcześniej uczestniczył w nieformalnych negocjacjach z Izraelem i uchodził za umiarkowanego.

„Walczymy z ludzkimi zwierzętami”, stwierdził w dwa dni po rzezi izraelski minister obrony Joaw Gallant, a premier Benjamin Netanjahu poprawił go, stwierdzając, że „takie słowa są obraźliwe dla zwierząt”. Takie słowa są być może zrozumiałe w szoku po bezmiarze zbrodni – ale politycy są mimo to odpowiedzialni za ich konsekwencje.

W izraelskim internecie wezwania do „unicestwienia Gazy”, przed rzezią rzadkie, odnotowano w ciągu miesiąca po zamachu 18 tysięcy razy. Popularny piosenkarz Ejal Golan wezwał, by w Gazie „nie pozostawić nikogo przy życiu”. Zaś na okupowanym Zachodnim Brzegu narasta przemoc wobec Palestyńczyków. Padają ofiarą pogromów z rąk osadników, tolerowanych przez wojsko i bagatelizowanych przez faszystowskiego ministra bezpieczeństwa narodowego, Itamara ben Gwira.

Co jest zrozumiałe, a co produktywne

Na tym tle szczególnie znacząca jest reakcja Arabów – obywateli izraelskich, w większości określających się, jak Rula Daoud, jako izraelscy Palestyńczycy. Podczas poprzednich ataków rakietowych Hamasu z Gazy, w maju 2021 roku, bandy Arabów biły w Izraelu przypadkowych Żydów, podpalały ich sklepy i domy; bandy Żydów odpłacały im się tym samym. W sondażach izraelscy Arabowie popierali wówczas Hamas, podobnie jak w znacznej większości popierali zamachy terrorystyczne. Jedynie gdy spalono synagogę w Lod przywódca islamistycznej partii Raan, Mansur Abbas, zgłosił się nazajutrz z grupą swych działaczy, by ją odbudować.

Dziś Abbas jednoznacznie potępił dokonaną przez Hamas rzeź i natychmiast wykluczył z partii posłankę, która kwestionowała, iż rzeczywiście miała ona miejsce. Tym razem stoi za nim zdecydowana większość jego społeczności: 77 procent izraelskich Arabów uważa podobnie, a 66 procent popiera prawo Izraela do samoobrony. „Mam tylko jedną ojczyznę: Izrael, choć nie jestem Żydem”, stwierdził 31-letni Nuseir Jassin, bloger, którego śledzi dwanaście milionów ludzi.

Podobnie jednoznacznie wypowiedziały się inne czołowe izraelsko-palestyńskie osobistości, choć nie wszystkie: popularna aktorka poparła na Instagramie Hamas i została aresztowana. Zaś policja uniemożliwiła trzem arabskim posłom zorganizowanie demonstracji „przeciwko wojnie”. I znów, takie działania mogą do pewnego stopnia być zrozumiałe, z pewnością są jednak są kontrproduktywne.

Coraz więcej Arabów identyfikuje się z Izraelem

Zmiana postaw izraelskich Arabów być może ma związek ze skalą i brutalnością hamasowskiej zbrodni, której ofiarą padło także przynajmniej kilkunastu członków ich społeczności. Inni heroicznie ratowali ludzi tropionych przez Hamas, inni jeszcze włączyli się aktywnie w pomoc dla izraelskich uchodźców.

Arabski właściciel sklepu rowerowego z Taibe podarował im kilkadziesiąt rowerków dziecięcych – i zapłacił za to spaleniem sklepu przez zamaskowanych Arabów. Nie wszyscy zgadzają się z Nuseirem Jassinem. „Żeby nie było wątpliwości: doświadczamy trudności, sporów i wielkich debat, jak każdy inny kraj. Ale to nie znaczy, że nie będziemy chronić siebie i naszych dzieci, naszej ojczyzny”, mówi wybitna arabska dziennikarka telewizyjna Lucy Aharish, jakby nawiązując do znanego wiersza Władysława Broniewskiego.

Ale ten zwrot w izraelsko-palestyńskiej opinii publicznej dojrzewał od dawna: jej przedstawiciele coraz częściej, mimo formalnej i nieformalnej dyskryminacji, chcą się identyfikować ze swoim państwem, bo mają do tego prawo i uznają to za najlepszą opcję. „Nie chcę żyć pod palestyńskim rządem”, stwierdza Jassin.

Józef Haddad, popularny chrześcijańsko-arabski influencer, wyraża podobny pogląd: „Nie chcemy żyć pod władzą organizacji terrorystycznej. Chcemy żyć w demokracji, a tym jest Państwo Izraela”.

Solidarność w cierpieniu

To wszystko jednak nie oznacza, że wspomniana na początku tekstu Rula Daoud się myli.

„Czy ten złowrogi atak [Hamasu] pogrzebał wszelkie szanse na pokój między naszymi narodami?”, zastanawia się muzułmańska działaczka pokojowa Ghadir Hani, której przyjaciółka, 64-letnia Izraelka Vivian Silver, została zamordowana przez Hamas. Hani odwiedziła ofiary rzezi. „Modliłam się, by Allah dał im siłę, by z czasem [znów] zdolni byli żyć”.

„Społeczność arabska [w Izraelu] nie wybrała neutralności – stwierdza Hani. – Ta okrutna masakra nas nie reprezentuje. Terror nie jest drogą islamu. […] Nie jesteśmy wrogami żydowskich Izraelczyków. Jesteśmy waszymi sąsiadami. Jesteśmy z wami i stajemy wraz z tymi, którzy w Izraelu cierpią, jak również z niewinnymi ofiarami w Gazie”.

To nie jest neutralność – to solidarność w cierpieniu.

„Jesteśmy obywatelami Państwa Izraela i musimy sprostać naszym obywatelskim obowiązkom. Ale by takie odważne stanowisko stało się rzeczywistością, społeczność żydowska musi podjąć niemniej odważną decyzję i uznać, że nasza przynależność do narodu palestyńskiego stanowi znaczącą część naszej istoty i tożsamości”.

Hani ma rację: arabska solidarność jest zarazem odruchowa i warunkowa. Może stać się rzeczywistością, jedynie jeśli zostanie przez Żydów odwzajemniona. Jednak od wybuchu wojny, mimo nieuchronnego nasilenia nacjonalizmu i nienawiści, poparcie dla obu wchodzących w skład rządu partii faszystowskich nie wzrosło. To pozwala mieć nadzieję, że może można mieć nadzieję.