Projekt ustawy o tak zwanej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Polski, którą potocznie określono mianem „lex Tusk”, był dla wielu osób powodem udziału w ogromnej demonstracji antyrządowej 4 czerwca 2023 roku w Warszawie. Wbrew oficjalnej nazwie, w rzeczywistości była to bowiem autorytarna ustawa do spraw nękania opozycji, która przewidywała możliwość wykluczenia obywateli ze sprawowania urzędów publicznych przez partyjny quasi-sąd na podstawie arbitralnych kryteriów. Wobec wypowiedzi przedstawicieli ówczesnej władzy było również jasne, że to właśnie Donald Tusk będzie głównym celem komisji.
Utworzone przez PiS gremium w ostatnim tygodniu ogłosiło częściowy raport z prac. Zgodnie z przewidywaniami, członkowie przedstawili „rekomendację”, aby nie powierzać „zadań, stanowisk i funkcji publicznych związanych z odpowiedzialnością za bezpieczeństwo państwa” Donaldowi Tuskowi, a także kilku innym politykom, urzędnikom i funkcjonariuszom służb, działającym w okresie rządów PO–PSL (2007–2015).
Komisja potwierdza, że protest 4 czerwca był słuszny
Jest w sumie dość widowiskowe, że komisja dobrowolnie potwierdziła autorytarny cel polityczny całego przedsięwzięcia, a tym samym słuszność protestów z 4 czerwca, mimo że mogła po prostu siedzieć cicho. Wszyscy mogą teraz zobaczyć – aby nie było żadnych wątpliwości – że od początku chodziło o to, żeby dopaść Tuska.
Raport nie będzie miał jednak konsekwencji prawnych. W wyniku protestów społecznych, a przypuszczalnie również interwencji Stanów Zjednoczonych, treść ustawy o komisji została w międzyczasie złagodzona. Po zmianach nie posiada ona uprawnień do nakładania kar. Po protestach 4 czerwca długo nie powoływano jej składu, wbrew określonemu w ustawie terminowi – i w pewnym momencie wydawało się, że w ogóle ona nie powstanie.
Ostatecznie PiS wybrało członków we wrześniu, na miesiąc przed wyborami. Komisja istniała więc niecałe trzy miesiące. Wbrew zapowiedziom, nikogo nie przesłuchała. Teraz ogłoszono raport, ponieważ członkowie komisji spodziewali się rychłego odwołania, a było to o tyle łatwe, że najwidoczniej wnioski były znane przed rozpoczęciem prac.
Komisja do likwidacji
W środę Sejm odwołał w głosowaniu wszystkich członków, nie wybierając na to miejsce nowych osób. Oznacza to, że ciało jest obecnie martwe. Tak powinno pozostać. W debacie publicznej pojawiło się pytanie, czy nowa władza nie powinna powołać nowego składu komisji, aby badać ewentualne powiązania PiS-u z Rosją. Nie byłby to dobry pomysł.
Komisja „lex Tusk” jest symbolem złego rządzenia. Symbolizuje ona antykonstytucyjny i autorytarny model władzy Prawa i Sprawiedliwości, który należy odrzucić. Dlatego kolejnym krokiem powinna być jej likwidacja. W tej chwili możliwa jest likwidacja praktyczna, czyli niepowoływanie nowych członków, natomiast likwidacja formalna może zostać dopełniona ustawą po wyborach prezydenckich w 2025 roku.
Nowy mit prawicy?
PiS może teraz budować mit, że skoro odwołanie członków komisji miało miejsce tego samego dnia co ogłoszenie raportu, to w Sejmie ponownie wygrały wrogie siły, w analogii do mitu upadku rządu Olszewskiego 4 czerwca 1992 roku (z którym to upadkiem akurat Jarosław Kaczyński wówczas się liczył, ponieważ w jego ocenie był to rząd słaby i bez stabilnej większości).
Na to są dwie odpowiedzi. Po pierwsze, jeśli PiS chce się w najbliższych latach oprzeć na zwolennikach teorii spiskowych, którzy będą wierzyć, że Niemcy rządzą Polską, no to niech śmiało tak robi. Może mu to pomóc w utrzymaniu spójności obozu w czasach opozycji, ale w ten sposób będzie ograniczać swoje poparcie społeczne. Jeśli prawica nie chce zrozumieć, że większość Polaków postanowiła odsunąć rząd PiS-u od władzy z powodu złego rządzenia, to ich problem.
Ale drugi punkt jest poważny i dotyczy stabilności naszej demokracji. Ogłoszenie przez komisję raportu, który podważa zdolność Donalda Tuska do sprawowania władzy, ma jednocześnie podważać legitymizację nowego rządu i utrwalać wyobrażenie, że jedynie PiS-owi wolno rządzić Polską. A wiemy, że takie działanie w dłuższej perspektywie ma toksyczne skutki.
W tym kontekście pewną nadzieję daje jednak następująca okoliczność, o której warto pamiętać: w odróżnieniu od symbolicznej walki o polską niezależność od ZSRR i (post)komunizmu, o czym można było mówić w latach pierwszych Sejmów III RP, speckomisja PiS-u była jawnie nieuczciwa, śmieszna i marionetkowa, w gruncie rzeczy ruska w swojej ideologii, a do tego została odwołana nie w nocy i w aurze tajemniczości, lecz po największych demokratycznych demonstracjach w historii Polski i przez rekordową większość obywateli w powszechnym głosowaniu. To lud tak chciał – a problem polega na tym, że PiS nie chce się z tym pogodzić.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Pexels.