Rząd Donalda Tuska, mimo usilnych starań prezydenta Andrzeja Dudy, w końcu powstał, dostał poparcie od Sejmu, został zaprzysiężony i może rządzić. Od tej pory jasne jest, bez żadnych zastrzeżeń, że w Polsce zmieniła się władza.

Powołaniu nowego rządu towarzyszy atmosfera święta, festiwalu radości. Nie zepsuł jej nawet prezes PiS-u, Jarosław Kaczyński, który po podniosłym wspólnym odśpiewaniu hymnu, wdarł się na mównicę w Sejmie, by nawymyślać liderowi nowej koalicji od agentów.

Przeciwnicy PiS-u doczekali się oficjalnego potwierdzenia porażki dotychczasowej władzy. A wraz z nią w przeszłość odchodzi: wrogość wobec Unii Europejskiej, konserwatyzm obyczajowy, w imię którego urządza się nagonkę na mniejszości, łamie prawa kobiet i przyzwala na przemoc wobec nich.

Jeśli jest kryzys praworządności, to znaczy, że jest państwo

Jednak przede wszystkim w kręgach związanych z nową władzą dyskutuje się o sposobach przywrócenia praworządności. Gdyby ktoś przypomniał, że KO i Lewica obiecały szybką legalizację aborcji i związków partnerskich, zapewne usłyszałby, że po kolei, najpierw kwestie najważniejsze – pieniądze na KPO, a więc naprawa Sądu Najwyższego, Krajowej Rady Sądownictwa, Trybunału Konstytucyjnego. A potem „sprawy obyczajowe”.

Na to można odpowiedzieć, że w 1918 roku, kiedy Polki ruszyły do walki o prawa wyborcze, państwo polskie stało przed znacznie poważniejszymi wyzwaniami – utworzenia od początku instytucji, parlamentu. To nie był kryzys praworządności, tylko niebyt, z którego należało wszystko stworzyć, w dodatku w dramatycznej sytuacji międzynarodowej.

Europejskie sądy w sprawie osób LGBT i aborcji

Jednak sceptykom, którzy uznaliby prawa człowieka za drugorzędną sprawę do załatwienia, argumentację właśnie utrudnił Europejski Trybunał Praw Człowieka i inne instytucje unijne. Jeśli przez osiem lat ktoś powoływał się na wyroki europejskich sądów wobec Polski, to bardzo niefortunne byłoby, gdyby teraz zignorował ich orzeczenia i rekomendacje.

A ETPCz orzekł w ostatni wtorek, czyli w dniu, w którym Tusk wygłaszał exposé, że „brak jakiejkolwiek formy prawnego uznania i ochrony par jednopłciowych w Polsce narusza Europejską Konwencję Prawa Człowieka”. Polska nie zapewnia, jego zdaniem, prawnej ochrony par tej samej płci. Partnerzy nie są w stanie ustalić prawnie kwestii majątkowych, alimentacyjnych, podatkowych. Ponadto, ich związek nie ma znaczenia w kontaktach z organami sądowymi lub administracyjnymi. W większości państw europejskich związki jednopłciowe są unormowane, a w ponad połowie pary te mogą adoptować dzieci.

Związkami jednopłciowymi Polaków zajmuje się także Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, ten sam, który zajmuje się sądami, wskazując na naruszenia ich niezależności przez PiS. TSUE rozpatruje pytanie prejudycjalne, czy Polska powinna uznawać śluby jednopłciowe zawarte w innych państwach, bo takimi ślubami, nieuznawanymi u nas, ratuje się choćby symbolicznie, wiele par.

Teraz polski rząd, który miał zaprzestać krzywdzącej dyskryminacji, będzie miał okazję odnieść się do tych wyroków czy odpowiedzi. Argument, że nie ma na to czasu, bo musi się odnieść do innych wyroków i odpowiedzi tych samych sądów, będzie niewiarygodny. W praworządnym państwie, jakim chce uczynić Polskę nowy rząd, wyroki europejskich sądów są tak samo ważne – te dotyczące Sądu Najwyższego i te dotyczące osób LGBT. A prywatne sprawy obywateli to nie drugorzędny temat obyczajowy, tylko ich życie, a więc dla nich sprawa najważniejsza.

ETPCz wypowie się również w sprawie aborcji – dziś (w czwartek) rozpatrzy sprawę Polki, która nie mogła u siebie w kraju wykonać zabiegu, chociaż lekarze zakwalifikowali ją do niego ze względu na wady płodu.

Dzień przed zaplanowanym zabiegiem został jednak opublikowany wyrok Trybunału Konstytucyjnego prowadzący do zakazu aborcji ze względu na wady płodu. Kobieta pojechała więc do Holandii i zapłaciła 1220 euro za procedurę, którą w Polsce miałaby bezpłatnie.

W instytucjach Unii Europejskiej trwają prace nad unijną dyrektywą antyprzemocową, która ma zostać wpisana do konwencji stambulskiej o zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Dyskusja, która teraz się toczy, dotyczy definicji zgwałcenia. Zgodnie z tą definicją gwałt to brak zgody na seks, a nie tylko sytuacja, w której jedna z osób protestuje, broni się, wyrywa. Bo można być zgwałconym i nie protestować – z różnych powodów. W ubiegłej kadencji Sejmu Lewica złożyła projekt takiej definicji w polskim prawie.

Dyrektywa, która miałaby być wpisana do konwencji stambulskiej, jest negocjowana ze wszystkimi państwami Unii Europejskiej i postawa polskiego rządu jest ważna dlatego, że jeśli nie dojdzie do porozumienia przed wyborami do europarlamentu, cały proces negocjacji trzeba będzie zacząć od nowa.

Ze sprawami życiowymi nie wolno czekać

Te uznawane przez wielu za „drugorzędne” sprawy obyczajowe to więc, jak widać, wspólne mieszkanie jakiejś pary, czyjaś ciąża, która nie będzie czekać na uchwalenie ważniejszych tematów, czyjaś trauma i szansa na ukaranie jej sprawcy.

Jeśli jest się rządem, który obiecywał, że te sprawy obyczajowe staną się najpilniejsze po tym, jak dojdzie do władzy, to czekając z nimi, traci się wiarygodność jak uśmiechnięta Polska. Skoro rząd się jednak nadal uśmiecha, to niech da ludziom żyć. Rozliczenia za łamanie praworządności są ważne, ale prawa człowieka też.

 

* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: facebookowy profil Donalda Tuska.