Biografia Urbana była nieunikniona. Postać nie tylko znana każdemu w kraju i wielu za granicą, lecz także wzbudzająca skrajne emocje i to w sposób, który mało kogo pozostawiał obojętnym, musiała zostać opisana. Mamy więc w rękach całego Urbana jako tom zarazem poręczny (bo wydrukowany na papierze o małej gramaturze), jak i pokaźny, by nie rzec opasły (bo ma sześćset stron dużego formatu). Wydało go wydawnictwo Znak, w Polsce Ludowej raczej niekojarzone z osobą opisaną w książce. Wyobraźmy sobie bibliofila, który ustawia swoje książki według wydawców. Urban mógłby u niego zagościć gdzieś między esejami księdza Tischnera, wierszami Miłosza i rozprawą doktorską Edyty Stein, co z pewnością skwitowałby złośliwym rechotem.
Autorzy wypełnili owe sześćset stron tysiącami faktów i fakcików. Niestety, niewiele z nich ma wskazaną w tekście podstawę źródłową. Bibliografia tej obszernej książki jest skromna, a sporą część wyliczonych źródeł stanowią publikacje jej bohatera. Poza tym nie sposób wyczytać ze snutej tam opowieści, jak wiele materiału do niej zaczerpnięto z opowieści samego Urbana, którego autorzy przepytywali intensywnie w intencji jej napisania. Czyta się ją znakomicie, niemniej należy mieć w pamięci, że nie mamy do czynienia z biografią naukową, sporządzoną według akademickich standardów, lecz z książką przeznaczoną właśnie „do czytania”. Zresztą już nawet w poważnych naukach historycznych uznano jakiś czas temu, choć nie jednomyślnie, że od „historii mówionej” nie da się wymagać takiej precyzji w rekonstruowaniu „prawdziwych wydarzeń”, jakiej oczekuje się od źródeł pisanych. A ponieważ źródła pisane też powstawały dlatego, że ktoś coś opowiedział tak, jak to zapamiętał, albo tak, jak opowiedzieli mu inni, albo tak, jak chciał, żeby inni to zapamiętali, dawne pragnienie Rankego, by ustalić, „jak to właściwie było”, odkłada się w naszych czasach coraz częściej do gabloty muzealnej.
Innymi słowy to, czy Urban zmyślał lub mylił się, opowiadając o własnym życiu u jego kresu, nie ma szczególnego znaczenia dla lektury tej książki, dokonanej zarówno przez tych, który go lubią i cenią, jak i przez tych, którzy go nienawidzą. Każda grupa utwierdzi się w swoim przekonaniu.
Przypadek Urbana może być natomiast interesujący również z tego powodu, że jego dziewięćdziesięcioletnie życie i przeszło siedemdziesięcioletnia działalność publiczna stanowią obszerną przypowieść o losach niektórych odłamów polskiej inteligencji drugiej połowy dwudziestego wieku, przy czym znaczenia tej przypowieści wynikają zarówno z tego, co Urban robił, jak i z tego, czego nie robił. Główną siłą sprawczą jego poczynań był z jednej strony oportunizm wobec władzy politycznej, z drugiej – tkwiąca chyba głęboko w tym człowieku potrzeba przeciwstawiania się opinii większości i złośliwego prowokowania jej do negatywnych reakcji wobec siebie. Te kontrastowe cechy powodowały, że Urban w każdej epoce dziejów Polski po roku 1945 zajmował pozycję, która wystawiała go na nienawiść sporej części społeczeństwa. Przyjrzyjmy się przez chwilę jego kolejnym wcieleniom, zaczynając od ostatniego.
Piąty awatar: śmieszny dziadek z jutuba oglądany przez nastolatków w krótkich filmikach. Takim zapamiętali go ludzie urodzeni po 2000 roku. Z biografii dowiadujemy się, że przyjął tę rolę niechętnie, ale uznał, że warto poświęcić się dla sprawy, którą była spadająca popularność jego tygodnika.
Czwarty awatar: twórca, wydawca i duch sprawczy „Nie”, pisma, które w ostatniej dekadzie zeszłego wieku należało do najpoczytniejszych tytułów prasowych w Polsce i wywoływało odruch wymiotny u ludzi obdarzonych „dobrym smakiem” – co leżało w planach Urbana, bo cóż zabawniejszego od przestrzegającego dobrych manier inteligenta, który rzyga spontanicznie na widok pieczołowicie zaplanowanej prowokacji obyczajowej? Warto zaznaczyć, że Urban sam był takim inteligentem (chociaż niełatwo w to uwierzyć), wykonywał więc w pewnym sensie manewr uprzedzający. W 2023 roku widać wyraźnie, że emploi „Nie” wyprzedzało swój czas. Po tym, jak nastąpił bujny rozwój sieci społecznościowych, styl wypowiedzi stosowany w tym tygodniku upowszechnił się w debacie publicznej. Dziś obsceniczne widoki, wyzwiska i wywlekanie sobie nawzajem najgorszych brudów nikogo już specjalnie nie szokują, a oglądanie archiwalnych nagrań z wypowiedziami polityków w pierwszych latach istnienia III RP uświadamia, jak potężny szmat drogi do zeszmacenia tej debaty przeszliśmy przez trzy dekady, chociaż nie tylko i nie przede wszystkim Urbana należy za to winić. Jego czwarty awatar pamiętają głównie ludzie mający dziś 45–60 lat.
Trzeci awatar: twarz stanu wojennego. Przyjęcie funkcji rzecznika rządu generała Jaruzelskiego było krokiem, który zdeterminował późniejszy publiczny wizerunek Urbana w najwyższym stopniu. Z tego powodu uznano go nie tylko za usłużnego, skrajnie cynicznego propagandystę reżimu, ale również za zbrodniarza współodpowiedzialnego za śmierć ofiar tego reżimu. Tym bardziej zdumiewa dziś obraz wystąpień Urbana jako rzecznika. Pomijając już mało efektowną aparycję, nie nadawał się do tej roli również dlatego, że na swoich sławnych konferencjach prasowych mówił monotonnym, drewnianym, skrzekliwym głosem, często odczytując z kartki przygotowane wcześniej przekazy rządowe i partyjne. Ideologiczne kłamstwa i manipulacje przekazywane światu ustami groteskowego gnoma utrwalały negatywny wizerunek chylącej się ku upadkowi „władzy ludowej” na równi z czarnymi okularami generała. Władza ta nie pojmowała, że oprócz treści przekazu ważna jest też jego forma podawcza. Co skądinąd nie znaczy, że gdyby rzeczniczką Jaruzelskiego została Anna Jurksztowicz, a on sam uśmiechał się stale do kamer (czego nie robił nigdy, podobno również poza ich zasięgiem), jego ekipie udałoby się uratować siebie i kraj od katastrofy gospodarczej i politycznej. Trzeci awatar to Urban dzisiejszych emerytów i osób w wieku przedemerytalnym.
Drugi awatar: błyskotliwy, inteligentny reporter i publicysta, autor znakomitych tekstów, przykuwających uwagę nie tylko ciekawą tematyką, ale również żywym, ciętym, pełnym ironii stylem. Podobno wiele historii opowiedzianych w swoich reportażach z czasów gomułkowskich i gierkowskich Urban zmyślił albo mocno podkoloryzował, ale nie odbiera im to waloru literackiego, raczej przeciwnie. Na tle nudziarskiej publicystyki peerelowskiej teksty te prezentują się świetnie i czyta się je z zainteresowaniem również dzisiaj, chociaż ich autora w tym wcieleniu pamiętają już tylko sędziwi czytelnicy.
Pierwszy awatar: młody wyznawca wiary w socjalizm, działacz i aktywista zetempowski, członek redakcji legendarnego pisma „Po Prostu”, zdolny nastolatek, któremu, mimo żydowskiego pochodzenia po ojcu i matce, udało się przetrwać wojnę w warunkach nieomal komfortowych. Z biografii nie da się tego jasno wyczytać, ale jest możliwe, że praktyczna realizacja ideałów nowego ustroju, której przebieg i skutki młody Urban widział z bliska i dokładnie, przyczyniła się do jego późniejszego ostentacyjnie cynicznego traktowania wszelkich wartości, ideałów i postulatów etycznych, które wzbudzało wściekłość ludzi w te wartości wierzących. Urban za młodu zrozumiał chyba, że conradowska wierność własnym ideałom w większości przypadków przynosi wiernym głównie lub wyłącznie straty (wiedział o tym zresztą sam Conrad). Miał własne poglądy, wyrażał je publicznie i nawet płacił za to pewną cenę (na przykład w postaci zakazów publikowania), niemniej w miarę upływu czasu wyraźnie coraz bardziej preferował komfort materialny niż duchowy.
Urbana w jego najwcześniejszym wcieleniu nie pamięta już prawie nikt z żyjących. Dla większości z nich jego łysa głowa z odstającymi uszami wyłania się dopiero w czasie stanu wojennego. Również i z tego powodu biografia tego człowieka jest interesująca – składa się ona bowiem z kilku części, które nie mają ze sobą powiązania w pamięci zbiorowej. Jest kilku Urbanów, pełniących różne role, piszących niepodobne do siebie teksty. Sonda uliczna wykazałaby zapewne, że te Urbany nie są ze sobą kojarzone, że każdy respondent pamięta jednego, najwyżej dwóch z nich. Sam Urban powiedziałby, że ma to w dupie. I może nie jest to tak oburzające, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Książka:
Dorota Karaś, Marek Sterlingow, „Urban. Biografia”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2023.