Juliusz Verne. Fot. Étienne Carjat, 1884. Źródło: Bibliothèque nationale de France (BnF) / Gallica.fr

Powieści Juliusza Verne’a łatwo dziś zbagatelizować. Głębokie nieprawdopodobieństwo psychologiczne ich bohaterów, schematyczność modelunku postaci, nachalny dydaktyzm, mechaniczne fabularyzowanie wielkich porcji wiedzy encyklopedycznej – to nie są cechy utworów literackich, które konserwowałyby ich wartość na wieki. Los pisarstwa „małego polskiego Verne’a”, czyli Alfreda Szklarskiego, stanowi smutne egzemplum – stworzona przez niego i niegdyś ogromnie popularna wśród polskich nastolatków postać Tomka Wilmowskiego, młodego podróżnika i poszukiwacza przygód na wszystkich kontynentach, przywoływana dziś bywa rzadko i głównie w celach parodystycznych. Próba reanimacji cyklu powieści o Tomku powiodła się zaś umiarkowanie.

Niewątpliwie również Verne przegrywa obecnie z filmami o herosach ze stajni Marvela – ich (filmów i herosów) doskonała bezmyślność stanowi dla współczesnej młodej publiczności walor znacznie bardziej atrakcyjny od zmagania się postaci Verne’a z oporem materii świata przy pomocy książkowej wiedzy i staromodnych zalet charakteru. Wiedza i charakter okazywały się w ciągu ostatniego stulecia coraz częściej przeszkodą niż podporą w dążeniu do realizacji wielkich (a także małych) ludzkich zamierzeń. Więc po co się nimi nadal przejmować?

Twórczość Verne’a pozostaje jednak wciąż interesująca, chociaż niekoniecznie dla najmłodszej publiczności. Jej infantylizacja – długotrwała i uporczywa – dokonywała się na przykład poprzez skróty i uproszczenia w przekładach na angielski, przez co w świecie anglojęzycznym pisarz ten uchodził długo za autora literatury dziecięcej. Jego los przypomina znacząco los Stanisława Lema, również uważanego przez dziesiątki lat za pisarza dla młodzieży. Tymczasem obaj zawarli w swoim obfitym pisarstwie wiele rozpoznań kluczowych dla swoich czasów. Verne i Lem to diagności nadziei i lęków europejskiej nowoczesności. Przenosili te nadzieje i lęki w odległe od Europy rejony, przebierali je w fantastyczne fabuły i niewiarygodne perypetie, każąc je przeżywać dzieciom, ekscentrycznym dorosłym, robotom i nierealnym istotom rodem z bajek. Obaj obłożeni byli (a może sami się obłożyli) klątwą literatury science-fiction, uważanej za podrzędny, niezasługujący na uwagę poważnych ludzi gatunek pisarstwa użytkowego. Verne widziany jest powszechnie jako jeden z ojców tego gatunku, Lem – jako jeden z wielkich mistrzów jego dojrzałej epoki. Ale dopiero w XXI wieku zaczęto szerzej dostrzegać, jak wielorako i ściśle literatura fantastycznonaukowa w swoich najlepszych osiągnięciach (do których należą dzieła i Lema, i Verne’a) powiązana jest z istotnymi problemami realnej ludzkiej cywilizacji.

Okładka pierwszego tomu „Hectora Servadaca” wydanego w serii prowadzonej przez Andrzeja Zydorczaka w wydawnictwie Jamakasz

Pełna rozbudowana analiza twórczości autora „Tajemniczej wyspy” to chyba wciąż zadanie do wykonania. Tutaj chciałbym zwrócić uwagę tylko na jedną z jej osobliwych właściwości, którą dostrzegł też kiedyś Roland Barthes i poświęcił jej parę zdań bodaj w „Mitologiach”. Otóż bohaterowie Verne’a często padają ofiarą katastrofy lub nieszczęśliwego wypadku albo zbiegu okoliczności, który sprawia, że muszą urządzić swoje życie od nowa, od podstaw, i to od podstaw najbardziej fundamentalnych, ponieważ są rozbitkami na bezludnej wyspie albo znajdują się w przestrzeni odizolowanej od reszty ludzkiego świata. Tak dzieje się na przykład w „Tajemniczej wyspie”, w „Dwóch latach wakacji”, w „Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi” czy – spośród mniej znanych powieści – w „Hektorze Servadacu”. Odnajdując się w takich warunkach, postacie wykreowane przez Verne’a stopniowo, wytrwale i konsekwentnie wytwarzają kompletne, samowystarczalne mikrokosmosy pozwalające im przetrwać w małych, odizolowanych przestrzeniach – na bezludnej dotąd wyspie czy we wnętrzu okrętu podwodnego. Verne z wielką przyjemnością odautorską, niezwykle precyzyjnie i szczegółowo relacjonuje proces angażowania wiedzy naukowej do praktyk tworzenia tych maleńkich cywilizacji. W jego mikroświatach bytują postacie czynnie uczestniczące w tym procesie, ale również takie, których rolą jest na przykład zadawanie pytań wywołujących w narracji powieściowej opisy kolejnych porcji wiedzy, lub też takie, które same popisują się tą wiedzą, posiadając ją w sposób nieużytkowy, podręcznikowo-abstrakcyjny.

Postacie Verne’a działające w taki sposób można widzieć jako ucieleśnione tryby systemu nowoczesnej nauki i jej zastosowań. Jest też jednak w tych vernowskich zabiegach ślad dziecięcego pragnienia, aby urządzić malutki, kompletny i samowystarczalny świat „w skorupce orzecha”. Takie pragnienie, jeśli zachowuje się i wciąż pozostaje aktywne w psychice człowieka dorosłego, oznaczać może niepokonany lęk takiej osoby przed realnym światem, chęć odcięcia się od tego świata i zbudowania jego bezpiecznej miniatury, całkowicie podporządkowanej woli konstruktora, tak samo jak budowla z klocków zależy tylko od fantazji bawiącego się nimi dziecka (oczywiście, o ile firma produkująca te klocki nie sformatowała ich w sposób umożliwiający realizację tylko jednego schematu konstrukcyjnego).

Twórczość Verne’a w warstwie fabularnej jest dziś świadectwem czasów dawno minionych, jego powieści czyta się tak, jak się ogląda westerny albo filmy sprzed drugiej wojny światowej, ale jeśli chodzi o obecność treści wypartych i niejawnych diagnoz niektórych stanów psychicznych naszej cywilizacji, wciąż może być zajmująca.

I oto tak się składa, że w Polsce małe niszowe wydawnictwo publikuje konsekwentnie przekłady całości dorobku Juliusza Verne’a, włącznie z powieściami mniej znanymi, takimi, które nawet w czasach autora cieszyły się umiarkowanym powodzeniem. Są to edycje o zdumiewającym jak na nasze czasy standardzie – w twardych oprawach, z reprodukcjami dziewiętnastowiecznych ilustracji (w tym kolorowymi), w nowych dobrych przekładach opatrzonych przypisami objaśniającymi i uaktualniającymi dane naukowe podawane przez Verne’a zawsze w wielkich ilościach, z bardzo niewielką liczbą usterek redakcyjnych (głównie drobne literówki). Przedsięwzięcie to nie ma chyba odpowiednika nigdzie na świecie, bo nawet w ojczyźnie Verne’a jego dorobek nie doczekał się jak dotąd pełnego, integralnego wydania w jednolitej szacie edytorskiej. Sam widok tych woluminów sprawia dużą przyjemność, a wejście z nimi w bliższy kontakt nie rozczarowuje, lecz pogłębia pierwsze pozytywne wrażenie. Całkowita niedzisiejszość tych edycji stanowi ich merkantylną słabość, jest jednak zarazem ich wielką zaletą w oczach niedzisiejszych ludzi, którzy wciąż chcą czytać książki niebędące stargetowanym towarem.

 

Książki:

Juliusz Verne, „Piętnastoletni kapitan”, tom 1–2, przełożył i przypisami opatrzył Andrzej Zydorczak, Wydawnictwo Jamakasz, Ruda Śląska 2023 (Biblioteka Andrzeja, tom 101–102 [tak!]).

Juliusz Verne, „Hector Servadac. Podróże z przygodami poprzez Układ Słoneczny”, część 1–2, przełożył i przypisami opatrzył Janusz Pultyn, Wydawnictwo Jamakasz, Ruda Śląska 2023 (Biblioteka Andrzeja, tom 104–105 [tak!]).