„Krystalicznie uczciwi ludzie” – tak prezydent Andrzej Duda nazwał Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA, a ostatnio ministra spraw wewnętrznych, i Macieja Wąsika, byłego zastępcę szefa CBA, a ostatnio podsekretarza stanu w MSWiA.

Ci „uczciwi ludzie” zostali skazami i zamknięci właśnie w areszcie za aferę sprzed prawie 17 lat. A przecież od tamtej pory, między innymi dzięki prezydentowi, który ich ułaskawił w 2015 roku, wciąż pracowali. Przed nimi więc chociażby wciąż niezbadana przez prokuraturę afera z czasów najnowszych – podsłuchy z Pegasusa. Kamiński i Wąsik dowodzili służbami specjalnymi w czasie, kiedy polscy politycy i inne osoby niewygodne dla PiS-u były podsłuchiwane tym programem szpiegowskim.

Prezydenta Andrzeja Dudy wiedza ta nie powstrzymała przed wygłoszeniem oświadczenia, w którym powiedział: „Jestem głęboko wstrząśnięty, że zamknięci do więzienia zostali ludzie, którzy są krystalicznie uczciwi”. Jednak w tym samym oświadczeniu prezydent podtrzymał swoje zdanie, że ułaskawienie Kamińskiego i Wąsika w roku 2015 jest aktualne, co należy tłumaczyć tak, że teraz ich nie ułaskawi, chociaż tym razem mógłby to zrobić zgodnie z prawem. A więc obaj politycy mogą zostać w więzieniu.

Więźniowie polityczni na wagę złota…

Jednocześnie PiS na całego już promuje tezę, że Kamiński i Wąsik to więźniowie polityczni. Kamiński nawet zaczął głodówkę, tak jak robią to więźniowie polityczni w proteście przeciw bezprawnemu pozbawieniu wolności. Jak zauważyła podczas konferencji prasowej wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart nazywanie w ten sposób Kamińskiego i Wąsika to nadużycie wobec prawdziwych więźniów politycznych – bo w ich przypadku nie został spełniony żaden warunek definicji tego pojęcia stworzonej przez Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy w 2012 roku.

PiS-owi to nie przeszkadza. Wiceminister sprawiedliwości powiedziała też niestety, że każdy może sam decydować, czy chce jeść, co jest zgodne z prawdą, ale na tym skupia się teraz przekaz polityków tej partii i zaprzyjaźnionych z nią publicystów. Status więźniów politycznych dla Kamińskiego i Wąsika wydaje się więc w tej propagandzie niezagrożony. Pozostaną symbolem zza krat, który ma świadczyć o tym, kto jest prześladowcą, a kto szlachetną ofiarą w bezprecedensowym reżimie Tuska.

…chyba że nawet to nie działa

Z tego wszystkiego wynika zła wiadomość dla Kamińskiego i Wąsika. Wygląda na to, że nikt nie ma interesu w tym, by ich uwolnić. Paradoksalnie zanosi się na to, że odbędą swoje wyroki, jak sąd nakazał, a przyczyni się do tego ich własny obóz. Prezydent, który upiera się, że już ich ułaskawił, i PiS, któremu opłaca się mieć swoich więźniów sumienia, a więc nie opłaca się naciskać na prezydenta, żeby się ugiął i pod jakimś pretekstem, zachowując godność, skorzystał ze swojego prawa.

Co do tego ostatniego pozostaje jednak niepewność – czy rzeczywiście Kamiński i Wąsik zza krat mają zdolność mobilizującą dla elektoratu PiS-u? Może się bowiem okazać, że nawet ten oręż z niezwykle mocnym potencjałem jest w rzeczywistości słaby i już nic nie mobilizuje wyborców. Ani „zamach na wolne media”, ani „więźniowie polityczni”, bo moc się wyczerpała i najtwardsze argumenty nie są zdolne jej przywrócić.

W tej sytuacji kolportowany ostatnio scenariusz, w którym PiS blokuje uchwalenie nowego budżetu, na co prezydent rozwiązuje Sejm, wydaje się mniej realny. Jeśli największe atuty nie są w stanie zmobilizować zwolenników, nie ma sensu grać o nowe rozdanie, bo może być ono jeszcze gorsze dla PiS-u od obecnego.

Z drugiej strony, nadchodzą kolejne wybory – samorządowe, do europarlamentu, a później prezydenckie. Sposób na mobilizację będzie więc konsekwentnie poszukiwany. Jeśli okaże się, że posłowie za kratami nie działają, można się bać – bo PiS będzie chciało szokować mocniej. Nie chodzi o to, że mu się uda, tylko o to, że będzie wywoływać trudny do zniesienia chaos.

Frekwencja na czwartkowym „Marszu Wolnych Polaków” jest więc istotna z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względów diagnostycznych – jaką siłę mobilizacyjną ma PiS, z takimi atutami jak „więźniowie sumienia” i odebrane „siłą” media. A po drugie – jest to czynnik oddziałujący na morale. Duża frekwencja może dodać energii, a słaba pokaże, że trzeba działać jeszcze mocniej, żeby nie stracić wyborców. W dniu publikacji tego tekstu odpowiedź jest już znana.

 

* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Kancelaria Premiera / Flickr.