Szanowni Państwo!
Najnowszy kazus do rozwiązania brzmi: czy minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz miał prawo postawić media publiczne w stan likwidacji i powołać do zarządzania nimi likwidatorów? W poniedziałek pojawiły się nowe fakty w tej sprawie – referendarz sądowy Sądu Rejonowego dla miasta stołecznego Warszawy oddalił wniosek o likwidację spółki Polskie Radio i odmówił wpisania likwidacji i likwidatora radia do KRS. Podobna decyzja zapadła w sprawie TVP.
Na stronie Ministerstwa Kultury pojawił się komunikat, że decyzje te nie wywołują skutków prawnych, ponieważ przysługuje od nich odwołanie do sądu, a zatem Polskie Radio oraz TVP są nadal w stanie likwidacji. Minister Sienkiewicz wypowiedział się natomiast na portalu X: „11 sądów wpisało likwidację państwowych spółek medialnych a jeden sąd w Warszawie odmówił. Czy dlatego, że na czele tego sądu jest ktoś mianowany przez sędziego Plebiaka od Ziobry? Tego nie wiem, ale wiem, że świetle prawa obecni likwidatorzy są legalni” [pisownia oryginalna – przyp. red.].
Z kolei Marcin Romanowski, były wiceminister sprawiedliwości w resorcie Zbigniewa Ziobry, tę samą decyzję skomentował zupełnie inaczej: „Kolejna widowiskowa porażka Sienkiewicza. Sąd rejestrowy potwierdza to o czym mówiliśmy od tygodni – wniosek o wpis likwidacji oraz likwidatora Polskiego Radia jest bezprawny i podlega oczywistemu oddaleniu”.
To tylko jedna z odsłon jednego z wielu procesów uruchomionych po przejęciu władzy przez nowy rząd. Procesów spornych, bo zarówno prawnicy, jak i politycy oceniają je i interpretują skrajnie różnie. Dzieje się tak dlatego, że odchodząca władza zostawiła nowej, jak pisał redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” Jarosław Kuisz, państwo zaminowane prawnie.
W poniedziałkowym komentarzu Tomasz Sawczuk zwraca uwagę, że kryzys praworządności jest kryzysem politycznym, a nie prawnym. Wynika bowiem z agendy PiS-u, a nie ze złych ustaw czy instytucji. Dotyczy to również procesu przywracania praworządności, który będzie zwalczany przez nominatów Prawa i Sprawiedliwości w upartyjnionych instytucjach. To zaś rodzi pytanie, jak w ogóle możliwe jest przywrócenie stabilności państwa i prawa, skoro nie chodzi tu tylko o wojny prawników i nie rozwiąże go żadna liczba opinii prawnych.
W aktualnym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o tym, jak zakończyć wojnę na opinie prawne i rozwiązać problem kryzysu konstytucyjnego w Polsce.
Prof. Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, mówi w rozmowie z Jarosławem Kuiszem: „Sytuacja, w sensie zadań do wykonania, jest nawet trudniejsza niż była w 1989 roku. Bo wtedy mieliśmy do czynienia z odchodzącym establishmentem, który chciał odejść […]. Natomiast teraz ci, którzy mieli władzę, specjalnie oddać jej nie chcą. A jednocześnie przez osiem lat doznaliśmy poważnej destrukcji, gdy idzie o państwo prawa. […] Wyobraźmy sobie miskę z czekoladkami, gdzie wszystkie papierowe etykiety wyglądają tak samo, ale część to bardzo dobre czekoladki, a część blok czekoladopodobny. I przez ostatnich osiem lat naprodukowano tych wyrobów czekoladopodobnych bardzo dużo. […] Mamy teraz problem odróżniania czekoladek od wyrobów czekoladopodobnych. Jest tutaj również problem dla prawników, takich jak ja, bo mogę przecież przemawiać tylko mocą argumentu, nie mam żadnej mocy sprawczej. W dyskursie mój głos jest wart tyle samo, co mającego inny pogląd na wiele spraw kolegi z uniwersytetu prof. Ryszarda Piotrowskiego. I jedni wierzą Łętowskiej, a drudzy Piotrowskiemu. Jeżeli więc mamy te mroki stulecia teraz rozjaśniać, to mogę tylko starać się wyjaśnić, jak proponuję, żeby te czekoladki od tych wyrobów czekoladopodobnych odróżniać”.
Wojciech Zomerski, dr prawa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, pisze: „W oczekiwaniach społecznych prawo powinno przypominać matematykę. Kwalifikacja legalny–nielegalny powinna przebiegać w oparciu o zerojedynkowy algorytm. Albo Wąsik i Kamiński są posłami, albo nie są. Jeśli prawnicy nie są w stanie dojść do konsensusu w tak elementarnych sprawach, to najwidoczniej prawo nic nie znaczy albo może znaczyć cokolwiek. Pytanie w takim razie, czy różni się ono czymkolwiek od polityki”. Zdaniem autora „sporność i polityczne uwikłanie prawa, to jego cechy konieczne, które zasługują na uwzględnienie, a nie zapomnienie”. Jednak problem polega na tym, że w którymś momencie dochodzi do rozstrzygnięcia, które musi być dla wszystkich wiążące. Tymczasem „wymiar sprawiedliwości po ośmiu latach jego reformowania przez PiS, nierzadko niezgodnie z prawem, […] nie jest w stanie spełniać swojej funkcji i dostarczać ostatecznych odpowiedzi na temat treści obowiązujących reguł prawnych”.
Stefan Sękowski, konserwatywny publicysta i doktor nauk ekonomicznych z UMCS w Lublinie, pisze: „Przez lata Jarosław Kaczyński mówił, że jednym z problemów Polski jest imposybilizm prawny, polegający na tym, że władza polityczna jest nadmiernie ograniczona przez prawo w realizacji swoich zamierzeń. Oznaczało to, że należy ograniczyć kompetencje instytucji kontrolnych, takich jak Trybunał Konstytucyjny, a prokuraturę podporządkować rządowi, by mógł realizować swoją politykę karną. Praktyka rządzenia pokazała, że te poglądy były wyłącznie przykrywką dla zawłaszczania państwa przez obóz Zjednoczonej Prawicy. […] Po 15 października 2023 roku do władzy doszła nowa większość – z realną chęcią rządzenia i potencjalną chęcią przywracania praworządności, które miała na sztandarach. Kłopot w tym, że po drugiej stronie miała przejęte przez PiS instytucje, od prokuratury przez Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy, media publiczne, po nieżyczliwego prezydenta. Koalicja KO, Trzeciej Drogi i Lewicy stanęła wobec problemu imposybilizmu nie tylko prawnego, ale szerzej – instytucjonalnego”.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”