„The falling leaves drift by the window…” śpiewał ponad sześćdziesiąt lat temu klasyk amerykańskiego jazzu Nat King Cole w jednym z najpopularniejszych wykonań utworu „Autumn Leaves”. Sama wersja Cole’a była już coverem, więc złośliwcy mogliby skarżyć się, że geniuszem można określić osobę, która ów utwór skomponowała, a nie tego, kto go li tylko wykonał. Jednak to wersja Cole’a jest jedną z tych (obok tej Erica Claptona) spośród tysięcy, do których powraca się najczęściej. Zaś o samym kompozytorze utworu, Josephie Kosmie, mało kto pamięta.
Ot, romantyczna historia przyprawiona charakterystycznym dla fińskiego reżysera anturażem w postaci hopperowskich kadrów i gęstego dymu papierosowego. Z drugiej strony, ton w jakim Kaurismäki opowiada swoją historię jest, jeśli spojrzeć na jego wcześniejsze dokonania, dość wyjątkowy. | Kamil Czudej
Nie jest więc istotne „co”, ale raczej „jak”. Aki Kaurismäki w swoim najnowszym filmie, który swój tytuł zawdzięcza wyżej wzmiankowanemu utworowi, gra z jednej strony dobrze znaną nam melodię. Ot, romantyczna historia przyprawiona charakterystycznym dla fińskiego reżysera anturażem w postaci hopperowskich kadrów i gęstego dymu papierosowego. Z drugiej strony, ton w jakim Kaurismäki opowiada swoją historię, jest, jeśli spojrzeć na jego wcześniejsze dokonania, dość wyjątkowy. W „Opadających liściach” można oczywiście zauważyć kontynuację wątków poruszanych przez reżysera prawie czterdzieści lat temu w filmach zaliczanych do tak zwanej „Trylogii proletariackiej”, czyli: „Dziewczynie z fabryki zapałek”[Tulitikkutehtaan tyttö, 1990], „Arielu” [Ariel, 1988], czy też filmie najbardziej podobnym do najnowszego dzieła Kaurismäkiego ze względu na wątek miłosny – „Cieniach w raju” [Varjoja paratiisissa, 1986]. Tym razem jednak Fin sytuację ekonomiczną swoich bohaterów przykrywa grubą warstwą czarnego humoru, ich samotność zaś łagodzi poczuciem bliskości rodzącym się podczas sceny przeżywania wspólnego seansu filmowego w kinie. Dopiero tam bohaterowie mogą choć na chwilę zapomnieć o tym, w jakiej sytuacji życiowej się znajdują. Ilona (Kati Outinen) i Nikander (Matti Pellonpää) w „Cieniach w raju” takiego momentu wytchnienia nie mogli doświadczyć.
Wykolejone dusze
Bohaterowie „Opadających liści” to nieoczywista para kochanków-samotników. Pijący alkohol z powodu smutku i trunkami smutek nieskutecznie leczący Holappa (Jussi Vatanen) to mężczyzna w średnim wieku, na co dzień czyszczący metale piaskarką w ponurym zakładzie przemysłowym. Mieszka w obskurnym, zapewnionym przez pracodawcę pokoju, współdzieląc go ze swoim marzącym o karierze wokalisty kolegą Huotarim (Janne Hyytiäinen). Ansa (Alma Pöysti) to z kolei samotnie żyjąca kobieta, której losy zaczynamy śledzić, gdy podczas wykładania towaru w supermarkecie znajduje ona produkt będący po terminie ważności. Przepisy, egzekwowane przez ponuro wpatrującego się w Ansę ochroniarza, obligują ją do zutylizowania produktu. Wyrzucenie do śmietnika jedzenia, którym mogłaby się wyżywić, jest jednak z punktu widzenia kiepsko zarabiającej Ansy na tyle pozbawiona sensu, że postępuje ona wbrew regułom.
Ochroniarz zauważa niesubordynację Ansy i denuncjuje jej zachowanie u kierownika supermarketu. W następnej scenie – która równie dobrze mogłaby znaleźć się w jednym z filmów Kena Loacha – obserwujemy zderzenie człowieka z systemem biurokratycznym uosobionym w postaci kierownika supermarketu, który powołując się na abstrakcyjne przepisy, bez mrugnięcia okiem zwalnia Ansę. Ta jednak, konfrontując kierownika z absurdem jego zachowania i widząc, że w odpowiedzi spotyka się z ścianą, odchodzi z pracy bez żalu. Ansa na poprawę nastroju udaje się ze znajomą z pracy do baru na karaoke, gdzie przypadkiem Huotari w towarzystwie skrytego Holappy, postanawia objawić światu swój talent muzyczny. Wystarczy parę ukradkiem skierowanych w swoją stronę spojrzeń, by poczuć, że Ansę i Holappę może połączyć coś więcej niż tylko poczucie niezręczności wywołane fałszującym na scenie Huotarim. Zanim jednak cokolwiek poważniejszego będzie się mogło między tą dwójką wydarzyć, na drodze ich uczucia stanie ukryta potrzeba Holappy – sięgania po nieustannie obecną pod ręką piersiówkę.
Proletariackie love story
Kaurismäki mierzy się z tematami, które już wcześniej pojawiały się w jego twórczości. Wątki społeczno-ekonomiczne obecne są praktycznie w każdym jego filmie, najdobitniej bodaj uwidocznione we wspominanej już „trylogii proletariackiej”. Podobnie rzecz ma się z powszechnym alkoholizmem, niemal wpisanym przez niego w paletę charakterologiczną Finów, zaraz obok umiłowania do muzyki i melancholii. Bohaterowie „Opadających liści” są również dojmująco samotni i z ową samotnością radzą sobie we właściwy dla siebie sposób. Holappa pije, Ansa po powrocie do domu z pracy niemal odruchowo włącza radio, po to tylko by zagłuszyć otaczającą ją w czterech ścianach ciszę.
Z radia nieustannie sączą się informacje o nalotach na Mariupol – akcja filmu rozgrywa się bowiem w trakcie pierwszych dni inwazji rosyjskich wojsk na Ukrainę. Zresztą zalew informacji związanych z wojną, przede wszystkim w jej początkowej fazie, zdaje się doświadczeniem wspólnym Finów i Polaków. Głos spikera radiowego mówiący o zabitych ludziach powoduje wyraźne pęknięcie formalne w filmie Kaurismäkiego. Informacje z rzeczywistego świata nie przystają do wykreowanej przez reżysera rzeczywistości, gdzie gra aktorska jest minimalistyczna, a wystudiowane kadry raczej skłaniają widza do ich estetycznej kontemplacji. Nie jest to też motyw nowy w twórczości fińskiego reżysera – rzeczywistość społeczna często bezpardonowo wkracza w życie bohaterów jego filmów.
Przykładem może być jego poprzedni film „Po tamtej stronie”, opowiadający o uchodźcy z Syrii, który w Finlandii szuka swojej zaginionej siostry – przy okazji zawiązując przyjaźń z właścicielem restauracji, który w tych poszukiwaniach mu pomaga. Bohaterowie poprzedniego filmu reżysera zaludniają zresztą rzeczywistość „Opadających liści”, sygnalizując jednocześnie zmianę struktury etnicznej, jaka dokonała się w fińskim społeczeństwie. Ansa, by móc znaleźć pracę, korzysta z prowadzonej przez Irańczyka Mazdana (Simon Al-Bazoon) kafejki internetowej. Z jednej strony możemy poczuć zadowolenie, że ten poznany przez nas w „Po tamtej stronie” mężczyzna, wówczas przymuszony do przebywania w obozie dla uchodźców, prowadzi obecnie własny biznes. Z drugiej zaś, mówi on Ansie znamienne: „Wy [w domyśle Finowie] nie chcecie obrazić, ale zawsze i tak to robicie”. Społeczeństwo fińskie jawi się tu jako nieelastyczne, jakby pogrążone w śpiączce, niezdolne do reagowania na zmiany. Głos z radia w „Opadających liściach”, zdaje się czymś, co Finów i pośrednio też nas – widzów – z tego snu budzi.
Kaurismäki maluje obraz ludzi poturbowanych życiem w kapitalizmie, którzy w niespokojnej rzeczywistości szukają kogoś, z kim mogliby w poczuciu zrozumienia spędzić parę chwil. | Kamil Czudej
Co znaczące, Ansa w scenie randki z Holappą w swoim mieszkaniu przełącza jednak stację radiową z informacyjnej na tę, z której można posłuchać kojącej, jazzującej muzyki. To, czemu poświęca najwięcej miejsca reżyser, to zatem bez wątpienia wątek romantyczny. Kaurismäki maluje obraz ludzi poturbowanych życiem w kapitalizmie, którzy w niespokojnej rzeczywistości szukają kogoś, z kim mogliby w poczuciu zrozumienia spędzić parę chwil. Nasuwa to ponownie skojarzenia z „Cieniami w raju”, gdzie zarysowana jest podobna dynamika relacji między dwójką bohaterów. Różnica polega jednak na tym, że w filmie z 1986 roku to raczej sytuacja społeczno-ekonomiczna decydowała o dynamice wzajemnych uczuć postaci, opartych w dużej mierze na czysto życiowej pragmatyce. To w końcu z powodu swoich aspiracji Ilona postanawia zerwać z Nikanderem – nie widzi w relacji z śmieciarzem możliwości awansu społecznego, postanawia zatem dać szansę zalecającemu się do niej właścicielowi sklepu. W „Opadających liściach” o powodzeniu relacji bohaterów zadecyduje natomiast raczej gotowość Holappy do zmiany swojego buńczucznego nastawienia do rzeczywistości oraz, co za tym idzie, podjęcia walki z alkoholizmem. W najnowszym filmie Kaurismäkiego ponad społeczne i klasowe uwarunkowania bohaterów, liczą się rzeczy, które dzieją się pomiędzy skrywanymi spojrzeniami, niezręcznie wypowiadanymi słowami. To, co najmocniej wypełnia pustkę samotności snujących się na ekranie bohaterów – czyli miłość.
Chaplin w Finlandii
Kaurismäki często bywa nazywany „Jarmuschem z Finlandii”. Tym razem postanowił chyba obrócić tę etykietę w żart, wysyłając swoich bohaterów na randkę do kina na film „Truposze nie umierają” [The Dead Don’t Die, 2019]. Panoszące się po ekranie kinowym zombie zabijane przez policjantów za pomocą shotgunów chyba nie mogą bardziej kontrastować z tym, co oglądamy w „Opadających liściach”. Ponadto w filmie Kaurismäkiego znajdziemy mnóstwo odwołań do klasyków: oprócz Jarmuscha pojawia się Bresson, Godard, czy chyba najważniejszego dla tego dzieła – Chaplin. Z kolei sam fakt, że kino stanowi jedno z ważniejszych miejsc w filmie, pod którym Holappa wyczekuje regularnie Ansy, świadczy o dodatkowej warstwie opowieści Kaurismäkiego. Seans w kinie nie tylko staje się elementem łączącym dwójkę bohaterów w milczącej fascynacji ekranowymi zdarzeniami. Kinofil-Kaurismäki zdaje się sugerować, że dzięki kinu trudy życia stają się bardziej znośne – mogą tego doświadczyć nie tylko sami bohaterowie „Opadających liści”, ale być może także widzowie tego filmu.
Reżyser składa w ten sposób hołd przede wszystkim idei kina reprezentowanej przez Charliego Chaplina – staje się ono komentarzem społecznym przez wydobycie absurdów, w jakie rzeczywistość wikła jednostkę. Kino Chaplina, tak samo jak najnowszy film Kaurismäkiego, jest przy tym fantastyczną przygodą, pełną wiary w człowieka i jego dobro – to podróż, w którą każdy, kto kocha kino, chce udać się za każdym razem.
Źródło ikony wpisu: Materiały dystrybutora Aurora Films photo_Malla_Hukkanen_c_Sputnik