Wielki protest rolników w Warszawie tym razem odbył się bez traktorów. Ubrani w żółte odblaskowe kurtki rolnicy poruszali się pieszo, z daleka przypominając członków ruchu żółtych kamizelek z Paryża. Różnili się tym, że w tłumie pod Pałacem Kultury niemal każdy trzymał biało-czerwoną flagę.

To jednak nie koniec podobieństw polsko-francuskich. Tamtejsi rolnicy też protestują w swojej stolicy. W ostatni piątek starli się z ochroną Międzynarodowych Targów Rolniczych w Paryżu, podczas których mieli się spotkać z prezydentem Emmanuelem Macronem. Przyjechali tam, poruszając się traktorami, podobnymi do tych, którymi jeżdżą polscy rolnicy. Media już dawno zwróciły uwagę na warte majątek maszyny Polaków. A w mediach społecznościowych pytano: skoro rolnikom jest źle, a Unia Europejska tak im szkodzi, to skąd te traktory?

Rolnicy protestują nie tylko w Polsce i we Francji, ale i w całej Europie. W niektórych krajach posuwają się nawet do wylewania gnojownicy na ulice i pod gmachami ministerstw. W Polsce proszą o odnotowanie, że takich ekscesów jeszcze nie wykonali, chociaż doprowadzeni do ostateczności są na to gotowi. Jednak i u nas wysypywano na tory zboże z ukraińskich wagonów, blokowano drogi dojazdowe do granicy, centra miast i drogi krajowe. To może nie wywołuje takiego szoku estetycznego jak gnojowica, ale jest równie dotkliwe. Tym bardziej dla Ukraińców, których państwo walczy o przetrwanie.

A jednak protesty cieszą się społecznym poparciem. Według badań IPSOS popiera je 78 procent Polek i Polaków. Podobne wyniki podał IBRIS (77 procent). I to pomimo nowoczesnych traktorów, które rażą opinię publiczną, do tego stopnia, że – jak pisze Krystyna Naszkowska w „Gazecie Wyborczej” – jeden z jej rozmówców zastanawiał się, czy na kolejny protest nie wyciągnąć starego Ursusa. „A przecież tego deere’a nikt mu nie dał w prezencie. Wziął go na kredyt, który będzie miesiącami spłacał” – pomstuje Naszkowska.

„Miastowi” też pracują, spłacają kredyty mieszkaniowe i to dekadami, płacą ZUS i ponoszą inne obciążenia, z których rolnicy są zwolnieni lub od których przysługują im ulgi. A mimo to popierają protesty i wyrażają rozumienie dla protestujących przedsiębiorców wiejskich.

Kto wykorzysta lęk przed wojną?

Pytanie brzmi – dlaczego. Chociaż ruch rolniczy w Polsce jest częścią europejskiego zjawiska, to ma także polską specyfikę. Jako mieszkańcy kraju graniczącego z ogarniętą wojną Ukrainą jesteśmy szczególnie narażeni na podsycanie strachu. Ma to związek z jedną z przyczyn protestów rolników – z przepływem ukraińskiego zboża przez Polskę. Polacy nie-rolnicy najwyraźniej rozumieją wyrażane przez rolników obawy, że tanie zboże z Ukrainy konkuruje z polskim i stanowi zagrożenie dla lokalnych gospodarstw.

Możliwe, że te obawy są faktycznie spowodowane lękiem przed eskalacją wojny ze wschodu. Europa ponosi ciężary od wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Ponieważ Putin i prawdopodobnie przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump, podsycają obawy o dalszy rozwój sytuacji, reakcją na to może być niechęć wobec dalszej troski o Ukrainę. W Polsce przybiera ona wręcz postać wrogości wobec sąsiada. Być może właśnie dlatego badani przez IPSOS popierają rolników, nawet jeśli ich żądania miałyby zaszkodzić Ukrainie.

Za tym idzie kolejne ważne pytanie – kto na tych lękach zyskuje, a więc: kto ma interes w ich podsycaniu. W tym kontekście obserwujemy wzmożoną aktywność Konfederacji. Jej politycy w Sejmie i na konferencjach prasowych przemawiają tak, jakby nie było wątpliwości, że ukraińskie zboże jest zagrożeniem dla polskich rolników, a w domyśle lub wprost (zależy, kto mówi) Ukraina jest zagrożeniem dla Polski. Już teraz widać, że w badaniach poparcia dla partii notowania Konfederacji nieco wzrosły. Jeśli Konfederacja wykorzysta protesty rolników do budowania poparcia, należy spodziewać się zaostrzenia retoryki.

Polityczną opieką postanowiło objąć polskich rolników także PiS, wykorzystując ich protesty do krytyki rządu – i pomijając fakt, że problemy wskazywane przez rolników zaczęły się za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Wprawdzie premier Donald Tusk wciąż zapewnia, że rozumie postulaty rolników, wskazuje jednak, że protesty z antyukraińskim nastawieniem służą przede wszystkim wzmocnieniu prawicy nie tylko o antyukraińskim, lecz także antyunijnym, „suwerennościowym” wektorze.

Kto stoi za protestami?

Kolejne ważne pytanie dotyczy powodu protestów. Oficjalnie wiadomo, że są nimi postanowienia Zielonego Ładu i sprawa zboża z Ukrainy. W jakim jednak zakresie Zielony Ład jest rzeczywistym zagrożeniem? Jakie straty przyniesie i komu?

Przypomnijmy, że w ramach nałożonych wymogów od rolników oczekuje się pozostawienia pewnej części gruntów nieobsadzonych, w celu wspierania różnorodności biologicznej. Powinni również ograniczyć stosowanie pestycydów. Jednak jednym z liderów protestów rolników jest Szczepan Wójcik, do niedawna potentat branży hodowli zwierząt futerkowych, który przyczynił się do upadku tak zwanej „Piątki dla zwierząt”.

Warto zastanowić się, czy Zielony Ład zagraża drobnym rolnikom, czy też wielkim plantatorom? Tym, którzy zajmują się uprawą roślin, czy też tym, którzy prowadzą wielkie hodowle zwierząt i sami stanowią zagrożenie dla gospodarstw rolnych? A wreszcie – czy niechęć do dostosowania się do jego wymogów wynika z realnego zagrożenia upadkiem gospodarstw, czy ze strachu przed nowymi inwestycjami i stratami z dotychczasowych.

Dodatkowe światło na tę sytuację rzuca fakt, że do protestów dołączyli myśliwi, tłumacząc, że mają z rolnikami wspólny cel. A jest nim na przykład ochrona pól przed dzikimi zwierzętami i związany z tym planowany zakaz stosowania noktowizorów do polowań, czy też ograniczenia w strzelaniu do niektórych zwierząt. Może więc chodzi nie o gospodarstwa rolne, tylko o lobby różnych potężnych branż? Albo o jedno i drugie.

Dobra diagnoza tej sytuacji pozwoli nie tylko na wypracowanie właściwych rozwiązań, lecz także na świadomie popieranie lub nie popieranie protestów rolników, hodowców zwierząt futerkowych czy myśliwych oraz ich żądań. A świadomość jest kluczowa, gdy tym poparciem chcą sterować i wykorzystać je politycy. Dziś bierze się za to skrajna prawica. Natomiast antyukraińskie i antyunijne nastroje z pewnością cieszą przede wszystkim Putina.

Podobne protesty rolników, poprzedzające przystąpienie innego kraju rolniczego do UE, miały już miejsce – na przykład, gdy do wspólnoty przystępowała Polska. Na pytania związane z przyszłą integracją Ukrainy z Unią nie można odpowiedzieć w jednym tekście. Trzeba szukać na nie odpowiedzi w najbliższym czasie i nie zapominać o nich, kiedy polscy rolnicy znów ruszą na Warszawę, a francuscy na spotkanie z Macronem.

 

* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: publicdomainpictures.net (domena publiczna).