Czy Donald Tusk zostanie rolnikiem? Zastanawiałem się nad tym w tej rubryce rok temu, gdy ówczesny przewodniczący Platformy Obywatelskiej opublikował film, w którym przypominał, że ostrzegał zawczasu przed nadmiernym napływem zboża z Ukrainy do Polski – i krytykował PiS za brak odpowiedniej reakcji.

Myśl była wtedy następująca: PiS dominuje wśród rolników, ale zaliczyło poważną wtopę w kwestii importu produktów rolnych z Ukrainy, co doprowadziło do niepokojów wśród producentów żywności. Z kolei PO była wśród rolników słaba, podobnie jak inne partie ówczesnej opozycji, ale Tusk wypowiadał się zgodnie z ich interesem. Było jednak jasne, że pojedyncze odwołanie to za mało, żeby zdobyć w tej grupie wyborców więcej głosów. Czy istniała możliwość, żeby zmienić tę sytuację? I jakie musiałyby być następne kroki, aby stało się to możliwe?

Platforma rolnicza

Od tej pory wydarzyło się w temacie kilka rzeczy. Po pierwsze, na listy Koalicji Obywatelskiej do Sejmu wszedł Michał Kołodziejczak, wcześniej lider rolniczej Agrounii, różniący się stylem od typowych polityków KO. Został on następnie wiceministrem rolnictwa, przydając formacji Donalda Tuska wiarygodności w tym obszarze. Z kolei przewodniczący PO został po wyborach premierem, a ostatnio poparł postulaty rolników, którzy protestują w całej Polsce przeciwko niektórym założeniom europejskiego Zielonego Ładu oraz importowi produktów rolnych z Ukrainy.

Patrząc abstrakcyjnie, postawa obecnego rządu wcale nie była oczywista. W przeszłości protesty rolnicze nie miały dobrej prasy w środowiskach politycznych skupionych w okolicach centrum sceny politycznej. Teraz jest zupełnie inaczej. Widać dzisiaj coraz lepiej, jak nowa władza rozumie, że musi być formacją traktującą poważnie postulaty ludowe – i nie może oddawać PiS-owi roli obrońcy powszechnych interesów Polaków. To ważna i potrzebna nauka z lat 2015–2023.

Teraz premier Tusk ma zaś możliwość, żeby nie tylko opowiedzieć się za postulatami protestu, ale realnie dowieźć sukces – i zadziałać na forum europejskim zgodnie z interesami polskich rolników. A przy tym wyraźnie odróżnić się od Prawa i Sprawiedliwości, które pomimo tymczasowego zamykania granicy nie było w stanie uzgodnić trwałych korzystnych rozwiązań. Gdyby w Brukseli udało się już wkrótce osiągnąć porozumienie w sprawie zmian w Zielonym Ładzie, stałoby się to zaledwie kilka tygodni po tym, jak Tusk oficjalnie zajął się tematem – a zatem wybitnie szybko. Byłby to drugi podobny sukces po odblokowaniu środków na Krajowy Plan Odbudowy, potwierdzający silną pozycję nowego rządu w UE.

Między policją a PiS-em

Czy mogłoby to prowadzić do istotnych skutków wyborczych? Według badania exit poll IPSOS z wyborów parlamentarnych w 2023 roku, głosowanie w grupie rolników wyglądało następująco: 66,6 procent na PiS, 11,5 procent na Trzecią Drogę, 9,5 procent na Koalicję Obywatelską, 5,3 procent na Konfederację, 3 procent na Nową Lewicę. Widać zatem wyraźną dominację PiS-u wśród rolników, podobnie jak w poprzednich wyborach.

Zmiana tego stanu rzeczy byłaby dużym wydarzeniem politycznym. Moment nie jest dla rządu zły. PiS jest w defensywie i na razie nie widać, jak mogłoby się to zmienić. Do tego nowy rząd może pokazywać, że to partia Jarosława Kaczyńskiego ponosi odpowiedzialność za problemy rolników, a on w odróżnieniu od tego słucha rolników i chce owe problemy skutecznie rozwiązać.

W tym kontekście nie dziwi również, że w temacie protestów uaktywniło się Prawo i Sprawiedliwość. Politycy partii poświęcili w ostatnich dniach wiele energii, aby przekonywać, że w czasie protestu rolniczego pod Sejmem policja zachowywała się zbyt brutalnie i dokonywała nieuzasadnionych interwencji. W ten sposób przedstawiają się jako obrońcy rolników. Nie mają za bardzo innego sposobu, ponieważ rozwiązania, przeciwko którym protestują rolnicy, były wprowadzane w czasach rządów PiS-u – a nowy rząd ogółem popiera postulaty protestujących.

Z punktu widzenia koalicji rządzącej racjonalne byłoby zatem nie tyle bronienie reakcji policji za wszelką cenę, co raczej zrobienie dwóch rzeczy. Po pierwsze, dokonanie wyraźnego rozdzielenia między protestującymi rolnikami, którzy mają słuszne postulaty, a chuliganami, którzy wykorzystują jedynie okazję do wszczynania awantur. Po drugie, sensowne byłoby również poważne podejście do zarzutów nadużycia siły przez policję w czasie protestów – aby podkreślić, że celem władzy jest również bezpieczeństwo ich uczestników. Byłby to również ruch zrozumiały w kontekście doświadczeń ostatnich lat, gdy zarzut nadmiernej brutalności policji często pojawiał się w czasie demonstracji przeciwko rządowi Prawa i Sprawiedliwości.

Kto przekona rolników?

Politycznym celem minimum byłoby zatem wygaszenie protestu poprzez porozumienie z rolnikami i wypełnienie uzgodnionych postulatów. Ale celem maksimum byłoby zyskać nowe głosy i trwale zmienić obowiązujące w Polsce schematy głosowania.

Jest pytanie o to, jak mogłyby się rozłożyć zasługi w razie skutecznego wypełnienia postulatów protestujących rolników. Lewica nie jest obecna w kontekście protestów. Trzecia Droga obejmuje PSL, z którego wywodzi się minister rolnictwa. Teoretycznie miałaby w tym obszarze potencjał. Jest ogółem bardziej konserwatywna kulturowo niż KO, choć jednocześnie bardziej podkreśla konieczność zielonej transformacji. Tak czy inaczej, w przekazie politycznym TD stawia raczej na przedsiębiorców niż rolników.

Z kolei Koalicja Obywatelska ma w tym kontekście podwójną reprezentację. Jest wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak, który znajduje się – jak sam mówi – w pozycji szpagatu między rządem a protestującymi. I jest, rzecz jasna, Donald Tusk, który będzie mógł ogłosić sukces w razie porozumienia na forum Unii Europejskiej. Byłby to kolejny krok dający perspektywę ograniczenia niechęci rolników do partii nowego rządu, a potencjalnie zmierzający w kierunku dokonania trwałego rozdziału między rolnikami a PiS-em.

 

* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: rawpixel.com