Sikorski w głównym nurcie
Podczas piątkowej Warsaw European Conversation, konferencji Polityki Insight i ECFR w Warszawie, wiceszefowa Komisji Europejskiej Věra Jourová zachęcała Radosława Sikorskiego, żeby został komisarzem do spraw obronności w nowej KE. Jak mówiła, „razem moglibyśmy zrobić wielkie rzeczy”. W tej chwili takie stanowisko nie istnieje – natomiast mówi się o jego utworzeniu, a obecnego ministra spraw zagranicznych wymienia się jako potencjalnego kandydata do jego objęcia.
Nie ulega wątpliwości, że szef MSZ ma w ostatnim czasie dobrą passę. Szerokim echem odbiło się jego wystąpienie w ONZ, gdzie w niecałe pięć minut rozmontował rosyjską propagandę historyczną na temat jej wojny przeciwko Ukrainie. W USA udzielił kilku wywiadów medialnych, w których precyzyjnie i w języku zrozumiałym dla zachodniego odbiorcy przedstawiał stanowisko Polski w sprawach bezpieczeństwa.
Do tej pory spośród polityków naszego regionu najlepiej wypadała w tym kontekście premier Estonii Kaja Kallas. Rząd PiS-u niestety nie potrafił komunikować się z zagranicą. W jego stanowiskach wciąż wybrzmiewał lokalny idiom, który jest przyswajalny jedynie wtedy, gdy dobrze zna się naszą politykę wewnętrzną, historię Polski i regionu, ale brzmi zagadkowo lub dziwnie dla odbiorcy z zewnątrz. Obecny szef MSZ-u nie ma tego problemu i wprowadza polską opowieść z powrotem do głównego nurtu zachodniej polityki.
The Room Where It Happens
W czasie rządów PiS-u Sikorski wielokrotnie powtarzał, że Polska powinna być przy stole, przy którym zapadają decyzje, wspominając utwór „The Room Where It Happens” z musicalu „Hamilton”. Z tej perspektywy PiS-owska wizja suwerenności była fałszywa, ponieważ prowadziła nie do zwiększonej potęgi, lecz do osamotnienia Polski.
Zmiana atmosfery wokół naszego kraju jest łatwo dostrzegalna. Właśnie miał miejsce pierwszy w tej kadencji szczyt Trójkąta Weimarskiego, do którego należą Polska, Niemcy i Francja. Przy okazji piątkowego spotkania mówiło się o Donaldzie Tusku, że mógłby pomóc w wypracowaniu porozumienia w spornych sprawach między Niemcami a Francją. Tego z pewnością nie można by powiedzieć o premierze Morawieckim. W prasie europejskiej przyjęcie przez Polskę funkcji jednego z motorów UE bierze się obecnie jako oczywistość.
Konsekwencje wyborów 15 października
Owa polityka zagraniczna w nowej formule jest wyrazem głębszej zmiany, która zaszła w naszym kraju i stała się możliwa po wyborach 15 października. PiS na własne życzenie pozbawiło się w tym obszarze narzędzi. Wobec partnerów przyjmowało postawę nieufną i wrogą, co jest czymś zupełnie innym niż dbałość o własne interesy. A wobec UE wykazywało postawę eurosceptyczną, porównując ją nawet do ZSRR.
Do tego PiS miało swoje za uszami – jego relacje w Europie były obciążone wulgarnym atakiem na demokrację konstytucyjną w kraju. Osłabiało to pozycję polskiego rządu, niezależnie od tego, czy w konkretnych przypadkach była to okoliczność wykorzystywana jako pretekst do zyskania przewagi czy autentyczne zmartwienie. Z tej perspektywy polityka nowego rządu może być, co nie dla wszystkich będzie intuicyjne, bardziej asertywna niż poprzedniego.
Donald Tusk startuje z zupełnie innej pozycji. Jest postacią dobrze znaną w zachodniej polityce i potrafi się w niej poruszać – wcześniej pełnił przez kilka lat w UE funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej. Do tego Platforma Obywatelska jest obecnie być może najsilniejszą formacją w Europejskiej Partii Ludowej (EPP), z której na szefa Komisji Europejskiej kandyduje na drugą kadencję Ursula von der Leyen – a przyjazne nastawienie z jej strony jest łatwo dostrzegalne.
Czy PiS pomoże w relacjach z Trumpem?
Wszystko to może być dla PiS-u wybitnie irytujące. Partia Jarosława Kaczyńskiego teoretycznie prężyła suwerennościowe muskuły, ale w praktyce izolowała się w Europie i ewentualnie pokrzykiwała średnio zrozumiałymi sloganami z marginesów europejskiej polityki. Z kolei Tusk po przejęciu władzy był w stanie szybko odblokować wypłatę pieniędzy na KPO, wstrzymaną wcześniej ze względu na naruszenia praworządności w Polsce. Teraz ogłosił zaś porozumienie z KE w sprawie wymogów Zielonego Ładu wobec zasad produkcji żywności, co ma odpowiadać na protesty rolników – co ma pokazywać jego dobre kontakty z głównym nurtem europejskiej polityki.
Plusem dotychczasowej polityki PiS-u mogłyby być lepsze kontakty tej formacji z amerykańską prawicą. Gdyby jesienią wybory prezydenckie wygrał w USA Donald Trump, to być może Andrzej Duda miałby z nim bardziej zgodne relacje. W czasie wizyty premiera Tuska i prezydenta Dudy w Waszyngtonie ten ostatni spotkał się z przywódcami większości i mniejszości w Izbie Reprezentantów oraz w Senacie, a zatem również politykami Partii Republikańskiej, w tym speakerem Izby Reprezentantów Mikiem Johnsonem, który blokuje przegłosowanie przez Kongres kolejnego pakietu pomocy dla Ukrainy. Jak dotąd nie widać jednak, żeby relacje polityków PiS-u miały przełożenie na postawę amerykańskich kolegów.
Egzamin praktyczny
Po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku mówiło się o tym, że dla Polski otwiera się okno możliwości w polityce międzynarodowej, dzięki czemu mogłaby ona zyskać większy wpływ na bieg spraw, zarówno z powodów strategicznych, jak i zwiększonej wiarygodności – skoro jako wiodący kraj regionu zawczasu przestrzegała przed polityką Rosji. Chociaż takie myślenie miało sensowne podstawy, ograniczenia ideologiczne i praktyczne PiS-u powodowały, że nasza polityka zagraniczna nie mogła oddychać pełną piersią.
Nowy rząd Donalda Tuska ma w tej mierze szansę na nowe otwarcie. Tymczasem Polski głos jest potrzebny, jak nigdy, aby wpłynąć na przygotowanie skutecznej polityki Zachodu względem zagrożenia ze strony Rosji. Należy mieć nadzieję, że Polska wykorzysta ten czas do maksimum naszych zdolności. Tusk i Sikorski mogą teraz sprawdzić, ile konkretnie da się zdziałać, gdy jesteśmy przy stole – przyjazne relacje to jedno, twarde wyniki to drugie. W tym właśnie tonie premier napisał niedawno na portalu X: „Prawdziwa solidarność z Ukrainą? Mniej słów, więcej amunicji”.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Flickr.