Zbigniew Ziobro, po długiej publicznej nieobecności, wystąpił we wtorek i środę przed swoim domem, by poskarżyć się dziennikarzom na służby, które przeszukiwały jego dom. Wyliczał: nie został poinformowany o planowanym przeszukaniu, nie miał możliwości sam przekazać rzeczy, których szukała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a nawet wpuścić służb, by te nie musiały uszkodzić budynku.
Wejście służb do domu polityka, zwłaszcza gdy nikogo tam nie ma, zawsze wygląda źle. Jednak trudno ocenić to konkretne działanie, kiedy nie zna się szczegółów. Być może, gdyby ABW zapowiedziała się wcześniej, ryzykowałaby, że nie znajdzie dokumentów, których szuka. Być może obawiała się, że były minister sprawiedliwości próbowałby utrudnić jej wejście. Szczegółów nie znamy, trudno więc rozstrzygnąć, czy ci, którzy wyrażają oburzenie na działanie służb, mają obiektywne powody. Jeśli tak, mogą iść do sądu.
Służby przeszukały też w hotelu sejmowym pokój Michała Wosia, wiceministra odpowiedzialnego za Fundusz Sprawiedliwości, i mieszkania innych osób, w sumie 25 miejsc. Nie sposób jednoznacznie odnieść się do zarzutów, że spektakularne wejścia do domów polityków dawnej władzy, to element trwającej kampanii wyborczej. Owszem, widowiskowe działania sprzyjają obecnej władzy, która obiecała rozliczenia. Jednak z drugiej strony – kiedy skończy się kampania przed wyborami samorządowymi, zacznie się przed wyborami do europarlamentu, a potem – prezydenckimi. Postępując zgodnie z tą logiką, trudno znaleźć odpowiedni czas na działanie.
Na propagandę czy dla ofiar przestępstw
Żadnych wątpliwości nie budzi jednak powód przeprowadzenia akcji podany przez prokuraturę krajową. A są nim nieprawidłowo wydane pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości, w związku z czym prowadzone jest śledztwo. Najwyższa Izba Kontroli uznała, że 280 milionów złotych z funduszu wydano w sposób nierzetelny, niecelowy, niegospodarny. Zgodnie z ustaleniami NIK, na pomoc ofiarom przestępstw, dla których powstał Fundusz, wydano zaledwie 34 procent środków.
Samo ministerstwo sprawiedliwości albo też politycy ówczesnej opozycji czy dziennikarze podawali, że pieniądze dla ofiar przestępstw dostawały koła gospodyń wiejskich czy oddziały ochotniczej straży pożarnej. A także ksiądz-egzorcysta, którego fundacja Profeto dostała z funduszu 100 milionów złotych na budowę centrum pomocy dla ofiar przestępstw. Mimo imponującej sumy, centrum jest jednak wciąż w budowie, a jego dotychczasowy kształt według tych, którzy je widzieli, przypomina bardziej telewizję niż ośrodek terapeutyczny. Ksiądz Michał O. natomiast został właśnie aresztowany.
Z Funduszu Sprawiedliwości miał też być sfinansowany zakup oprogramowania szpiegującego Pegasus.
Kogo lubi ministerstwo i jego pieniądze
W czasie, kiedy to wszystko się działo, ministerstwo sprawiedliwości pod wodzą Zbigniewa Ziobry cofało dotacje dla organizacji zajmujących się ofiarami przemocy domowej, zarówno dorosłymi, jak i dziećmi. Odmawiało finansowania telefonu zaufania 116 111 dla dzieci w kryzysie psychicznym, które prowadzi fundacja Dajemy Dzieciom Siłę.
Ogólny kierunek, jaki od początku przyjął resort Ziobry był zbieżny z tym, by finansować działalność tych, którzy odpowiadają ideologicznemu pakietowi ministra, a zabierać tym, którzy mają inne poglądy. A prawica nie od dziś polemizuje z zasadnością, bądź też skalą ingerowania w przemoc domową, argumentując, że może to naruszać trwałość i integralność rodziny. Telefony zaufania czy organizacje, które pomagają ofiarom, najczęściej kobietom i dzieciom, za czasów Ziobry walczyły więc o finansowanie z innych źródeł.
Czas skończyć z aferoodpornością
Oprócz faktu, że ministerstwo ideologizowało pomoc, bezwzględnie należy rozliczyć uznaniowe wydawanie tak wielkich sum i przekazywanie ich na cele niezgodne z przeznaczeniem. A kiedy mowa o programie Pegasus i czymś, co ma być centrum terapeutycznym, a wygląda jak studio telewizyjne, to chodzi o znacznie więcej niż tylko o niezgodne z przeznaczeniem wydatki – na finansowanie partyjne w celu utrzymania władzy. I to właśnie jak najszybciej powinna zbadać prokuratura, żeby skończyć z zadomowionym już w Polsce za czasów PiS-u procederem.
Szczególnie że PiS w czasie swych rządów znane było z tego, że jest aferoodporne. Bardzo długo nie szkodziły mu żadne afery, chociaż dotyczyły często ogromnych pieniędzy zagarniętych dla swoich celów przez władzę. Metodą PiS-u stało się więc to, że nie angażuje się w wyjaśnianie zarzutów, tylko przechodzi nad nimi do porządku dziennego. Byłoby bardzo źle dla państwa i tego, w jaki sposób obywatele traktują dobro publiczne, gdyby i obecna władza zademonstrowała podobne podejście. Tak się jednak nie dzieje, co pokazuje powołanie komisji śledczych w sprawie trzech afer: Pegasusa, wyborów kopertowych i wizowej. Jednak pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości nie potrzebują komisji – tu wystarczy dobra księgowość i dobre postępowanie prokuratorskie, w tym poszukiwanie potrzebnych dokumentów. I to właśnie się dzieje.
Oczywiście udowodnienie winy polityków PiS-u oraz roli ludzi z nimi związanych w zawłaszczaniu państwa i środków publicznych jest politycznie na rękę obecnej władzy, szczególnie przed wyborami. Jednak rozliczenie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości służy też zwykłej przyzwoitości i dobrym praktykom państwowym.
Poza tym zaufanie do państwa i rządzących to coś, co jest bardzo potrzebne w czasach „przedwojennych”, kiedy sprawne państwo wzmacnia poczucie bezpieczeństwa. Dlatego konieczność rozliczenia polityków, którzy uwłaszczyli państwo jest oczywista i z tej perspektywy wejście do domu Zbigniewa Ziobry nabiera zupełnie innego znaczenia.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Flickr.