Ukazało się wznowienie „Wampira. Biografii symbolicznej” Marii Janion. To książka dość niezwykła, nie tylko z racji swojego tematu, ale i struktury. Jeśli miałaby być w istocie „biografią”, to na pewno nie z tych linearnych, w których życie bohatera wykładane jest od narodzin po zgon – zwłaszcza że w przypadku wampirów oba te pojęcia są dość problematyczne. W książce nie ma wstępu, wprowadzenia ani ekspozycji. Janion zaczyna opowieść modo homerico, w środku sprawy, po czym zasypuje czytelnika tysiącem szczegółów z życia wampirów – są to szczegóły zaczerpnięte niemal wyłącznie z tekstów literackich – ale także z życia nekrofilów, kazirodców, morderców i postaci cierpiących na różne zaburzenia osobowości. Niektóre rozdziały mają kilkadziesiąt stron, a inne kilka. W dodatku tekst autorski zajmuje tylko trzecią część tej obszernej książki. Reszta to zestawiona przez piszącą antologia utworów wampirycznych z XIX i XX wieku oraz bogaty materiał ikonograficzny. Nawet przy sympatii i szacunku dla Profesor Misi (tak nazywał ją Miron Białoszewski) trudno uniknąć wrażenia, że „Wampir” stanowi osobliwe materii pomieszanie. Materia ta jest jednak nader pożywna poznawczo.

Uczciwie mówiąc, nie pamiętam, czy po ukazaniu się pierwszego wydania tej książki w 2002 roku recenzenci i krytycy zwrócili uwagę na tę jej swoistą strukturę czy raczej antystrukturę. Dobiegająca osiemdziesiątki Janion odchodziła już wówczas radykalnie od poetyki solennych uczonych rozpraw literaturoznawczych i historycznoideowych, które pisała przez pół wieku i którymi być może sama była znużona. W późnych latach życia coraz częściej pozwalała sobie na, by tak rzec, ostrzejsze jazdy intelektualne. „Wampir” jest najdalej pojechaną z nich.

„Wampir” w wydaniu Janion to zatem przegląd obrazów – podkreślam raz jeszcze, literackich, choć ze sporą domieszką graficznych oraz filmowych – ukazujących nie tyle konkretny typ postaci fantastycznej, ani tym bardziej którąś jednostkowo określoną postać tego typu i jej losy w kulturze i wyobraźni, ile raczej szeroko rozbudowany fantazmat kulturowy, bardzo stary, bardzo trwały i powszechny w wielu kulturach oraz epokach. Właśnie rozległość tematu sprawiła, że nie było dla autorki koniecznie, zapewne nie było też możliwe ujęcie go w sposób precyzyjny i metodologicznie sformalizowany. Dzieło „Wampir w historii kultury”, wykładające kolejno, chronologicznie i szczegółowo treści ze wszystkich zasobów naszej kultury, miałoby kilka dużych tomów i nikt by go nie przeczytał, a już na pewno nie w całości. W ten sposób można wyjaśnić, a może i uzasadnić, heterogeniczną postać Janionowego „Wampira”.

Skupienie Marii Janion na materiale literackim, tworzonym odgórnie, nie zaś oddolnie (inaczej mówiąc – na kulturze „wysokiej”, „elitarnej”, nie tej ludowej, tradycyjnej, żywej w zbiorowościach społecznych), nie wszystkim się dziś podoba. Ale to ich problem. Cóż prostszego, niż oskarżyć autorkę o zawłaszczenie treści ludowych wierzeń i poglądów, o poddawanie ich dowolnym, arbitralnym przeinaczeniom, reinterpretacjom z ducha wyniosłej akademii. Z tym że, po pierwsze, jeśli ktoś tu faktycznie coś zawłaszczył, to nie tyle Janion, ile przywoływani przez nią autorzy i autorki dzieł literackich żyjący sto, dwieście i więcej lat temu. Do nich należy kierować skargi i zażalenia. Po drugie zaś – ludowa wiara w istoty nieumarłe, nazywane wieloma nazwami, nie do końca jest tożsama z fantazmatem wampirycznym wyłaniającym się z dzieł literackich epoki romantyzmu i epok późniejszych. Ten ostatni ma liczne konteksty ponadklasowe i ponadczasowe, może wręcz archetypiczne. Aby zostać wampirem, nie wystarczy czuć się nim choćby najmocniej.

Wampir jest postacią trudno uchwytną nie tylko dlatego, że realnie nie istnieje – w każdym razie nie tak, jak osoby mijające się każdego dnia na ulicach miast – ale również dlatego, że w swojej egzystencji wyobrażonej swobodnie przekracza granice czasów, stylów i mód. Tak dzieje się zawsze w przypadku bytów szczególnie istotnych dla wyobraźni zbiorowej, istotnych na wszystkich jej szczeblach, osobniczym i grupowym, intelektualnym i afektywnym, ludowym i elitarnym. Jedną z naczelnych cech człowieczeństwa, cokolwiek znaczy to dziwne słowo, jest świadomość własnej partykularnej skończoności w czasie. Pociąga ona niezawodnie lęk, ciekawość i fascynację tym, co znajduje się poza granicami cielesno-umysłowej egzystencji każdej ludzkiej jednostki – o ile znajduje się tam cokolwiek. Jako że granica oddzielająca istnienie osoby ludzkiej od jej nieistnienia jest od strony istnienia absolutnie szczelna, od zarania dziejów naszego gatunku usiłowano ją przekraczać wyjątkowo uparcie i ustawicznie. Tak, w największym uproszczeniu, przedstawia się geneza wiar ludzkich w życie pozaświatowe, obecnych w każdej ludzkiej zbiorowości, o której coś dziś wiemy. Usiłowanie przekroczenia horyzontu czasu, jaki dany nam jest przez naturę, choć, jak przy każdym horyzoncie, skazane na porażkę, podejmowane jest bez wytchnienia od wielu tysięcy lat. Nawet w naszych czasach, mocno wypranych z wiary w cokolwiek poza wizją pikseli, większość ludzi chyba ma mniej lub bardziej niewyraźne wyobrażenia o tym, co się z nimi stanie po śmierci – o tym, że w ogóle coś się wtedy stanie.

Ale co tu ma do rzeczy wampir i jego pobratymcy z ludowych wierzeń? Otóż nie każdemu z nas wystarczają sterylne prawdy wiar religijnych czy systemów filozoficznych. Granicę między życiem a nieżyciem wielu ludzi chciało i nadal chce widzieć bliżej własnego tu i teraz. Wampir, czy to jako straszliwy Nosferatu, czy jako seksowny Lestat, stanowi znak bliskości tej granicy. Nie jest istotą pochodzącą z odległych wymiarów czasu i przestrzeni, z jakichś wydumanych przez myślicieli dalekich obszarów, o których przeciętny człowiek nie chce i nie umie myśleć. Wampir jest bardzo bliski. Wychodzi z trumny na podmiejskim cmentarzu, można go spotkać w piwnicy własnego domu. Tak oto tajemnica śmierci okazuje się dostępna na wyciągnięcie ręki, a jej przejmująca dreszczem trwogi niesamowitość przybiera postać materialną, namacalną, a nawet czynnie i niebezpiecznie działającą.

Jest to również postać rozmywająca się miedzy wieloma tożsamościami, ulubiona przez żywych kochających transgresję i eksces. Fascynacja wampirami ma charakter ściśle abiektalny, co Janion podkreśla w swoich wywodach. Są to istoty jednocześnie odrażające i bliskie dla „zwykłych” ludzi, obce im i pokrewne. Fenomen ludzkich zwłok jako przedmiotu widzianego przez żywych polega głównie na uświadomieniu sobie, że ta bezwładna, szybko ulegająca procesom rozkładu bryła materii organicznej jeszcze niedawno była tak samo żywa, jak ci, którzy się jej przyglądają – czuła, myślała, miała zamierzenia. Stąd niedaleko jest do wyobrażenia sobie przez żywych, że ta bryła może w jakiś sposób powrócić do życia, zawrócić spoza granicy nieżycia, którą przekroczyła. Fakt, że ludzkie zwłoki ulegają często procesom fizjologicznym, które mogą na żywych sprawiać wrażenie, że trup przejawia jakieś czynności życiowe albo nawet wykonuje wolicjonalne ruchy, zapewne walnie przyczynił się do powstania i rozwoju wiary w nieumarłych.

Fascynacja zjawiskami z pogranicza realności i fantazji, życia i śmierci, normy i patologii, zwyczaju i nadmiaru – wynika z powszechnej w naszym gatunku chęci przekroczenia ograniczeń nałożonych na nas przez Matkę Naturę, dobroczynną i okrutną, troskliwą i brutalną zarazem. W gruncie rzeczy nie ma istotnego znaczenia to, czy chęć owa manifestuje się w powieści, filmie, komiksie, rozprawie naukowej, czy w nieporadnie wyrażonej wierze „prostego ludu”. Pewne jest tylko to, że odsuwanie jej na margines poznawczy pogardliwym wyższościowym gestem stanowi przejaw słabo zamaskowanego lęku przed obcością, która jest w nas.

A tak nawiasem mówiąc, w temacie wampira wciąż jeszcze jest sporo do napisania.

 

Książka:

Maria Janion, „Wampir. Biografia symboliczna”, wydanie trzecie, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2023.

 

* Fotografia użyta jako ikona wpisu: Kadr z filmu „Nosferatu – symfonia grozy” w reżyserii Friedricha Wilhelma Murnaua (1922). Źródło: FICG.mx / Flickr (CC BY 2.0 Deed).