Jeśli w krótkim trwaniu historia tworzona jest przez zwycięzców, to w długim historyczne zdobycze wiedzy pochodzą od pokonanych.
Reinhart Koselleck [1]
Pewnego słonecznego wiosennego dnia w 2022 roku w centrum stolicy Tajwanu odbyła się niezwykła demonstracja. W proteście przeciwko wojnie grupa ludzi odegrała role ofiar rosyjskiej agresji na Ukrainę. Niektórzy mieli związane ręce i nogi, brudną skórę, inni ucharakteryzowani byli na poważnie zranionych. Część osób leżała na ziemi, co potęgowało jeszcze dramatyzm ich protestu. Nietypowemu happeningowi towarzyszyły hasła: „Nie dla wojny”, „Zatrzymać Rosję!” oraz flagi oddalonego o osiem tysięcy kilometrów wschodnioeuropejskiego kraju. Z głośników dobiegały odgłosy wystrzałów i eksplozji [2].
Rosyjska agresja na Ukrainę pozornie ma niewiele wspólnego z losem odległego Tajwanu. W praktyce jednak od lutego 2022 roku stale powraca pytanie, czy neoimperialna agresja wobec mniejszego kraju możliwa jest także w innych częściach świata. Oto do Europy powróciła pełnoskalowa wojna. Niemożliwe okazało się całkiem możliwe. Wydarzenia w regionie Europy Środkowo-Wschodniej z ostatnich lat zmuszają do zadawania pytań o nieodległą przyszłość w kategoriach geopolitycznych. Z tego punktu widzenia pokrewieństwo losów mieszkańców Tajwanu i Ukraińców wydaje się nie tylko oczywiste, ale wręcz konieczne dla zrozumienia procesów zachodzących we współczesnym świecie [3]. Si vis pacem para bellum – jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny: obecnie ta stara rzymska maksyma znajduje odzwierciedlenie w gigantycznym wzroście wydatków na zbrojenia na całym świecie.
W wyniku wybuchu wojny okazało się, że transporty zboża z Ukrainy musiały zmienić szlaki handlowe, którymi zwykle były przemieszczane, co nie tylko doprowadziło do konfliktów w ramach Unii Europejskiej, lecz także niespodziewanie zagroziło klęską głodu wielu krajom w Afryce czy na Bliskim Wschodzie. Ceny gazu i paliw poszybowały w górę. Poziom życia ludzi w krajach zachodnich i poza nimi okazał się bardziej kruchy, niż można byłoby wcześniej przypuszczać. Dalsze konsekwencje pełnoskalowej wojny w Europie Środkowo-Wschodniej ujawniały się stopniowo. Światowej opinii publicznej przypominano, że agresja Rosji na Ukrainę trwa nie od 2022, lecz od 2014 roku. Przy tym jedna rzecz stała się całkowicie jasna. Ćwierć wieku względnego pokoju w regionie – który ze względu na szczególne doświadczenie przemocą nazwany został „skrwawionymi ziemiami” [4] – definitywnie się skończyło. I to właśnie to sejsmiczne echo wojny w Ukrainie było odczuwalne na Tajwanie wiosną 2022 roku.
Światło, które zgasło?
Jeszcze nie tak dawno wydawało się, że geopolityczne znaczenie Europy Środkowo-Wschodniej to raczej sprawa historii niż przyszłości. Niektórzy narzekali wręcz, że życie w tym miejscu globu, po wejściu do Unii Europejskiej i nieprzerwanym okresie wzrostu i stabilnej polityki, stało się nudne [5]. Ostatnim wielkim wydarzeniem regionu wydawał się jego annus mirabilis, czyli rok 1989, gdy zaczęto postrzegać tę część Starego Kontynentu jako źródło nadziei, zdolne do wniesienia nowej energii do koncepcji liberalizmu i Unii Europejskiej. W warunkach trwającej od w połowy lat siedemdziesiątych globalnej fali demokratyzacji Europa Środkowo-Wschodnia doświadczyła bodaj największych i najszybszych zmian. Kraje tego regionu jeden po drugim obalały swoje komunistyczne reżimy i wprowadzały liberalną demokrację w zachodnim stylu.
Gdzieś w połowie drugiej dekady XXI wieku okazało się, że ten trend w Europie Środkowo-Wschodniej się odwrócił. Budowanie instytucji w stylu zachodnim, wzmacnianie liberalnej demokracji i społeczeństwa obywatelskiego – najpierw wszystko to straciło impet, a następnie zaczął się prawdziwy pochód eurosceptycznych i populistycznych przywódców na Węgrzech, w Czechach i Bułgarii. W Polsce – przez długi czas postrzeganej jako największy sukces demokratycznej transformacji – w 2015 roku rozpoczęły się ośmioletnie rządy populistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość, kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego. Wielu osobom na Zachodzie wydawało się, że w Europie Środkowo-Wschodniej nie dzieje się już nic interesującego. Wyjątek stanowili niektórzy populiści, jak Marine Le Pen, którzy chętnie udawali się na nauki do Budapesztu, niby do szkoły polityki nieliberalnej. Światło regionu zgasło, a jego liberalna siła inspiracji wyparowała, jak w swojej głośnej książce napisali Ivan Krastev i Stephen Holmes [6]. Aż do początku 2022 roku.
Gdy w szary poranek 24 lutego tego roku podano wiadomość, że Rosja rozpoczęła pełnoskalową inwazję na Ukrainę, u zachodnich sąsiadów Polski wywołało to szok. Wiele wyobrażeń o geopolityce – że Europa jest od dziesięcioleci kontynentem bez wojny, że równowaga sił wygląda w konkretny sposób, że istnieją zasady, których nie sposób złamać – rozpadło się z dnia na dzień. Tymczasem kraje Europy Środkowo-Wschodniej, przeciwnie, wydawały się dziwnie pewne siebie. Nie żeby wybuch wojny nie wywołał zbiorowego strachu. Z pewnością strach był – i to szczególnie silny. Z jakiegoś powodu jednak to, co wydarzyło się w lutym 2022 roku, nie było zaskoczeniem dla większości mieszkańców tego regionu. Zupełnie tak, jakby istniała jakaś uspokajająca wiedza, wynikająca z doświadczeń tych krajów i wiedzy o Rosji, pozwalająca zrozumieć, co ta wojna oznacza i dokąd może doprowadzić.
Dla krajów zachodnich, zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych, wojna ta oznaczała katastrofę dla ludności Ukrainy. Za jedno z największych zagrożeń uważano, że może ona rozprzestrzenić się poza granice tego kraju, co wywołałoby globalny konflikt. Z tym myśleniem wiązało się silne przekonanie, że to na państwach NATO spoczywa odpowiedzialność za niedopuszczenie do dalszej eskalacji konfliktu w następstwie jakiegoś lekkomyślnego kroku [7].
W przypadku krajów Europy Środkowo-Wschodniej było zupełnie inaczej. Sąsiedzi Rosji postrzegali wojnę nie jako pojedyncze wydarzenie, lecz jako proces, w którym jedyną odpowiedzialną za eskalację osobą był Władimir Putin. Mieszkańcy państw byłego Układu Warszawskiego widzieli w inwazji na Ukrainę kolejny krok w całej serii koszmarnych ataków Rosji na inne kraje, począwszy od krwawych wojen w Czeczenii czy Gruzji. Założenie, że Władimir Putin mógłby poprzestać na Ukrainie, uważano tu za absurdalne. Zaś za oczywiste, że Rosja będzie kontynuować działania na Zachodzie, atakując, jeden po drugim, państwa niegdyś należące do Związku Radzieckiego – bądź jako część jego terytorium, jak kraje bałtyckie, albo też jako państwa satelickie, jak Polska. Niebezpieczeństwo uważano za naglące i natychmiastowe. Jak ujęła to estońska premierka Kaja Kallas: „Dzisiejszy problem naszego sąsiada jutro będzie naszym problemem” [8].
Z różnych definicji wojny wynikały różne przewidywania i oczekiwania co do przyszłości. Podczas gdy Zachód wierzył, że musi zapobiec trzeciej wojnie światowej, Wschód utrzymywał, że niezależnie od tego, jakiej nazwy będzie się używać, wojna przeciwko Zachodowi – z jego wartościami, sojuszami, ustalonymi granicami i terytoriami – już się rozpoczęła. Podczas gdy Zachód zauważył rozpoczęcie wojny na wschodzie Europy, ważnej, choć niekoniecznie własnej, Europa Środkowo-Wschodnia była przekonana, iż Europa już znajduje się w stanie wojny, nawet jeśli bombardowania miast nie przekroczyły jeszcze granicy ukraińskiej.
W tej gorączkowej atmosferze ostrożne kroki Zachodu dla wielu mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej przypominały echo tak zwanej fałszywej wojny z 1939 roku, kiedy to Francja i Wielka Brytania wypowiedziały wprawdzie wojnę Niemcom 3 września, lecz w istocie podjęły tylko ograniczone działania wojskowe, przez co – mimo wiążących sojuszy – nie uratowały Polski. W tamtym czasie również, zupełnie jak w 2022 roku, publikowano w mediach przerażające historie z bombardowanej Warszawy i innych miast. Sojusznicy zasadniczo byli jednak zdeterminowani, aby nie dać się wciągnąć zbyt głęboko w jakąkolwiek pomoc. Może ich militarna bezczynność tymczasowo opóźniła rozprzestrzenianie się wojny na całym świecie. Jednak równie uprawniony jest argument, że gdyby na działania III Rzeszy zareagowano wystarczająco szybko i zdecydowanie, do tak katastrofalnego zjawiska jak wojna światowa w ogóle by nie doszło.
Analogia z 1939 rokiem doskonale wyraża głęboko odczuwaną intuicję dotyczącą tego, jaki kierunek może przyjąć dalszy rozwój wojny w Ukrainie. Stąd różnice co do definicji pożądanych działań w odpowiedzi na rosyjską agresję. Przez cały 2022 roku kraje położone bliżej Rosji wzywały do twardej reakcji: nałożenia twardszych sankcji na państwo Putina, wysłania większej ilości broni do Ukrainy, zintensyfikowania wysiłków dyplomatycznych w celu zakończenia wojny. Wiele inicjatyw stało się od tamtych chwil częścią szerszego międzynarodowego konsensusu. Jednak kraje Europy Środkowo-Wschodniej wolałyby pójść jeszcze dalej – w miesiącach po lutym 2022 niektóre z nich popierały nałożenie na Ukrainę strefy zakazu lotów [9] lub nawet wysłanie wojsk NATO za ukraińską granicę, choćby tylko w ramach misji pokojowej, jak sugerował rząd w Warszawie. W momencie, gdy niniejsza książka idzie do druku (a więc w kwietniu 2024 roku), wciąż widać wyraźnie, że kraje takie jak Finlandia, Kraje Bałtyckie i Polska mówią jednym, zdecydowanym głosem – w przeciwieństwie do zachodu Europy.
W marcu 2022 roku premierka Litwy Ingrida Šimonytė stwierdziła krótko: „Inwazja Rosji była do przewidzenia” [10]. I nie była w tym odosobniona. Od czasu wybuchu wojny kraje Europy Środkowo-Wschodniej przypominały światu o swoich wcześniejszych ostrzeżeniach dotyczących agresywnej polityki Rosji. Do 24 lutego 2022 roku te ostrzeżenia, pochodzące od rosyjskich i białoruskich dysydentów, Ukrainy, krajów bałtyckich, Gruzji i wielu innych aktorów politycznych, były w znakomitej większości ignorowane przez zachodnich polityków głównego nurtu. Co więcej, aby odrzucić alarmistyczne tony płynące z Europy Środkowo-Wschodniej, gdy chodziło o gazociągi Nord Stream i inne geostrategiczne plany Rosji wobec Ukrainy oraz krajów byłego Związku Radzieckiego, mniej lub bardziej otwarcie mówiono o „rusofobii” państw byłego bloku komunistycznego. Nic dziwnego, że do ostatniej chwili wielu szanowanych zachodnich ekspertów do spraw Rosji nie wierzyło, że prezydent Putin zdecyduje się na pełnoskalową wojnę.
W tym sensie 24 lutego 2022 roku był niewątpliwie przełomem politycznym. Z biegiem czasu wielu polityków oraz intelektualistów na Zachodzie zaczęło wręcz przepraszać za to, że nie potraktowali ostrzeżeń poważnie. Być może najbardziej dobitna w samokrytyce była Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej. W swoim orędziu o stanie Unii z 2022 roku oświadczyła: „Jedną z lekcji z tej wojny jest to, że powinniśmy byli wysłuchać tych, którzy znają Putina. Annę Politkowską oraz wszystkich rosyjskich dziennikarzy, którzy ujawnili zbrodnie i zapłacili za to najwyższą cenę. Naszych przyjaciół na Ukrainie, w Mołdawii, Gruzji i w białoruskiej opozycji. Powinniśmy byli słuchać głosów wewnątrz naszej Unii – w Polsce, w krajach bałtyckich i w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Od lat mówili nam, że Putin się nie zatrzyma” [11]. Co takie mea culpa będzie oznaczać w praktyce, na kolejne lata, pozostaje kwestią otwartą.
To, że bliscy sąsiedzi Rosji mieli w kwestii Putina rację, jest źródłem dość gorzkiej satysfakcji. Stąd wybrzmiewające w wypowiedziach wielu polityków z Europy Środkowo-Wschodniej poczucie moralnej wyższości. Mieszkańcy tego regionu nie tylko są przekonani, że mają rację, lecz także, iż mieli tę rację przez wiele lat i nie byli słuchani. Ma im to zatem dawać moralną przewagę. Politycy tych krajów sugerowali wręcz, że można byłoby uniknąć nie tylko niebezpiecznych incydentów rakietowych [12]. Gdyby posłuchano głosów z Tallina, Rygi, Wilna, Warszawy i Kijowa, być może udałoby się całkowicie zapobiec wojnie w Ukrainie. Nigdy wcześniej ich ostrzeżenia nie wydawały się tak przerażająco trafne.
300 lat traumy
Z czego to wynika? Oczywiście, to nie tak, że przedstawiciele jednej części Europy nagle mają rację w każdej kwestii dotyczącej Rosji. Niezbędne jednak wydaje się, by dociec, dlaczego mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej tak trafnie interpretowali kierunek rosyjskiej polityki w XXI wieku. Źródeł specyficznego charakteru kultury politycznej i zbiorowych nawyków Europy Środkowo-Wschodniej często upatruje się w dziedzictwie komunizmu lub w szczególnej ścieżce transformacji politycznej i gospodarczej po 1989 roku. Nasz argument jest jednak taki, że oprócz tych średnio- i krótkoterminowych wyjaśnień, należy również wziąć pod uwagę perspektywę długoterminową. Stanowisko Europy Środkowo-Wschodniej wobec Rosji jest dobrym przykładem tego, jak wielką rolę w zwyczajach politycznych i kulturowych odgrywa dziedzictwo historyczne i geograficzne. Mamy tu na myśli historię, która w niektórych przypadkach sięga nawet 300 lat wstecz: przez wieki Europa Środkowo-Wschodnia doświadczała skutków rosyjskiego imperializmu. Od carskiej Rosji po Związek Radziecki wiele krajów w całym regionie pozbawiano państwowości, ich populacje były dziesiątkowane, ich społeczeństwa uciskane, a ich kultury – marginalizowane.
Autorzy analiz politycznych często posiłkują się statystykami lub badaniami socjologicznymi. Przez lata kraje Europy Środkowo-Wschodniej oceniane były z punktu widzenia ich dostosowania do zachodnich standardów demokratycznych oraz stanów ich gospodarek. Jednak tym, co w przypadku Rosji jest zasadniczym źródłem wiedzy mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej, są zbiorowe emocje, wynikające z ich historycznych doświadczeń. To, iż są to emocje, nie zmniejsza ich wagi poznawczej. Przeciwnie: jak pokażemy dalej, emocje te mają dobre uzasadnienie, a na ich fundamencie opiera się szczególny rodzaj racjonalności politycznej.
Jakiego rodzaju są to emocje? Twierdzimy, że jest to szczególny rodzaj strachu. Rzadko wspomina się o tym, że mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej rozumieją termin „suwerenność” inaczej niż Europa Zachodnia. Dla narodów Europy Środkowej i Wschodniej suwerenność nie jest, jak dla Francji czy Niemiec, źródłem stabilności. Raczej wykazują one specyficzną nadwrażliwość na możliwość jej ponownej utraty; kojarzą więc samą suwerenność ze zbiorową traumą. Dość powiedzieć, że projekty gazociągu Nord Stream prowadzonego po dnie Bałtyku z Rosji do Niemiec były oceniane głównie z perspektywy możliwych zagrożeń dla suwerenności państw tego regionu. Inne kwestie, na przykład ekonomiczna opłacalność tych inwestycji, jeśli w ogóle były brane pod uwagę, znajdowały się na dalszym tle; zaś płynące z Zachodu argumenty, że Rosję da się zdemokratyzować dzięki wymianie handlowej, uważano albo za naiwne, albo po prostu cyniczne. Wojna w Ukrainie dodała ważny kontekst do tego zjawiska.
Suwerenność jest zwykle definiowana przy użyciu terminów wywodzących się z nauk prawnych i politycznych. W tym sensie oznacza ona zasadniczo „niepodzielne zwierzchnictwo nad terytorium państwa” [13]. Aby jednak poprawnie zdefiniować suwerenność, konieczne jest również wzięcie pod uwagę aspektów społecznych, ze szczególnym uwzględnieniem społecznego wyobrażenia suwerenności i zbiorowych emocji, które są z nią związane. Szczególnie istotna w przypadku Europy Środkowo-Wschodniej jest trauma spowodowana cykliczną utratą terytorium i państwowości, która to utrata stoi w centrum zbiorowej tożsamości całego regionu. Mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej podzielają rodzaj kruchego poczucia własnego „ja”, wciąż na nowo rozgrywanego przez geopolityczną maszynerię. Z ich perspektywy tak typowe dla Zachodu poczucie stabilności może okazać się złudne, zwłaszcza w kontekście wojen, takich jak obecna na Ukrainie.
„Mamy niepodległe państwo i traumę związaną z jego utratą” – to prawdopodobnie najkrótsze ujęcie problemu, powiedzmy, w stylu portalu X. Polacy, Litwini, Ukraińcy i inni mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej odczuwają wspólny niepokój o swoje kraje. To niepokój egzystencjalny. W latach osiemdziesiątych czesko-francuski pisarz Milan Kundera stwierdził, że małe narody nieustannie niepokoją się o swoje istnienie, ponieważ ich niezależność wielokrotnie była kwestionowana. Wątpliwa jest nawet ich obecność na mapie, doświadczają zatem swojej suwerenności w nerwowy sposób. Tutaj zaczyna się nieopisane dotąd zjawisko suwerenności posttraumatycznej. Społeczeństwa te wierzą, że ich niepodległość, przywrócona z tak wielkim wysiłkiem po 1989 roku, może zostać łatwo utracona, co XX wiek udowodnił aż nazbyt boleśnie. Rosyjskie zagrożenie militarne dla Ukrainy ożywia stare traumy – paradoksalnie, nie tylko te generowane ze Wschodu. Kolejny niepokój, mówiąc wprost, polega na tym, że Zachód „po raz kolejny nas porzuci”. To jakby dwie strony tego samego medalu. W tragicznym losie Ukrainy, a wcześniej Czeczenii i Gruzji, mieszkańcy naszego regionu widzą nie tylko swoją traumatyczną przeszłość, lecz także możliwą przyszłość. „Będziemy następni” – to zdanie, które pada z ust wielu po lutym 2022 roku. Na Zachodzie historia Europy Środkowo-Wschodniej jest często kojarzona z okrucieństwami Holokaustu, które miały miejsce na jej ziemiach. Perspektywa suwerenności posttraumatycznej nie kwestionuje tego, ale pokazuje, że Holokaust był jedną z wielu masakr i masowych mordów, które miały miejsce w tym regionie, gdy zastane formy państwowości były cyklicznie znoszone. Sercem suwerenności posttraumatycznej jest strach przed ponownym powtórzeniem się historii. Jeśli ktoś chciałby skrytykować ten punkt widzenia jako zbyt deterministyczny, prawdopodobnie miałby rację. Niemniej jednak to, że Rosja zaatakowała sąsiedni kraj w 2022 roku, tak jak robiła to już w przeszłości, tylko przyczyniło się do podtrzymania posttraumatycznego punktu widzenia.
Czyż trauma nie jest nieco zbyt modnym terminem? Z pewnością jest terminem popularnym. Niemniej jednak obecny stan badań medycznych, prawnych i społecznych powinien skłaniać nas do poważnego potraktowania tego pojęcia. Trauma jest nie tylko „zdarzeniem, które miało miejsce w przeszłości; to także ślad, jaki to wydarzenie odcisnęło w umyśle, mózgu i ciele” – pisze psychoterapeuta Bessel van der Kolk w swojej głośnej książce „Strach ucieleśniony” [14]. Popularność użycia pojęcia traumy może oczywiście zacierać niektóre jego znaczenia, ale z pewnością jest to termin, który wskazuje na istotne zjawisko psychologiczne, przydatne w rozważaniu nie tylko jednostkowej, ale i zbiorowej psychologii.
Coraz bardziej przyzwyczajamy się do tego, że nie tylko psychiatrzy stawiają diagnozy urazów psychicznych i nie tylko jednostki noszą ciężar traumatycznych wydarzeń. W coraz większej mierze widzimy, że ofiary katastrof tak różnych, jak ludobójstwo, wojna, trzęsienia ziemi i wypadki przemysłowe, są postrzegane w tych samych ramach, zbudowanych wokół kategorii diagnostycznej zespołu stresu pourazowego. Pojęcie traumy staje się zatem kategorią socjologiczną i moralną. Warto podkreślić, że trauma w tym rozumieniu migruje z poziomu indywidualnego na polityczny i zbiorowy – a także z powrotem [15]. Nasza książka analizuje hipotezę, że powtarzająca się utrata państwowości i suwerenności, której często towarzyszą epizody przemocy, również może być postrzegana jako źródło zbiorowej traumy. Suwerenność posttraumatyczna oznacza zaś, że wyobrażenie suwerenności w danym społeczeństwie naznaczone jest intensywnymi zbiorowymi lękami, a nawet pewną neurotycznością. Ważne, aby poznać i zrozumieć to kulturowe tło. Politycy w różny sposób nawiązują do traumatycznej przeszłości. Nierzadko ją wykorzystują. Jednak z pewnością nie mogą jej ignorować.
Po co jednak mówić o historii, gdy wojna w Ukrainie w oczywisty sposób zmusza nas do myślenia o przyszłości? Trauma nie oznacza jedynie lekcji na temat przeszłości. Mówi także wiele o aktualnych narracjach danej grupy społecznej. Jako taka, trauma pomaga pojąć długoterminowe nawyki zbiorowe oraz emocje. Zaznaczmy przy tym, że dla wielu osób samo to uchwycenie nie ma wystarczającej wartości, aby zagłębić się w historię danego społeczeństwa lub regionu. W końcu w ostatnich dziesięcioleciach na Zachodzie nie było zbyt wiele wyrozumiałości dla Europy Środkowo-Wschodniej. W większości przypadków traktowano ją jako monolit, ignorując jej heterogeniczność. Faktem jest również, że era pozimnowojenna wydaje się w tym regionie raczej słabo rozumiana. Najczęściej panuje przekonanie, iż jest to region, który nieustannie musi „doganiać” Zachód, a zatem nie ma nic szczególnie interesującego do zaoferowania. Dobrym tego przykładem są liczne reakcje na populistyczny zwrot w niektórych krajach naszego regionu, z Polską włącznie. Dyskusja w latach poprzedzających rok 2023 zdominowana była przez utarte klisze i stereotypy [16]. Do najbardziej wyrazistych należało przekonanie, że nieliberalny populizm „spadł z nieba”, jak czarny łabędź, który niespodziewanie pojawił się na wodach polityki światowej i zaczął niszczyć wszystko, co rozwinęło się po 1989 roku, w tym całą Europę Środkowo-Wschodnią. Innym było to, że kraje tego regionu po prostu składają się ze społeczeństw na zawsze naznaczonych postkomunizmem. Społeczeństwa te, zamieszkałe przez homo sovieticusów, nie były w stanie szanować i pielęgnować osiągnięć demokracji i rządów prawa w stylu zachodnim. Interpretacje te często powtarzane były również w naszym kraju. Warto zauważyć, że takie postawienie sprawy oznacza ślepotę na to, że w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej trwa walka polityczna między tymi, którzy opowiadają się za dalszym rozwojem w stylu zachodnim, a tymi, którzy preferują raczej lokalny izolacjonizm. Również z tej perspektywy dwa najbardziej jaskrawe przykłady narodowego trendu populistycznego, czyli Polska i Węgry, przyćmiewają inne, które – jak Estonia czy Czechy – nie podążają nieliberalną ścieżką. Wreszcie, co nie mniej ważne, nie wyjaśnia ani tego, że w obliczu wojny w Ukrainie Polska i Węgry rozeszły się, ani też tego, że w Polsce w 2023 roku wygrali liberalni demokraci. Dlatego też niniejsza książka wykazuje, dlaczego dawny opis regionu przez pryzmat Grupy Wyszehradzkiej stał się nieaktualny, przynajmniej do pewnego stopnia, po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie.
Nowa, bardziej zniuansowana interpretacja historii Europy Środkowo-Wschodniej jest potrzebna – i to nie tylko jej zachodnim sąsiadom. Nadszedł czas, aby Zachód lepiej zrozumiał Europę Wschodnią i Środkową: wraz z nową sytuacją geopolityczną po 24 lutego 2022 roku brak zrozumienia i wiedzy o naszym regionie nasili tylko stale powracające poczucie zaskoczenia, nieuzasadnione nadzieje i oczekiwania oraz równie nieuzasadnione rozczarowania wobec niego. Podkreślmy tylko, że zdumienie zachowaniem Polaków i innych mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej podczas wojny w Ukrainie, w tym ogromną gościnnością dla ukraińskich uchodźców, należy do tego samego uproszczonego, binarnego obrazu, o którym była mowa wyżej. Tymczasem kraje Europy Środkowo-Wschodniej są członkami NATO i UE, a ich decyzje będą zależeć nie tylko od analizy ad hoc, lecz także od tego, jak obecnie interpretują one swoje historyczne doświadczenia. Decyzje te będą dotyczyć nie tylko ich lokalnego kontekstu, lecz także znacznie większej, geopolitycznej układanki sił. Już dziś Polska jest militarnym centrum Zachodu, a kraje bałtyckie domagają się więcej broni i pozycji w Sojuszu Północnoatlantyckim. Decyzje tych krajów, we współpracy z NATO, w znacznym stopniu przyczynią się do kształtowania tego, czym jest i czym będzie Zjednoczona Europa w nadchodzących dekadach.
Z drugiej strony jednak ta nowa interpretacja Europy Środkowo-Wschodniej potrzebna jest także jej samej. Pełnoskalowa wojna w Ukrainie w silny sposób uwidoczniła bowiem jeszcze jeden istotny element całej układanki. Po 35 latach od upadku komunizmu Wschód nie chce już być widziany jako młodszy partner – ani też sam się tak definiować. Może to oznaczać przestrzeń do budowania mądrego, partnerskiego przywództwa w ramach Unii Europejskiej i NATO – ale także może sprzyjać polityce resentymentalnej, populistycznej i izolacjonistycznej. To, w którą stronę podążą kraje regionu – w tym Polska – zależy w wielkiej mierze od pilności, z jaką będziemy poznawać i interpretować lekcję na temat historycznej traumy dotyczącej suwerenności.
Przypisy:
[1] Reinhart Koselleck, „The Practice of Conceptual History: Timing History, Spacing Concepts”, Stanford University Press, Stanford 2002, s. 76.
[2] „Taiwan: von der Ukraine lernen”, Arte Reportage.
[3] Anders Fogh Rasmussen, Anne-Marie Slaughter, David Petraeus, Lee Hsi-min, Graham Allison, Rose Gottemoeller, Elisabeth Braw, Craig Singleton, Chris Krebs, Tai Ming Cheung, Maria Shagina, Mauro Gilli i Vance Serchuk, „Lessons for the Next War”, „Foreign Policy”, 5 stycznia 2023.
[4] Timothy Snyder, „Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem”, Znak, Kraków 2011.
[5] Stefan Wagstyl, „After 1989: how five eastern Europeans saw their lives change”, „Financial Times”, 3 października 2019.
[6] Iwan Krastew i Stephen Holmes, „Światło, które zgasło”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2020.
[7] Karolina Wigura, Jarosław Kuisz, „America Thinks the War Is About Ukraine. Russia’s Neighbors Disagree”, „The New York Times”, 25 marca 2022.
[8] Kaja Kallas, „Our neighbor’s problems today are our problems tomorrow”, Daily Motion.
[9] Wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej, estońscy i słoweńscy politycy wyrazili swoje poparcie dla strefy zakazu lotów na różne sposoby: zob. tutaj lub tutaj.
[10] „Lithuania’s prime minister, Ingrida Simonyte, says Russia’s invasion was predictable”, „The Economist”, 2 marca 2022.
[11] „2022 State of the Union Address by President von der Leyen”.
[12] 15 listopada 2022 roku zabłąkana rakieta uderzyła w terytorium Polski i zabiła dwie osoby, stawiając całe NATO w stan pogotowia. Dopiero po pewnym czasie ostatecznie ustalono, że była to zabłąkana rakieta ukraińska, a nie rosyjska. Zob. Jon Henley, „Missile that hit Poland likely came from Ukraine defences, say Warsaw and NATO”, „The Guardian”, 16 listopada 2022.
[13] Władysław Kopaliński, „Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych z almanachem”, Warszawa 2007, s. 550.
[14] Zob. Bessel van der Kolk, „Strach ucieleśniony. Mózg, umysł i ciało w terapii traumy”, przeł. M. Załoga, wyd. Czarna Owca, Warszawa 2018, s. 28.
[15] Didier Fassin i Richard Rechtman, „Empire of Trauma: An Inquiry into the Condition of Victimhood,” Princeton University Press, 2009.
[16] Więcej na ten temat pisaliśmy w: Karolina Wigura, Jarosław Kuisz [red.], „The End of the Liberal Mind: Poland’s New Politics”, Wydawnictwo Kultura Liberalna, Warszawa 2020.