W piątek Sejm przyjął do dalszych prac cztery projekty ustaw, mających na celu złagodzenie obecnego prawa o aborcji. Dla Koalicji 15 Października jest to kwestia istotna politycznie, nie tylko ze względu na temat. Protesty społeczne po wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji doprowadziły do tąpnięcia poparcia dla PiS-u, które nie wróciło już nigdy do wcześniejszego poziomu. Miały więc wpływ na powstanie obecnego rządu.
W praktyce nie wiadomo jednak, czy którykolwiek projekt uzyska większość w parlamencie. Trzecia Droga nie chce oficjalnie poprzeć dwóch projektów ustaw wprowadzających legalną aborcję do 12. tygodnia, autorstwa Koalicji Obywatelskiej i Lewicy – chociaż część posłów i posłanek TD jest gotowa zagłosować za takim rozwiązaniem. Pozostali koalicjanci nie chcą przyjąć projektu Trzeciej Drogi, który przywraca prawo do stanu sprzed wyroku TK Przyłębskiej. Lewica postrzega jako szansę na kompromis projekt czwarty, którego celem jest depenalizacja aborcji – nie wprowadza on legalności aborcji, lecz usuwa karę.
Trzy warunki sukcesu
Debata dotycząca aborcji być może nie zakończy się nigdy. Wydaje się natomiast, że wszelkie trwałe rozwiązanie polityczne tego problemu musiałoby uwzględniać trzy sprawy. Po pierwsze, nie ma i nie będzie zgody politycznej co do oceny aborcji. To sugeruje, że sprawę trzeba rozwiązać w inny sposób niż na poziomie polityki. Po drugie, jest to temat wywołujący duże emocje – co sugeruje, że w celu uzyskania trwałego porozumienia społecznego warto podejść do przedstawiania własnego stanowiska z odpowiednią wrażliwością. Po trzecie, niezależnie od szczegółowej agendy w tej sprawie, państwo musi zadbać o bezpieczeństwo zdrowotne kobiet.
W tym kontekście wiele mówi się o tym, że prawicowe stanowisko, zmierzające do zakazu, a nawet karania aborcji, nie spełnia powyższych kryteriów. Ale można wspomnieć, że również popularne ostatnio hasło „aborcja była, jest i będzie” nie jest w tym kontekście bez wad. Przede wszystkim nic konkretnego z tego nie wynika. Mamy na świecie wiele rzeczy, które były i będą, takie jak chwasty w ogródku albo wojny, ale to nie przesądza, w jaki sposób należy do nich podejść – czasem wolimy zapobiegać albo zwalczać, a nie legalizować. Do tego dochodzi kwestia wrażliwości: tego rodzaju deklaracja brzmi dość rzeczowo i oschle, a przecież jest to temat, który wywołuje wśród części obywateli głębokie poruszenie – redukuje więc ona do formuły prostego faktu sprawę, która jest złożona i nie dotyczy wyłącznie faktów.
Kobieta czy państwo?
W praktyce bywa różnie. Kobieta może mieć w sprawie dopuszczalności aborcji poglądy liberalne albo konserwatywne. Może to być dla niej decyzja bardzo emocjonalna albo pozbawiona dramatyzmu, może widzieć w tym temacie etyczną tragedię albo zwykły zabieg medyczny. Może decydować samodzielnie albo potrzebować porady innych osób. Tego wszystkiego nie ma sensu sprowadzać do zerojedynkowych wizji świata – nasze różne wartości i emocje mają znaczenie.
Zadanie polityki nie polega na tym, żeby rozstrzygnąć, czy aborcja jest w porządku, czy nie w porządku – w tej sprawie nie jest możliwe trwałe porozumienie polityczne – tylko na określeniu, kto ma w danej sprawie odpowiedzialność i władzę. W kwestii prawa dotyczącego aborcji najważniejsze jest zatem rozróżnienie dwóch rzeczy: podmiotowości kobiety i władzy państwa. Ostatecznie chodzi bowiem właśnie o to, kto podejmuje decyzję: kobieta czy państwo?
Z tej perspektywy możemy spojrzeć na temat następująco: jeśli kobieta jest podmiotem moralnym, to ma prawo podjąć decyzję co do macierzyństwa – nie można zmusić jej do konkretnego rozwiązania, skoro nie jest we własności czy niewoli kogoś innego. Państwo powinno jej zatem zaufać, zapewnić bezpieczeństwo – i uszanować, że jest to kwestia osobista.
W tym kontekście pojawia się nieraz pytanie: a co z sytuacją ojca? W gruncie rzeczy odpowiedź wydaje się jasna. Sama legalność aborcji nie może być przecież uzależniona od woli ojca, ponieważ to oznaczałoby uznanie jego władzy nad kobietą. W takim razie sytuacja ojca jest kwestią relacji między kobietą a mężczyzną, która jest osobistą sprawą między nimi i w której państwo nie pośredniczy.
Trzeba przyznać, że taka odpowiedź może nie usunąć lęku mężczyzny, jeśli taki istnieje; jest to sytuacja, która wiąże się z pewnym moralnym i emocjonalnym ryzykiem. W zgodnym związku para będzie zapewne rozmawiać na ten temat, ale ludzie nie zawsze żyją w zgodzie. Musimy jednak rozsądnie określić zakres możliwości i władzy państwa – nie może ono przecież regulować relacji romantycznych. Jest to rzecz, o którą trzeba się starać w ramach związku.
Trwałe rozwiązanie
Powszechne przyjęcie prawa o legalnej aborcji miałoby bardzo dobre konsekwencje polityczne. Po pierwsze, zamykałoby temat na poziomie polityki – z pola politycznego odpadłaby kwestia powodująca głęboką polaryzację, która rozpala namiętności i pochłania czas, ale nie zmierza do rozwiązania. Szczególnie w obecnej sytuacji, niekończące się konflikty polityczne o aborcję naprawdę niczemu nie służą – odwracają za to uwagę od najważniejszych problemów strategicznych państwa, takich jak bezpieczeństwo i energetyka, którymi powinniśmy się dzisiaj zajmować w pierwszej kolejności.
Po drugie, takie rozwiązanie uwzględnia wrażliwość wszystkich stron. Prawo uznające uprawnienie kobiety do decydowania o ciąży nie kończy sporów i nie jest wykluczające wobec wartości i emocji obywateli, niezależnie od poglądów – nie przesądza ono również o tym, jaka będzie liczba aborcji; jeśli żadna kobieta nie będzie chciała dokonać aborcji, to liczba wyniesie zero. Debata etyczna na temat aborcji mogłaby zatem w dalszym ciągu trwać i rozwijać się, ale polegałaby teraz na tym, że ludzie rozmawiają między sobą o wizjach dobrego życia i najlepszych wyborach, co jest jak najbardziej na miejscu, a nie na tym, jak zmusić wszystkich do przyjmowania własnych poglądów za pomocą przymusu państwa.
* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: freerangestock.com