Przygotowany przez Niemcy i Rwandę projekt zyskał poparcie 15 innych państw, w tym członków Rady Bezpieczeństwa Francji i USA oraz między innymi Albanii, Bośni, Chile, Macedonii, Nowej Zelandii czy Turcji.
W środę 17 kwietnia będzie tematem debaty w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, a 2 maja ma zostać przegłosowany. Jako że akt ludobójstwa, do którego doszło w 1994 roku w Srebrenicy, został uznany przez międzynarodowy trybunał, fakty są niepodważalne, a spodziewany wynik głosowania – oczywisty.
„Bośnia i Hercegowina może tego nie przeżyć”
Mimo to Milorad Dodik, prezydent Republiki Serbskiej w Bośni, ideowej spadkobierczyni sprawców ludobójstwa, zagroził, że jeśli rezolucja zostanie przyjęta, to „Bośnia i Hercegowina może tego nie przeżyć”, a fala przemocy ogarnie całe Bałkany. Stwierdził też, że rezolucja, skandalicznie określa naród serbski mianem narodu ludobójczego, „czym naród serbski nie jest i nigdy nie będzie”.
Z kolei prezydent Serbii Aleksandar Vučić, który także potępia rezolucję, uznał za rzecz niedopuszczalną, że będzie ona głosowana w Zgromadzeniu Ogólnym, a nie w „politycznie bardziej właściwej” Radzie Bezpieczeństwa, i zagroził, że w przypadku jej przyjęcia Serbia zgłosi swą kandydaturę jako niestałego członka do Rady i „przekonująco pokona dwóch NATO-wskich kandydatów” na miejsce przypadające Europie Wschodniej, czyli Czarnogórę i Łotwę.
Te wypowiedzi są zdumiewające. Słowa Dodika przypominają wystąpienie Radovana Karadžicia, przywódcy bośniackich serbskich nacjonalistów, w parlamencie jugosłowiańskiej jeszcze Bośni w 1992 roku, że jeżeli przyjęta zostanie ustawa o referendum niepodległościowym, to dla zabiegających o nią bośniackich muzułmanów „otworzą się wrota piekieł”.
Istotnie, na poparcie przez bośniacką większość niepodległości serbscy nacjonaliści odpowiedzieli wojną, w której zginęło z ich rąk prawie 100 tysięcy muzułmanów, w tym 8 tysięcy w samej Srebrenicy. Co więcej, jeszcze w 2005 roku sam Dodik stwierdził: „Znakomicie wiem, co się zdarzyło w Srebrenicy. To było ludobójstwo. Ustalił to Trybunał w Hadze. To niepodważalny prawny fakt”. Tyle że wówczas, w dziesięć lat po zawarciu pokoju w Dayton, serbscy nacjonaliści w Bośni byli jeszcze słabi, a w Serbii właśnie obalono Slobodana Miloševicia. Dziś ówczesny minister informacji u Miloševicia jest prezydentem Serbii i wspiera Dodika, a obaj cieszą się poparciem Rosji, Chin i Węgier. Z takiej perspektywy prawda historyczna może wyglądać zupełnie inaczej.
Ryzyko trywializacji ludobójstwa
Projekt rezolucji, co więcej, nie tylko nie piętnuje narodu serbskiego, co istotnie byłoby skandaliczne, ale nawet o nim nie wspomina, podobnie jak o Republice Serbskiej i Serbii; wzywa jedynie do ukarania nienazwanych „sprawców”. No ale, jak słusznie zauważył szef serbskiego MSZ-u, Ivica Dačić, w rezolucji „jest mowa o zbrodni na bośniackich muzułmanach, więc ktoś jej musiał dokonać”. Ano właśnie: zmiany politycznej perspektywy nie dają jednak pełnej swobody w pisaniu historii na nowo.
Ale próbować można: to dlatego Vučić wolałby, aby rezolucją zajęła się Rada Bezpieczeństwa. Rosja zawetowała tam rezolucję upamiętniającą ludobójstwo w Srebrenicy w jego dwudziestą rocznicę (Chiny się wstrzymały). Dziś byłoby tak samo, i dlatego Niemcy i Rwanda – kraje z historią nieusuwalnie naznaczoną ludobójstwem – przedłożyły swój projekt Zgromadzeniu Ogólnemu, nie Radzie. Tylko że rezolucje Zgromadzenia, inaczej niż Rady, nie mają mocy prawa międzynarodowego; stanowią jedynie wyraz opinii społeczności międzynarodowej. Tym samym kwestia ludobójstwa zostaje nieuchronnie upolityczniona, co w konsekwencji grozi jej trywializacją.
Dlatego zapewne lepiej by było w ogóle z tej rezolucji zrezygnować, a sprawę napiętnowania zbrodni pozostawić trybunałom. Ale trybunały też mają swoje ograniczenia: w 2007 roku Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (MTS – ten sam, który obecnie rozpatruje skargę RPA przeciwko Izraelowi za rzekome ludobójstwo w Gazie), rozpatrując skargę Bośni przeciwko Serbii, za wyrokiem odrębnego Międzynarodowego Trybunały do spraw byłej Jugosławii (MTJ), uznał wprawdzie, że w Srebrenicy doszło do ludobójstwa – ale uwolnił Serbię od wszelkiej odpowiedzialności za nie.
Nagroda pocieszenia
Tymczasem przywódca Serbii Slobodan Milošević przez cały czas wojny zbroił, finansował i w znacznym stopniu kontrolował serbskich nacjonalistów w Bośni. Potwierdzające to dokumenty Serbia przekazała wprawdzie do MTJ, ale z zastrzeżeniem, że nie wolno ich przekazywać innym trybunałom; w przeciwnym wypadku Serbia w ogóle odmówiłaby współpracy przy procesie Miloševicia, którego wydała do Hagi – i cały proces mógłby się rozpaść.
Rzecz w tym, że MTJ – podobnie jak jego następca, Międzynarodowy Trybunał Karny – sądzi jedynie jednostki. Proces Miloševicia nie postawił w stan oskarżenia państwa serbskiego (i zakończył się zresztą bez wyroku, ze względu na śmieć oskarżonego). Wnosząc sprawę przed MTS, Bośnia liczyła, że Belgrad zostanie jednak napiętnowany – i się przeliczyła. Rezolucja Zgromadzenia, w trzydzieści lat po zbrodni, będzie co najwyżej czymś w rodzaju nagrody pocieszenia. Należy jednak uważnie odnotować, jakie państwa ją poprą, a jakie wstrzymają się od głosu, lub wręcz ją odrzucą.
W Srebrenicy, która na mocy pokoju w Dayton przypadła Republice Serbskiej, dziś mieszkają już niemal tylko Serbowie. Muzułmanie są na leżącym pod miastem ogromnym cmentarzu ofiar ludobójstwa. W tych dniach rada miejska uchwaliła właśnie nowe nazwy ulic. Oddają one cześć serbskim bohaterom i ideologii, która im przyświecała. Żadna nie upamiętnia jej ofiar.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Flickr.