Aktywiści klimatyczni kilka razy przebili się ostatnio do mediów. Uwagę zwróciła w szczególności akcja oblania farbą pomnika Syreny nad Wisłą. „Jesteśmy ostatnim pokoleniem i będziemy o siebie walczyć” – ogłaszała w czasie wydarzenia działaczka ruchu „Ostatnie Pokolenie”. Kilka tygodni później syrenka została jeszcze symbolicznie oblana wodą. Kolejna akcja polega na blokowaniu głównych ulic w Warszawie. Aktywiści przyklejają się do jezdni, aby zatrzymać ruch – w ten sposób chcą zwrócić uwagę na problem wykluczenia transportowego w Polsce, który przyczynia się do globalnego ocieplenia.
Akcje mają budzić emocje – i niektórzy się denerwują. Trzecim epizodem w temacie był wywiad dziennikarza Roberta Mazurka z aktywistką grupy „Wschód” Dominiką Lasotą w RMF FM. Mazurek ogółem przepytywał Lasotę z pozycji wyższości i niezbyt przyjemnym tonem. Zapytał ją również o „Ostatnie Pokolenie”, którego oddział w Niemczech został uznany przez sąd w Monachium za zorganizowaną grupę przestępczą. Tamtejsi aktywiści między innymi oblali farbą Bramę Brandenburską w Berlinie i przyklejali się do pasów startowych na płytach lotnisk – Lufthansa domaga się odszkodowania.
Lasota stwierdziła w odpowiedzi, że w przeszłości władze państwowe uznawały za „terrorystów” różne ruchy społeczne, które działały w słusznej sprawie – i podała jako przykład amerykańskiego pastora i działacza ruchu praw obywatelskich Martina Luthera Kinga. Na to Mazurek odparł, że Kinga nikt nie nazywał terrorystą, na co Lasota odpowiedziała, że „trzeba czytać podręczniki”, a dziennikarz wyraził zdziwienie, dlaczego „pani akurat mnie poucza”. Pod koniec rozmowy określił aktywistów mianem „rozwydrzonych nastolatków”. Jak można pouczać akurat jego?
Jakimi ekstremistami będziemy
Cała ta dyskusja pokazuje coś ciekawego na temat podejścia do aktywizmu klimatycznego w debacie publicznej. W sprawie Martina Luthera Kinga Lasota ma oczywiście rację. Nawet jeśli nie posługiwano się wobec niego regularnie terminem „terroryzm”, to w debacie publicznej powinno się stosować zasadę serdeczności, czyli słuchać, co próbuje powiedzieć druga osoba – nie ma sensu kłócić się o słówka, tylko o sens wypowiedzi.
A sens wypowiedzi Lasoty jest jasny: przecież FBI uważało Kinga za zagrożenie dla bezpieczeństwa i komunistę, często spotykał się również z zarzutem politycznego ekstremizmu. Na ten zarzut King odpowiedział zresztą w liście z więzienia w Birmingham z 1963 roku. Jak pisał, „pytanie nie polega na tym, czy będziemy ekstremistami, ale jakiego rodzaju ekstremistami będziemy. Czy będziemy ekstremistami nienawiści czy miłości? Będziemy ekstremistami w celu utrzymania niesprawiedliwości czy ekstremistami na rzecz sprawiedliwości?”.
Ale Mazurka chyba nie za bardzo interesowało, jak rozwiązać problemy, którymi zajmuje się Lasota, lecz raczej to, na jaki haczyk można by ją złapać. Nie było wiele czasu, żeby porozmawiać o tym, jak przeprowadzić zieloną transformację w sposób skuteczny i sprawiedliwy; i jak przekonywać do tego obywateli. Dziennikarz pytał raczej, czy Lasota lubi jeść mango, bo przecież mango jest importowane, a to ślad węglowy. I sprawdzał jej poglądy w sprawie budowy elektrowni atomowej – bo jeśli byłaby przeciwko, a miała w tej sprawie wątpliwości, oznaczałoby to jej dyskredytację jako osoby zideologizowanej. No i już, udało się, problem aktywistów z głowy, można się rozejść!
Przełamać pesymizm
Problem polega zapewne na tym, że aktywiści za bardzo patrzą na wartości, a część mediów i opinii publicznej za bardzo patrzy na metody. Z jednej strony, wartości mają znaczenie i jest ważne, jakie przyjmujemy nastawienie do polityki klimatycznej – czy jesteśmy po stronie tych, którzy chcą zmiany na lepsze, czy po stronie tych, którzy chętnie narzekają, ale niechętnie coś zrobią. Warto zatem utrzymać uwagę na wartościowym celu, nawet jeśli nie zawsze podobają nam się szczegóły danej metody.
Z drugiej strony, metoda również ma znaczenie i nie każda będzie równie wartościowa albo skuteczna. Chociaż credo Kinga w teorii brzmi ładnie, to oczywiście nie można zaufać mu w sposób abstrakcyjny. W imię szczytnych ideałów czyniono przecież w historii straszne rzeczy. „Dążenie do ideału”, jak pisał o tym w klasycznym eseju Isaiah Berlin, może być zalążkiem fanatyzmu. Trzeba więc patrzeć konkretnie na to, jakie działanie jest uzasadnione w danej sprawie. Jeśli aktywiści klimatyczni blokują ulice, żeby domagać się tańszych biletów komunikacji miejskiej – ogółem nie brzmi to jak potencjał na skuteczną akcję. Nie będzie to postulat szczególnie nośny akurat w Warszawie, gdzie komunikacja publiczna jest dobra i niedroga, a jego związek z zieloną polityką jest na tyle pośredni, że będzie sprawiał wrażenie działania bardziej ideologicznego niż pożytecznego.
Tego rodzaju polityczna nieporadność niekoniecznie powinna jednak świadczyć przeciwko klimatycznym aktywistom. Ich podstawowym celem jest przecież zwrócenie uwagi na problem, a ich działania mają przede wszystkim charakter symboliczny, jest to rodzaj performansu. Nie oni stoją przed trybunałem historii i to nie ich dotyczą rozliczenia polityczne. Innymi słowy, potrzeba prowadzenia zielonej transformacji nie zależy od tego, czy aktywiści zgłaszają postulaty mądre, czy głupie.
Jest natomiast prawdą, że w demokratycznym społeczeństwie zielona polityka musi być popularna, aby była możliwa. Tymczasem w tego rodzaju symbolicznych akcjach istnieje element rozpaczy, który wynika bodaj z wrażenia, że dotychczasowa reakcja społeczeństwa i polityków jest niewystarczająca. Jest w nich również pewien pesymizm, aura nadciągającej katastrofy – i związane z tym założenie, że skoro nadchodzi koniec, to nie wolno odwracać od tego uwagi. W konsekwencji do działania nie stosuje się zwykła kalkulacja polityczna – jeśli wszystko jest stracone, to przecież nie ma większego sensu liczyć się z konsekwencjami. Przełamanie tego pesymizmu byłoby pewnie zarówno w interesie aktywistów, jak i lepszej polityki.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: instagramowy profil grupy Ostatnie Pokolenie.